Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział XCVI

     Dom, do którego mnie zawiózł okazał się imponującym gmachem, gdzieniegdzie zbudowanym ze szkła, tak by domownicy mogli bez przeszkód oglądać zachody słońca. Piękne kolumny tuż obok drzwi też nie uszły mojej uwadze.
Kastiel zapewne zauważył, jakie wrażenie wywarł na mnie jego dom, ponieważ uśmiechnął się tryumfalnie.
- Kiedyś będzie mój - powiedział z dumą.
- Zapewne - westchnęłam połykając z trudem ślinę na myśl, ile tenże "domek" może kosztować.
- To świetne miejsce dla niego. Mogę spokojnie patrzeć na ten piękny widok - wskazał ręką jezioro, którego wcześniej nie zauważyłam - i mam blisko do szkoły.
- No już nie mów, że to jest najlepszy aspekt - mruknęłam - ty i szkoła.
- Jeżeli ty tam jesteś - odparł lekko, ale bez ironii.
Moja twarz poczerwieniała jak wafelek zanurzony w syropie wiśniowym. Odwracając ją w drugą stronę, tak żeby Kas nie zauważył, odparłam:
- No dobrze, będziemy tu tak stać, czy wejdziemy do środka?
- Wyluzuj się Jess - parsknął śmiechem i położył dłoń na moim ramieniu - Zapraszam.
Jednak mimo to, dalej stałam w miejscu bijąc się z myślami. Wciąż nie uważałam, że odwiedzanie go w domu jest dobrym pomysłem. Czerwonowłosy chyba odczytał moje myśli.
- Uspokoisz się wreszcie Jess? - powiedział przewracając oczami - Twojej cnocie nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Przysięgam, że będę trzymał ręce przy sobie. To są interesy. Później będzie mnóstwo czasu na zabawę.
Usiłowałam uśmiechnąć się chłodno, żeby nie pomyślał, że jakoś mnie to rusza. Denerwowało mnie to, że tak reaguję kiedy Kas zachowuje się w ten sposób. Ten chłopak nawet mi się nie podobał, ale za każdym razem, kiedy powiedział coś takiego - co sugerowało, że jestem w jego oczach kimś, sama nie wiem, niezwykłym - przebiegał mi dreszcz po plecach i nie było to nieprzyjemne uczucie.
Tak właśnie. To nie było nieprzyjemne uczucie. O co w tym wszystkim chodziło? Przecież nawet nie lubię Kastiela. Kocham kogoś innego całym sercem. No tak, co z tego że Lysander jest bardzo skryty ze swoimi uczuciami? Nie przeszkadza mi to.
Ruszyłam przed siebie.
- Mądra decyzja - stwierdził Kas ruszając za mną.
Starałam się nie myśleć, w co się ewentualnie pakuję, wspinając się za Kastielem po zimnych, marmurowych schodach prowadzących do wielkich drzwi. 
W środku panowała niezwykła cisza. Każdy mój krok po lśniącej posadzce odbijał się lekkim echem przez szerokie korytarze. Było tutaj tak.. pusto.
- Cześć Demon! - czerwonowłosy uśmiechnął się na widok psa zbiegającego po krętych schodach w dół, tak by po chwili znaleźć się w uścisku swego pana - Tęskniłeś?
Zwierze szczeknęło, wesoło merdając ogonem. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Drinka? - zapytał otwierając barek z trunkami.
- Bardzo śmieszne - stwierdziłam - Jedynie wodę poproszę. Gdzie twoi rodzice?
- Wyjechali w kolejną podróż służbową - przewrócił oczami, wyciągając z szafki dwie butelki wody mineralnej. Musiał zapewne zauważyć moje pełne przerażenia spojrzenie, bo dodał - Spokojnie, będę trzymał ręce przy sobie. Idź na górę do mojego pokoju. Czarne drzwi od lewej.
Boże w co ja się wpakowałam?
Jednak bez większych sprzeciwów ruszyłam posłusznie w stronę schodów. Wyobrażałam sobie pokój Kasa w ciemnych barwach, poobklejanego plakatami zespołów rockowych z gazetkami playboya pod łóżkiem, dodając do tego roznoszący się po pomieszczeniu dym z papierosów. Nieźle się zdziwiłam wchodząc do środka. 
Ściany były jasne, w kolorze lekkiego beżu. Jeżeli to Kas urządzał swój pokój to nie ulega wątpliwości, że gustuje w nowoczesności. Wszystko co znajdowało się wewnątrz było lśniące, nowe i niewygodne. No może z wyjątkiem zielonego, nadmuchiwanego fotela, który stał obok wejścia na balkon, pod oknem. Od razu go sobie zaklepałam, rozsiadając się na nim wygodnie.
Po chwili do pokoju wszedł Kas niosąc w dłoniach dwie szklanki. Kopnął w drzwi, zamykając je przy tym i usiadł naprzeciwko mnie na sofie. 
- Więc? - ponagliłam go, kiedy w milczeniu dziwnie się mi przyglądał.
- Ach, no tak, ty chciałaś wiedzieć. No więc, jak już wspominałem, Lys kontaktował się z menadżerem Debry. Podobno dostałaś propozycje kariery - spojrzał na mnie z zaciekawieniem, pytająco unosząc brwi.
- Tak jakby - mruknęłam zaciskając pięści - Ale dlaczego Lys do niego dzwonił?
- Podobno chciał załatwić ci trasę koncertową. Miałabyś wyjechać na miesiąc a potem spokojnie sobie żyć nagrywając nowe piosenki w domu.
- Ale ja nie chciałam wyjeżdżać nawet na miesiąc! - nie wytrzymałam i podniosłam głos.
- Spokojnie. Podobno chciał wkręcić w to całą ekipę. Rozumiesz? Nas wszystkich - uśmiechnął się.
- A ten Carl.. zgodził się? 
- Więcej nic nie wiem. Zapytaj się o resztę swojego ukochanego Lysia - przewrócił oczami, odwracając wzrok - No dobra, kwestie formalne za nami - powrócił do mnie spojrzeniem, a na jego twarzy malował się złowieszczy uśmiech.
- Masz rację. A więc, do zobaczenia w szkole - podniosłam się z miejsca i skierowałam w kierunku drzwi.
- Hola, hola - stanął przede mną, uniemożliwiając mi wyjście - te informacje nie były za darmo.
Szlag by tego Kastiela. Wiedziałam, że tak będzie, więc po co tu przyjechałam? W sumie i tak wiele się nie dowiedziałam.
- Mogę ci postawić kiedyś obiad w stołówce, a teraz mnie puść - westchnęłam i starałam się go odepchnąć.
- Oj, bo nie uwierzę że będziesz taka wierna Lysandrowi - zaśmiał się nieprzyjemnie - Daj spokój - położył mi rękę na ramieniu.
- Kastiel, puść mnie - powiedziałam najpoważniejszym tonem na jaki było mnie w tej chwili stać.
- Jesteś pewna? Chcesz to wszystko stracić? - spojrzał na mnie pytająco.
- Ja tu nie mam nic do stracenia - uśmiechnęłam się chłodno - A teraz mnie puść.
- Jak chcesz - westchnął odsuwając się - Ale jeśli kiedyś zmienisz zdanie..
- Nie zmienię - powiedziałam wychodząc z jego pokoju. W ekspresowym tempie zeszłam po schodach w dół i ubrałam buty.
- Do jutra Kas - rzuciłam otwierając drzwi.
- Do jutra, Jess - odparł posyłając mi złośliwy uśmieszek - Jeszcze zatęsknisz.
- Jakby było do czego - mruknęłam, wkładając słuchawki do uszu. Poprawiłam plecak na swoim ramieniu i powoli ruszyłam w kierunku domu.

niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział XCV

      Przez resztę dnia Lysander był niemalże niebecny. Przez wszystkie lekcje siedział ze wzrokiem wbitym w okno. Wydawał się być lekko przygaszony bazgrząc raz po raz w swoim czarnym notatniku. Podejrzewałam, że to ma spory związek z Natanielem. Lysander od zawsze był zamknięty w sobie i nie pozwalał dotrzeć do siebie byle komu. To niemal cud, że mi się to udało.
- Lysander.. - położyłam mu rękę na ramieniu, kiedy po dzwonku nadal siedział w swojej ławce patrząc melancholijnie w okno. Był tak zatracony w swoich myślach, że nawet nie zauważył kiedy do niego podeszłam.
A może nie chciał widzieć.
- Stało się coś Jessico? - przyglądnął mi się z uwagą marszcząc brwi. 
Westchnęłam, siadając obok niego na krześle.
- Wiem, że nie chcesz abym szła z Natem na tą dyskotekę.
- Jasne, że nie chcę - wzruszył ramionami, posyłając mi lekki uśmiech.
- To dlaczego powiedziałeś, że ci to nie przeszkadza? - zaplotłam ręce na piersi opierając głowę o ścianę.
- Bo nie chcę nikogo ograniczać moim towarzystwem. Nie należysz tylko do mnie, prawda? - wrócił do mnie spojrzeniem - Jeśli kochasz, zwróć mu wolność.
- A jeśli też kocha, wróci do ciebie - uśmiechnęłam się pod nosem - Ale mogłeś przynajmniej powiedzieć mi o tym a nie dusić to w sobie i unikać mnie przez cały dzień.
Białowłosy tylko wzruszył ramionami w milczeniu. Już wiedziałam, że czas jego zwierzeń dobiegł końca i zaraz znowu zatopi się w myślach. Ale tym razem nie przeszkadzało mi to, wiedziałam już wszystko co chciałam wiedzieć. Podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę korytarza. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym na kogoś nie wpadła.
- Uważaj jak leziesz - mruknął Kas, łapiąc mnie bym nie wygrzmociła tylną częścią ciała o podłogę.
- Też za bardzo nie uważałeś - otrzepałam się i już miałam go wyminąć, kiedy stanął na mojej drodze.
- Sorry, w ramach przeprosin zapraszam na drinka - westchnął obojętnie.
- Dzięki, nie skorzystam - odparłam, próbując znowu go obejść, bez skutku.
- A może jednak? Pogadalibyśmy sobie na różne tematy - przytrzymał mnie znowu - Zauważyłaś, że Lys jest dziwnie zamyślony? - spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem. Natychmiast stanęłam w miejscu.
- Lys często się zamyśla, nie widzę tu nic dziwnego - starałam się zapanować nad tonem mojego głosu, który zaczął lekko drżeć.
- A jednak doszły mnie słuchy, że ostatnio kontaktował się z menadżerem Debry - ziewnął, puszczając mnie - Ale jeśli ciebie to nie obchodzi.. - dodał i ruszył przed siebie.
Nie mogłam tak tego zostawić.
Prawda jest taka, że chciałam wiedzieć. Mój Boże, chciałam tego mocniej, niż czegokolwiek innego w życiu.
- W porządku - powiedziałam, czując jak wilgotnieją mi dłonie. Ale nie dbałam o to. Serce podeszło mi do gardła, ale było mi wszystko jedno - W porządku. Pójdę razem z tobą, ale tylko pod warunkiem, że opowiesz mi.. o tym.
W szarych oczach Kastiela pojawił się błysk. Słaby błysk, przez krótką chwilę. Było to coś dziwnego, jakby zwierzęcego. Nie zdołałam tego rozszyfrować.
Stwierdziłam tylko, że w następnej sekundzie Kas uśmiecha się do mnie - uśmiecha, a nie szczerzy złośliwie.
- Świetnie, spotkajmy się przy wyjściu o trzeciej. Przyjdź punktualnie, bo pójdę bez ciebie. 

Nie miałam najmniejszej ochoty, rzecz jasna, spotykać się z nim po szkole. Taka głupia nie byłam.
A jednak to zrobiłam.
Cóż innego mogłam zrobić? Pokusa była za silna, a przede wszystkim zależało mi na tym, o czym Lysander może rozmawiać z tym całym Carlem. Ale przecież mogłam po prostu o to zapytać Lysa, prawda? Ale znając go nie odpowiedział by mi szczerze. Podałby mi jakąś niepełną odpowiedź i na tym by się to skończyło. A ja chciałam wiedzieć wszystko. A z tego co widziałam, Kastiel może mieć o tym dużo informacji.
Alexy'emu i Rozalii to się nie spodobało. Po ostatniej lekcji tak jakoś wpadliśmy na siebie na korytarzu.
- Jess, jak mogłaś nas wczoraj tak wystawić? - zaczęła lamentować - Przecież my to wszystko dla twojego dobra.
- Wypatrzyłem świetną sukienkę dla ciebie Jess, musisz z nami wrócić do galerii - powiedział Alexy tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Wybaczcie, że z wami nie poszłam - uśmiechnęłam się do nich niewinnie.
- Idziemy dziś po szkole! - przybili sobie piątki - Tym razem się nie wywiniesz - dodała białowłosa.
- Słuchajcie - przerwałam im - Doceniam to i w ogóle. Poważnie. Ale nie mogę z wami iść, mam inne plany.
Roza i Alexy wymienili spojrzenia.
- Och, spotkanie z Lysandrem - uśmiechnęła się tajemniczo.
- Hmm, niezupełnie..
W tym momencie minął nas Kastiel.
- Nie spóźnij się - mruknął, wkładając słuchawki do uszu.
Alexy spojrzał na mnie zszokowany.
- Bratasz się z buntownikiem? Wstyd moja panno!
Roza wydawała się być równie wstrząśnięta.
- To z nim chodzisz? - pokręciła głową tak, że jej proste jak druty włosy zalśniły - A co z Lysem?
- Nie chodzę z nim - powiedziałam niechętnie - My tylko.. robimy razem pewien projekt.
- Co za projekt? - Zmrużyła oczy prześwietlając mnie na wylot - Na jaką lekcję?
- To.. - przystępowałam z nogi na nogę - To nie jest do szkoły. To raczej na wolontariat..
Już w chwili gdy wypowiadałam te słowa, zrozumiałam że popełniłam błąd.
- Wolontariat? - wściekła się - Mój Boże, Jess przecież ty nie jesteś w żadnym wolontariacie. A już tym bardziej Kastiel..
W tym momencie zadzwonił błogosławiony dzwonek.
- Och, wybacz mi Roza, muszę naprawdę już lecieć, opowiem ci wszystko później. Muszę lecieć, przykro mi.
Wybiegłam jak poparzona ze szkoły, zapinając w biegu kurtkę. Kiedy znalazłam się już przy wejściu, odetchnęłam z ulgą.
Byłam jednak równie głęboko przeświadczona, że nie spodoba mi się to, czego się dowiem.
Pod szkołę natychmiast podjechał czarny samochód, z którego wyskoczył jakiś mężczyzna otwierając przede mną drzwi.
- Wsiadaj - powiedział Kas, popychając mnie do środka.
- Ej gdzie my.. - nie zdążyłam spytać, gdyż zamknął drzwi. Kas obszedł samochód dookoła i wsiadł po drugiej stronie obok mnie.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że pojedziemy do mnie? - spojrzał na mnie pytająco, bez żadnej ironii, czy chamskich podtekstów.
Chyba byłam nadal w lekkim szoku, ponieważ odpowiedziałam:
- Chyba nie..
- Dobrze. Jedźmy już - powiedział do tego samego faceta, który otworzył przede mną drzwi, a teraz siedział za kierownicą.
- Tak jest, paniczu - odparł tamten i samochód ruszył.

piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział XCIV

   Następnego dnia spokojnie ruszyłam do szkoły, tym razem z moim bratem, który musiał zanieść swoje papiery do pobliskiego gimnazjum. Ciężko było go rano zrzucić z łóżka, ale na szczęście udało się, gdy ciotka przyniosła szklankę z zimną wodą i chlusnęła mu nią w twarz. Mina Erica po przebudzeniu - bezcenna.
Szliśmy więc powolnym krokiem, mijając śpieszących się do pracy przechodniów. Przez całą drogę rozmyślałam o Natanielu. Dalej nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć pomimo tego, że spędziłam cały wieczór na rozmyślaniu nad tą sprawą rozważając wszystkie za i przeciw. Żadna strona nie przeważyła. Ale wiedziałam jedno - muszę o tym koniecznie porozmawiać z Lysandrem.
- Jess? - z zamyślenia wyrwał mnie niepewny głos Erica.
- Tak? - spojrzałam na niego z uwagą.
- Przepraszam - powiedział ze skruchą.
- Za co? - zmarszczyłam brwi.
- Za kłopoty w nowej szkole - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Szatan - mruknęłam pod nosem wsiadając do autobusu. Przyzwyczaiłam się już do problemów, które nie opuszczają mojego brata od przedszkola.
Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Wysiadłam i pomachałam bratu na pożegnanie po czym ruszyłam do szkoły.
- Siemasz Jess - przy wejściu stał Kastiel.
- Urządzasz komitet powitalny? - prychnęłam i skierowałam się do swojej szafki.
- Księżniczka ma humory? - zadrwił ruszając za mną.
- Znalazł się rycerz - mruknęłam pod nosem, ale mimo to doleciało do uszu czerwonowłosego. 
Otworzyłam szafkę wyciągając podręcznik wraz z zeszytem do biologi i już miałam ją zamknąć, kiedy Kastiel oparł się o nią spoglądając na mnie uważnie.
- Coś mi mówi, że twój humor jest jakoś powiązany z tą durną dyskoteką - westchnął.
Cholera, ten jego szósty zmysł, szlag by go.
- Nie wysilaj się, nie musisz się mną interesować - wyminęłam go zgrabnym ruchem i  ruszyłam po schodach mając nadzieję, że sobie odpuści.
- Ktoś musi - usłyszałam za plecami.
- Z pewnością nie ty - ucięłam i weszłam do sali biologicznej zajmując ostatnią ławkę. Czerwonowłosy niestety zajął miejsce obok i rzucając mi przelotne spojrzenie z westchnieniem założył słuchawki na uszy.
Po lekcji szybko wybiegłam na korytarz rozglądając się uważnie za znajomą mi białą czupryną. Po krótkiej chwili ją wypatrzyłam pomiędzy tłumem, ale należała nie do tej osoby, której szukałam.
- Jess, gdzieś ty się wczoraj podziała? - nie zdążyłam uciec, dopadła mnie.
- Eee.. wyskoczyło mi coś ważnego - podrapałam się po głowie, dalej rozglądając się za Lysandrem.
- Jasne, coś ważnego. Co robiliście z Arminem po szkole? - z drugiej strony naskoczył na mnie Alexy.
- Skąd wiesz, że byłam z Arminem? - zdziwiłam się.
- Nie trudno się domyślić po jego zachowaniu - parsknął śmiechem, a w oczach Rozy zobaczyłam dziwne iskierki.
- Bierzesz się teraz za Armina? Od razu mówię, daj sobie spokój i pilnuj Lysandra. Armin kocha tylko i wyłącznie swoją konsolę - zaśmiała się, a ja czułam, jak policzki mi czerwienieją.
- Za nikogo się nie biorę! - krzyknęłam i wyminęłam ich dwójkę by zaraz wpaść.. prosto na Lysandra.
- Dobrze słyszałem, byłaś wczoraj z Arminem? - spojrzał na mnie ze spokojem, jednak w jego oczach można było odczytać coś niedobrego.
- No.. tak - odparłam z wahaniem, niepewna własnych słów.
- Ach, rozumiem - mruknął, odwrócił się.. i odszedł.
- Uuu wyczuwam zazdrość - westchnęła Roza - Radzę ci z nim pogadać. A z tobą to sobie już porozmawiam po szkole - zagroziła palcem.
- Ja z tobą też! - Alexy zrobił to samo, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- No idź już za nim - ponagliła mnie białowłosa.
- Dziękuję - spojrzałam na przyjaciół i pognałam w kierunku dachu. 
Wbiegłam jak najszybciej po schodach i otworzyłam drzwi. Od razu owiał mnie mroźny podmuch wiatru. Zadrżałam.
- Lys, jesteś tu? - spytałam, podchodząc bliżej.
- Jestem - usłyszałam jego ciepły głos zza rogu. Westchnęłam z ulgą i podeszłam bliżej. Białowłosy siedział na ziemi opierając się o mur. Miał przymknięte oczy a w ręce trzymał notatnik - Jeśli szukasz Armina, to muszę cię rozczarować.
- Nie szukam Armina - uśmiechnęłam się pobłażliwie i usiadłam obok niego, opierając głowę na jego ramieniu.
- Nie sądzisz, że jesteś mi winna jakieś wyjaśnienia? - spytał szorstko.
- Ech.. wczoraj Armin tak jakby.. uratował mnie przed Alexym i Rozą - westchnęłam z uśmiechem.
- Centrum handlowe? - uniósł brwi spoglądając na mnie z uwagą.
- A cóż innego? - zaśmiałam się.
 Na ustach białowłosego również pojawił się lekki uśmiech.
- Przepraszam cię za moje zachowanie - westchnął - Powinienem był się uspokoić. Nic nie usprawiedliwia mojego zachowania. Zrozumiem, jeżeli będziesz teraz na mnie zła - spojrzał mi w oczy z troską.
- Oj Lys, daj spokój - uśmiechnęłam się - Chciałabym cię przy okazji o coś zapytać.
- Mów śmiało.
- Wczoraj.. rozmawiałam również z Natanielem - zawahałam się - I wiesz.. niedługo jest ta dyskoteka i on.. zaprosił mnie na nią jako swoją partnerkę - wydusiłam z siebie bawiąc się sznurówkami swoich trampek. Jednak po dłuższym milczeniu białowłosego postanowiłam spojrzeć na jego twarz na której jak zwykle malował się spokój i zimna obojętność.
- I przyszłaś się mnie spytać co o tym sądzę? - dokończył zdanie, a ja pokiwałam głową - Nie mam nic przeciwko - odparł szorstko spoglądając przed siebie.
- Jesteś tego pewny? 
- Tak. Pierwszy cię zaprosił, poza tym dyskoteka to chyba nic takiego, prawda? - uśmiechnął się chłodno.
- Nie.. chyba nie - przytaknęłam.
- Jeżeli nie masz do mnie więcej pytań, to wybacz mi, muszę gdzieś zadzwonić - powiedział i natychmiast wyszedł stamtąd zostawiając mnie samą.


---------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam wszystkich za tak długą przerwę! Miałam urwanie głowy z akademią na zakończenie gimnazjum i kompletnie nie miałam czasu nawet wejść na laptopa by napisać. Przepraszam bardzo! Wybaczcie mi to zaniedbanie.
Pozdrawiam was gorąco i mam nadzieję że nie jesteście źli :) Przy okazji dziękuję wam za tyle wejść i miłych komentarzy ♥

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział XCIII

    Po pysznej kolacji przygotowanej przez ciocią, która dzisiaj wyjątkowo była w domu, zaczęłam zbierać się do Armina. Stojąc przed szafą stwierdziłam, że lepiej przebiorę swoje ukochane dresy jeśli chcę wyjść do ludzi. Po około piętnastu minutach byłam już gotowa do wyjścia. Zbiegając ze schodów zapięłam kurtkę i starałam się ubrać buty. Jeszcze zdążyłam uśmiechnąć się do swojego odbicia w lustrze i już miałam otworzyć drzwi na zewnątrz, kiedy coś mnie zatrzymało.
- Gdzie idziesz? - spytał Eric łapiąc mnie za nadgarstek - Już mnie opuszczasz?
- Daj spokój, wychodzę tylko na chwilkę - próbowałam się wymigać.
- Znowu idziesz do Lysandra, a mnie to wolisz zostawić w domu samego! - westchnął ciężko i puścił mnie ze zrezygnowaniem spuszczając głowę.
- Nie idę do Lysandra! - odparłam szybko, czując jak policzki mi szkarłatnieją - Idę do Armina.
- Już masz nowego? - brat zdziwił się szczerze.
- No nie, Jessico, przecież Lysander to taki miły chłopak - z kuchni wyjrzała ciocia, posyłając mi karcące spojrzenie - Polubiłam go.
No tak, ona to wie kiedy ma się wychylić z kuchni.
- Dajcie mi wszyscy spokój, nie mam nowego! - prawie krzyknęłam, posyłając obojgu mordercze spojrzenie - Armin zaprosił mnie do siebie na wieczór gier. I to nie ma nic wspólnego z Lysandrem! - obróciłam się na pięcie i już chciałam wyjść, kiedy ponownie powstrzymał mnie Eric.
- A mogę iść z tobą? - spojrzał na mnie z nadzieją. Nieprawdopodobne, jak jego wyraz twarzy i ton głosu zmieniają się szybko.
- Nie - ucięłam rozmowę i wyszłam zanim zdążył zaprotestować. Wręcz wybiegłam na mroźne powietrze i pod jego wpływem zadrżałam. Opatulając się szczelniej kołnierzem, zwolniłam kroku. Szłam przez zaśnieżone ulice mijając oświetlone domy. Jednak wciąż bałam się chodzić sama wieczorami po ostatnich zdarzeniach, jednak starałam się ignorować strach który sprawiał że serce podchodziło mi do gardła. Po dziesięciu minutach szybkiego marszu, byłam na miejscu. Zatrzymałam się niepewnie przed dwupiętrowym domem  z dużymi, łukowatymi oknami. Wzdłuż drogi prowadzącej do frontowych drzwi stały kwiaty w olbrzymich, kamiennych donicach. Na boku stojącej przy ulicy skrzynce na listy wyryto literę . Na przejeździe znajdował się piękny, biały volkswagen. Wzięłam głęboki oddech i wstrzymując powietrze w płucach, zadzwoniłam. Rozległ się donośny dzwonek, dwa wysokie tony. Po chwili usłyszałam czyjeś powolne kroki.
- To do mnie! - usłyszałam głos Armina i jego tupot, gdy szybko zbiegł, chyba po schodach, w dół do drzwi.
- Cześć Jess - uśmiechnął się wesoło - Wejdź - zaprosił mnie gestem do środka. 
- Hej Armin - niepewnie weszłam do wielkiego holu i ściągając buty starałam się utrzymać równowagę.
- Kto to? - podeszła do nas wysoka pani w długich kręconych włosach i z uśmiechem wręcz identycznym do uśmiechu bruneta.
- Dobry wieczór - uśmiechnęłam się do kobiety.
- Ach, dobry wieczór - podała mi rękę - Armiś, nie przedstawisz nas sobie?
- Ach, wybacz. Jessico, poznaj moją mamę. Mamo, to jest Jessica, koleżanka ze szkoły - dyskretnie przewrócił oczami patrząc w moją stronę.
- Miło mi cię poznać Jessico. Armin nieczęsto przyprowadza do domu dziewczyny - zamyśliła się.
- To jest pierwsza dziewczyna, którą przyprowadził - zachichotał wesoło Alexy podchodząc do nas.
- Zamknij się - warknął Armin - No dobra, to my idziemy na górę - chwycił mnie za rękę i pociągnął szybko za sobą w stronę schodów.
- No to jesteśmy - westchnął brunet zamykając za nami drzwi do swojego pokoju. 
- Masz bardzo miłą mamę - zaśmiałam się i zdyszana opadłam na stojący pod oknem fotel.
- Ona miła? To zło wcielone, taka sama jak Alexy - prychnął i włączył wielki telewizor stojący na ścianie - W co masz ochotę zagrać? - spojrzał na mnie pytająco.
- Hmm.. - zamyśliłam się, spoglądając na dość wielką kolekcję gier - Bierzemy najpierw Madness Returns! - krzyknęłam biorąc do ręki jedną z gier.
- Lubisz Alicję w krainie czarów? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Tak, to jedna z moich ulubionych historii - uśmiechnęłam się i rzuciłam mu płytę.
Cały wieczór spędziliśmy na grach, przy okazji zajadając się świetnymi wypiekami mamy Armina. Po około godzinie od mojego przyjścia, wpadł do nas Alexy, "sprawdzić, czy nie robimy nic nieprzyzwoitego" jak to się wyraził. 
- Jess, słyszałem że chcesz iść z Natem na dyskotekę - powiedział niebieskowłosy zajadając się kawałkiem ciastka.
- A ty skąd to wiesz? - odwróciłam się spoglądając na leżącego na łóżku Alexy'ego.
- Armin mi powiedział - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Uważa, że, cytuję: "Nie powinnaś się zadawać z takimi typkami" - prawie się udławił, gdy naszedł go niekontrolowany śmiech.
- Zamknij się! - brunet oderwał się od gry i cisnął poduszką w brata, przez co ten spadł z łóżka.
- No nie, teraz to dopiero zaczyna się wojna - powiedział Alexy grobowym tonem i z krzykiem rzucił się na Armina okładając go poduszką. Szybko odsunęłam się z miejsca odstrzału i usiadłam pod ścianą przyglądając się rozwojowi akcji z zaciekawieniem. Nagle podbiegł do mnie Alexy i zgrabnym ruchem wziął na ręce.
- Hej, puść mnie! - zaśmiałam się, próbując się oswobodzić.
- Armin nie zbliżaj się, mam jeńca! - krzyknął - Więc odłóż grzecznie broń, bo inaczej może stać się jej krzywda! - parsknął śmiechem.
- To wbrew zasadom! - brunet zaplótł ręce na piersi.
- W miłości i w wojnie wszystkie chwyty dozwolone - uśmiechnął się, ale delikatnie postawił mnie na ziemi - Ale i tak jesteś moją zakładniczką - powiedział poważnie.
- Okej, jak chcesz - zaśmiałam się - To ja usiądę na fotelu, a wy dokończcie swoją wojnę.
- Armin, ona chce się wywinąć! - krzyknął Alexy i nagle obaj jak na komendę rzucili się na mnie z poduszkami. 
Po długiej czasie okładania się poduszkami, padliśmy zmęczeni na łóżko. Bolały nas brzuchy od śmiechu, już nie wspomnę o mojej fryzurze. Zanim się spostrzegłam, dobiegała jedenasta i musiałam zbierać się do domu. Bliźniaki z markotnymi minami odprowadzili mnie na dół.
- Odprowadzę cię do domu - zaproponował Armin, kiedy ubierałam kurtkę.
- Byłabym wdzięczna - uśmiechnęłam się do bruneta.
Bałam się wracać sama do domu, dlatego propozycja Armina spadła mi jak z nieba.
- Okej, to poczekaj, tylko ubiorę jakąś kurtkę - odparł i szybko wybiegł do góry a po chwili już był gotowy do wyjścia. 
Otworzyłam drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Z okna jeszcze machał do nas Alexy.
- Dzięki, że wpadłaś - uśmiechnął się Armin, kiedy szliśmy powoli przed siebie.
- Nie ma sprawy - odwzajemniłam uśmiech.
- Czy.. czy zgodziłaś się na propozycję Nataniela? - spytał niepewnie, patrząc uważnie na swoje buty.
- Jeszcze nie. Muszę to przemyśleć - westchnęłam ciężko - Dlaczego pytasz? - posłałam mu pytające spojrzenie.
- Bez powodu - mruknął i wcisnął ręce głębiej w kieszeń. Nagle zawiał mocniejszy wiatr, przez co zadrżałam.
- Bardzo ci zimno? - spytał, przyglądając mi się uważnie.
- Tylko troszkę - uśmiechnęłam się.
Armin ubrał mi swoją czapkę i wziął mnie pod rękę.
- Nie poślizgniesz się na lodzie - odwzajemnił uśmiech i zapatrzył się w dal.
Po kilku minutach byliśmy już pod moim domem.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, wciąż boję się chodzić sama po tym..
- Wiem - kiwnął głową ze zrozumieniem.
- To widzimy się jutro - uśmiechnęłam się i oddałam mu czapkę.
- Do jutra! - odwzajemnił uśmiech i pomachał na pożegnanie.
Odmachałam i szybko weszłam do ciepłego domu.

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział XCII

  Przez krótką chwilę panowała cisza, pomijając trzaśnięcie drzwiami przez Melanię.
- Byłem pewny, że to już za nami - mruknął blondyn pod nosem, wzdychając ciężko.
- Nataniel, czemu ona tak wybiegła? - byłam w niemałym szoku po przedstawieniu, które zafundowała nam Melania.
- Chyba jestem wam winny wyjaśnienia tej niezręcznej sytuacji - potarł dłonią czoło.
- Oj, jesteś - dodał kwaśno Armin.
- Ale zanim, Jessico, nie odpowiedziałaś na moje pytanie - powiedział ciepło zwracając swoje złote oczy w moją stronę. Zauważyłam, że nie ma w nich żadnej złośliwości, wyczytałam z nich tylko ciepło i szczerość, przez co zaczęłam się ciut wahać na propozycję blondyna. Nadal byłam w lekkim szoku i już chciałam odmówić, ponieważ jeśli już miałam tam iść, to z Lysem. Ale w tej sytuacji.. 
- Mogę się zastanowić? - spytałam niepewnie.
- Oczywiście, nie naciskam - roześmiał się i podniósł ręce jak do obrony - To tylko propozycja.
- Jasne, chcesz mieć Jessicę tylko dla siebie - mruknął Armin patrząc na blondyna spode łba.
- Nie, co ty, tylko bardzo ją lubię i chcę spędzić z nią trochę czasu - odpowiedział posyłając brunetowi tryumfalne spojrzenie. Kompletnie nie rozumiałam, o co może w tym wszystkim chodzić i szczerze - nie chciałam wiedzieć.
- No dobrze, ale co z Melanią? - przerwałam im wymianę morderczych spojrzeń. Nataniel westchnął ciężko i spojrzał z powrotem na mnie.
- Melania w pewnym sensie.. Jest we mnie zakochana, ale ja nie czuję do niej tego samego. Niedawno z nią rozmawiałem, pytałem czy już wszystko w porządku. Odpowiedziała, że jej przeszło. Ale jak widać nie do końca - podrapał się po głowie.
- I ty wiedząc, że ona coś do ciebie czuje wyskakujesz przy niej do mnie z taką propozycją? - spojrzałam na niego krytycznie.
- Sądziłem, że naprawdę jej przeszło - zmieszał się i uciekł wzrokiem w bok.
- Ale mogłeś mnie o to zapytać na osobności - warknęłam i wstałam by ruszyć za Melanią.
- Przepraszam Jess - krzyknął, wstając z krzesła, kiedy byłam już przy drzwiach.
- To nie mnie masz przepraszać - odparłam i zrezygnowana pobiegłam do toalety. Przeczucie podpowiadało mi, że tam ją znajdę i nie myliłam się. Już z korytarza było słychać jej ciche łkanie i pociąganie nosem. Weszłam delikatnie do środka, jednak drzwi i tak lekko skrzypnęły przez co łkania trochę ustały.
- Melanio? 
Zero odpowiedzi.
- Melanio, wiem że tam jesteś - zapukałam do jednych drzwi od kabiny.
- Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła tak nagle, że aż cofnęłam się ze strachem.
- Melanio, proszę cię wyjdź - zaczęłam błagalnym tonem - Pogadajmy.
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać - powiedziała już spokojniej - Nienawidzę cię.
- Może nawet tak jest, ale proszę, nie możesz tam siedzieć i wypłakiwać sobie oczu.
- Mogę! Po co tu przyjeżdżałaś?! Nie chcę cię tutaj! Nie chcę, nie chcę, nie chcę! - jej krzyki z pewnością było słychać aż na dziedzińcu.
- Melanio - usłyszałam cichy głos za sobą, a po tym czyjaś dłoń wylądowała na moim ramieniu. Odwróciłam się zdziwiona. 
Za mną stał Nataniel.
- Melanio, nie zachowuj się jak rozkapryszona dziesięciolatka - po tych słowach łkania ustały jak ręką odjął.
- Nat, jesteś tam? - szepnęła, powstrzymując się od kolejnego wybuchu płaczu.
- Jestem. Proszę, wyjdź.
Te słowa wystarczyły. Patrzyłam osłupiona, jak drzwi kabiny otwierają się a ze środka wychodzi zapłakana brunetka ze spuszczoną głową. 
- Nat, przepraszam - szepnęła.
- Nie, Melanio. Ja cię przepraszam - te słowa sprawiły, że spojrzała na niego ze zdumieniem i nadzieją.
Patrzyłam osłupiała na całą scenę i byłam pewna, że teraz oboje padną sobie w ramiona i znowu będzie między nimi okej. 
Nic bardziej mylnego.
Życie to jednak nie jest film.
- Proszę cię teraz, żebyś w tej chwili przeprosiła Jessicę - odezwał się, a ton jego głosu dawał jasno do zrozumienia, że nie ma ochoty na żarty, ani tym bardziej na jakieś romantyczne sytuacje - Nie zrobiła nic takiego, żebyś miała jej nienawidzić. To ty narzucasz innym swoje uczucia i sądzisz, że wszystko będzie dobrze. Nie, Melanio, to tak nie działa.
Brunetka najpierw zrobiła się biała jak ściana, a z czasem jej twarz nabierała czerwonawego odcieniu.
- Nie przeproszę jej - powiedziała zacięcie.
Blondyn już otworzył usta, by ponownie skarcić brunetkę, jednak ja widziałam, że wygląda jakby mała zaraz dostać ponownego ataku.
- Nat, nie naciskaj... - szepnęłam cicho. 
Szczerze, bolały mnie słowa Melanii, jakie wypłynęły z jej ust pod moim adresem, jednakże rozumiałam, że nie muszę być lubiana przez wszystkich - Teraz to ty narzucasz swoje zdanie innym.
Spojrzenie, jakie w tym momencie rzuciła mi brunetka było ostre jak sztylet.
Blondyn westchnął ciężko i potarł dłonią czoło.
- Dobrze. Więc Melanio, doprowadź swój wygląd do porządku i wróć z powrotem do pokoju gospodarzy - odparł zaskakująco szorstko - A ty Jessico, wracasz ze mną? 
- Melanio, możemy pogadać? - spróbowałam ostatni raz, chcąc wytłumaczyć jej, że w moim sercu jest tylko Lysander. Jednak brunetka nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Westchnęłam ciężko.
- Tak, idziemy - odparłam z ciężkim sercem i razem z blondynem wróciłam do pokoju gospodarzy.
- I jak? - spytał Armin, kiedy Nataniel zamknął za nami drzwi.
- No, przyjaciółkami raczej nie zostaniemy - odparłam kwaśno, siadając obok bruneta.
- Co to z tymi kobietami się dzieje - westchnął, przez co dostał ode mnie łokciem w żebra - Auć! - złapał się za bok, udając że go niemiłosiernie boli.
- Dobra, chodźmy już. Rozalia razem z Alexym na pewno już dawno kręcą się po galerii - uśmiechnęłam się na wspomnienie miny Rozalii.
- Masz rację - westchnął i podniósł się z krzesła.
- To trzymaj się Nat - pomachałam do blondyna - Mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku - rzuciłam mu współczujące spojrzenie.
- Ja też - powoli wypuścił powietrze z płuc, wzdychając ciężko - Przepraszam, że byliście w to zamieszani. Szczególnie ty Jessico.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się smutno - Do jutra.
- Do jutra - odparł cicho, kiedy zamknęliśmy za sobą drzwi, udając się w stronę wyjścia.
- Co tam się w ogóle stało? - spytał Armin, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
- Kobiece sprawy - ucięłam temat, wciskając zamarznięte dłonie do kieszeni kurtki. 
Armin odprowadził mnie kawałek, opowiadając o tym, jaki to Nataniel jest nietaktowny, przy okazji zapraszając na wieczór gier. 
- Armin - westchnęłam - kiedy ja się pouczę?
- Jesteś mądra, po co się uczyć? - spytał ze szczerym zdziwieniem, co wywołało u mnie uśmiech.
- Jednak masz coś ze swojego brata - zaśmiałam się - Okej, przyjdę.
- Wiedziałem, że mi nie odmówisz - uśmiechnął się szeroko - To do zobaczenia!
- Do zobaczenia, Armin! - krzyknęłam za nim i wkładając słuchawki do uszu, skierowałam się w stronę domu.

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział XCI

Pan Farazowski podniósł do góry plik zadrukowanego papieru i powiedział:
- Tylko czarne długopisy, bardzo proszę.
Ręka Kim natychmiast wystrzeliła w górę.
- Proszę pana, to niewiarygodne - zaczęła śmiertelnie poważnym tonem - O takich sprawdzianach powinniśmy się dowiadywać przynajmniej dwa dni wcześniej, żeby mieć czas na przygotowanie.
Przez klasę przeszedł szmer niezadowolenia.
- Proszę o ciszę. A panienka Kim niech się uspokoi, to jest tylko anonimowa ankieta dotycząca waszej nauki i sprawdzająca poniekąd wiedzę. Nie bójcie się, nie wystawiam za to ocen. Mają one wam pomóc poznać własne możliwości i predyspozycje, zrozumiano? Po prostu odpowiedzcie na pytania - rzucił stos papierów na pierwsze ławki, żeby ci podali do tyłu - Macie czterdzieści pięć minut.
Zaraz po otrzymaniu arkuszy każdy zaczął gadać pomiędzy sobą o bezsensowności pytań takich jak: "Wolisz pracować sam, czy w grupie?", lub "Lubisz świty, czy wieczory?"
- Och mój boże, jakie to głupie - westchnęła Kim z jednego końca sali.
- Podzielam twoje zdanie - mruknął Kentin.
- Co w poleceniu "Proszę o ciszę" jest dla was niezrozumiałe? - zapytał profesor.
Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi.
- To jest beznadziejne - ryknął Armin - Niby jak to ma sprawdzić moje możliwości i predyspozycje?
- To sprawdza twoje uzdolnienia głupolu - Amber wyraziła swoje zdegustowanie - Ty to jesteś uzdolniony tylko do sprzedawania hamburgerów w McDonaldzie - prychnęła.
- Gdzie ty, Amber, będziesz je smażyć - wtrącił Kas suchym tonem, co spowodowało wybuch śmiechu w klasie.
- Zostaniecie po lekcjach, żeby to zrobić - ryknął Faraz zza swojego biurka - Bądźcie cicho jeden z drugim i bierzcie się do roboty - dodał i powrócił do swojej lektury.
Jego ton głosu w znacznym stopniu uciszył połowę klasy.
Niechętnie wzięłam się do wypełniania maleńkich kwadracików. Moja niechęć wynikała praktycznie z tego, że nie spałam prawie całą noc. Po wyjściu Lysa wciąż nie mogłam się uspokoić, a na plecach dalej czułam jego przyjemny jak kaszmir dotyk, który niepewnie błądził po moim ciele. Oprócz tego moje myśli wciąż zaprzątała pewna sprawa z niejakim Carlem. Długo zastanawiałam się, co takiego miał na myśli Lysander, mówiąc: "Nie martw się, ja to załatwię". Do teraz nie znalazłam żadnego pomysłu.
- Jeszcze dwadzieścia minut! - głos pana Farazowskiego przywołał mnie do rzeczywistości.
Spojrzałam na swoją ankietę wypełnioną w połowie. Z sąsiedniej ławki Roza zerkała na mnie z niepokojem. Skinęła głową, wskazując na moją kartkę. "Bierz się do roboty!", ponaglały jej szczerozłote oczy.
Ponownie zabrałam ołówek do ręki i zaczęłam zaznaczać kolejne kratki.
- Czas minął! - oznajmił profesor, kiedy zaznaczyłam ostatnią odpowiedź - Odłóżcie kartki na brzeg ławki.
Szybko przeszedł po klasie i pozbierał ankiety, a w międzyczasie wyłapałam spojrzenie Kentina, który przyglądał się mi z uwagą. Uśmiechnęłam się ciepło do przyjaciela, na co on, trochę zmieszany, również odpowiedział uśmiechem.
Na długiej przerwie jak zwykle udałam się na dach, gdzie oczywiście natknęłam się na Kastiela. Na szczęście, przyzwyczaił się już do mojego towarzystwa i do tego, że spędzam na JEGO miejscówie prawie każdą przerwę.
- To było bez sensu - mruknął na powitanie - Ta ankieta. Ręce opadają, ciekawi mnie co oni jeszcze wymyślą.
- Pożyjemy, zobaczymy - westchnęłam i usiadłam obok, by spkojnie skonsumować kanapkę. Czerwonowłosy zaczął się jej dziwnie przyglądać.
- Coś nie tak z moim drugim śniadaniem? - spytałam szorstko.
- Tylko tyle masz dziś do jedzenia? - prychnął, ignorując moje pytanie - A później dziwić się, że jesteś taką chudziną - na jego twarzy pojawił się słynny uśmieszek, ale zniknął po uderzeniu w żebra - Za co to? - wystękał teatralnie.
- Za żywota - odparłam spokojnie i nie zaszczycając go moim spojrzeniem skończyłam swoją kanapkę w ciszy.
- Jesteś jakaś dzisiaj inna - mruknął, uważnie mi się przyglądając.
- Zdaje ci się - odparłam i wstałam z ziemi otrzepując spodnie - Idę na lekcje.
Po czym zeszłam na dół kierując się do sali A. Ale w połowie drogi moją uwagę przykuło ogłoszenie na niebieskiej karteczce, które Melania właśnie rozwiesiła na korytarzu. Spokojnie wyjęłam książki ze swojej szafki i podeszłam do ogłoszenia.
- Ale super, co nie? - nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do mnie Rozalia.
- Taaak... - mruknęłam.
- Zero w tobie entuzjazmu! No nie udawaj, wiem że w głębi się cieszysz!
- Tym, że dyrektorka wyraziła zgodę na dyskotekę? Ech.. - podrapałam się po głowie - Wiesz, tak średnio.
- Znam cię, na pewno się cieszysz i na pewno przyjdziesz - podkreśliła słowa "na pewno", przewiercając mnie wzrokiem.
- A mam coś lepszego do roboty? - westchnęłam ciężko.
- No i to mi się podoba! - uśmiechnęła się i wzięła mnie pod ramię - Po lekcjach wyciągam cię na zakupy!
- Roza, zmiłuj się - zaczęłam lamentować.
Nagle w tłumie mignęła mi znajoma, niebieska czupryna.
- Ktoś coś mówi o zakupach? - usłyszałam głos Alexy'ego dochodzący zza moich pleców i o mało nie dostałam zawału.
- Mówię, że razem z Jess idziemy dziś na shopping - zapiszczała.
- Mogę się dołączyć? - zrobił minę zbitego psiaka, na którą jakoś nigdy nie mogę się oprzeć.
- Jasne smerfie! - zaśmiała się.
Po chwili zaczęli dyskusję na temat najmodniejszych hitów tego sezonu, a ja dyskretnie wycofałam się do jeszcze pustej sali A i spokojnie zajęłam ostatnie miejsce przy oknie. Nie spiesząc się, rozłożyłam swoje rzeczy i usiadłam swobodnie na krześle, ubierając na uszy słuchawki.
Oj, zapowiada się ciężki tydzień...
Zaraz po lekcjach szybko czmychnęłam na przystanek, starannie wypatrując w tłumie białej i niebieskiej czupryny, stwierdzając, że na razie jest czysto. Ale kiedy miałam już wsiadać do autobusu, ktoś zatrzymał mnie, łapiąc za moje ramię. Odwróciłam się i dostrzegłam kruczoczarne włosy i rozglądające się pilnie na boki niebieskie oczy.
- Tam nie wsiadaj, znajdą cię zaraz - szepnął i złapał mnie za rękę ciągnąc z powrotem do budynku liceum.
- Armin, co ty robisz? - spytałam zdziwiona.
- Jedno z nich siedzi w autobusie na wypadek twojej ucieczki. Musimy odczekać minimum dziesięć minut, żeby odeszli - uśmiechnął się, nadal rozglądając się uważnie.
- Już słyszałeś, że chcą mnie porwać do galerii? - parsknęłam śmiechem.
- Znasz Alexy'ego, to gaduła - westchnął - Ale jak zobaczyłem, jak skradasz się na przystanek to postanowiłem trochę pomóc.
- Dzięki Armin - spojrzałam z wdzięcznością na bruneta, no co odpowiedział uśmiechem.
- Wy dwoje, co tu jeszcze robicie? - podskoczyłam z przerażeniem, kiedy po dłuższej ciszy usłyszałam to zdanie.
- Uciekamy przed pociskiem, panie gospodarzowy! - zasalutował Armin, stając na baczność przed Natanielem.
- Spocznij, żołnierzu - odparł blondyn, uśmiechając się do mnie ciepło - Ty też?
- No a jak - zaśmiałam się - Pozwolisz nam się tu chwilkę pokręcić?
- Jasne, zapraszam do siebie - ukłonił się przede mną, wskazując dłonią na drzwi do pokoju gospodarzy.
- Oj, już nie musisz udawać gentelmana - mruknął Armin, ruszając za mną.
Nat zamknął za nami drzwi i wskazał ruchem ręki na krzesła stojące pod ścianą obok biurka, a sam usiadł na fotelu przy biurku opierając głowę na dłoni. Przy kwiatkach jeszcze krzątała się Melania, która po naszym wejściu wyraźnie zesztywniała, rzucając nam raz po raz niemiłe spojrzenia. Chyba myślała, że nie zauważymy. No, przynajmniej ja to zauważyłam, Armin rozmawiał w najlepsze z blondynem o nadchodzącej dyskotece.
- A ty, Jessico? - spytał Nataniel wyrywając mnie z zamyślenia.
- O co pytałeś? Przepraszam, zamyśliłam się na moment.
Blondyn parsknął śmiechem.
- Zawsze trochę przypominałaś mi Lysa z tym swoim uciekaniem do krainy własnych myśli - zakreślił dłonią jakiś kształt w powietrzu - Pytałem, czy wybierasz się na dyskotekę.
- Sama jeszcze nie wiem - westchnęłam, a przed oczami stanęła mi oburzona Rozalia.
- Musisz przyjść - powiedział poważnie - A to dlatego, że osobiście cię zapraszam jako moją partnerkę - posłał mi swój uśmiech.
W tym momencie mała, zielona koneweczka, którą Melania podlewała kwiaty, wypadła jej z ręki a niewielka ilość wody w niej pozostała rozlała się na wypastowanej, granatowej podłodze tworzą mokrą plamę.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział XC

    Dzwonek do drzwi zadźwięczał po piętnastu minutach. Powoli stygnąca herbata jeszcze parowała, przez co w kuchni unosił się przyjemny aromat. Z westchnieniem podniosłam się z miejsca i podeszłam do drzwi wejściowych otwierając je na oścież.
- Witaj Jessico - jego przyjemny głos wypełnił ciszę. Delikatnie złotawe promienie zachodzącego słońca odbijały się od pojedynczych kosmyków jego białych włosów. Nikły uśmiech nieśmiało błąkający się na twarzy sprawił, że po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz.
- Cześć Lys - odwzajemniłam uśmiech wpuszczając białowłosego do środka.
- Kto to? - jeszcze dobrze nie zamknęłam za nim drzwi, a z góry już dobiegło mnie pytanie Erica.
- Nie do ciebie - odkrzyknęłam i zaprosiłam Lysandra do swojego pokoju, przy okazji zabierając z kuchni jeszcze ciepłą herbatę. Ledwo weszłam na schody, białowłosy podszedł do mnie i bez słowa wziął dwa kubki posyłając uroczy uśmiech. 
- Dziękuję - odparłam zaskoczona.
- Jess, zrób mi kolację! - zawył Eric.
- Jestem zajęta - mruknęłam przechodząc obok jego pokoju, przy okazji uderzając pięścią w drzwi, dając delikatnie do zrozumienia że musi sam się ruszyć ze swojej jaskini.
Weszliśmy do pokoju, Lysander odłożył kubki na biurko i usiadł delikatnie obok mnie na łóżku, przyglądając się uważnie mojej twarzy.
- Wszystko w porządku? - spytał z troską, marszcząc brwi.
- Tak.. Chyba - zawahałam się pod wpływem przeszywającego mnie uczucia bezradności - Trochę jestem zmęczona.
- Na pewno tylko o to chodzi? - spytał z troską kładąc dłoń na moim ramieniu. Czułam jakby przyjemne ciepło rozchodziło się od ramienia aż do samych stóp.
- Tak, na pewno - mimowolnie uśmiechnęłam się, ale sama nie wiem, czy od tego przyjemnego uczucia, czy dlatego, że miałam świadomość wsparcia Lysa w każdej sytuacji. 
Popatrzył na mnie z nutą czułości, a jego dwukolorowe oczy lśniły, odbijając promienie zachodzącego słońca. Odwróciłam się z zażenowaniem zdając sobie sprawę, że patrzę na niego trochę za długo. Białowłosy zaśmiał się cicho.
- Jessico, jesteś urocza, kiedy się rumienisz - powiedział cicho, a ja mimowolnie poprawiłam opadający na oczy kosmyk.
- Chcecie coś do picia? - drzwi otworzyły się z hukiem a w nich stanął uśmiechnięty Eric.
- Mamy - mruknęłam zła, wskazując ruchem głowy na dwa kubki herbaty stojące na biurku.
- A może jesteście głodni? - nie dawał za wygraną.
- Jak będziemy, to cię zawołamy - odparłam z zaciśniętymi od gniewu zębami, posyłając szczerzącego się do mnie bratu mordercze spojrzenie.
- Oj, później to nie bardzo dam radę wam coś zrobić, bo właśnie wychodzę - na szczęście brat podchwycił temat, na co westchnęłam z ulgą w duchu - Idę do Armina i Alexy'ego. Będę późno, jakby co, dzwoń - posłał mi swój uśmiech i zatrzaskując za sobą drzwi, szybko zbiegł na dół po schodach. Po chwili usłyszeliśmy jak drzwi wejściowe zamykają się.
- Wiesz, polubiłem go od naszej pierwszej rozmowy - zaśmiał się Lys - I nie pomyliłem się co do niego.
- Ale i tak czasem jest bardzo denerwujący - spojrzałam w stronę drzwi, uśmiechając się.
- Jessico - chwycił moją twarz w swoje ciepłe dłonie i odwrócił w stronę swoich tajemniczych oczu - Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją damą?
Po usłyszeniu tych słów, moje serce zamarło. Miałam wrażenie, że właśnie pęka ze szczęścia na milion drobniutkich kawałeczków.
- Nie mogłam się doczekać tych słów - uśmiechnęłam się.
Kiedy przyciągnął mnie do siebie, nie stawiałam oporu. Zwłaszcza, że jest jedno jedyne miejsce na świecie, gdzie czuję się bezpiecznie, i tam właśnie byłam... w jego ramionach.
- Zimno ci, Jessico - szepnął w moje włosy - Trzęsiesz się.
Owszem, ale nie z zimna. Zamknęłam oczy i rozpłynęłam się w jego objęciach napawając dotykiem jego silnych ramion i twardej piersi, w którą wtuliłam policzek. Żałowałam, że to nie może trwać wiecznie - że nie mogę być ciągle w jego ramionach, gdzie nic nie mogło mnie zranić. Bo on by do tego nie dopuścił.
Nie wiem, jak długo tak trwaliśmy. Ocknęłam się, dopiero kiedy Lysander, gładząc mnie po włosach, w końcu odsunął się lekko, żeby móc spojrzeć mi w twarz.
- O co chodzi, Jessico? - zapytał ponownie.
- Naprawdę nic - skłamałam, ponieważ nie chciałam go martwić, szczególnie tą sytuacją z Carlem.
- Nie wierzę ci - powiedział o odgarnął opadający na moją twarz kosmyk włosów - Dobrze wiem, że coś jest nie tak.
- Lysander, ja...
Nie dokończyłam. A w sekundę później już nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć. A to dlatego, że ujął mnie za rękę i przyciągnął - delikatnie, ale stanowczo -  ponownie do siebie i zakrył mi usta swoimi wargami. Oczywiście kiedy moje usta dotykają jego ust, nie sposób myśleć o niczym innym jak tylko o odczuciach, jakie one wywołują - a które są niebywale przyjemne i pożądane. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w tej dziedzinie, ale kiedy Lys mnie całuje.. jest niezwykle wspaniale. Czułam jakby wybuchły we mnie fajerwerki i rozlały się po całym moim ciele, aż w końcu nie mogłam znieść tego żaru. Lysander delikatnie położył rękę na moim udzie, a ja po prostu zatraciłam się w rzeczywistości. 
Ale białowłosy nagle odsunął się ode mnie gwałtownie i uśmiechnął się szeroko.
- A teraz powiesz mi co się dzieje - powiedział stanowczo, przerywając w najlepszym momencie.
- Jesteś okrutny - mruknęłam, ale mimo wszystko również się uśmiechnęłam - Widzę, że nie mam wyjścia.
- No nie masz - westchnął teatralnie i spojrzał na mnie poważnie - Mów.
Opowiedziałam białowłosemu o telefonie oraz o moich wątpliwościach dotyczących tej chorej umowy. Byłam rozdarta. Ale Lys uważnie wysłuchał mnie do końca nie przerywając ani razu. Kiedy skończyłam, zamyślił się na moment, a po chwili spojrzał z czułością w moją stronę.
- Myślę, że powinnaś zrobić tak, jak podpowiada ci twoje serce. Ale jeżeli dalej nie jesteś przekonana, to chodź - wstał i wyciągnął do mnie rękę.
- Ale gdzie? - zdziwiłam się.
- Zobaczysz - uśmiechnął się tajemniczo, ale kiedy zobaczył, że nadal siedzę na łóżku nie przekonana jego słowami, westchnął ciężko i wziął mnie z łatwością na ręce.
- Lys, gdzie idziemy? - spytałam ponownie, kiedy niósł mnie po schodach.
- Zobaczysz - powtórzył i pocałował mnie delikatnie, stawiając na podłodze w salonie. Podszedł do telewizora i włączył go ustawiając program na kanale muzycznym.
- Widzisz? Przypatrz się im dobrze. Popatrz na ich twarze. 
- Widać, że dają z siebie wszystko - uśmiechnęłam się do wokalisty, stojącego na scenie.
- I sprawia im to radość - dodał Lys - Na twojej twarzy malowało się to samo poświęcenie i radość. Wiem, że śpiew jest tym, co sprawia, że czujesz się szczęśliwa. Jeżeli tego właśnie chcesz - nie patrz w tył. Nie oglądaj się na nas. My będziemy cię wspierać w tym z całej mocy - uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
- Ale jeżeli byłabym z dala od was, nie czułabym się szczęśliwa, wiem to - spojrzałam w czułe, dwukolorowe oczy z obawą.
Białowłosy zamyślił się na moment.
- Jessico, dziś o tym nie myśl, załatwię to - uśmiechnął się lekko, potrząsając głową.
- Ale jak..
- Jessico - Lys pochylił się w moją stronę i położył mi dłoń na karku - Za bardzo się przejmujesz.
A po chwili znowu zatopiłam swoje usta w jego wargach.
----------------------------------------------------------------------------------
Witam Was gorąco! Dziękuję serdecznie za waszą cierpliwość i przepraszam jeszcze raz za moją nieobecność. Ten weekend był dla mnie wspaniałym przeżyciem, wróciłam z masą nowych pomysłów, więc szykujcie się :D A jak Wy spędziliście ten cudowny czas i jak wykorzystaliście słoneczną pogodę? Pochwalcie się w komentarzach, ciekawa jestem ♥ 
Pozdrawiam ciepło wszystkich, którzy to czytają :)

piątek, 12 czerwca 2015

Małe ogłoszenie!

Chciałabym was baaaardzo przeprosić. Właśnie jestem w trasie, wyjeżdżam tylko na dwa dni, ale nie będe miała możliwości dodania nowego rozdziału. Ale spokojnie, pracuje nad nim. Piszę go właśnie w moim notatniku, więc gdy wróce to tylko przepiszę. Chciałabym, żebyście się tylko nie martwili moją nieobecnością, dodam nowy rozdział najprawdopodobniej w poniedziałek.
Przepraszam Was bardzo za tą długą przerwę i postaram się to wynagrodzić :)
Pozdrawiam Was gorąco, trzymajcie się i miło spędźcie ten weekend ♥

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział LXXXIX

     Lekcje minęły dzisiaj bardzo szybko i nim się spostrzegłam zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec ostatniej lekcji. W wyjątkowo dobrym humorze, wyszłam z sali biologicznej i zarzucając na siebie kurtkę, skierowałam się na zewnątrz, nawet jej nie zapinając. Mroźne powietrze od razu przyjemnie owiało moją twarz. Zarzuciłam plecak na jedno ramię i ruszyłam powoli w stronę autobusu wkładając słuchawki do uszu.
- Jess! - usłyszałam krzyk, zanim włożyłam drugą słuchawkę. Odwróciłam się w stronę źródła krzyku, którym okazała się być Rozalia. Biegła za mną, starając się przy tym wsadzić rękaw do swojego płaszcza. Uśmiechnęłam się do zdyszanej przyjaciółki która w ostatnim momencie zdążyła złapać spadający z jej ramienia plecak.
- Cześć Roza - przywitałam ją, kiedy stanęła obok mnie.
- Mówiłam ci żebyś poczekała! - odparła obrażona, starając się złapać oddech.
- Kiedy niby to powiedziałaś? - uniosłam brwi, patrząc pytająco na przyjaciółkę.
- Nieważne kiedy, ale miałaś poczekać - powiedziała już łagodniej i pociągnęła mnie za sobą w stronę miasta.
- Nie jedziemy autobusem? - zadziwiłam się.
- Nie, zrobimy sobie mały spacerek, ponieważ masz mi coś do powiedzenia, czyż nie? - uśmiechnęła się tajemniczo przewiercając mnie wzrokiem niczym laserem. Odniosłam wrażenie, że ciężko będzie mi się wyplątać z jej pytań.
- Jasne, czemu nie - rzuciłam.
Rozalia wzięła mnie pod ramię i poprowadziła w kierunku centrum miasta. Przez połowę drogi nawijała o nowej sukience, którą ma zamiar kupić z okazji pierwszej, chyba randki, z Leo. Bardzo się na to nakręciła i już myślałam, że zapomniała o co miała mnie wypytać.
- A właśnie, zapomniałabym. Zauważyłam, że Lysander ostatnio zachowuje się trochę.. inaczej - zaczęła.
Poczułam się, jakby ktoś z całej siły ścisnął w dłoni moje serce. Mimo to odgarnęłam lekko kosmyk włosów z twarzy i spojrzałam spokojnie na przyjaciółkę.
- Ja nic nie zauważyłam - odparłam, przyglądając się uważnie sukienkom z wystawy. 
Czemu nie chciałam jej powiedzieć? Sama nie wiem, czułam że na razie powinnam zachować to między mną a Lysem.
- Ach tak? - spytała teatralnie piskliwym głosem - Wiesz kochana, że ja i tak dowiem się prawdy? 
Stawiała powoli krok za krokiem w stronę wejścia do centrum, jakby czekała na moje "Czekaj! Zaraz ci wszystko opowiem!". 
- Teraz to przypominasz mi Peggy - parsknęłam śmiechem i powoli ruszyłam za nią.
Rozalia była trochę obrażona, ale kiedy weszłyśmy do jej ulubionej kawiarenki, humor od razu jej powrócił. 
Spędziłam całkiem miłe popołudnie w towarzystwie białowłosej, mimo to, że nie chciała odczepić się od tematu Lysandra. Dała sobie spokój dopiero kiedy zapewniłam ją, że niedługo jej o tym powiem.
Po powrocie do domu zastałam Erica siedzącego w oficjalnie-swoim pokoju i przeglądającego jakieś papiery. Postanowiłam mu nie przeszkadzać, więc tylko lekko zamknęłam za sobą drzwi.
- Jess? - spojrzał w moją stronę zanim udał mi się odejść od jego pokoju. Westchnęłam i uchyliłam drzwi z powrotem.
- Tak?
- Dzwonił do ciebie Carl - mruknął - Chyba wiesz, co chce.
- Tak, chyba wiem. Nie myśl o tym - uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- A będziesz oddzwaniać? 
- Pomyśle nad tym - odparłam i zamknęłam drzwi do jego pokoju. Wracając do swojego, westchnęłam ciężko. Rzuciłam się zmęczona na łóżko zatapiając palce w satynowej pościeli i starając się choć na moment wyłączyć myślenie. Kiedy zamknęłam oczy powoli odpływając w świat marzeń, ciszę przerwał dźwięk przychodzącego sms'a. Z żalem powróciłam do rzeczywistości i spojrzałam na wyświetlacz.
"Witaj, Jessico. 
Przepraszam za zakłócanie twojego spokoju, po prostu moje myśli nie dają mi chwili wytchnienia i wciąż kręcą się dokoła twojej osoby. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz mi się wprosić na małą herbatę? Bardzo chciałbym porozmawiać ~ Lysander" 
Serce zabiło szybciej.
Odpisałam natychmiastowo.
Oczywiście, że to nie problem. Jeżeli tylko nie przeszkadza ci mój brat, wpadaj śmiało.
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i spojrzałam na zachodzące słońce. Delikatne promienie przyjemnie oświetlały moją twarz, przez co mimowolnie się uśmiechnęłam. Odkąd wiem co Lysander czuje jest mi łatwiej. Mam świadomość na czym stoję.
Z westchnieniem podniosłam się z łóżka i zeszłam na dół zrobić herbatę.