Nagle rozległo się głośne walenie do moich drzwi.
- Czego? - warknęłam w poduszkę.
Drzwi otworzyły się z głośnym hukiem.
- Obcy najechali nasz kraj i musimy się szybko ewakuować - powiedział Eric najspokojniej w świecie.
- Wyjdź stąd - powiedziałam, nie podnosząc głowy.
- Mogłabyś chociaż na mnie spojrzeć, jak ze mną rozmawiasz - prychnął - Trochę kultury.
- Wyjdź stąd - powtórzyłam trochę głośniej.
- Co z tobą Jess? Normalnie już dawno uraczyłabyś mnie jakąś ciętą ripostą - westchnął.
Jezu ludzie, co z wami? Czy nikt nie rozumie, że chcę zostać na chwilę sama? Mimo wszystko nie skomentowałam uwagi Erica. Miałam nadzieje, że jak nie będę mu odpowiadać, to wyjdzie. Niestety, odniosłam odwrotny skutek.
- Jess, wszystko w porządku? - spytał z autentyczną troską w głosie, siadając obok mnie na łóżku.
- Wyjdź stąd! - nie wytrzymałam i tym razem krzyknęłam, ale efekt nie był taki jakiego oczekiwałam, gdyż poduszka mnie zagłuszyła.
- Zacięłaś się czy jak?
Żarty się skończyły. Teraz postanowiłam wytoczyć ciężką artylerię.
- Braciszku, proszę wyjdź - popatrzyłam na niego błagalnie.
Jego mina była bezcenna. Szczęka całkowicie mu opadła.
- Ty.. mnie prosisz? Jessico, co się stało? - teraz to już serio się wystraszył. Przewróciłam oczami i opadłam z powrotem na poduszkę.
- Powiedz mi, ten cały Kastiel, on.. zrobił ci coś? Bo jak tak, to przysięgam, że mu nogi z d.. czterech liter powyrywam! - krzyknął.
- Uspokój się, nikt mi nic nie zrobił - powiedziałam najspokojniej w świecie - Po prostu chcę być sama.
- Trzeba było tak od razu - uśmiechnął się z ulgą - Ale jeśli jest coś nie tak, to powiedz - wstał z łóżka.
No nie wierze. Wystarczyło powiedzieć prosto z mostu?
- Okej, powiem.
- To dobrze - usłyszałam, zanim drzwi się za nim zamknęły.
Krzyknęłam do poduszki. Nagle cały dzisiejszy dzień powrócił do mnie ze zdwojoną siłą. Dlaczego to wszystko musiało przydarzać się mi? Jeszcze tylko Dake'a brakuje do całkowitego zrujnowania mojej psychiki.
Następnego dnia rano miałam dziwnie dobry humor. Nie wiem, skąd się u mnie wziął, ale z twarzy nie schodził mi uśmiech. Może wieczorem wykorzystałam już cały mój zapas żalu i pretensji do całego świata? Wczoraj długo nie mogłam zasnąć, cały czas w głowie siedział mi Lysander. Starałam się myśleć o czymś innym, ale nie było to możliwe. A dzisiaj czułam, że wszystko pójdzie dobrze.
- Wychodzę! - krzyknęłam zamykając za sobą drzwi.
Pięć minut później siedziałam na przystanku ze słuchawkami w uszach i czekałam na szkolny autobus. Miałam jeszcze sporo czasu do jego przyjazdu. Rozłożyłam się wygodnie na ławce i czekałam.
Kiedy w końcu nadjechał, wsiadłam i zajęłam puste miejsce. Przez połowę drogi gapiłam się w okno słuchając muzyki. Nie chciałam, żeby jakieś zaczepki Kastiela popsuły mi dobry humor. Niestety, nie dało się tego uniknąć. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś szturchnął mnie w ramię. Odwróciłam się i zdjęłam słuchawki.
- Czego? - spytałam, patrząc na czerwonowłosego.
- Niczego. Zdenerwować cię przyszedłem - wzruszył ramionami.
- To muszę cię zmartwić, ale to dzisiaj niewykonalne - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zobaczymy - posłał mi swój złowieszczy uśmiech i wrócił do siebie. Zdziwiło mnie to, byłam święcie przekonana, że się nie odczepi do końca drogi. Na szczęście tak się nie stało.
- Jess, idziesz? - spytała Roza, kiedy autobus wtoczył się na parking.
- Tak idę. Mam z tobą parę rzeczy do omówienia - posłałam jej mordercze spojrzenie, uśmiechając się przy tym. Rozalia od razu załapała o co chodzi.
- O popatrz, Lysander na nas czeka na zewnątrz! - uśmiechnęła się.
Spojrzałam na parking. Białowłosy rzeczywiście stał przy autobusie i uśmiechał się do mnie.
- Niech to szlag.. - wymamrotałam.
- Co mówiłaś? - spytała z niewinnym uśmieszkiem.
- Nic, nic - odwzajemniłam uśmiech. Nie dam sobie popsuć dobrego humoru. Powoli podniosłam się z siedzenia i ruszyłam za białowłosą w stronę wyjścia.
- Cześć Lys! - krzyknęła Roza, chociaż białowłosy stał niedaleko nas.
- Cześć Rozalio - uśmiechnął się i spojrzał na mnie - Witaj Jessico - pocałował mnie w rękę. Wzdrygnęłam się i zabrałam dłoń. Posłał mi pytające spojrzenie, ale udałam że nie widzę.
- Cześć Lys - uśmiechnęłam się i wszyscy ruszyliśmy w kierunku wejścia.
W połowie drogi do klasy poczułam, jak ktoś delikatnie łapie mnie za ramię. Odwróciłam się.
- Hej Jessico, możemy pogadać? - spojrzałam w niebieskie, poważne oczy Nataniela.
- Jasne, ale wiesz ja mam teraz lekcję.. - zaczęłam.
- Nie szkodzi. Napiszę ci zwolnienie - uśmiechnął się.
- Jak tak, to nie ma sprawy - odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam za blondynem do pokoju gospodarzy. W połowie drogi jeszcze się odwróciłam. Mój wzrok zatrzymał się na Lysandrze, który z uwagą przyglądał się Natanielowi. W jego spojrzeniu wyczułam chłód. Ciarki przeszły mi po plecach. Nat otworzył przede mną drzwi i oboje weszliśmy do pokoju gospodarzy. Przy biurku stała niebieskooka brunetka i podlewała kwiatki. Wiedziałam, że pomaga Natowi z różnymi dokumentami, więc nie zdziwiła mnie jej obecność.
- Melanio, czy możesz nas na chwilkę zostawić samych? Chciałbym porozmawiać z Jessicą - powiedział suchym, służbowym tonem. Wzdrygnęłam się. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby tak mówił. Nagle poczułam, że nie mam ochoty zostawać z nim sama. Dodatkowo to dziwne uczucie, które mnie nie opuszczało odkąd zobaczyłam ten zimny wzrok białowłosego.
Rzekoma Melania przerwała podlewanie i spojrzała na blondyna ze zdziwieniem. Ale zaraz potem na jej twarzy pojawiła się rezygnacja.
- Oczywiście Natanielu - powiedziała smutno.
Nie chciałam, żeby wychodziła. Ale ona, pomimo moich sprzeciwów wysyłanych do niej w myślach, opuściła pokój ze spuszczoną głową. Na mnie nawet nie zerknęła.
Nataniel usiadł za biurkiem przy którym niedawno stała Melania i ruchem ręki wskazał mi, bym również usiadła naprzeciwko niego. Podeszłam ostrożnie i wykonałam prośbę Nata. Jego wyraz twarzy ze służbowego, natychmiast zmienił się w normalny.
- Posłuchaj mnie teraz Jessico - uśmiechnął się smutno. W jego oczach widać było zmęczenie.
- Słucham - odwzajemniłam uśmiech.
- Powiadomiono mnie, że podsunęłaś pomysł koncertu - powiedział ciepło - Osobiście uważam, że to bardzo dobry pomysł. Czy zgodziłabyś się pomóc w jego zorganizowaniu? Dyrektorka już wyraziła na niego zgodę, pod jednym warunkiem. Nie możemy wynajmować jakiejś sławnej grupy, żeby się nie wykosztować. Mamy zebrać fundusze, nie je wydawać - popatrzył na mnie z uśmiechem.
To była naprawdę dobra wiadomość! Cieszyłam się, że mój pomysł się spodobał.
- Oczywiście, możecie liczyć na moją pomoc - odwzajemniłam uśmiech.
Nataniel szybko wytłumaczył mi na czym ma polegać moja pomoc. Miałam posprzątać i udekorować piwnicę, którą wybrała Roza na miejsce koncertu, oraz znaleźć chętnych do zagrania na scenie. Ogłoszeniami o koncercie ma zająć się Melania.
- Wszystko jasne? - spytał dla pewności.
- Jak słońce - przytaknęłam.
- Cieszy mnie to. A teraz chciałbym porozmawiać z tobą jak przyjaciel.
Wzdrygnęłam się na samo słowo "przyjaciel". Ja bym nie nazwała tak osoby, z którą rozmawiałam tylko parę razy.
Mimo moich sprzecznych uczuć, uśmiechnęłam się.
- Mów śmiało.
- Zauważyłem ostatnio, że Kastiel trochę ci się naprzykrza - powiedział cicho.
Lekko zakręciło mi się w głowie na te słowa.
- S-słucham? - spytałam kompletnie zdezorientowana.
- To samo dotyczy Lysandra. Gdyby z Kasem były jakieś problemy, to zawsze możesz na mnie liczyć.
Kiedy usłyszałam imię białowłosego, poczułam jakby ktoś mnie uderzył w twarz.
- Nataniel, co ty opowiadasz? - szepnęłam kompletnie zszokowana. Nastała niezręczna cisza.
- Ostatnio was widziałem. Miałem wrażenie, że chcesz jak najszybciej od niego uciec - powiedział spokojnie.
Jak on może mówić to tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie?
- Zaraz, zaraz - nagle sobie to uświadomiłam - Nie mów, że podsłuchiwałeś.
- Nie, to nie tak, źle mnie zrozumiałaś - moje słowa wywarły na nim niezłe wrażenie. Teraz to on wyglądał, jakby miał ochotę uciec. Chciałam mu to wypomnieć, ale ugryzłam się w język.
- Po prostu.. niechcący was zobaczyłem. Zacząłem się o ciebie martwić, gdyż nie wyglądałaś najlepiej - wydusił z siebie.
Nie mogłam tam dłużej siedzieć i go słuchać. Nagle poczułam, że wszystkie moje pretensje do świata z wczoraj, wracają. Wstałam z krzesła.
- Miło że się martwisz - wysiliłam się na sarkazm - Ale nie powinieneś tego robić. A teraz wybacz, mam lekcje - ruszyłam w stronę wyjścia.
- Zaczekaj, Jessico, to nie tak! - krzyknął i wstał żeby mnie zatrzymać, ale już się nie zdążył. Wyszłam stamtąd głośno zamykając za sobą drzwi.
- Ups, wybacz. Przeciąg - mruknęłam pod nosem i ruszyłam w stronę klasy. Mój dobry humor całkiem mnie opuścił. Jednak to nie z winy Kastiela, jak spodziewałam się tego na początku. Nagle poczułam, jak ktoś mocno wbija mi się w ramię.
Kiedy Jess w końcu przekona się do Lysa!? Kiedy oni w końcu się do siebie zbliżą? Kto złapał ją za ramię!? Kas, Armin, Alexy, Lysiek? A może to nowy adorator naszej bohaterki? Jezu tyle pytań! :D Ale rozdział świetny, tylko troszkę zasmuca mnie odrzucanie Lyśka :c
OdpowiedzUsuńNiech nie będzie tak znowu różowo z Lysandrem :D ale spokojnie, Lys jest wytrwały ^^
UsuńA ja przypuszczam, że to Kastiel lub ktoś inny :D Lysio nie wbijałby palców delikatne ramie Jess ;3. Czekam na next
OdpowiedzUsuństawiam na Amber! i wgl weź Naaat taki troskliwy chłopczyk xd dobra zbytnio nie umiem pisać komentarzy także proszę wybacz mi :c czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńTo bedzie Kass? PRoszę Q!!!! <3
OdpowiedzUsuńA nie mówiłam, że apokalipsa Amber nadchodzi?!
OdpowiedzUsuń