Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

piątek, 29 lipca 2016

Rozdział CXXXVI

Witam, witam i przepraszam za taką przerwę! Po prostu wróciłam z wakacji i zanim ogarnęłam co się wokoło mnie dzieje, już minął kolejny tydzień... Plus jeszcze rodzina się do mnie zjechała, więc miałam pełne ręce roboty. Mam nadzieję, że wybaczacie :c 
A teraz, zapraszam na kolejny rozdział ♥
--------------------------------------------------------------------------
     Od samego rana biegałam po domu w tę i z powrotem. Powód? Zaspałam. Zresztą, jak zwykle...
Nawet nie usłyszałam, kiedy Roza weszła do pokoju. Dźwięk suszarki skutecznie wszystko zagłuszył. Starałam się w miarę możliwości szybko ogarnąć, gdyż o trzeciej po południu miał zacząć się koncert.
- Hej Jess, co nic telefonu nie odbierasz? Dzwonię i dzwonię - spojrzała na mnie z wyrzutem, kiedy stałam tam przed lustrem, nadal w piżamie.
- Wybacz, staram się wyzbierać na ten koncert - westchnęłam ciężko - strój jest zawieszony na drzwiach od szafy - uśmiechnęłam się widząc jej wzrok. Przecież białowłosa przyszła tu z pewnością przede wszystkim po to.
Od razu tam popędziła, a gdy wyłączyłam suszarkę, wydała z siebie przeciągłe westchnienie zachwytu.
- I jak? - uśmiechnęłam się, wychodząc z łazienki i przeczesując niesforne kosmyki moich długich włosów. Powinnam je ściąć, albo co.
- Jest nieźle, ale ja i tak wybrałabym dla ciebie dużo lepszą kreację - uśmiechnęła się niewinnie, sunąc opuszkami palców po materiale spódnicy - To ze sklepu Leo, prawda? 
Spytała z taką pewnością siebie, że i tak nie musiałam odpowiadać na jej pytanie. Kiwnęłam tylko lekko głową i odwzajemniłam uśmiech białowłosej.
- Dobrze, że chociaż wybraliście najlepszego projektanta - mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- A jak tam Iris i chłopaki? - spytałam, gasząc światło w łazience.
- Prawie gotowi - dziewczyna rozwaliła się na moim łóżku z westchnieniem - Tylko nie wiem co z Kastielem. Pewnie jak zwykle gdzieś się szalaja i nie odbiera telefonów. Muszę do niego na chwilę wpaść i sprawdzić, czy w ogóle wie, że ten koncert jest dzisiaj.
- Na pewno wie - zaśmiałam się - Chociaż.. Nie, przy nim niczego nie można być pewnym - przewróciłam oczami.
- Dlatego ja będę się już zwijać do niego - powiedziała i podniosła się z posłania do pozycji siedzącej, przeczesując przy tym palcami swoje długie, białe włosy - Chętnie pomogłabym ci przygotować się na ten koncert, ale sama widzisz.. Paul prosił, żebym wszystkiego dopilnowała. Oczywiście, chodziło o kostiumy, ale nie zaszkodzi sprawdzić, czy wszyscy są świadomi, że to już za parę godzin.
- Roza? - spytałam, podnosząc się również - Powiedz mi jeszcze jedną rzecz.. Czy wiesz, dlaczego Lysander wyjeżdża? 
Dziewczyna na moment zamarła w bezruchu a zaraz potem spojrzała na mnie z obawą.
- Nie wiem - wlepiła wzrok w ziemię - Nie chciał mi powiedzieć. Pytałam go o to, nawet mu groziłam, znasz mnie - przerwała na moment uśmiechając się smutno - Ale stwierdził, że jak mi powie, to pewnie i ty się dowiesz. Więc siłą rzeczy, nic ci nie powiem w tej sprawie.
- Rozumiem - zrezygnowana, opadłam z powrotem na poduszki.
- Dobrze Jess, nie smuć się, masz go jeszcze na moment przy sobie to się nim naciesz. Ja lecę, trzymaj się, widzimy się za kulisami - rzuciła krótko i już jej nie było. Chciałam ją jeszcze chociaż do drzwi odprowadzić, ale nic z tego. Zniknęła tak szybko jak się pojawiła. 
Westchnęłam i zabrałam się z powrotem za szykowanie do wielkiego wydarzenia. Chłopcy chcieli jeszcze zrobić próbę przed występem, dlatego nieco mi się spieszyło.
- Hej malutka, zrobiłam ci naleśniki. Gwiazda musi dużo jeść, żeby nie zemdleć na scenie - do pokoju weszła ciotka z wielkim talerzem obfitych pancakesów. Mrugnęła do mnie i postawiła je na biurku obok łóżka.
- Dziękuję, nie trzeba było - uśmiechnęłam się z wdzięcznością patrząc na opiekunkę - Będziesz dzisiaj?
- Chciałabym kochanie, ale mam dziś zmianę w szpitalu - spojrzała na mnie przepraszająco ze smutnym uśmiechem na ustach - Ale Eric powiedział, że będzie mi cię pilnował.
Kiedy byłam już gotowa, szybko zadzwoniłam po Lysa i jeszcze tylko zdążyłam spojrzeć na siebie w lustrze i zabierając torebkę zbiegłam po schodach. Ledwo ubrałam buty, a samochód podjechał pod dom a ze środka wyszedł... Najprzystojniejszy facet pod słońcem. No cóż, mój facet. Gust to ja jednak mam.
- Witaj, moja ty księżniczko - uśmiechnął się, patrząc na mnie z podziwem.

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział CXXXV

- Jeśli chodzi o niego... - urwał i spojrzał na mnie z uwagą. Mimowolnie wstrzymałam oddech, podczas gdy Nataniel mocno się na czymś zastanawiał.
- No..? - ponagliłam go.
- Niby ma usprawiedliwione te nieobecności. Ale nie mam pojęcia jak to robi, gdyż ja osobiście nie widziałem ani jednego, a zazwyczaj sam się tym zajmuję. Jednak jeśli chodzi o niego, to dyrektorka sama mu to usprawiedliwia, co już według mnie jest lekko dziwne - westchnął ciężko i potarł dłonią swoją blond grzywkę z zakłopotaniem.
- Co masz na myśli? - spytałam, świdrując go spojrzeniem. 
- Szczerze? Nie wiem. Nie rozumiem tego. To tak jakby był pod jakimś specjalnym traktowaniem, ale nie potrafię tego jakoś wytłumaczyć - wzruszył ramionami i spojrzał za okno z zamyśleniem, jakby szukał jakiegoś wyjaśnienia.
Na zewnątrz świeciło piękne słońce. Wiosna rozkwitała w pełni, zakochane pary przechadzały się wolno pragnąc nacieszyć się swoją obecnością. A ja? Nawet nie zauważyłam, że ten czas mijał tak niesłychanie szybko... Ale teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie niż zastanawianie się nad pogodą.
Westchnęłam ciężko, powracając do tego, co powiedział blondyn. 
No tak. Cały Wiktor. Swoją osobą i postawą stawia przed człowiekiem więcej pytań niż odpowiedzi. Sądzę, że sama będę musiała z nim porozmawiać. Wszystko pięknie, tylko gdzie ja go znajdę?
- Nie zawracaj sobie nim głowy, Jess - z zamyślenia wyrwał mnie delikatny głos blondyna i jego dłoń, którą delikatnie musnął moje palce.
- Dziękuję za informacje - wysiliłam się na odwzajemnienie śmiechu i wpakowałam sobie kolejny kawałek naleśnika do ust.
No cóż. Nie jest zbyt ciekawie. Czy może coś łączyć białowłosego faceta, który uciekł najprawdopodobniej z najmroczniejszego miejsca na ziemi ze starszej daty dyrektorką niepozornego liceum? To brzmi tak... nieprawdopodobnie. Ktoś, kto pisze scenariusz mojego życia musiał uciec z psychiatryka.
Wróciwszy do domu, byłam tak zmęczona że nie miałam siły na nic. Miałam ochotę tylko wyłożyć się na łóżku i nie wstawać do samego wieczora. Jednak, ledwo co to zrobiłam, a do drzwi ktoś zapukał. 
- Eric! Otwórz - krzyknęłam, nawet nie podniósłszy głowy z poduszki.
- Otwarte! - usłyszałam krzyk młodego, który oczywiście był tak zaoferowany grą na konsoli, że nie raczył ruszyć się do drzwi. Westchnęłam i zamknęłam oczy, pewna, że to jakaś koleżanka ciotki, która wpadła z wizytą. Nie zastanowiwszy się nawet nad tym, przytuliłam się do poduszki. Jednak dosłownie pięć sekund później zabrzmiało pukanie w moje drzwi. 
No cholera mnie trafia.
- Wlazł - mruknęłam, niezbyt zainteresowana kto wejdzie do pokoju.
- Witaj Jessico - usłyszałam najsłodszy męski głos na świecie. Uśmiechnęłam się do siebie, nadal nie poruszywszy żadną częścią swojego ciała.
- Cześć Lys - wymruczałam, a po chwili poczułam jak chłopak kładzie się obok mnie i przytula mocno.
- Stęskniłem się za tobą - wyszeptał w moje włosy, a ja spojrzałam na niego. 
- I dlatego przyszedłeś mi poprzeszkadzać? - zaśmiałam się, wtulając głowę w jego tors - Cudownie, przynajmniej możesz mi się przydać jako poduszka.
- Ej - zaśmiał się - Jesteś okrutna.
- Wiem. A tobie się to podoba - powiedziałam przekornie.
- Osz ty wredna - westchnął i objął mnie ramieniem - W sumie to chciałem z tobą porozmawiać.
- Na jaki temat? - spojrzałam z ciekawością w te cudowne, dwukolorowe oczy, które nagle się zasmuciły.
Chłopak westchnął i zaczął patrzeć gdzieś w przestrzeń. Definitywnie przestał być obecny duchem. Przewróciłam oczami ze zniecierpliwieniem. Nie ukrywam, że ton jego głosu troszkę mnie zaniepokoił.
- Lysander! O co chodzi? - starałam się go wyrwać z tych jego smutnych myśli. Zamrugał parę razy i zaczął świdrować mnie spojrzeniem.
- Widzisz... Bo ja muszę na chwilę wyjechać.
Poczułam, jakbym nagle zaczęła spadać w przestrzeń. 
Ale jak to? Wyjechać? Dokąd? Po co? Gdzie? Z kim? Sam? Dlaczego teraz? Chce mnie zostawić? I najważniejsze... Na jak długo? Tysiące pytań nagle zaczęło kłębić się w mojej głowie.
- Widzisz - zaczął po chwili milczenia - Pewnie na około miesiąc, może trochę dłużej... Mam pewną sprawę do załatwienia.
- Ale jaką sprawę? O co chodzi? - spytałam bezsilnie Już widziałam, że jego decyzja jest podjęta i nie zmieni jej tak łatwo, chociaż nie ma ochoty wyjeżdżać. Ale aż na miesiąc? Nigdy nie rozstaliśmy się aż na tak długo. Kompletnie sobie tego nie wyobrażałam.
- Nie martw się, wrócę do ciebie, moja ukochana - pocałował mnie z czułością w czoło i jeszcze mocniej objął, jakby bał się, że pod wpływem tego co powiedział, mogę się odsunąć.
- Lys... - głoś nagle uwiązł mi w gardle. Dopiero kiedy przełknęłam ślinę, byłam w stanie kontynuować - Kiedy? Kiedy chcesz wyjechać? I dokąd?
Chłopak zamyślił się na moment.
- Za tydzień. Muszę jeszcze pozałatwiać sprawy związane z lotem. Aż do Francji. Ale spokojnie - ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi w oczy z wielką uwagą - będzie dobrze. Obiecuję ci to, że wrócę najszybciej jak to tylko będzie możliwe. I nie zapomnę o tobie. Jak mógłbym, o moim małym światełku? Wiem, że się tego boisz, ale zaufaj mi, dobrze? - spytał z takim ciepłem w głosie, że poczułam pod powiekami piekące łzy. 
- A co ze szkołą?
- Muszę pozaliczać wszystko w tym tygodniu, dlatego przede mną trochę pracy. Wstępnie rozmawiałem już z paroma nauczycielami i nie robili problemu pozwalając mi napisać nadchodzące testy. A jak wrócę, napiszę resztę - uśmiechnął się do mnie pocieszająco, jednak to nic nie dało.
- Będę tęsknić... - powiedziałam, starając się nie rozpłakać.
- Ja też - wyszeptał i pocałował mnie z taką namiętnością, że aż zakręciło mi się lekko w głowie - Nie martw się, księżniczko moja. Kocham cię najmocniej na świecie - odparł łamiącym się głosem, po czym ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.


wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział CXXXIV

        Próba minęła szybko. Tak samo jak szybko minął czas dzielący nas od występu. Rozalia przez cały czas biegała dookoła chłopaków i brała miary, by uszyć im coś odpowiedniego. Trochę ponarzekała, że nie mogła iść z nami do galerii, by wybrać strój dla mnie, ale Alexy skutecznie przekonał ją, że sam się tym zajął i że jest przecudowny. Oczywiście białowłosa musiała go zobaczyć zanim zacznie się występ, co jej obiecałam. Nawet nie spostrzegłam się, kiedy od koncertu dzieliły nas mniej niż 24 godziny. 
- Ludzie, czy wszytko gotowe? - krzyczał Paul do osób montujących scenę. Był chyba bardziej zdenerwowany niż my, a gdy zapytałam dlaczego, odpowiedział: 
- Bo zainwestowałam w was naprawdę sporą sumę. Ale jestem pewny, że mnie nie zawiedziesz - uśmiechnął się z lekkością i położył swoją dłoń na ramieniu. 
Pomimo wszystkich tych przygotowań, nie zapomniałam o Wiktorze. Trudno było zapomnieć, skoro cały czas czułam się przez niego obserwowana. To nie było miłe uczucie, miałam wrażenie, że niedługo się pojawi. Ale mimo moich przeczuć, nie zobaczyłam nawet małego kosmyka jego włosów aż do ostatniego dnia. Szczerze, zaczęłam się nawet o niego martwić. Do szkoły także nie chodził. Przesiadywałam całe przerwy samotnie na dachu rozmyślając nad tym wszystkim, ale chociaż miał dobry moment, nie odwiedził mnie ani raz. Teraz też myślałam o nim siedząc na ławeczce i popijając sok pomarańczowy podczas gdy chłopaki stroili sprzęty.
Z zamyślenia wyrwało mnie lekkie klepnięcie w plecy.
- Hej, Jessico, wszystko w porządku? - spojrzałam na mojego rozmówcę i dostrzegłam wpatrzone we mnie złote oczy blondyna.
- Tak, jest okej, Nat - uśmiechnęłam się do chłopaka przekonująco.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze - zrobił zmartwioną minę - Trapi cię coś? - położył mi dłoń na ramieniu wciąż przewiercając mnie spojrzeniem.
- Raczej nie - westchnęłam i zapatrzyłam się na Lysandra, który właśnie montował coś przy głośniku.
- Chodź Jess, zjemy coś - objął mnie ramieniem i nim się spostrzegłam wyprowadził mnie na zewnątrz - Postawię ci gorącą czekoladę na osłodę tego dnia - mrugnął do mnie uśmiechając się życzliwie.
- Ale naprawdę nie trzeba - powiedziałam, lekko zaskoczona jego życzliwym gestem i tonem.
- Trzeba, trzeba. No chodź nasza gwiazdo - uśmiechnął się jeszcze szerzej i skierował kroki do pobliskiej kawiarenki. Gestem wskazał, że mam zając miejsce, co zrobiłam wybierając wygodny fotel obok szyby, podczas gdy on poszedł złożyć zamówienie. Spojrzałam za okno na szare chmury, które powoli zaczęły zbierać się nad miastem. Nie wyglądały, jakby miały by tutaj tylko przejściowo.
- No, już jestem - westchnął chłopak siadając naprzeciwko mnie.
- Dziękuję bardzo, ale naprawdę nie trzeba było - odparłam lekko speszona jego nagłą życzliwością.  
W sumie, to chciałem też spędzić z tobą trochę czasu i pogadać po prostu - powiedział z lekkością.
Przyglądnęłam mu się dokładniej. Coś w nim nie pasowało. Był bardzo zadowolony, a na jego twarzy nie było cienia tej dobrze mi znanej niepewności czy zakłopotania. Nat stał się trochę.... pewniejszy siebie? Ciekawe co takiego się stało, że tak nagle wyluzował.
- To powiedz, jak się czujesz przed jutrzejszym występem? - zagadał, patrząc mi w oczy.
- Nie najgorzej - westchnęłam - Lekki stres jest, ale to chyba normalne..
- Powiedz, martwi cię coś? Od kilku dni chodzisz taka przygnębiona - spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy - Śmiało, mów mi wszystko.
- Wszystko gra - kiwnęłam głową - Tylko powiedz mi jedną rzecz.. Czy Wiktor przeniósł się? Lub ma jakoś usprawiedliwione te ostatnie nieobecności? - spytałam ze wzrokiem utkwionym w ziemię.
Blondyn już otwierał usta by mi odpowiedzieć, kiedy młoda kelnerka weszła pomiędzy nas i postawiła przede mną wielki, kolorowy talerz naleśników z bitą śmietaną i czekoladą, z poukładanymi dookoła przeróżnymi owocami i kubek parującej czekolady. Z przerażeniem spojrzałam na to wszystko.
- Czy ty jesteś normalny? - zaśmiałam się - Chcesz, żebym się turlała jutro po tej scenie?
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać, żeby ich dla ciebie nie zamówić. Przecież ty tak bardzo kochasz naleśniki - kusił.
Westchnęłam ciężko przewracając oczami.
- Okej, ale pod warunkiem, że połowę zjesz ze mną - zagroziłam ze śmiechem.
- Skoro nalegasz - nachylił się nad stolik - Ale owoce są twoje - posłał mi zawadiacki uśmiech, biorąc kawałek naleśnika do ust.
Przez chwilę jedliśmy w milczeniu. Obserwowałam ludzi dookoła starając się wypatrzyć kogoś znajomego. No i, udało mi się. Nawet nie zdążyłam się zorientować kiedy podleciała do nas burza brązowych kosmyków i zaraz poczułam na sobie świdrujące spojrzenie chłopnych, niebieskich oczu.
- O, cześć wam - zapiszczała, choć w jej głosie dało się słyszeć ironię i zdenerwowanie.
- Witaj Melanio - poczułam jak Nataniel w jednej chwili wraca do swojej służbowej postawy - Czy coś się stało?
- Nic konkretnego - zaśmiała się piskliwie - Po prostu przechodziłam tędy i zobaczyłam Jessicę - spojrzała na mnie z zawiścią.
- Mnie? Masz do mnie jakąś sprawę? - spytałam, niemal krztusząc się kawałkiem naleśnika. 
Ta dziewczyna była lekko nieobliczalna. Patrzyła na mnie, jakbym flirtowała z blondynem i była tą najgorszą, ponadto w jej spojrzeniu można było dostrzec satysfakcję z tego, że udało jej się przerwać jakiś niecny czyn.
- Ano, mam. Nie miałaś być chyba na próbie? - syknęła.
- Miała być, ale zaproponowałem naleśniki - zanim zdążyłam się wypowiedzieć, chłopak ruszył mi z pomocą. Melania spojrzała na  niego z pokorą - A teraz jakbyś była tak uprzejma i nas zostawiła to byłbym bardzo wdzięczny, gdyż chcę z Jessicą omówić ważne sprawy - w jego tonie głosu czuć było chłód.
- Ja.. No dobrze - westchnęła dziewczyna, mając już łzy w oczach - Jakbyś czegoś ode mnie potrzebował, to wiesz gdzie mnie znaleźć - odwróciła się i odeszła, nawet na mnie nie patrząc.
- Dość ostro ją potraktowałeś - wypomniałam chłopakowi - W końcu to dziewczyna, wrażliwa dziewczyna - dodałam z naciskiem, a on się zmieszał.
- Ja wiem, ale od niedawna zaczęła przekraczać lekko granicę.. Ale to opowieść na inny dzień. Także Jess, pytałaś mnie o Wiktora... - spojrzał na mnie uważnie, a ja wstrzymałam oddech.