Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

piątek, 27 lutego 2015

Rozdział XL

  Odwróciłam się. Przede mną stała wysoka niebieskooka brunetka w wyzywającym stroju. Miała podarte dżinsy i niebieski podkoszulek z dużym dekoltem.
- Mogłabyś mnie puścić? - spytałam spokojnie.
- Jasne, sorki! Czy ty jesteś Jessica? - uśmiechnęła się. Ale jej uśmiech nie był szczery. Ciarki przeszły mi po plecach. Poczułam dziwny niepokój.
- Zależy kto pyta - wzruszyłam ramionami.
- Debra - odpowiedziała, patrząc na mnie dziwnie. Jakby z wrogością.
Debra.. gdzieś już słyszałam to imię. Czy przypadkiem nie była ona dziewczyną Kasa, o której opowiadał Lysander? 
- Aha. Miło poznać - odparłam i odwróciłam się, żeby wejść do klasy. Brunetka złapała mnie gwałtownie za ramię.
- A ty się nie przedstawisz? - spytała zdziwiona. Najwyraźniej nigdy nie spotkała się z taką reakcją.
- Przecież wiesz, jak mam na imię.
Spojrzała na mnie wściekła, ale zaraz znowu powróciła do swojego fałszywie uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czyli jednak jesteś Jessica. Szukałam cię - uśmiechnęła się złowrogo.
W tej samej chwili ktoś szarpnął mnie za rękę i odciągnął od niej.
- Czego tutaj szukasz? - usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę. Obok mnie stał Lysander, cały czas trzymając rękę na moim ramieniu. Jakby bał się, że zaraz zacznę uciekać. Nie powiem, że nie miałam ochoty jak najszybciej odejść od tych jej fałszywych, chłodnych oczu.
- Och Lysiu, jak ja cię dawno nie widziałam - uśmiechnęła się i podeszła bliżej.
- Nie zbliżaj się do niej i do mnie - rzekł białowłosy spokojnym tonem.
- Ależ ja się chciałam tylko przywitać - spojrzała na Lysa z wyrzutem.
- Ale ona nie chce cie poznawać. A ja nie chcę cie widzieć - powiedział i pociągnął mnie za sobą w stronę dziedzińca.
- Spokojnie Jess! Jeszcze zdążymy sobie pogadać - zaśmiała się i odeszła w przeciwnym kierunku.
Lysander cały czas trzymał mnie za rękę. Nie bardzo miałam świadomość co się dzieje. Ale wiedziałam, że nigdy więcej nie chcę spotykać tej dziewczyny. Zachowanie Lysa potwierdzało moje przeczucie co do niej. Nie mogłam jej ufać.
- Co się tutaj dzieje? - spytałam, kiedy w końcu usiedliśmy na ławeczce obok drzewa.
- Przepraszam cię za moje zachowanie. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiła - ukrył twarz w dłoniach.
O co tu chodzi? Nic z tego kompletnie nie rozumiałam. 
- Zaraz, co zrobiła? - spytałam kompletnie zbita z tropu.
- Pamiętasz rozdrażnienie Kasa? Naszą rozmowę, której szczegółów nie chciałaś znać? - spojrzał mi w oczy.
- Tak, pamiętam. To była sprawa pomiędzy wami, więc..
- To nie było tylko pomiędzy nami - przerwał mi - Dotyczyło też ciebie. Chciałem ci to powiedzieć, ale nie miałaś ochoty mnie słuchać - jego słowa zmieniły się w szept.
Pamiętam. 
Kastiel stał oparty o krawędź dachu i udawał że podziwia przejeżdżające samochody. Nie chciał mi powiedzieć. A ja nie chciałam słuchać tłumaczeń Lysa.
"Powinniśmy jej powiedzieć" - usłyszałam w głowie jego ciepły głos. 
Wiele razy myślałam o czym mogła być ta dyskusja. Jednak miałam za mało odwagi by spytać o to wprost. 
- Więc.. o czym była ta rozmowa? - wydusiłam z siebie, patrząc na swoje trampki.
Lysander westchnął ciężko. Poczułam jak podnosi się z ławki i kuca obok mnie, by spojrzeć mi w twarz.
- Jessico, ta rozmowa dotyczyła właśnie Debry. Niedługo przed naszym.. nocowaniem u ciebie, Debra zaczęła pisać do Kastiela. Niestety, nie poinformował mnie o tym i dowiedziałem się za późno.
- A.. dlaczego się z nim skontaktowała?
- Debra dalej ma koleżanki w tej szkole. Informują ją na bieżąco, co i jak. Któraś z nich musiała jej o tobie powiedzieć.
- O mnie? Ale dlaczego akurat ja? - nic z tego nie rozumiałam.
- Byłaś nowa, a poza tym Kastiel wykazywał tobą coraz większe zainteresowanie. Dlatego Debra postanowiła cię odwiedzić. Są dwa powody jej przyjazdu. Pewne jest to, że poszukuje gitarzysty, to już ustaliła Rozalia. Chyba ma nadzieje, że będzie nim Kas. Drugi powód dotyczy ciebie. Nie wiem, jakie ona ma plany, ale to na pewno nie jest nic dobrego. Za bardzo, według niej, zbliżyłaś się do Kastiela. Sądzę, że ona chce cię po prostu wyeliminować - powiedział smutno.
- Ale dlaczego? Przecież sama z nim zerwała dla kariery! Kas chyba nie jest aż tak głupi, żeby do niej wrócić po tym wszystkim?! - podniosłam na niego wzrok. W środku mnie aż wrzało ze złości. Nie sądziłam, że ta cała żmija jest aż tak bezczelna.
- Miejmy nadzieję, że nie - powiedział zrezygnowany.
- Lys, chyba nie wierzysz, że on jest do tego zdolny? - popatrzyłam mu w oczy.
Nie odpowiedział. A przecież znał Kastiela dłużej niż ja. Dlaczego w niego wątpił? 
Lysander wstał i z powrotem usiadł obok mnie. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. W pewnym momencie poczułam, że białowłosy mnie obejmuje.
- Jessico, martwię się o ciebie - wyszeptał. Jego ciepły oddech łaskotał mnie w kark.
- O mnie? Martw się raczej o Kastiela - mruknęłam.
- Wiem jakie plany ma wobec niego Debra i też mnie to martwi. Ale gorsza sytuacja jest z tobą, bo nie wiemy co chce ci zrobić. Dlatego proszę, uważaj na siebie - powiedział cicho.
Odwzajemniłam uścisk. Nie wiem, dlaczego tak zareagowałam. Po prostu poczułam, że muszę to zrobić.
- Będę uważać - wyszeptałam.
Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę w milczeniu. W końcu musieliśmy wracać do szkoły. Pierwszy podniósł się Lysander.
- Chodźmy już. Najlepiej teraz będzie mieć Debrę na oku. 
- Masz rację - westchnęłam i również wstałam. Kiedy wchodziliśmy do szkoły, w oknie mignęła mi blond czupryna Nataniela, ale nie zwróciłam na niego uwagi.

czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział XXXIX

  Nagle rozległo się głośne walenie do moich drzwi.
- Czego? - warknęłam w poduszkę.
Drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. 
- Obcy najechali nasz kraj i musimy się szybko ewakuować - powiedział Eric najspokojniej w świecie.
- Wyjdź stąd - powiedziałam, nie podnosząc głowy.
- Mogłabyś chociaż na mnie spojrzeć, jak ze mną rozmawiasz - prychnął - Trochę kultury.
- Wyjdź stąd - powtórzyłam trochę głośniej.
- Co z tobą Jess? Normalnie już dawno uraczyłabyś mnie jakąś ciętą ripostą - westchnął.
Jezu ludzie, co z wami? Czy nikt nie rozumie, że chcę zostać na chwilę sama? Mimo wszystko nie skomentowałam uwagi Erica. Miałam nadzieje, że jak nie będę mu odpowiadać, to wyjdzie. Niestety, odniosłam odwrotny skutek.
- Jess, wszystko w porządku? - spytał z autentyczną troską w głosie, siadając obok mnie na łóżku.
- Wyjdź stąd! - nie wytrzymałam i tym razem krzyknęłam, ale efekt nie był taki jakiego oczekiwałam, gdyż poduszka mnie zagłuszyła.
- Zacięłaś się czy jak?
Żarty się skończyły. Teraz postanowiłam wytoczyć ciężką artylerię.
- Braciszku, proszę wyjdź - popatrzyłam na niego błagalnie.
Jego mina była bezcenna. Szczęka całkowicie mu opadła.
- Ty.. mnie prosisz? Jessico, co się stało? - teraz to już serio się wystraszył. Przewróciłam oczami i opadłam z powrotem na poduszkę.
- Powiedz mi, ten cały Kastiel, on.. zrobił ci coś? Bo jak tak, to przysięgam, że mu nogi z d.. czterech liter powyrywam! - krzyknął.
- Uspokój się, nikt mi nic nie zrobił - powiedziałam najspokojniej w świecie - Po prostu chcę być sama.
- Trzeba było tak od razu - uśmiechnął się z ulgą - Ale jeśli jest coś nie tak, to powiedz - wstał z łóżka.
No nie wierze. Wystarczyło powiedzieć prosto z mostu? 
- Okej, powiem. 
- To dobrze - usłyszałam, zanim drzwi się za nim zamknęły.
Krzyknęłam do poduszki. Nagle cały dzisiejszy dzień powrócił do mnie ze zdwojoną siłą. Dlaczego to wszystko musiało przydarzać się mi? Jeszcze tylko Dake'a brakuje do całkowitego zrujnowania mojej psychiki. 

Następnego dnia rano miałam dziwnie dobry humor. Nie wiem, skąd się u mnie wziął, ale z twarzy nie schodził mi uśmiech. Może wieczorem wykorzystałam już cały mój zapas żalu i pretensji do całego świata? Wczoraj długo nie mogłam zasnąć, cały czas w głowie siedział mi Lysander. Starałam się myśleć o czymś innym, ale nie było to możliwe. A dzisiaj czułam, że wszystko pójdzie dobrze. 
- Wychodzę! - krzyknęłam zamykając za sobą drzwi.
Pięć minut później siedziałam na przystanku ze słuchawkami w uszach i czekałam na szkolny autobus. Miałam jeszcze sporo czasu do jego przyjazdu. Rozłożyłam się wygodnie na ławce i czekałam. 
Kiedy w końcu nadjechał, wsiadłam i zajęłam puste miejsce. Przez połowę drogi gapiłam się w okno słuchając muzyki. Nie chciałam, żeby jakieś zaczepki Kastiela popsuły mi dobry humor. Niestety, nie dało się tego uniknąć. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś szturchnął mnie w ramię. Odwróciłam się i zdjęłam słuchawki.
- Czego? - spytałam, patrząc na czerwonowłosego.
- Niczego. Zdenerwować cię przyszedłem - wzruszył ramionami.
- To muszę cię zmartwić, ale to dzisiaj niewykonalne - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zobaczymy - posłał mi swój złowieszczy uśmiech i wrócił do siebie. Zdziwiło mnie to, byłam święcie przekonana, że się nie odczepi do końca drogi. Na szczęście tak się nie stało. 
- Jess, idziesz? - spytała Roza, kiedy autobus wtoczył się na parking.
- Tak idę. Mam z tobą parę rzeczy do omówienia - posłałam jej mordercze spojrzenie, uśmiechając się przy tym. Rozalia od razu załapała o co chodzi.
- O popatrz, Lysander na nas czeka na zewnątrz! - uśmiechnęła się.
Spojrzałam na parking. Białowłosy rzeczywiście stał przy autobusie i uśmiechał się do mnie.
- Niech to szlag.. - wymamrotałam.
- Co mówiłaś? - spytała z niewinnym uśmieszkiem.
- Nic, nic - odwzajemniłam uśmiech. Nie dam sobie popsuć dobrego humoru. Powoli podniosłam się z siedzenia i ruszyłam za białowłosą w stronę wyjścia.
- Cześć Lys! - krzyknęła Roza, chociaż białowłosy stał niedaleko nas.
- Cześć Rozalio - uśmiechnął się i spojrzał na mnie - Witaj Jessico - pocałował mnie w rękę. Wzdrygnęłam się i zabrałam dłoń. Posłał mi pytające spojrzenie, ale udałam że nie widzę.
- Cześć Lys - uśmiechnęłam się i wszyscy ruszyliśmy w kierunku wejścia. 
W połowie drogi do klasy poczułam, jak ktoś delikatnie łapie mnie za ramię. Odwróciłam się.
- Hej Jessico, możemy pogadać? - spojrzałam w niebieskie, poważne oczy Nataniela.
- Jasne, ale wiesz ja mam teraz lekcję.. - zaczęłam.
- Nie szkodzi. Napiszę ci zwolnienie - uśmiechnął się.
- Jak tak, to nie ma sprawy - odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam za blondynem do pokoju gospodarzy. W połowie drogi jeszcze się odwróciłam. Mój wzrok zatrzymał się na Lysandrze, który z uwagą przyglądał się Natanielowi. W jego spojrzeniu wyczułam chłód. Ciarki przeszły mi po plecach. Nat otworzył przede mną drzwi i oboje weszliśmy do pokoju gospodarzy. Przy biurku stała niebieskooka brunetka i podlewała kwiatki. Wiedziałam, że pomaga Natowi z różnymi dokumentami, więc nie zdziwiła mnie jej obecność.
- Melanio, czy możesz nas na chwilkę zostawić samych? Chciałbym porozmawiać z Jessicą - powiedział suchym, służbowym tonem. Wzdrygnęłam się. Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby tak mówił. Nagle poczułam, że nie mam ochoty zostawać z nim sama. Dodatkowo to dziwne uczucie, które mnie nie opuszczało odkąd zobaczyłam ten zimny wzrok białowłosego.
Rzekoma Melania przerwała podlewanie i spojrzała na blondyna ze zdziwieniem. Ale zaraz potem na jej twarzy pojawiła się rezygnacja.
- Oczywiście Natanielu - powiedziała smutno.
Nie chciałam, żeby wychodziła. Ale ona, pomimo moich sprzeciwów wysyłanych do niej w myślach, opuściła pokój ze spuszczoną głową. Na mnie nawet nie zerknęła. 
Nataniel usiadł za biurkiem przy którym niedawno stała Melania i ruchem ręki wskazał mi, bym również usiadła naprzeciwko niego. Podeszłam ostrożnie i wykonałam prośbę Nata. Jego wyraz twarzy ze służbowego, natychmiast zmienił się w normalny. 
- Posłuchaj mnie teraz Jessico - uśmiechnął się smutno. W jego oczach widać było zmęczenie.
- Słucham - odwzajemniłam uśmiech.
- Powiadomiono mnie, że podsunęłaś pomysł koncertu - powiedział ciepło - Osobiście uważam, że to bardzo dobry pomysł. Czy zgodziłabyś się pomóc w jego zorganizowaniu? Dyrektorka już wyraziła na niego zgodę, pod jednym warunkiem. Nie możemy wynajmować jakiejś sławnej grupy, żeby się nie wykosztować. Mamy zebrać fundusze, nie je wydawać - popatrzył na mnie z uśmiechem.
To była naprawdę dobra wiadomość! Cieszyłam się, że mój pomysł się spodobał.  
- Oczywiście, możecie liczyć na moją pomoc - odwzajemniłam uśmiech.
Nataniel szybko  wytłumaczył mi na czym ma polegać moja pomoc. Miałam posprzątać i udekorować piwnicę, którą wybrała Roza na miejsce koncertu, oraz znaleźć chętnych do zagrania na scenie. Ogłoszeniami o koncercie ma zająć się Melania. 
- Wszystko jasne? - spytał dla pewności.
- Jak słońce - przytaknęłam.
- Cieszy mnie to. A teraz chciałbym porozmawiać z tobą jak przyjaciel.
Wzdrygnęłam się na samo słowo "przyjaciel". Ja bym nie nazwała tak osoby, z którą rozmawiałam tylko parę razy.
Mimo moich sprzecznych uczuć, uśmiechnęłam się.
- Mów śmiało.
- Zauważyłem ostatnio, że Kastiel trochę ci się naprzykrza - powiedział cicho.
Lekko zakręciło mi się w głowie na te słowa.
- S-słucham? - spytałam kompletnie zdezorientowana.
- To samo dotyczy Lysandra. Gdyby z Kasem były jakieś problemy, to zawsze możesz na mnie liczyć.
Kiedy usłyszałam imię białowłosego, poczułam jakby ktoś mnie uderzył w twarz.
- Nataniel, co ty opowiadasz? - szepnęłam kompletnie zszokowana. Nastała niezręczna cisza.
- Ostatnio was widziałem. Miałem wrażenie, że chcesz jak najszybciej od niego uciec - powiedział spokojnie.
Jak on może mówić to tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie? 
- Zaraz, zaraz - nagle sobie to uświadomiłam - Nie mów, że podsłuchiwałeś.
- Nie, to nie tak, źle mnie zrozumiałaś - moje słowa wywarły na nim niezłe wrażenie. Teraz to on wyglądał, jakby miał ochotę uciec. Chciałam mu to wypomnieć, ale ugryzłam się w język.
- Po prostu.. niechcący was zobaczyłem. Zacząłem się o ciebie martwić, gdyż nie wyglądałaś najlepiej - wydusił z siebie.
Nie mogłam tam dłużej siedzieć i go słuchać. Nagle poczułam, że wszystkie moje pretensje do świata z wczoraj, wracają. Wstałam z krzesła.
- Miło że się martwisz - wysiliłam się na sarkazm - Ale nie powinieneś tego robić. A teraz wybacz, mam lekcje - ruszyłam w stronę wyjścia.
- Zaczekaj, Jessico, to nie tak! - krzyknął i wstał żeby mnie zatrzymać, ale już się nie zdążył. Wyszłam stamtąd głośno zamykając za sobą drzwi.
- Ups, wybacz. Przeciąg - mruknęłam pod nosem i ruszyłam w stronę klasy. Mój dobry humor całkiem mnie opuścił. Jednak to nie z winy Kastiela, jak spodziewałam się tego na początku. Nagle poczułam, jak ktoś mocno wbija mi się w ramię. 

środa, 25 lutego 2015

Główna bohaterka

Oto i nasza kochana Jessica. Oczywiście, każdy ma inne wyobrażenie i pewnie wielu czytelnikom popsułam wizerunek Jess, ale jeżeli o mnie chodzi to właśnie tak ją sobie wyobrażam :D Miłego wieczoru życzę wszystkim ♥



Rozdział XXXVIII

    - Siemasz Jess! - pomachała mi, kiedy wyszłam ze szkoły.
- Hej Rozalio - uśmiechnęłam się i ruszyłam w jej stronę.
- Widzę, że już masz lepszy humor - odwzajemniła uśmiech.
- Mniej więcej - odparłam i ruszyłyśmy w kierunku kafejki, która stała obok szkoły. Rozalia opowiadała mi, jaki to cudowny prezent ma wymyślić Leo na ich drugą rocznicę.
- A ty co wymyśliłaś dla niego? - spytałam, siadając przy stoliku.
- Mam mały dylemat, ale na razie i tak nic nie powiem - uśmiechnęła się tajemniczo - A tak w ogóle, to ciekawi mnie sprawa pomiędzy tobą a Lysem - ściszyła głos.
- Ja i Lys? Daj spokój, Rozalio - zmieszałam się i uciekłam wzrokiem w bok. Miałam wrażenie, że jej spojrzenie prześwietla mnie na wylot.
- Oj nie dam ci tak łatwo z tym spokoju. Widzę po tobie, że coś się dzieje - powiedziała poważnym tonem.
"Rozalio, proszę zmień temat!" - starałam się wysłać mój przekaz myślowy do białowłosej.
- Nie, przecież nic się nie dzieje - machnęłam ręką.
- Nie chcesz mówić, to nie - powiedziała obrażona - Ale odpowiedz mi na jedno małe pytanko.
- Słucham - odparłam ostrożnie. Z nią to nigdy nic nie wiadomo.
- Powiedz, lubisz Lysa? - zaśmiała się.
- Noo.. tak, czemu nie? Jest miły, nie narzuca się, więc czemu miałabym go nie lubić? - wzruszyłam ramionami. 
- Miło mi to słyszeć - usłyszałam ciepły głos za plecami. Natychmiast poderwałam się z krzesła, przewracając swoją szklankę. Oczywiście cała lemoniada którą zamówiłam znalazła się na mojej bluzce. Szczęście, że nie zamówiłam kawy, albo gorącej czekolady. Oderwałam wzrok od bluzki i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że stoję twarzą w twarz z.. Lysandrem. Zrobiło mi się słabo.
- Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem - uśmiechnął się i podał mi chusteczki.
- Nie, no co ty.. bo właśnie ja.. no ten.. rozmawiałyśmy sobie i.. po prostu się ciebie nie spodziewałam.
Świetnie. Po prostu wspaniale. Nie mógł sobie wybrać lepszego momentu. A ja jak ta idiotka, nawet nie umiem się wysłowić. Teraz Rozalia na pewno nie uwierzy, że nic się nie dzieje. Spojrzałam na nią. Wydawała się całkiem rozbawiona tą sytuacją. Posłałam jej spojrzenie wyrażające chęć mordu, ale chyba tego nie zauważyła.
- Och Lys, jak zwykle świetne wyczucie czasu - zaśmiała się białowłosa.
- Uznam to za komplement - uśmiechnął się i spojrzał na mnie - Wybacz mi Jessico za tą bluzkę.
- Nic się nie stało, przeżyję jakoś - starałam się mówić spokojnie, jednak w środku się we mnie gotowało. Roza  specjalnie zadała to pytanie, widziała Lysa, jak stał za mną. Czasami była naprawdę wkurzająca.
- Jess powinnaś się przebrać - zauważyła inteligentnie Rozalia.
- Tak, wiem. Dlatego wrócę już do domu - wzięłam swoją torbę i ruszyłam w kierunku parku.
- Czekaj, odprowadzę cię - zaproponował Lys
- Nie trzeba, trafię do domu - starałam się unikać spojrzenia mu w twarz.
- No daj spokój Jess. Pójdę z wami - uśmiechnęła się Roza.
- Nie, naprawdę nie trzeba. Do jutra! - pomachałam im i szybko się oddaliłam. Nie tak wyobrażałam sobie naszą rozmowę z Rozalią. W ogóle nie miałam ochoty spotykać dzisiaj Lysa. Chciałam już jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Cześć Jessie! - usłyszałam znajomy głos za sobą. Oprócz mojej mamy tylko jedna osoba zwraca się do mnie tym zdrobnieniem.
- Ken? Co tu robisz? 
- Właśnie szedłem do ciebie. Co ci się stało? - spytał patrząc na moją bluzkę.
- A to. Taki mały wypadek - wzruszyłam ramionami.
- Oj, chyba dzisiaj nie wszystko poszło po twojej myśli - powiedział, patrząc mi w twarz. Nie wiedziałam, czy ma na myśli rozlanie soku, czy domyślił się czegoś więcej. 
Zaraz, jak mógłby się czegoś jeszcze domyślać? Z pewnością chodzi mu o ten wypadek.
- Nie zawsze wszystko się układa - mruknęłam.
- Co powiedziałaś? 
- Nic, nic. Mówiłeś, że idziesz do mnie - zmieniłam temat.
- No właśnie, chciałem się z tobą pożegnać - uśmiechnął się smutno.
- Dlaczego? Wracasz do domu?
- Nie, po prostu tata zapisał mnie do szkoły wojskowej. Stwierdził, że muszę w końcu stać się mężczyzną - westchnął ciężko. 
Rozumiałam go. Odkąd pamiętam, jego tata wypominał mu, że zachowuje się jak dziewczyna. No cóż, Ken od zawsze był trochę.. wrażliwy.
- A kiedy zamierzasz wracać?
- Sam nie wiem, ile to potrwa. Ale może to nie jest taki zły pomysł. Wprawdzie, długo się nie zobaczymy, ale przynajmniej jak wrócę, będę w końcu mógł cię bronić - powiedział z dumą.
Mimowolnie się zaśmiałam. Ken od zawsze wyobrażał sobie, że ratuje mnie przed jakimś niebezpieczeństwem, a ja w podziękowaniu rzucam się mu w ramiona. Nie raz zwierzał mi się z własnych.. hmm marzeń. Mimo wszystko, lubiłam go. Taka mała ciapa, ale zawsze szczera i z dobrymi chęciami. 
- Być może - uśmiechnęłam się - Kiedy wyjeżdżasz?
- Dziś wieczór.
- No cóż, to trzymaj się jakoś Ken - podałam mu rękę.
- Och Jessie, będę tęsknił - rzucił się na mnie i mocno przytulił. Byłam tym strasznie zaskoczona, ale odwzajemniłam uścisk.
- Ja też - wyszeptałam.
- Jessie, mimo wszystko, pamiętaj że zawsze będzie mi na tobie zależeć - spojrzał mi w twarz.
Milczałam. Dobrze wiem, że nie jestem obojętna dla Kena. Ale ja nie darzyłam go takimi samymi uczuciami. Zawsze traktowałam go jak młodszego brata, mimo iż byliśmy w tym samym wieku.
- Pamiętam. Na razie Ken.
- Do widzenia, Jessie - powiedział i każde z nas ruszyło w swoją stronę.

- Jestem! - krzyknęłam wchodząc do domu.
- To wspaniale - ciotka wychyliła się z kuchni. Poczułam mocny zapach cynamonu i cukru.
- Czyżby szarlotka? - zaśmiałam się.
- Zgadłaś. Sam Eric zrobił - ciocia uśmiechnęła się z dumą
- A to nie wiem, czy mam ochotę jej próbować - powiedziałam ruszając w stronę schodów.
- Słyszałem! - z pokoju obok wychylił się mój brat.
- Wiem, specjalnie powiedziałam to głośno - rzuciłam mu tryumfalne spojrzenie i zamknęłam się w pokoju.
Zrezygnowana, rzuciłam się na łóżko. Wszystkie dzisiejsze sytuacje, które miały miejsce, to trochę za dużo nawet jak dla mnie. Co miał na myśli Lys, mówiąc "Ja też"? Ale nie to było najgorsze. Znacznie bardziej przygnębiające było to, że Lysander powiedział, że ukrywam swoje uczucia. Czyżby mnie przejrzał? Nie, niemożliwe. On tylko się za mną drażni. Po prostu bawi go to. Muszę bardziej na niego uważać. Jeżeli spostrzeże, że to prawda.. nie mogę do tego dopuścić. 

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział XXXVII

 Pierwszy odezwał się Lysander.
- Pięknie tu, prawda? - spytał, patrząc przed siebie.
- Tak - szepnęłam. Może to irracjonalne, ale nie chciałam zbyt głośnym gadaniem zburzyć tej spokojnej chwili.
Białowłosy tajemniczo się uśmiechnął. Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. 
- Stało się coś? - spytałam. 
Lys odwrócił się w moją stronę.
- Nie, po prostu coś sobie przypomniałem.
Nie spytałam już co. Pewnie i tak by mi nie powiedział, jak to on. Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam oczy. Dokoła było tak cicho i spokojnie. Delektowałam się tą ciszą przez dłuższą chwilę. W końcu byłam zmuszona otworzyć oczy, by przypadkiem nie zasnąć. Lysander patrzył na mnie z tym swoim tajemniczym uśmiechem na ustach. Gdy spostrzegł, że patrzę na niego, odwrócił wzrok.
- Wybacz mi. Myślałem, że śpisz - odkaszlnął
- Nie szkodzi - wbiłam wzrok w podłogę. Pod wpływem jego spojrzenia chyba zaczęłam się rumienić.
- Coś nie tak? - uśmiechnął się
- W-wszystko dobrze..
- Dlaczego się czerwienisz? - spytał tak, jakby to było najzwyklejsze pytanie na świecie.
- Nie czerwienie się! 
- Denerwujesz się?
- N-nie!
Nadal nie spuszczał ze mnie swojego wzroku.
- Pozwól, że usprawiedliwię moje wcześniejsze zachowanie. Wyglądasz naprawdę pięknie, kiedy uśmiechasz się tak lekko przez sen. Dlatego chciałem utwierdzić sobie twój uśmiech w pamięci.  
Zmusiłam się, żeby na niego spojrzeć. Te jego dwukolorowe oczy prawie prześwietlały mnie na wylot. Czułam się skrępowana. Chciałam jak najszybciej stamtąd odejść.
- Jessico, może to zabrzmi samolubnie, ale czy mogłabyś się jeszcze raz uśmiechnąć? Tylko dla mnie.
Dlaczego on mi to robi? Czy jego bawi pogrywanie ze mną i patrzenie jaka jestem skrępowana? 
- Czy ty się ze mnie nabijasz? - wydusiłam z siebie, patrząc mu w twarz i zmuszając się by nie uciec wzrokiem w bok. Lysander natychmiast spoważniał.
- Nie pozwoliłbym sobie na to. Mam swój honor i szacunek do kobiet. 
- To dlaczego mnie męczysz? Dlaczego moje serce bije mocniej? Dlaczego czuję się samotna, kiedy odchodzisz?
- Jessico.. - chyba go zaskoczyłam swoimi słowami. I nie tylko jego. 
- Dlaczego ty jesteś jedynym, który wprawia mnie w zakłopotanie? - powiedziałam cicho bardziej do siebie, niż do białowłosego. 
W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego co mówię. Zakryłam usta ręką, by już nic więcej nie powiedzieć.
Nagle wszystko ucichło. Wszystkie krzyki z dołu, dźwięk silnika przejeżdżających samochodów. Słyszałam tylko bicie własnego serca. To były chyba najgorsze minuty w moim życiu. Zacisnęłam pięści i z opuszczoną głową czekałam na jego słowa.
- Chciałem zobaczyć twój uśmiech, dlatego zadawałem tyle pytań - powiedział Lys i zbliżył się do mnie - Kiedy tak niespodziewanie się uśmiechasz, czuję jakbym miał już wszystko co mi potrzeba do szczęścia. Ty jedna potrafisz mnie tak zaskakiwać. Odkrywam w tobie coraz to nowe rzeczy. Wiem, że udajesz silną a w głębi jesteś bardzo wrażliwa. Boisz się swoich uczuć, prawda? Starasz się je ukryć przed światem. Chciałbym, żebyś mi kiedyś zaufała. Wiem, to bardzo samolubne z mojej strony. Czy mimo wszystko pozwolisz mi zachować w sobie płomyk nadziei? - złapał mnie za rękę.
Milczałam. Nie wiedziałam co odpowiedzieć na takie słowa. Czy on dalej się mną bawi? 
Białowłosy westchnął ciężko.
- Rozumiem. Pozwól, że uznam twoje milczenie za zgodę - uśmiechnął się
- Lysander ja..
- Wiem - przerwał mi z uśmiechem i zbliżył swoją twarz do mojej - Ja też. I nie martw się. Nie tylko twoje serce bije tak szybko - szepnął mi do ucha.
W tym momencie rozległ się głośny dźwięk dzwonka.
Nie mogłam się ruszyć. Przez moją głowę przelatywało tysiące myśli. Zrobiło mi się nagle strasznie gorąco. 
Białowłosy wstał i podał mi rękę.
- Idziemy? - uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
- T-tak idziemy - powiedziałam cicho i podałam mu dłoń.
Otworzył mi drzwi prowadzące na schody i ukłonił się lekko.
- Panie przodem - uśmiech nie schodził mu z twarzy. 
Ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że on się ze mnie nie nabija. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś takiego. Zeszliśmy powoli na dół. W połowie drogi Lys wziął mnie za rękę. Wzdrygnęłam się, ale jej nie odsunęłam. Miałam szczęście, że prawie wszyscy już weszli do swoich klas. Nie chciałam, by ktokolwiek widział jak się rumienię. 
Tak jak ostatnim razem, Lysander odprowadził mnie do klasy.
- No i jesteśmy - uśmiechnął się.
- Dziękuję - szepnęłam, wlepiając wzrok w podłogę. 
Nagle Lys podniósł moją twarz i lekko musnął usta. Stałam kompletnie sparaliżowana. Nawet nie byłam w stanie się odsunąć. 
- Wybacz mi, chciałem jeszcze raz na ciebie popatrzeć - powiedział cicho patrząc mi w oczy a zaraz potem się oddalił. 
Nie myśląc nad tym dłużej, odwróciłam się gwałtownie i weszłam do klasy. Od razu wyłapałam pytające spojrzenie czerwonowłosego, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Tym razem nauczyciel już był. Usiadłam w swojej ławce i starałam się usilnie nie myśleć o tym co zaszło. Po chwili na mojej ławce pojawił się mały zwitek papieru. Rozwinęłam go.
- "Coś się stało? Jesteś strasznie czerwona" 
Od razu rozpoznałam krzywe pismo Kastiela. Ach ta jego subtelność i empatia. 
- "Nie, wszystko w porządku" - odpisałam.
- "No chyba nie do końca. Powiedz mi, moja ukochana Julietto, czy czasami nie naprzykrzał ci się znowu ten idiota gospodarz?!" 
Mimowolnie się uśmiechnęłam. No tak, cały Kas.
- "Nie, nie rozmawiałam z nim"
- "Cieszy mnie to niezmiernie. Widzę, że konwersacja ze mną poprawia ci humor. Żeby cię całkiem odstresować, zapraszam na małego drinka po szkole"
Spojrzałam na czerwonowłosego i się uśmiechnęłam. Zdziwił się, ale odwzajemnił uśmiech.
- "To miłe, ale nie mogę. Umówiłam się z Rozalią"
- "Ale czy ja mówię, że konkretnie dzisiaj po szkole? Moja droga Julietto, możesz sobie wybrać dowolny dzień, lub noc jeśli wolisz"
- "Być może skorzystam z dnia. Noc nie wchodzi w grę" - odpisałam. 
Kastiel udawał rozczarowanego, ale w końcu posłał mi swój złowieszczy uśmiech.
- Czy pan Kastiel chciałby nam przypomnieć o prawie Ohma? - zagrzmiał nauczyciel fizyki.
- Może nie dzisiaj. Proszę pana, dajmy innym szansę - uśmiechnął się bezczelnie.
Nauczyciel zacisnął zęby i udawał, że nie słyszy. Kompletnie nie rozumiałam tej pobłażliwości nauczycieli na jego wybryki, ale mimo wszystko cieszyłam się, że nie ciągną dalej swojej dyskusji.
Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie. Kiedy w końcu zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec zajęć, ruszyłam przed szkołę. Oczywiście białowłosa już tam stała.

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział XXXVI

       W końcu zadzwonił dzwonek. Mozolnie podniosłam się z miejsca i wyszłam z klasy. W pewnym momencie ktoś gwałtownie szarpnął mnie za ramię.
- Hej! Jessica tak? - spytała dziewczyna z krótkimi włosami i dużą ilością piegów na nosie. Gdzieś już ją spotkałam. 
- Tak - uśmiechnęłam się - A ty to...?
- Peggy - podała mi rękę 
- Miło mi - uścisnęłam jej dłoń.
- Jestem szkolną reporterką. Szukam jakiegoś pomysłu na zebranie funduszy. Chciałabym, żeby każdy dodał jakiś pomysł od siebie. 
- Zebranie funduszy? A można wiedzieć na co? 
- Na razie nauczyciele nie chcą nic powiedzieć. Ale spokojnie, niedługo się dowiem o co chodzi - posłała mi przebiegły uśmieszek.
- Dasz mi się trochę nad tym zastanowić? - spytałam wymijająco.
- Jasne - wzruszyła ramionami - Jakby co, szukaj mnie w sali B
- Spoko - uśmiechnęłam się - To na razie - pomachałam jej na pożegnanie i ruszyłam w kierunku dziedzińca. Usiadłam na jednej z ławeczek wystawiając twarz do słońca. Po chwili przybiegła do mnie Rozalia z uśmiechem na twarzy.
- Hej Jess, słyszałaś? - szarpnęła mnie za ramię
- Słyszałam o czym? - podniosłam na nią wzrok
- O tych pomysłach na zbieranie funduszy.
- Aaa to. Tak słyszałam
- I wymyśliłaś coś?
- Jeszcze nie. A ty?
- Też nie. Ale to musi być coś, na co zaprosimy szkołę i ludzi spoza niej. 
Nagle coś mi zaświtało.
- Rozalio? A co powiesz na koncert? 
Zobaczyłam iskierki podniecenia w jej oczach.
- Jess, ale ty masz super pomysły! Musi na nim zagrać ktoś, kto nie weźmie za to kasy. Jakiś popularny zespół, albo..
- Rozalio! - przerwałam jej - Przecież Lysander śpiewa.
- No tak, Lys! Ty to masz głowę - zaśmiała się - A Kas może zagrać na gitarze! 
- Też o tym pomyślałam - uśmiechnęłam się - A perkusista? Ktoś ze szkoły umie grać?
- Chyba nie - powiedziała po zastanowieniu - A ty nie umiesz? - spojrzała na mnie z nadzieją.
- Ja? Żartujesz chyba - machnęłam ręką. Wprawdzie umiałam grać, brat mnie nauczył, ale nigdy w życiu nie wystąpiłabym na scenie.
- Szkoda - westchnęła ciężko - To chodź, poszukamy Lysa i spytamy, czy zgodzi się zaśpiewać!
Zanim zdążyłam zareagować, szarpnęła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku drzwi wejściowych do szkoły. 
Szukałyśmy Lysa po całej szkole, niestety nie mogłyśmy go znaleźć. W końcu zrezygnowana Rozalia usiadła na schodach.
- Już nie mogę! Gdzie on jest? Przecież go rano widziałam! 
- Chyba wiem, gdzie może być - uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunku schodów prowadzących na dach.
- Myślisz, że tam jest? - spytała Roza z niepewnością.
- Ja to wiem - zaśmiałam się. Po chwili byłyśmy już na górze. Tak jak podejrzewałam, białowłosy siedział oparty o ścianę i pisał coś uparcie w swoim notesie. Kiedy podeszłyśmy bliżej, podniósł głowę i spojrzał na nas z ciekawością.
- Witaj Jessico - podniósł się i ucałował moją dłoń - Cześć Rozalio - uśmiechnął się.
Roza posłała mi spojrzenie w stylu: "A-nie-mówiłam?". Zignorowałam to i odwzajemniłam uśmiech.
- Cześć Lys. Słyszałeś może, że szkoła chce zorganizować coś by zebrać pieniądze - zaczęłam
- Ach tak, słyszałem.
- No właśnie.. bo ja.. my.. zastanawiałyśmy się, czy nie można by zorganizować koncertu w szkole - wydusiłam z siebie.
- Ależ to wspaniały pomysł! - uśmiechnął się. Kamień spadł mi z serca. Bałam się, że nie spodoba mu się pomysł.
- Cieszymy się, że podzielasz nasze zdanie - wtrąciła rozradowana Rozalia - Właśnie myślałyśmy, że może byś na nim zagrał razem z Kastielem? 
- Ja? - Lysander zrobił wielkie oczy.
- No tak, ty - uśmiech nie schodził z twarzy Rozy.
- No dobrze. W sumie, co mi szkodzi? Pytałyście już Kastiela?
- Jeszcze nie - westchnęła białowłosa
- A rozmawiałyście o tym pomyśle z dyrektorką? 
- Też nie. Przecież dopiero co na niego wpadłyśmy!
- Dobrze, spokojnie Rozalio. Porozmawiajcie z dyrektorką, a mi zostawcie Kastiela - uśmiechnął się ciepło.
- Zgoda! - krzyknęłyśmy chórem.
- No to ustalone - klasnęła w dłonie białowłosa i obie ruszyłyśmy w kierunku wyjścia.
- Emm Jessico! - usłyszałam za sobą głos Lysa, akurat wtedy jak naciskałam na klamkę.
- Tak? - odwróciłam się.
- Czy mogłabyś zostać i mi potowarzyszyć? Myślę, że Rozalia da sobie radę z dyrektorką. Ona ma dar przekonywania - mrugnął tajemniczo do białowłosej.
- No pewnie, że tak - zaśmiała się - Spoko Jess, nie przejmuj się niczym, poradzę sobie - powiedziała i szybko wyszła zanim zdążyłam zaprotestować. Westchnęłam ciężko i usiadłam obok Lysandra. Już drugi raz w ciągu jednego dnia spotykaliśmy się sam na sam na dachu. Cóż za nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Oparłam się o ścianę i wlepiłam wzrok w miasto.

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział XXXV

    Rano dalej męczyło mnie to uczucie bezradności. Szłam na przystanek kompletnie wyprana z emocji. Miałam szczęście, że jak wychodziłam z domu na autobus to Eric jeszcze spał. Nie miałam ochoty widzieć jego bezczelnego uśmieszku. Doszłam na miejsce punktualnie o wpół do. Autobus mozolnie nadjechał. Wsiadłam i zajęłam miejsce obok Rozalii. Przyjaciółka od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
- Coś się stało?
- Nie, nie. Wszystko w porządku - odparłam z wymuszonym uśmiechem.
- Przecież widzę, nie kłam - popatrzyła na mnie uważnie.
Z tyłu rozległ się głos Kastiela.
- Ej, jakby co, to ja mogę ci poprawić humor - zaśmiał się i popatrzył na mnie z pożądaniem.
- Dzięki, nie skorzystam - odparłam i odwróciłam się do przodu.
- Po szkole wyciągam cię na małą rozmowę, więc nigdzie mi nie uciekaj - Roza uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami - I tak nie mam nic lepszego do roboty.
- To ustalone! - białowłosa klasnęła w dłonie i zapatrzyła się w okno.
- Ja też mogę iść? - spytał Kas
- Nie! - odparłyśmy z Rozalią równocześnie. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Kastiel w końcu umilkł i zaczął udawać obrażonego. Po chwili byliśmy już przy szkole.
- Jaką masz pierwszą lekcję? - spytała Roza, kiedy w końcu wysiadłyśmy z autobusu.
- Chyba polski - odparłam
- Świetnie! Ja tak samo. Chodźmy - wzięła mnie za rękę i ruszyłyśmy w kierunku wejścia. Po drodze mignęła mi jeszcze biała fryzura Lysandra. 
Spokojnym krokiem wmaszerowałyśmy do sali A.
Lekcja minęła w miarę spokojnie, pomijając spektakularne wejście Kastiela dwadzieścia minut po jej rozpoczęciu. Gdzie on się podziewał, skoro jechał razem z nami? Nie mam zielonego pojęcia.
Przerwę oczywiście miałam zamiar spędzić na dachu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby mojego ulubionego miejsca już ktoś nie zajął. A tym ktosiem był Lysander.
- Witaj Jessico - powiedział z uśmiechem, kiedy zamknęłam za sobą drzwi.
- Cześć Lys - odwzajemniłam uśmiech - Co tu robisz?
- Szukam chwili spokoju - odparł patrząc w dal, na miasto.
- To ja może nie przeszkadzam - już miałam otworzyć drzwi, kiedy usłyszałam:
- Nie musisz. Szczerze powiedziawszy, to właśnie o tobie myślałem.
Zamarłam w bezruchu.
- Myślałeś..? - powiedziałam szeptem bardziej do siebie, niż do niego.
-Tak - potwierdził - Jeżeli nie masz jakichś planów dotyczących tej przerwy, to czy mogłabyś dotrzymać mi towarzystwa? - spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem.
"Jessico, weź się w garść!" - pomyślałam i odwzajemniłam uśmiech.
- Jasne - rzuciłam lekko i usiadłam obok białowłosego.
- Dziękuję - odparł - Chciałbym cię o coś spytać - popatrzył mi w oczy.
- Pytaj - starałam się mówić ciepło i spokojnie.
- Pamiętasz o naszej czwartkowej kolacji?
- No pewnie. Jak mogłabym zapomnieć?
- No właśnie, bo jest z tym mały problem - powiedział unikając mojego spojrzenia - Nie dam rady wyjść z tobą w czwartek. Bardzo mi przykro z tego powodu i proszę o twoje wybaczenie - w końcu popatrzył mi błagalnie w oczy.
- Żaden problem! - machnęłam ręką - Rozumiem, masz inne plany.
- Zapomniałem kompletnie, że w czwartek odbywa się mój koncert. 
No tak, cały Lysander. Nawet o swoim koncercie potrafi zapomnieć. Mimowolnie się zaśmiałam.
- Lys, jak można o czymś takim zapomnieć? - spojrzałam na niego z uśmiechem - Nic się nie dzieje.
- Jesteś naprawdę wyrozumiałą osobą - w końcu się uśmiechnął.
"Teraz, albo nigdy!" - pomyślałam.
- Czy mogę przyjść i posłuchać jak śpiewasz? - spytałam beztrosko.
- Oczywiście - moje pytanie chyba sprawiło mu przyjemność - Sam miałem się o to ciebie zapytać, ale nie chciałem się naprzykrzać.
Udało się. Powiedziałam to.
- Do mnie trzeba walić prosto z mostu - powiedziałam, tak na przyszłość.
- Będę pamiętać - uśmiechnął się.
W tym momencie zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec przerwy. Z ociąganiem wstałam. Lys zrobił to samo.
- Jaką masz teraz lekcję? - spytał
- Geografię - odparłam, idąc w stronę drzwi. Białowłosy szedł za mną.
Jak na niego przystało, odprowadził mnie pod klasę i na pożegnanie posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech. 
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - powiedział cicho i się oddalił.
Z bijącym sercem weszłam do klasy. Na moje szczęście nauczyciela jeszcze nie było. Ruszyłam do mojej ulubionej ławki. W połowie drogi zorientowałam się, że ktoś ją zajął.
- Kastiel, wypad - powiedziałam do czerwonowłosego, który udawał, że mnie nie słyszy - Kastiel halo! - zamachałam mu ręką przed oczami.
- Ach, to ty - powiedział z uśmiechem, wyjmując słuchawki z uszu. 
- A ja myślałam, że mnie ignorujesz - palnęłam z uśmiechem. Po rozmowie z Lysem znacznie poprawił mi się humor.
- Czego chcesz? - spytał, wpatrując się bezczelnie w mój dekolt. Chwała ci panie, że dziś założyłam koszulę!
- Oczy mam wyżej - zwróciłam mu uwagę.
- Wiem o tym - uśmiechnął się bezczelnie, ale popatrzył mi w twarz.
- No, tak lepiej. Chciałabym zauważyć, że siedzisz na moim miejscu - skrzyżowałam ręce i czekałam na jego reakcję.
- Ustąpię ci tylko dlatego, że cię lubię - o dziwo podniósł się bez większych oporów - Ale masz u mnie dług - uśmiechnął się złowieszczo.
Wiedziałam, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
- Dlatego, że ustąpiłeś mi miejsca? - prychnęłam zajmując miejsce.
- Nie byle jakie miejsce! - oburzył się i siadł obok.
Westchnęłam ciężko. Widziałam, że jeszcze chce coś dodać, ale w tym momencie do klasy wszedł nauczyciel. Reszta klasy posłusznie usiadła na miejsce. Zapatrzyłam się w okno, jednocześnie słuchając nauczyciela. Cały czas czułam na sobie czyjś wzrok. 

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział XXXIV

    Stałam tak przez dłuższą chwilę wpatrując się w drzwi. Po chwili usłyszałam wesoły szczebiot ciotki.
- Cóż za miły chłopak. Prawdziwy gentelman! Jessico, powiedz mi, czy ty z nim chodzisz? Bo jeżeli tak, to masz moje błogosławieństwo!
- Ech, daj spokój ciociu - machnęłam ręką - To skomplikowane.
Przeszłam obok niej obojętnie. Kiedy szłam po schodach, usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi. "No tak, Eric! Teraz się tak łatwo nie wywinie!" - pomyślałam z żądzą mordu. Wparowałam wściekła do jego tymczasowego pokoju, otwierając przy tym drzwi z wielkim hukiem.
- Cholera.. - wymruczał, kuląc się na fotelu - Mogłem zamknąć na klucz.
- Ale nie zamknąłeś - powiedziałam słodko - No braciszku, będę taka miła i pozwolę wybrać ci rodzaj tortur za nietrzymanie języka za zębami.
- Nic nie powiem bez adwokata! - zasłonił się rękami
- Teraz nic nie będziesz mówił? A wcześniej to miałeś strasznie dużo do powiedzenia! - krzyknęłam i spróbowałam go udusić własnymi rękoma. Należy mu się.
- Zanim zrobisz coś, czego będziesz żałować, wysłuchaj mnie! - wycharczał - Jednak powiem coś na swoją obronę.
- Ooo naprawdę? - udałam zdziwienie - Więc słucham - usiadłam na łóżku i założyłam nogę na nogę.
- No słuchaj, nie zauważyłaś przypadkiem, że moja uwaga sprawiła przyjemność twojemu gościowi? - uśmiechnął się chytrze.
- Przyjemność?! Jaja sobie ze mnie robisz? On się śmiał! Rozumiesz?! - podniosłam głos
- Może ty to tak odebrałaś, zaślepiona żądzą mojej krwi, ale jemu naprawdę sprawiło to przyjemność. Wystarczyło na niego spojrzeć. Widać z daleka, że mu na tobie zależy. Ten jego wzrok cały czas jest skupiony na tobie. Nie zauważyłaś? - Eric mówił już spokojnym tonem. Nie powiem, bardzo miło słyszeć takie słowa. Ale niestety, mój brat się mylił.
- Lysander już taki jest. Każdemu poświęca dużo uwagi - wzruszyłam ramionami
- Dziewczyno, czy ty jesteś ślepa? W starej szkole też miałaś wielu wielbicieli, ale ty ich po prostu nie zauważałaś.
Gdybym teraz coś piła, to na pewno zakrztusiłabym się tym przez jego uwagę.
- Ach tak, zauważyłam. Miłości do mnie wyrażanej przez Kena nie dało się przeoczyć - zaśmiałam się.
- Nie tylko Kena! A zresztą, co ja ci będę mówił. Ty jesteś po prostu ślepa na miłość. Nie zauważasz jej w drugiej osobie. Gesty, słowa.. Nie widzisz tego - westchnął ciężko. Przyznam szczerze, zamurowało mnie - I dlatego wiele osób ze starej szkoły twierdziło, że masz skamieniałe serce i nikt już ci nie pomoże.
- Że co..? - wykrztusiłam. Nie spodziewałam się takich słów - A ty skąd to wszystko wiesz?
- No cóż, wiele osób ze mną o tym gadało.. - zmieszał się.
- Aha. Wspaniale - wymruczałam pod nosem. Cała złość ze mnie wyparowała. Poczułam się bezsilna w jednej sekundzie - Więc co ja mam twoim zdaniem zrobić, hm? 
- Nie zamykać oczu na uczucia - uśmiechnął się ciepło.
- Psycholog się znalazł - przewróciłam oczami - Dobra, zapłacisz mi za to kiedy indziej. Wiedz, że się odegram prędzej, czy później - spojrzałam na niego z wyższością.
- Wiem o tym - jego uśmiech natychmiast zszedł z twarzy.
- No, to do jutra! - podniosłam się z kanapy i wyszłam na korytarz. Po chwili siedziałam już na łóżku w swoim pokoju z twarzą ukrytą w dłoniach. 
Nigdy mi tego nie powiedział. Czy ja naprawdę jestem oschła względem uczuć innych? Do teraz wydawało mi się, że nikt mnie nie darzy takimi uczuciami. Jeśli Eric mówił prawdę, to co teraz zrobić? Nie wiedziałam. Byłam w kropce. 
Z takim uczuciem bezradności i żalu, zasnęłam.


wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział XXXIII

   Było bardzo przyjemnie. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. O swojej przeszłości, rodzicach, szkole.. Lysander może i jest trochę tajemniczy i małomówny, ale ja naprawdę to lubię. Taka nutka tajemnicy jest pociągająca. Sprawia, że masz ochotę dowiedzieć się o tej osobie wszystkiego. Oczywiście, nasz spokój nie mógł trwać wiecznie. Po kilkunastu minutach do pokoju wparował mój kochany braciszek. 
- Nareszcie wróciłaś! - uśmiechnął się na mój widok i wparował do pokoju. 
- Mógłbyś pukać? Nie jestem sama.
Eric dopiero w tym momencie spostrzegł Lysandra siedzącego najspokojniej w świcie przy moim biurku.
- Och, wybacz - podszedł do Lysa z uśmiechem - Jestem Eric. Brat tej tam - wskazał na mnie ruchem głowy.
- Ta tam ma imię - wtrąciłam
Białowłosy wstał i podał rękę Ericowi.
- Jestem Lysander - uśmiechnął się - miło poznać.
- Mnie również - powiedział i usiadł obok mnie na łóżku.
- Czego tu chcesz? - spytałam
- Staram się poznać wszystkich twoich chłopaków - wzruszył ramionami obojętnie - Ale o Lysandrze już chyba słyszałem...
- Zamknij się ty mała żmijo - syknęłam i zasłoniłam mu usta ręką. Faktycznie, raz przy rozmowie telefonicznej z nim wyrwało mi się imię białowłosego. Ale to nie było celowo! 
- Naprawdę? - spytał rozbawiony Lysander.
- Nie, no co ty, głupoty opowiada - starałam się wymyślić szybko jakąś wiarygodną wymówkę - Pewnie się przesłyszał, prawda, braciszku? - zgromiłam go wzrokiem.
Taaa.. wymówka stulecia. Lys nie wyglądał na zbytnio przekonanego. Oczywiście Eric nie mógł odpowiedzieć na moje pytanie, ponieważ cały czas trzymałam dłoń na jego ustach. Miałam nadzieję, że nie wpadnie na pomysł odgryzienia mi jej.
- Widzisz? Przyznał, że się przesłyszał - dalej się uśmiechałam, podczas gdy Eric przecząco kiwał głową. Daję słowo, zabiję go własnymi rękami, a zwłoki powieszę sobie nad kominkiem - Co mówisz braciszku? Nie chcesz nam już przeszkadzać? Dobry pomysł - chwyciłam go za ramię i wyprowadziłam za drzwi. Oczywiście, rzucał się, ale to ja byłam górą. Po wszystkim zamknęłam drzwi na klucz i wytarłam obślinioną rękę o spodnie. Ohyda.
- Ależ wy jesteście do siebie podobni - zaśmiał się białowłosy - Nie dość, że wyglądem, to jeszcze i charakterem.
- Wcale nie! Na pewno nie jestem podobna do tej małej pijawki żerującej na moim życiu.
- Tylko nie pijawki! - usłyszeliśmy krzyk Erica dobiegający zza drzwi.
Lysander nie mógł powstrzymać śmiechu. Przyznam, mnie też rozśmieszyła ta cała sytuacja. 
Z tego wszystkiego nie zauważyliśmy nawet, kiedy deszcz przestał padać. 
- Jessico, jesteście naprawdę zgranym rodzeństwem - przyznał rozbawiony - Ja i Leo nigdy tacy nie byliśmy. Od małego uczono nas szacunku do siebie nawzajem.
- Naprawdę? Nigdy się nie kłóciliście?
- Zdarzyło się to tylko raz. I więcej nie powtórzyło.
- Mhm - mruknęłam niezbyt inteligentnie. Ale co miałam odpowiedzieć w tej sytuacji? Przecież nie zapytam o powód kłótni. Nie jestem aż tak wścibska.
- No cóż, to co dobre niestety szybko się kończy - powiedział smutno patrząc w stronę okna - Deszcz już ustał.
- Faktycznie - udałam zdziwienie.
- To ja już pójdę - powoli podniósł się z krzesła - Ale zanim, to chciałbym cię o coś spytać.
- Jasne, pytaj - powiedziałam z uśmiechem.
- Co miał na myśli twój brat mówiąc: "Staram się poznać wszystkich twoich chłopaków"? Od razu przepraszam za wścibstwo, ale te słowa nie mogą dać mi spokoju.
- No cóż... - zastanowiłam się dłużej, jak dobrać odpowiednie słowa - Po prostu Eric poznał już Kastiela, który przedstawił się jako mój chłopak - powiedziałam beznamiętnym tonem.
- Naprawdę? Kiedy zdążyli się poznać?
- Dzisiaj - wypaliłam
- Kastiel był u ciebie dzisiaj?
- No tak.. wszedł nieproszony przez okno, kiedy rozmawiałam z bratem w pokoju i..
- Wszedł przez okno? - Lysander zrobił wielkie oczy
- No tak..
- Przez to okno? - spytał z niedowierzaniem i podszedł do niego. Przytaknęłam - On jest nienormalny - powiedział Lys z niezadowoleniem.
- Nie przeczę.
- No trudno. To ja już pójdę - założył swój płaszcz i wyszedł z pokoju. Ruszyłam za nim.
- Dziękuję za schronienie przed deszczem - ukłonił się i pocałował moją dłoń z ciepłym uśmiechem.
- Nie ma sprawy - wyszeptałam. Z pewnością zrobiłam się czerwona. Świetnie.
- To do jutra - posłał mi jeszcze swoje spojrzenie i wyszedł.
- Do jutra - powiedziałam cicho, kiedy drzwi się za nim zamknęły


poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział XXXII

    - Lysander, witaj! - krzyknęła rozbawiona Rozalia, siedząc obok czarnowłosego na sofie.
- Cześć Rozo - białowłosy uśmiechnął się ciepło na jej widok.
- Coś was długo nie było - Leo uśmiechnął się tajemniczo
Zrobiłam się czerwona
- My.. Lys tylko...
- Pogadaliśmy trochę - mrugnął do mnie z uśmiechem.
Jemu to wszystko przychodziło tak łatwo. Czy ze mną jest coś nie tak? Muszę się trochę bardziej postarać i nie robić z siebie bezmózgiej idiotki.
- Tak, pogadaliśmy - rzuciłam lekkim tonem.
Niezbyt inteligentna odpowiedź. "Jessico, skup się!" - skarciłam swoją głupotę w myślach. Zwykle stać mnie na dużo celniejsze wypowiedzi.
- Może się gdzieś przejdziemy? Dzisiaj taka ładna noc, szkoda siedzieć w domu - Rozalia posłała swój najpiękniejszy uśmiech do Leo, a ten kiwnął głową w przytakującym geście. 
A to przebiegła żmija! Wkręciła mnie w podwójną randkę! Od początku jej o to chodziło. Ależ ja jestem naiwna.
- To świetny pomysł, Rozalio - uśmiechnął się Lysander. 
No nie, on też? Teraz chyba nie wypada wypowiadać własnego, niezbyt przychylnego zdania na ten temat. W sumie co mi szkodzi?
- No to chodźmy - rzuciłam beznamiętnym tonem i wszyscy po chwili wyszliśmy na zewnątrz. Robiło się już trochę zimno, ale to jeszcze tak bardzo nie przeszkadzało. 
W jednym białowłosa miała rację. Gwiazdy było widać wspaniale. Nie mogłam oderwać od niech wzroku, więc przez to potknęłam się o coś i najpewniej runęłabym na ziemię, gdyby nie Lysander. Jak to się stało, że szedł akurat obok mnie? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że szłam obok Rozalii. Lysander był daleko ode mnie, co mi nie przeszkadzało. Nie chciałam iść blisko niego. Może po prostu nie zauważyłam jak podszedł bliżej? Fakt, faktem wywróciłabym się z bardzo wielkim hukiem, gdyby nie przytrzymał mnie delikatnie w talii.
- Oj, przepraszam! - powiedziałam zażenowana. Kątem oka widziałam, jak Roza i Leo wymieniają porozumiewawcze spojrzenia.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się ciepło - Każdemu może się zdarzyć - powiedział lekko i mnie puścił. Od tej chwili szedł cały czas obok mnie. Rozalia oczywiście paplała coś o nowej konkurencji dla sklepu czarnowłosego, ale nie słuchałam jej zbytnio uważnie. Bardziej skupiona byłam na tej pięknej, gwieździstej nocy. Nieczęsto się takie widuje.
- Jessico, przeziębisz się - z zamyślenia wyrwał mnie ciepły głos Lysandra. W jednej chwili poczułam, jak bardzo jest mi zimno. Wcześniej chyba byłam za bardzo zamyślona, żeby zwracać uwagę na takie rzeczy. Białowłosy nałożył mi swój płaszcz na ramiona.
- Nic mi nie będzie - uśmiechnęłam się pokrzepiająco - Ale ja lepiej będę już wracała do domu. Na horyzoncie tworzą się nieprzyjemne chmury - wskazałam palcem przed siebie.
- Faktycznie - powiedziała Roza - Ja też już wrócę. Nie chciałabym, żeby deszcz mnie złapał.
- Dobrze, odprowadzimy was kawałek - odrzekł Leo.
Chłopcy towarzyszyli nam w drodze aż do bazaru. Niestety tam musieliśmy się rozstać, ponieważ ja i białowłosa mieszkałyśmy w zupełnie innych kierunkach.
- Czy zgodzisz się, żebym cię odprowadził do domu? - spytał niespodziewanie Lysander.
- Jasne - powiedziałam lekko i odwróciłam się do reszty - To na razie! - pomachałam. Wszyscy rozeszli się w swoich kierunkach.
- Bardzo cicha ta noc - powiedział cicho Lys, kiedy trochę odeszliśmy od bazaru - Nawet świerszczy nie słychać.
- Może wyczuły deszcz i się pochowały? - spytałam, patrząc w górę. Białowłosy się zaśmiał.
- Oj Jessico, masz bardzo ciekawe teorie - powiedział rozbawiony.
Resztę drogi szliśmy w milczeniu. W pewnym momencie poczułam ciepły uścisk dłoni Lysandra. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Uśmiechnął się tajemniczo i dalej patrzył przed siebie. Nie mogłam wiele odczytać z jego wyrazu twarzy. 
"Zależy mu na tobie" - znowu usłyszałam w głowie głos białowłosej. "Oj, zamknij się Rozalio!" - pomyślałam do tego denerwującego głosu i starałam się zwrócić moje myśli w innym kierunku. 
Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się pod moim domem. W tym samym momencie zaczęło lekko padać.
- Hej, Lys może wejdziesz do środka. Zaraz zacznie strasznie lać, czuję to.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale nie mogę. Leo będzie się bardzo denerwować. Muszę wracać
Jakby na potwierdzenie moich wcześniejszych słów z nieba zaczął mocniej padać deszcz.
- Nie ma mowy. Idziesz ze mną - zaśmiałam się i złapałam Lysandra za rękę. Był trochę zaskoczony, ale nie sprzeciwiał się. Pociągnęłam go lekko w stronę drzwi.
- Ciociu jestem! - krzyknęłam, zdejmując buty.
- To wspaniale - wyszła z kuchni i spojrzała na białowłosego - O, Jessico nie mówiłaś, że będziesz miała gości - uśmiechnęła się.
- Dobry wieczór - Lysander ukłonił się lekko.
- Ciociu, to Lysander. Zostanie tutaj, dopóki nie przestanie padać.
- Mam nadzieję, że to żaden kłopot - uśmiechnął się ciepło. Ciotka aż promieniała.
- Nie skądże - zaprzeczyła gwałtownie - możesz tu zostać tak długo jak chcesz.
- Dziękuję uprzejmie.
- Cóż za maniery - szepnęła ciocia z podziwem i weszła do kuchni.
- A gdzie ta mała pijawka? - spytałam, mając na myśli Erica.
- Chyba na górze, w pokoju obok twojego - krzyknęła.
- Co za "pijawka"? - spytał Lys, kiedy byliśmy na schodach.
- Ech, mój młodszy brat - westchnęłam.
Weszliśmy do pokoju. Lysander ściągnął płaszcz i odwiesił na krześle. Zrobiłam to samo z moją skórzaną kurtką. 
Po chwili dało się słychać dość mocny stukot deszczu o dach.
- Oj, chyba szybko stąd nie wyjdziesz - powiedziałam patrząc w okno.
- Mi to nie przeszkadza - odparł z uśmiechem i zaczął przeglądać moje książki.