Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

wtorek, 31 marca 2015

Rozdział LXI

      Parę minut później już widziałyśmy czerwonawy dach mojego domu i czubek wielkiej lipy, która stała obok. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyprzedziłam białowłosą.
- Zapraszam do środka - powiedziałam otwierając jej drzwi.
- Ależ dziękuję uprzejmie - zaśmiała się i weszła do środka.
Wewnątrz było bardzo cicho, można by było pomyśleć że nie ma w domu żywej duszy. Zazwyczaj od progu słychać krzątaninę ciotki, a dzisiaj przeraźliwa cisza. 
- Jestem! - krzyknęłam oznajmiając wszystkim swoje przybycie. Po chwili usłyszałyśmy dźwięk podobny do biegu stada słoni i na schodach stanął Eric z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Oj, nie podoba mi się jego mina. Czegoś ode mnie chce.
- No nareszcie siostra! Głodny jestem - powiedział. Ha! Wiedziałam, że ma do mnie jakiś interes. Po chwili spostrzegł Rozalię - O, cześć Roza - uśmiechnął się.
- Cześć Eric - rzuciła białowłosa i wyłożyła się na naszej sofie.
- Teraz mam gościa. Wiesz, jest takie miejsce jak kuchnia, w której znajduje się pożywienie niezbędne do przeżycia - posłałam bratu sarkastyczny uśmieszek.
- Oj no weź - zaskomlał.
- Nie ma mowy. A tak poza tym gdzie ciotka? Miała być już w domu - spytałam kierując się do kuchni po sok i szklanki.
- Jak już tam jesteś to zarzuć batonem! - krzyknął - Ciotka była w domu i powiedziała żebyś podgrzała sobie naleśniki jak będziesz głodna. Są w lodówce. Ona poleciała do pracy, znowu jakieś pilne wezwanie - ton jego głosu wskazywał, że właśnie z dezaprobatą przewraca oczami.
Wyszłam z kuchni i rzuciłam w brata batonem. Na szczęście ma on tak samo dobry refleks jak ja.
- Orientuj się - uśmiechnęłam się stawiając szklanki i sok na stole.
- Dzięki sis - wyszczerzył zęby.
- Kiedy ciotka wraca? - usadowiłam się obok Rozy z telefonem w ręce.
- Zła jakieś sztery głodziny - odparł z połową batona w ustach.
Parsknęłam śmiechem.
- Dzięki za informację - odparłam i w tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Podniosłam się z miejsca pewna, że to Lysander. Niestety, mój brat był szybszy.
- Ja otworzę! - krzyknął Eric i zerwał się z miejsca. 
Westchnęłam z rezygnacją i z powrotem opadłam na sofę. Rozalia parsknęła śmiechem.
- Z czego się tak cieszysz? - spojrzałam na nią pytająco.
- Jesteście do siebie strasznie podobni. Wiele was łączy - wzięła do ręki szklankę i napiła się. Spojrzałam na nią ostro.
- Jedyne co mnie łączy z tą pijawką to kilka chromosomów - odparłam. Roza zakrztusiła się sokiem ze śmiechu.
W tym momencie do pokoju wszedł Eric, a za nim stał Lysander z niepewnym wyrazem twarzy.
- Do ciebie - rzucił brat i z powrotem usiadł na fotelu.
- No nareszcie, co tak długo? - uśmiechnęła się białowłosa.
- Musiałem pomóc Leo w pewnej małej sprawie. Ale już jestem - uśmiechnął się ciepło i usiadł obok nas. 
Białowłosa wstała z miejsca i stanęła dokładnie przed nami z miną, która miała wydawać się poważna.
- A teraz proszę wszystkich zgromadzonych o skupienie! Akcja właśnie się rozpoczyna - uśmiechnęła się.
Eric podniósł się na łokciach w fotelu i przyglądał się Rozie nic nierozumiejącym spojrzeniem.
- Co się rozpoczyna? - spytał.
- Zaraz zobaczysz. Na razie rób to, co ci powiem - odparła białowłosa.
- Okej.. Zaraz co?
- Nie wychylaj się i jej słuchaj, zrozumiano? I ani słowa - wysiliłam się na najbardziej poważny ton na jaki było mnie stać.
- Skoro tak mówisz.. - mruknął Eric i zaczął bawić się swoją konsolą - Wszyscy jesteście dziwni.
Spojrzałam ostro na brata, ale on tylko wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu.
Westchnęłam ciężko.
- Dobra to dzwoń do Czerwonego! - rozkazała Roza tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Wyjęłam telefon z kieszeni i drżącymi rękami wystukałam numer Kastiela. Nieprawdopodobne, jak moja odwaga i pewność siebie szybko wyparowały. Do teraz się zastanawiam, czy Lysander zauważył jak bardzo się denerwuję, czy też zrobił to ponieważ uznał za słuszne. Fakt faktem, kiedy miałam już nacisnąć zieloną słuchawkę, białowłosy dotknął delikatnie mojego ramienia.
- Dasz sobie radę - szepnął, a jego ciepły oddech poczułam aż na karku.
- Chciałabym, żeby to było już za mną - starałam się uśmiechnąć.
- Niedługo będzie - oznajmił, odwzajemniając uśmiech. W tym momencie nacisnęłam słuchawkę. W głośniku rozległ się charakterystyczny dźwięk pikania. Po chwili usłyszałam znajomy trzask odbieranej słuchawki.
- Halo Jessica? - jako pierwszy odezwał się czerwonowłosy.
- C-cześć Kas.. - wydusiłam z siebie.
- Powiedz mi, gdzie wy do cholery jesteście? Czwarta już dawno minęła - mruknął obrażony.
- Jaka czwarta? O czym ty mówisz? - byłam kompletnie zbita z tropu.
- Wiesz, taka godzina, kojarzysz może? Albo nie przypominasz sobie przypadkiem, że mieliśmy mieć dzisiaj próbę? - usłyszałam sarkazm w jego głosie. Nie, to była góra sarkazmów. Całe himalaje. 
W jednym momencie przypomniałam sobie o tej całej przeklętej próbie. Uderzyłam się w czoło.
- Faktycznie zapomniałam o dzisiejszej próbie - spojrzałam znacząco na Lysandra i zobaczyłam jego minę w stylu "Ja nic nie wiem, nie mam i nie zrobiłem". Wyglądało to dość komicznie, więc musiałam się strasznie starać, żeby powstrzymać napad śmiechu.
- No nic, trudno. Odbijemy to sobie jutro - mruknął - Dzwonisz po coś konkretnego, czy po prostu trochę się za mną stęskniłaś? - w wyobraźni już widziałam ten jego wredny uśmieszek.
- Zależy w jakim kontekście pytasz - zaśmiałam się.
- W każdym możliwym.
- To może wpadłbyś do mnie na chwilkę? Chciałam pogadać - niepewnie przygryzłam wargę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Kastiel może to zrozumieć w złym kontekście.
Nastał chwila ciszy.
- No ja nie wiedziałem, że aż tak bardzo tęsknisz - zaśmiał się.
No pięknie. I właśnie o to mi chodziło, kiedy mówiłam że może zrozumieć to w złym kontekście. Westchnęłam ciężko.
- Kas nie o to mi..
- Dobra, dobra. Jestem tam za pięć minut. Szykuj łóżko - rzucił i nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się.
- Nie o to mi chodziło - mruknęłam ale odpowiedziało mi tylko znajome pikanie po zakończonej rozmowie. No pięknie. Rzuciłam telefonem na stół i opadłam zrezygnowana na sofę. Właśnie zdałam sobie sprawę, że najgorsze jeszcze przede mną.
- Świetna robota! Nic nie podejrzewa - zaśmiała się Rozalia siadając obok mnie.
- Nie, on tylko myśli że dzisiaj ma niepowtarzalną okazję skorzystać z mojego łóżka - ukryłam twarz za poduszką, głośno w nią krzycząc.
- Od początku nie podobał mi się ten pomysł - mruknął Lysander.
- Och Lys, nie narzekaj! W końcu wszystko się rozwiąże - zaśmiała się białowłosa.
- To teraz pozostaje nam tylko czekać - powiedziałam w poduszkę.
- Dokładnie. Chodźcie za mną do kuchni - odparła Roza, gestem ręki zachęcając by za nią poszli. Wszyscy zerwali się z miejsca i ruszyli za nią w kierunku kuchni.
- A wy gdzie? - przeraziłam się, zrzucając poduszkę na podłogę.
- Jak to gdzie? My się chowamy - zaśmiała się i zniknęła za drzwiami wraz z moim bratem i Lysem.
W tym samym momencie usłyszałam znajome szczekanie i w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka.

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział LX

   - Jak wy słodko razem wyglądacie - westchnęła Roza z uśmiechem. Dopiero wtedy zorientowałam się, że Lys dalej obejmuje mnie w talii.
- Przepraszam - szepnęłam, odsuwając się. No pięknie, teraz z pewnością na twarz wkradł mi się nieproszony rumieniec.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się ciepło.
- To już koniec? - spytała białowłosa z udawanym oburzeniem - A teraz powinniście się pocałować! - wypaliła.
Posłałam jej mordercze spojrzenie. Jeszcze nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty, żeby zapaść się pod ziemię. Na szczęście Lysander tego nie skomentował, tylko westchnął z uśmiechem.
- To ja pójdę się z powrotem przebrać - powiedziałam wymijając Rozalię i unikając rozbawionego spojrzenia Lysandra. Zasłoniłam zasłonę i usiadłam na ziemi żeby się trochę uspokoić. Kiedy w końcu moje serce nabrało normalnego rytmu, wstałam i przebrałam się w moje stare ciuchy. Przeglądnęłam się jeszcze, czy wszystko jest tak jak należy i wyszłam stamtąd.
- No nareszcie - uśmiechnęła się białowłosa.
- Już nie mogę się doczekać, kiedy ją założę - odwzajemniłam uśmiech.
- A ja nie mogę się doczekać, kiedy znowu cię w niej zobaczę - powiedział Lys, ciepłym i miękkim głosem. Starałam się gorączkowo nie rozmyślać nad tym co właśnie powiedział, kiedy Rozalia podeszła do mnie z dziwnym uśmiechem.
- Jess, ty go lepiej pilnuj - szepnęła - No wiesz, jak go otoczą te wszystkie fanki. Miej go na oku - zaśmiała się.
- Roza, no wiesz co? - oburzyłam się. Policzki dosłownie mnie piekły. Nie wiem teraz, czy było to spowodowane słowami Rozy, czy uroczym uśmiechem Lysa. 
- Dobra już nic nie mówię - przewróciła oczami - A tak poza tym, powinnaś pogadać z Kastielem - natychmiast spoważniała.
Byłam jej wdzięczna za szybką zmianę tematu.
- Też nad tym myślałam - odparłam.
- Ja sądzę, że to zły pomysł - wtrącił białowłosy - Jeszcze jej coś zrobi.
Rozalia zamyśliła się na moment.
- Wiem! Zaproś go do siebie! - krzyknęła.
- Że co? - szok chyba spowolnił moje funkcje życiowe, bo na chwilę zdawało mi się że czas stanął w miejscu.
- Spokojnie - zaśmiała się na widok mojej niezbyt inteligentnej miny - My też tam będziemy.
- Roza, czy mogłabyś wyrażać się jaśniej? - spytał Lysander.
- Będziemy u Jess. Tylko że kiedy ona będzie rozmawiać z Kastielem, my będziemy na dole w razie czego. Kiedy Czerwony przekroczy granicę, Jess krzyknie a my przyjdziemy z pomocą - uśmiechnęła się, najwyraźniej zadowolona ze swojego planu.
- Czerwony? - parsknęłam śmiechem - Od kiedy tak go nazywasz?
- W dobrej akcji są potrzebne kryptonimy - udała obrażoną zaplatając ręce na piersi. Białowłosy westchnął.
- Nie podoba mi się wizja Kas i Jessica sam na sam w jednym pokoju - mruknął.
- Spokojnie Lys, wątpię żeby zaszło coś pomiędzy nimi - parsknęła białowłosa. Posłałam jej mordercze spojrzenie, ale udała że tego nie widzi - Poza tym przyznaję ci plusa za taką troskę o wybrankę swojego serca - położyła mu rękę na ramieniu. Po raz pierwszy widziałam Lysandra aż tak bardzo zakłopotanego.
- N-nie to miałem na myśli.. - odparł.
- Słyszysz Leo? Powinieneś się uczyć od swojego brata! - krzyknęła Roza w ogóle nie zwracając uwagi na słowa Lysa.
Prawdę mówiąc nie byłam zaskoczona tymi tekstami Rozy. Bardziej chciało mi się śmiać, ale powstrzymałam się. Biedny Lysander, teraz przyczepiła się do niego.
- Rozalio, chodź już - ze śmiechem pociągnęłam białowłosą w stronę wyjścia.
- A-ale gdzie? - spytała zdezorientowana.
- Do mnie. Chcę mieć tą rozmowę już za sobą - nagle poczułam niespodziewany przypływ odwagi. Czułam, że teraz wszystko będzie dobrze. Już się nie bałam Debry i jej wybryków. Poza tym muszę też porozmawiać z Violettą, ale to zastawię sobie na jutro. Nie wszystko i nie naraz.
- Idziesz Lys? - krzyknęła Roza, kiedy przekraczałyśmy próg sklepu.
- Idźcie. Zaraz do was dołączę - uśmiechnął się.
- Jak chcesz. Ale nie każ na siebie za długo czekać - odparła i zwartym kokiem wyszłyśmy ze sklepu.
Pogoda była naprawdę piękna. Chociaż na drzewach nie było już liści to i tak było przyjemnie. Zbliżała się zima. Nie mogę uwierzyć, jak ten czas szybko leci. Dopiero, co było lato i spokojnie siedziałam sobie z bratem w ogrodzie popijając sok pomarańczowy. A teraz? Idę sobie spokojnie krętą ścieżką przez park wmieszana w jakąś intrygę dwulicowej lafiryndy bez sumienia. Szczerze to nie zamieniłabym tego życia na żadne inne. Nie wyobrażam sobie, że miałabym teraz wrócić do rodzinnego miasteczka i opuścić moich przyjaciół. Nie zrobiłabym tego. 
- Halo Jess! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Rozalii.
- Wybacz, trochę odleciałam - uśmiechnęłam się.
- Za dużo czasu spędzasz z Lysandrem - zaśmiała się.
- Być może - popatrzyłam ze śmiechem w niebo.
- Widzę, że humor bardzo ci się poprawił. Cieszę się - Roza kopnęła kamyk, który poleciał parę metrów dalej.
- To wasza zasługa - nie mogłam przestać się uśmiechać - Jesteście wspaniali.
- No cóż, ja tak już mam - wzruszyła ramionami - Spokojnie Jess, niedługo Debra będzie tylko jednym z niezbyt miłych wspomnień.
- Mam taką nadzieję - uśmiechnęłam się patrząc na piękne słońce chylące się powoli ku zachodowi.

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział LIX

     Co to do cholery było? I jak to się stało? W głowie miałam totalny mętlik, a poza tym strasznie szumiało mi w uszach. 
Dlaczego większość ludzi patrzyła na mnie jak na jakiegoś potwora? Czy tutaj wszyscy naprawdę jej uwierzyli? Nie mogłam tego znieść. To chyba najgorszy dzień w moim życiu. Dobrze, że to była moja ostatnia lekcja.
Westchnęłam ciężko i wyszłam przed szkołę. Białowłosa już tam na mnie czekała.
- No nareszcie, ileż można czekać? - zaśmiała się, ale na widok mojej miny od razu spoważniała - Co się stało? Jesteś blada.
- Jej zemsta chyba właśnie nadeszła - mruknęłam.
- Że co? Co zrobiła? - spytała z troską.
Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń.
- Publicznie upokorzyła Jessice - usłyszałam za sobą ciepły głos przepełniony rezygnacją.
Odwróciłam się gwałtownie.
- Lys? Jednak widziałeś - powiedziałam cicho.
- Ale co widział? Możecie mi to wyjaśnić? - spytała lekko zdenerwowana Rozalia.
Lysander wyręczył mnie i opowiedział białowłosej całe zdarzenie. Byłam mu za to wdzięczna.
- Nie wierzę! I wszyscy tam jej uwierzyli? - Roza była wściekła.
- Większość - odparł Lys.
- Chyba wszyscy - sprostowałam.
- Nie wszyscy - uśmiechnął się - Ja nie.
- Wszyscy prócz ciebie - mimowolnie się uśmiechnęłam. Jak on to robi? W jednej chwili jestem zła na cały świat, a w drugiej nie mogę powstrzymać uśmiechu, który bezczelnie wkrada się mi na twarz. 
- Można tak to ująć - westchnął.
- Jak widzę Debra zaczęła działać - mruknęła Roza - Chodźcie ze mną do sklepu Leo. Pogadamy po drodze.
Oboje z Lysadrem przytaknęliśmy i wszyscy zwartym krokiem ruszyliśmy za białowłosą.
- Wiecie, dziwi mnie to że zaatakowała tak późno - powiedziałam cicho.
- Co masz na myśli? - Lysander posłał mi pytające spojrzenie.
- Wyjeżdżają z Kasem po koncercie. Koncert jest pojutrze, czyli wyjadą za trzy dni jeżeli niczego nie zrobimy - popatrzyłam na nich znacząco - Zastanawia mnie to, że Debra jest u nas już dość długo, a postanowiła mścić się dopiero teraz.
- Może wcześniej nie zagrażałaś jej tak bardzo jak teraz? - zamyślił się białowłosy.
- Możliwe. To pewnie przez to, że chcesz wziąć udział w koncercie - odparła Rozalia.
- Sama już nie wiem, co o tym myśleć - mruknęłam.
- Ale ja wiem. Jedyną szansę na skompromitowanie jej mamy właśnie na tym koncercie. Trzeba zrobić coś, żeby wszyscy w szkole poznali jej prawdziwe oblicze. A gdzie zbiorą się wszyscy uczniowie? Na waszym występie - Rozalia uśmiechnęła się tajemniczo.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Wiedzcie, że znalazłam sojusznika - posłała nam pełne tryumfu spojrzenie.
- Kogo? - spytaliśmy równocześnie.
Białowłosa rozglądnęła się dookoła.
- Violettę - powiedziała cicho.
- Ale w czym ona może nam pomóc? - spytał Lysander.
- Ona może nam dużo pomóc. Nagrała kompromitujące Debrę rozmowy z naszą Jessicą - zaśmiała się.
- Co? - znowu ta zgodność. Popatrzyliśmy po sobie zmieszani.
- No tak! Pierwszą na dachu, później na dziedzińcu. Teraz z nią nie rozmawiałam, ale jestem prawie pewna, że tą na korytarzu też ma - uśmiechnęła się.
- Rozalio, czy ty wiesz co to znaczy? - zaśmiałam się. Mój dobry humor właśnie do mnie powrócił.
- Wiem. Możemy puścić nagrania Kastielowi - klasnęła w dłonie. 
- No właśnie! Jeszcze nie wszystko stracone - nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu.
- Cieszę się, że twój optymizm powrócił - uśmiechnął się Lysander.
- A żeby bardziej cię rozweselić to mam dla ciebie niespodziankę - powiedziała Roza kiedy staliśmy już pod sklepem Leo - Zapraszam do środka.
Weszłam za Rozą do znanego mi już sklepu. Przed ladą stał czarnowłosy chłopak Rozalii.
- Cześć Leoś - białowłosa przytuliła się do chłopaka.
- Cześć Rozo - uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy - Witaj Jessico, hej Lys.
- Jest już gotowa? - spytała białowłosa z tajemniczym uśmiechem.
- No jasne - odparł czarnowłosy i ruszył na zaplecze. Po chwili wyszedł stamtąd z dużym, ładnie ozdobionym pudełkiem. Rozalia wzięła je od Leo i podeszła do mnie.
- Chcieliśmy ci tak podziękować za pomysł z koncertem i za całą jego organizację - zaśmiała się i podała mi pudełko.
Troszkę mnie tym gestem zaskoczyła, ale zrobiło mi się bardzo miło. Mam naprawdę wspaniałych przyjaciół.
- Oj dziękuję wam bardzo - przytuliłam białowłosą i Lysandra.
- Naprawdę zasłużyłaś - szepnął Lys.
- No już, otwórz! Chcę zobaczyć jak na tobie wygląda - ponagliła mnie Roza.
Powoli podniosłam wieczko pudełka. W środku było coś niebieskiego. Wzięłam to do ręki i rozłożyłam. Moim oczom ukazała się piękna, lazurowa sukienka bez ramion z różą na dekolcie. W pudełku było coś jeszcze. Koronkowe rękawiczki bez palców sięgające do łokci. Nie mogłam opanować zachwytu.
- Rozalio, ona jest śliczna! - zaśmiałam się.
- No to ją przymierz! Tam jest przymierzalnia - wskazała palcem na dwa duże pomieszczenia z wielkimi lustrami.
- Zaraz wyjdę! - uśmiechnęłam się zasłaniając zasłonę.
Sukienka pasowała na mnie jak ulał, w zestawie z rękawiczkami prezentowała się zjawiskowo. W dodatku niebieski to mój ulubiony kolor. Szczerze, to nawet nie marzyłam o tak pięknej sukience. Przeglądnęłam się jeszcze raz w lustrze i wyszłam.
- I jak? - obróciłam się dookoła przed Rozalią.
- O mój Boże! Leo nie patrz! Nie chcę, żebyś poderwała mi chłopaka - zaśmiała się - To sukienka w której chcę cię zobaczyć na scenie.
- Jejku Rozo jesteś wspaniała! - Jeszcze raz przytuliłam przyjaciółkę - A gdzie Lysander? - spytałam.
Rozalia tylko uśmiechnęła się tajemniczo.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę, obejmuje w talii i lekko ciągnie do tyłu.
- Tutaj jestem - usłyszałam znajomy szept. Odwróciłam się.
- Lysander! Przestraszyłeś mnie - zaśmiałam się. 
- Nie miałem takiego zamiaru - uśmiechnął się - Wyglądasz pięknie - spojrzał na mnie ciepło. 
- Dziękuję - szepnęłam, spuszczając wzrok.
---------------------------------------------------------------------------------
    A teraz mała ilustracja do opowiadania :D Miałam trochę wolnego czasu, więc postanowiłam go wykorzystać. Może to nie jest dzieło Picassa, ale chciałam żebyście wiedzieli mniej więcej jak wygląda sukienka w mojej wyobraźni ^^ Pozdrawiam wszystkich czytelników i dziękuję za wasze miłe komentarze ♥

sobota, 28 marca 2015

Rozdział LVIII

      Przez jakieś dziesięć minut siedziałam w toalecie z twarzą ukrytą w dłoniach starając się uspokoić moje rozczarowanie i złość.
W głowie cały czas powtarzałam pytanie: Dlaczego?
Dlaczego on jest taki ślepy?
Dlaczego ja wcześniej nic nie zrobiłam?
Dlaczego tak musi być?
W końcu jakoś udało mi się uspokoić. Wzięłam głęboki oddech i poprawiłam makijaż. Wiedziałam co muszę zrobić. Nie mogę się poddać bez walki. 
Tylko czemu ja to robię? Sama nie wiem, po prostu nie chcę żeby Kas znowu przez nią cierpiał. 
Po wyjściu z mojego tymczasowego schronu skierowałam się do piwnicy. Miałam nadzieję że on tam jest. 
Niewiele się pomyliłam, stał przed drzwiami. Przyspieszyłam kroku.
- Lys, musimy pogadać - złapałam białowłosego za rękaw.
- Co się stało Jessico? - spytał z troską.
- Rozmawiałam z nią.. Jej fałszywy uśmiech.. Ona musi kłamać.. A Kastiel.. zgodził się! Lysander on się zgodził.. - głos uwiązł mi w gardle.
- Spokojnie Jessico. Weź głęboki oddech i powiedz powoli wszystko od początku - położył mi rękę na ramieniu i rozglądnął się dookoła - Może chodźmy w spokojniejsze miejsce - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę dachu. Po chwili byliśmy już na górze. Usiadłam na ziemi opierając się o ścianę.
- Dobrze, a teraz powiedz wszystko po kolei - odparł siadając obok mnie.
- Rozmawiałam z Debrą. Powiedziała, że Kas przyjął propozycję współpracy. Wyjeżdżają po koncercie - wydusiłam z siebie. Na zewnątrz nie było aż tak zimno, ale cała dygotałam. Niesamowite, jak w jednej chwili można przeobrazić się z pewnej siebie licealistki w chuderlawą okularnicę z podstawówki z aparatem ortodontycznym na zębach.
Czemu w ogóle myślałam, że Kas tego nie zrobi? Przecież to jego życie. To irracjonalne ale aż do teraz łudziłam się, że czerwonowłosy zaśmieje się tej żmii w twarz, a ona po prostu odejdzie z liceum i w ogóle z naszego życia, a ja zapomnę że kiedykolwiek ją znałam. Niestety, rzeczywistość chyba nie działa w ten sposób.
Białowłosy spojrzał na mnie. Jego spojrzenie totalnie mnie zmroziło. Malował się w nim niewyobrażalny smutek i rezygnacja. 
- Nie myślałem, że to zrobi - powiedział cicho, chyba bardziej do siebie niż do mnie.
- Proszę cię Lys, tylko nie mów że nie możemy w tej sprawie nic zrobić - zmusiłam białowłosego, żeby na mnie spojrzał łapiąc go za rękę.
Milczenie.
- Jessico, wiesz jaki jest Kastiel. Ale naszym obowiązkiem jest próba zrobienia czegoś w tej sprawie - uśmiechnął się smutno.
- Więc na samym początku powinniśmy powiedzieć wszystko Rozalii. To ona jest mistrzynią w planowaniu intryg - uśmiechnęłam się pokrzepiająco - Może we trójkę uda nam się coś wymyślić. 
- Masz rację. Porozmawiasz z nią po szkole. Słyszałem, że gdzieś się wybieracie - uśmiechnął się tajemniczo.
- No tak, mamy iść do sklepu Leo.. Ale skąd to wiesz? - zdziwiłam się.
- Tajemnica - położył palec na ustach i podniósł się z miejsca - A teraz wracajmy na lekcje.
Podał mi rękę i pomógł wstać. Razem skierowaliśmy się do sali A na kolejną nudną lekcję.

Po dzwonku zerwałam się z ławki i wybiegłam z klasy szukać Rozalii. Nie musiałam długo szukać, białowłosa stała na korytarzu przy swojej szafce wyciągając strój na WF. Podbiegłam do niej.
- Musimy pogadać - złapałam ją za ramię. Roza spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- Widzę po tobie, że to coś poważnego - mruknęła - Dobra, chodźmy do szatni. Ty teraz też masz WF? - spojrzała na mnie pytająco. Kiwnęłam głową - Dobrze się składa. Teraz w szatni nie będzie nikogo, więc spokojnie pogadamy.
Zamknęła z trzaskiem swoją szafkę i obie skierowałyśmy się w stronę sali gimnastycznej i szatni. Po chwili już siedziałyśmy na jednej z ławek a ja wyjaśniałam białowłosej zaistniałą sytuację. Słuchała mnie uważnie w skupieniu, co nieczęsto jej się zdarzało. To znaczyło, że jest bardzo poruszona całym zajściem.
- Nie wierzę, że to zrobił - jęknęła, kiedy skończyłam opowiadać.
- To lepiej uwierz. Proszę Roza, musisz nam pomóc - spojrzałam na nią błagalnie.
- Pomogłabym wam nawet, kiedy prosilibyście żebym się nie wtrącała - zaśmiała się. Mimowolnie ja również się uśmiechnęłam. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć.
- Mówiłaś, że będzie chciała się zemścić - kontynuowała białowłosa - Dlatego my skierujemy jej zemstę przeciwko niej samej.
- Ale my nawet nie wiemy, co ona planuje - mruknęłam.
- Dlatego trzeba być nadzwyczajnie czujnym i orientować się jakie ma stosunki z poszczególnymi osobami w szkole. Tym oczywiście zajmę się ja - mrugnęła do mnie.
- A wtedy będziemy mogli się zorientować kto jest po naszej stronie, a kto przeciwko nam - uśmiechnęłam się.
- No właśnie - klasnęła w dłonie - Na razie nic nie róbmy i poczekajmy na rozwój sytuacji. Z Kastielem raczej nie będzie można o tym pogadać. Pewnie nawet nie będzie chciał słuchać naszej namowy do zmiany decyzji. 
- Z pewnością. Może nawet się wkurzyć - mruknęłam, mając na myśli sytuację, która zdarzyła się niedawno w sali biologicznej.
Właśnie w tym momencie do szatni weszła mała grupka dziewczyn.
- Dobra, my też się już zbierajmy. Resztę omówimy w drodze do sklepu Leo - uśmiechnęła się.
Po chwili obydwie byłyśmy już gotowe. Niesamowite, jak krótka rozmowa może podnieść człowieka na duchu. Przyszłość już nie wydawała mi się taka przygnębiająca, na jaką wyglądała kiedy siedziałam w toalecie.
Z uśmiechem weszłam na salę gimnastyczną. 
Na szczęście WF był moją ostatnią lekcją.

Po dzwonku skierowałam się prosto do swojej szafki, żeby wziąć. Nagle stanęłam ja wryta. 
Debra stała oparta o moją szafkę. Czekała na mnie.
Moją pierwszą myślą była ucieczka stamtąd. Kiedy jednak się nad tym zastanowiłam doszłam do wniosku, że jednak nie będę cały czas przed nią uciekać. Poza tym co ona może mi zrobić w takim tłumie? 
Nie pokazując po sobie zdenerwowania podeszłam do szafki.
- O witaj kochana! - zapiszczała na mój widok.
Postanowiłam zagrać w jej nieczystą grę.
- Cześć Deb, co u ciebie? - uśmiechnęłam się i otworzyłam szafkę.
- A nic nowego. Czekałam na ciebie.
- Aha. Po co? 
- Co tak niegrzecznie odpowiadasz? - zapiszczała na cały regulator. Połowa tłumu popatrzyła się w naszą stronę.
- Nie piszcz tak, głowa mi pęka - mruknęłam. Jej pisk działał mi na nerwy i nie potrafiłam nawet wymusić uśmiechu.
- Ojej a ja chciałam cię tylko zaprosić na herbatę, a ty tak mnie obrażasz - pisnęła.
Wyłapałam z tłumu parę zgorszonych spojrzeń wpatrujących się we mnie. Trzasnęłam drzwiami i spojrzałam na tą idiotkę. W oczach miała łzy, a jednocześnie posyłała mi swój złowieszczy uśmiech. O mój Boże, jak ona to robi?
- Jak chcesz pogadać to nie piszcz. Ja muszę lecieć do domu - odwróciłam się od niej. Nie mogłam już tego znieść.
- Jak możesz rzucać do mnie takimi obelgami? Koniec naszej przyjaźni! - krzyknęła i pobiegła zapłakana w stronę toalety. Teraz wszyscy patrzyli się tylko na mnie tym przeszywającym człowieka wzrokiem pełnym wyrzutu. 
Nie mogłam tego wytrzymać.
Wyszłam na dziedziniec w totalnym szoku.

piątek, 27 marca 2015

Rozdział LVII

     Popatrzyliśmy po sobie z Lysandrem zdziwieni. Potem z tępym wyrazem twarzy wlepiłam wzrok w drzwi, w których zniknął Kas. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
- Czy on.. - zaczęłam, ale głos uwiązł mi w gardle.
- Tak - powiedział Lys grobowym tonem - Poszedł do Debry - dokończył po chwili milczenia z ponurą miną.
- Można było się tego spodziewać - mruknęłam i usiadłam na ławce ukrywając twarz w dłoniach.
- Na razie nie możemy nic zrobić - westchnął - Chodźmy na lekcje - uśmiechnął się pokrzepiająco. Niestety, nie poczułam się lepiej po jego słowach. Przed oczami miałam fałszywy uśmiech tej żmii. 
Ruszyłam za białowłosym do wyjścia. Po chwili wtopiliśmy się w tłum licealistów. Czułam się beznadziejnie. Nagle poczułam, że ktoś szarpie mnie za rękaw i odciąga do tyłu.
- Cześć Jessico - uśmiechnął się blondyn.
- Cześć Nat - starałam się odwzajemnić uśmiech.
- Coś się stało? - zapytał z troską w głosie. Najwyraźniej moja mina nie wyglądała w jego oczach na minę "Hej jestem Jessica i kocham świat". Chyba sprawiała wręcz odwrotne wrażenie.
- Nie, wszystko w porządku - unikałam jego wzroku.
- Chyba jednak nie - chwycił mnie za rękę i spojrzał na Lysandra stojącego obok mnie - Co się stało?
Tym razem jego pytanie było skierowane do białowłosego.
- Chodzi o Kastiela - westchnął Lys.
- No tak, a o kogo innego - mruknął blondyn i spojrzał na mnie ciepło - Nie przejmuj się nim Jess. To idiota.
Parsknęłam śmiechem.
- Dzięki za pocieszenie Nat.
- Nie ma za co - uśmiechnął się - Postaraj się nie wyglądać tak, jakbyś miała ochotę kogoś udusić - mrugnął do mnie.
- Postaram się - odwzajemniłam uśmiech. Tym razem chyba wypadło przekonująco.
- To świetnie. Ja już będę znikać, czeka mnie masa roboty - jęknął.
- Dasz sobie z tym radę, jesteś przecież naszym najlepszym gospodarzem - zaśmiałam się.
- A ty najlepszą przyjaciółką - szepnął z uśmiechem i zniknął w pokoju gospodarzy.
- Idziemy już na lekcje, czy wolisz jeszcze przespacerować się w tę i z powrotem? - uśmiechnął się białowłosy.
- Myślę, że najlepszym wyjściem teraz będzie udanie się na zajęcia - westchnęłam i skierowałam się do sali B.
- Też tak myślę - odparł i razem weszliśmy na lekcję historii.

Po skończonej lekcji postanowiłam wyjść na dziedziniec i trochę się przewietrzyć. Usiadłam na jednej z ławeczek i przymknęłam oczy. Czułam, że na krótką chwilę zapominam o całych problemach. 
Nagle poczułam mocne szarpnięcie.
- Och cóż to? Nasza śpiąca królewna znowu przysnęła? - usłyszałam nad głową szyderczy śmiech. Otworzyłam oczy i napotkałam chłodne spojrzenie Debry. Na jej widok od razu coś się we mnie zagotowało, ale starałam się tego nie okazywać.
- Odsuń się bo zatruwasz mi powietrze - mruknęłam.
Debra zaśmiała się nerwowo, ponieważ właśnie w tym momencie obok nas kręciła się Violetta. Niewiele myśląc usiadła obok mnie.
- Uważaj do kogo mówisz idiotko - syknęła mi do ucha.
- Mam się bać? - prychnęłam.
- Powinnaś - uśmiechnęła się złowieszczo. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz - Pewnie wiesz, że niedawno rozmawiałam z Kastielem.
- No wiem - odparłam przyglądając się jej uważnie. Do czego ona zmierza?
- Zgodził się przyjąć moją propozycję - zaśmiała się chłodno.
- Niemożliwe. Nie zrobiłby tego - powiedziałam spokojnie, chociaż w środku właśnie przeżywałam szok.
- Oj zrobiłby. Ten idiota za mną w ogień skoczy.
- Nie wyzywaj go od idiotów. To, że nie masz serca to nie znaczy że ci wszystko wolno! - prawie krzyknęłam. Zaczęłam też trząść się ze złości. 
Debra odpowiedziała mi swoim szyderczym śmiechem. Cudem powstrzymałam się, żeby nie przyłożyć w ten jej wytapetowany pysk. Boże, jaką ja na to miałam ochotę w tym momencie.
- Kas nigdzie z tobą nie pojedzie - powiedziałam stanowczo i podniosłam się z miejsca.
- Czekaj, jeszcze nie skończyłam - chwyciła mnie za bluzkę i posadziła na ławce - Chcę poinformować cię, że wyjeżdżamy po koncercie. Więc zdążysz się jeszcze z nim pożegnać. A co do twojego .. występu - kaszlnęła pogardliwie. Udałam że nie widzę jej szyderczego wzroku - To wiedz, że się za to na tobie odegram. Ostrzegałam cię, żebyś nie zbliżała się do mojego Kasa, ale nie posłuchałaś - westchnęła teatralnie.
- To nie jest twój Kas, ty idiotyczny pustaku - warknęłam i ruszyłam wściekła w stronę szkoły. Byłam bezradna. Kas podjął decyzję.
Skierowałam się do toalety, ponieważ poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy.

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział LVI

      Następnego dnia wstałam wyjątkowo wyspana. Szybko ubrałam się i zrobiłam śniadanie dla siebie i Erica. Jeśli raczy się wcześniej obudzić, to będzie miał je jeszcze ciepłe. 
Punktualnie o ósmej siedziałam już w mojej ulubionej ławce z tyłu w sali A i czekałam na język polski. Nagle ktoś szturchnął mnie w ramię.
- Witaj Jessico - białowłosy uśmiechnął się ciepło.
- Cześć Lys - odwzajemniłam uśmiech.
- Gotowa na próbę?
- Chyba - wzruszyłam ramionami.
- To przyjdź do piwnicy po trzeciej lekcji. Kastiel chce cię posłuchać - uśmiechnął się tajemniczo i zajął miejsce w ławce obok mnie. Zaraz potem nauczyciel wszedł do klasy i zaczął lekcję od zbierania wypracowań. Wspaniale, z tego wszystkiego kompletnie o tym zapomniałam. Na szczęście udało mi się naciągnąć termin do jutra. 
Kolejne lekcje mijały bardzo powoli. Rozalia wpadła na mnie na drugie przerwie i z tajemniczym uśmiechem poprosiła, żebym po lekcjach wpadła do sklepu Leo. Podobno ma coś dla mnie, ale nie chciała nic więcej na ten temat powiedzieć. Resztę przerwy przegadałam z Arminem o grze, którą mu wczoraj pożyczyłam. Był mi strasznie wdzięczny. Alexy, który również na nas wpadł nie podzielał takiego entuzjazmu brata. 
- Armin całą noc grał w tą grę! - westchnął.
- Armin, czyś ty zwariował? - zaśmiałam się.
- No co, nie raz już tak zarywałem noce - uśmiechnął się.
- Jess jesteś za to odpowiedzialna - Alexy spojrzał na mnie z uśmiechem - Trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny, więc pójdziemy na mały układ.
- O nie Jessico, nie gódź się na to. Ten uśmiech nie wróży nic dobrego - szepnął Armin.
- Spokojnie, dam sobie radę - odparłam i wróciłam wzrokiem do niebieskowłosego.
- Słucham cię Alexy.
- W ramach przeprosin idziesz ze mną na shopping! - zaśmiał się. Armin jęknął.
- Współczuję ci - szepnął.
- Jakoś to przeżyję - zaśmiałam się i spojrzałam na Alexy'ego - Zgoda - podaliśmy sobie ręce.
- No to wspaniale! Dzięki Jess. Armina to nie można nigdzie wyciągnąć - mruknął.
Nie szaleję zbytnio za zakupami, ale to nie jest żaden koniec świata. Powiedzmy, że chodzę tam kiedy mi się nudzi, albo ktoś mnie wyciąga. Ale niestety mój portfel bardzo tego nie lubi. Nie dziwię mu się zresztą.
Po trzeciej lekcji udałam się do piwnicy. Lysander razem z Kastielem już tam byli. Czerwonowłosy właśnie ćwiczył swoją solówkę na gitarze, kiedy stanęłam w drzwiach.
- No proszę, kogo tu przywiało - zaśmiał się Kas i odłożył gitarę.
- Dobrze że już jesteś - uśmiechnął się Lys.
Odwzajemniłam uśmiech i weszłam do środka.
- Słyszałem, że dobrze śpiewasz. Udowodnij to - czerwonowłosy uśmiechnął się złowieszczo i rzucił mikrofonem w moją stronę. Na szczęście mam dobry refleks.
- Nie powiedziałabym, że dobrze ale zaśpiewać mogę - wzruszyłam ramionami.
- Oj nie słuchaj jej Kas - Lys złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę sceny - Tu masz tekst - podał mi jedną z kartek które miał w ręce.
Na szczęście znałam tą piosenkę. Był to utwór mojego ulubionego zespołu.
- Ja gram ty śpiewasz - rzucił Kas i wziął do ręki swoją gitarę.
Po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki. Nabrałam powietrze do płuc i zaczęłam śpiewać. Nie powiem, było bardzo przyjemnie, ale i tak czułam się trochę zdenerwowana. Lysander prawie w ogóle nie odrywał ode mnie swojego wzroku. Poza tym na jego twarzy cały czas błąkał się tajemniczy uśmiech.
Kiedy w końcu piosenka dobiegła końca, odetchnęłam z ulgą i zeszłam ze sceny.
- To było niesamowite - szepnął Lysander. Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję.
Spojrzałam na Kastiela. Odłożył swoją gitarę i również zszedł ze sceny z nieodgadnionym wyrazem na twarzy. Zrobiło mi się ciepło. Przez chwilę panowała niezręczna cisza. W końcu Kas podszedł do mnie i gwałtownie złapał mnie za łokieć.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?
- S-słucham? - jego słowa totalnie mnie zaskoczyły. Spodziewałam się czegoś w stylu "Jeszcze nie jesteś wystarczająco dobra, żeby dorównać mojemu ego".
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś, że masz taki zajebisty talent? Cholera, czy ja mam cię o wszystko pytać? 
- Słucham? - czy ja się przesłyszałam?
- Dziewczyno, gdybyś mi wcześniej powiedziała to od początku miałabyś z nami próby - potrząsnął mną. To mi chyba wróciło trzeźwe myślenie.
- Ty tak serio? - nadal byłam w totalnym szoku.
- A nie mówiłem, że tak będzie Jessico? - zaśmiał się Lysander.
- Co ja z tobą mam - mruknął Kas, spoglądając w sufit. Ale w końcu się uśmiechnął.
- Czyli chcecie, żebym z wami wystąpiła?
- Ty po prostu musisz tu wystąpić, inaczej możesz się do mnie nie odzywać do końca roku - czerwonowłosy uśmiechnął się złowieszczo.
- Kusząca propozycja - odwzajemniłam uśmiech.
- Bardzo śmieszne - mruknął Kastiel, ale po chwili również się uśmiechnął i poczochrał mi włosy.
- Ej! - krzyknęłam i szturchnęłam go w żebra.
- To ustalone - Lysander przerwał naszą bójkę - Pojutrze jest już koncert. Musimy zrobić więcej prób.
Kastiel westchnął ciężko.
- Chyba masz rację - odparłam.
- Dobra, dzisiaj tutaj o czwartej. Nie spóźnij się - rzucił Kas - Ja muszę lecieć - wziął swoją torbę i ruszył w kierunku wyjścia.
- Gdzie ci się tak spieszy? - spytałam.
- Powiedzmy, że mam pewną sprawę do omówienia z moją dawną znajomą - odparł i wyszedł trzaskając drzwiami.

środa, 25 marca 2015

Rozdział LV

     Oczywiście był jak zwykle tak bardzo zamyślony, że nawet nie zauważył tego, że się przysunęłam. Uśmiechnęłam się i oparłam o jego plecy. 
- Przepraszam, że cię obudziłem - w końcu udało mi się wyrwać Lysandra z tego zamyślenia.
- Nie szkodzi - zaśmiałam się - Inni na dole?
- Tak. Twój brat poprosił, żebym po ciebie przyszedł, ale nie miałem serca cię budzić - uśmiechnął się.
- Mój brat prosił? Coś nowego - mruknęłam i wstałam z łóżka. Opatuliłam się niebieską bluzą, ponieważ trochę było mi zimno. Oczywiście nie zamknęłam okna, zanim się położyłam. Ach ta moja spostrzegawczość.. Zamknęłam je i spojrzałam na Lysa. Na jego twarzy nadal błąkał się ten tajemniczy uśmiech, który u niego widziałam kiedy wychodziliśmy ze szkoły. 
- Humor dopisuje? - uśmiechnęłam się. 
- Można tak to ująć - odparł podnosząc się z łóżka - Idziemy?
- No jasne - ruszyłam w kierunku drzwi. 
Z dołu dobiegł mnie śmiech Rozalii i Alexy'ego. Zbiegłam do nich z uśmiechem.
- Patrzcie państwo kto nas raczył zaszczycić swoją obecnością - zaśmiała się białowłosa. Usiadłam pomiędzy nią i Arminem na kanapie.
- Braciszku, głodna jestem - popatrzyłam błagalnie na Erica. On tylko westchnął i podniósł się z fotela przewracając oczami. Dobrze wiedział, że moje zejście na dół będzie go kosztować trochę wysiłku. Dlatego postanowiłam to wykorzystać.
- Ktoś jeszcze ma ochotę na kanapki? - spytał, stając w drzwiach kuchni.
- Ja! - odezwały się chórem trzy głosy: Rozalia, Armin i Alexy.
- A ty Lys? - spytałam, spoglądając na białowłosego.
- Ja na razie dziękuję, jadłem w domu - uśmiechnął się.
- Dobra, to ja zaraz przyniosę - krzyknął Eric i zniknął w kuchni. 
Armin gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
- Właśnie Jess, masz tą grę? - spytał patrząc na mnie z uśmiechem.
- Jasne, że tak - odwzajemniłam uśmiech - Co wy na to, żebyśmy wszyscy pograli? - popatrzyłam na resztę.
Przytaknęli z entuzjazmem, więc wyciągnęłam z szafy konsole do gier. Lysander oczywiście wolał popatrzeć jak my gramy, gdyż jak sam przyznał, nie jest dobry w takich grach. Alexy, mimo tego że to bliźniak Armina, też nie był zainteresowany grą, więc pozostały cztery osoby. Eric po paru minutach wyszedł z kuchni z górą kanapek na talerzu.
- Wiesz, że cię kocham braciszku? - uśmiechnęłam się złośliwie sięgając po kanapkę.
- Też cię kocham siostrzyczko - odparł z sarkazmem.
Po chwili wszyscy siedzieliśmy na ziemi z konsolami w rękach. Było dużo śmiechu i hałasu przy grze. Wszyscy się dobrze bawili, a kanapki to zniknęły po kilku minutach. Graliśmy co najmniej z sześć razy, Armin był chyba niepokonany. W końcu wykończeni opadliśmy na sofę.
- Jestem padnięta - westchnęła Roza.
- Ja to samo - zaśmiałam się. Po tylu emocjach w ogóle nie czułam, że się wcześniej zdrzemnęłam.
- Przydałoby się zrobić jeszcze kanapek - rozmarzył się Alexy.
Eric przewrócił oczami i podniósł się z miejsca.
- Siedź braciszku, ja pójdę - uśmiechnęłam się i wzięłam od niego talerz. Popatrzył na mnie zszokowany.
- Dobrze się czujesz? - szepnął mi do ucha.
- Jak najbardziej - odparłam i ruszyłam w kierunku kuchni. "Po prostu chyba rozpiera mnie za dużo energii" - pomyślałam.
- Pozwól, że co pomogę ci Jessico - uśmiechnął się Lys.
- Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech.
Po chwili oboje byliśmy w kuchni. Lysander oczywiście wziął całą robotę na siebie, więc zajęłam się robieniem herbaty. 
Ciągle męczyła mnie ta cała sprawa z Debrą. Bałam się, że Kastiel postanowi jednak przyjąć propozycję tej żmii i nas opuści. Sama nie wiem, co bym wtedy zrobiła. Ale jeżeli taka byłaby jego decyzja, to jakim prawem miałabym go zatrzymywać tutaj na siłę?
- Jessico? - z zamyślenia wyrwał mnie głos białowłosego.

- Tak?
- Stało się coś? Nagle bardzo się zamyśliłaś. Myślałem, że tylko ja tak mam - uśmiechnął się.
- Nic się nie stało, po prostu.. Zastanawiam się, co teraz zrobi Kas. Wiesz, w związku z tą sprawą - zrezygnowana usiadłam przy stole.
- Nie ty jedna nad tym rozmyślasz - westchnął - Ale na razie nic nie możemy zrobić.
- Wiem, to też mnie denerwuje. Nie lubię siedzieć bezczynnie.
Lysander podszedł do szafki i zapatrzył się w okno z nieodgadnionym wyrazem na twarzy. Zastanawiałam się, o czym myśli, ale już się nauczyłam żeby mu nie przerywać. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Po chwili odwrócił się w moją stronę.
- Wiesz, mam dla ciebie małą propozycję - odwzajemnił uśmiech i usiadł obok mnie.
- Słucham cię uważnie - oparłam głowę na dłoniach.
- Jak ci wiadomo, koncert jest za trzy dni.
- Zgadza się - przytaknęłam.
- Tak wiele zrobiłaś w tej sprawie, że chcielibyśmy ci się jakoś odwdzięczyć - znowu ten tajemniczy uśmiech.
- Wy? - zdziwiłam się.
- Ja, Iris oraz Kastiel oczywiście. Czy nie zechciałabyś wystąpić razem z nami na scenie jako druga wokalistka?
Mamy jeszcze czas na próby. 
Początkowo myślałam, że się przesłyszałam. Chyba miałam niezbyt inteligentną minę. Nie spodziewałam się takiego pytania. Nawet o tym nie pomyślałam, byłam w totalnym szoku.
- Więc? - uśmiechnął się.
- Ja.. Przecież nie umiem śpiewać.. a poza tym..
- Umiesz. Masz niesamowity głos - przerwał mi - Szkoda by było tego nie wykorzystać - Lys cały czas się uśmiechał.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Przez chwilę milczałam
- A Kastiel..? - spytałam cicho.
- Kastiel jak tylko cię usłyszy to przyjdzie na kolanach błagać cię żebyś z nami wystąpiła.
Parsknęłam śmiechem.
- No dobrze, przyjdę na próbę i zobaczymy co powie Kas - uśmiechnęłam się chociaż coś w środku mówiło mi, że to nie jest zbyt dobry pomysł.
- Dziękuję Jessico - moja odpowiedź chyba go ucieszyła.
Zanieśliśmy cały stos kanapek do salonu. 
Po godzinie wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia. Oczywiście talerz z kanapkami był pusty. Armin podziękował mi za grę, obiecał że odda za tydzień. Pożegnaliśmy się i każde z nich ruszyło w swoją stronę.
- Ty sprzątasz - krzyknęłam do brata, kiedy drzwi zamknęły się za Lysem i ruszyłam w kierunku schodów.
- Dobra - mruknął - A ty?
- Idę spać - zaśmiałam się i weszłam do pokoju. Z dołu brat jeszcze krzyknął "dobranoc". Dochodziła jedenasta. Szybko się przebrałam i zanurkowałam pod kołdrę. Na spokojnie próbowałam sobie wszystko poukładać. Przede wszystkim muszę się dobrze zastanowić nad propozycją Lysandra. Po kilku minutach chyba zaczęłam odpływać w sen..

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział LIV

    Popatrzyłam na niego pytająco, odwieszając kurtkę na wieszak.
- Jak to wolną?
- Tak to. Ciotki nie ma - wzruszył ramionami.
- A gdzie jest? - zaplotłam ręce.
- Dostała pilny telefon od koleżanki z... - urwał. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Zapomniałeś? - prychnęłam - Nie wysilaj się tak, bo mózgownicę przegrzejesz. Kiedy wraca?
- Pani ciętej riposty się znalazła - mruknął - Wraca jutro.
- Wspaniale. A więc, jako przykładna starsza siostra.. - urwałam i spojrzałam na niego z wyższością - muszę ustalić tutaj parę zasad. 
- Chyba żartujesz - zaśmiał się.
- Mówię poważnie. A więc rób co chcesz, gdzie chcesz i kiedy chcesz, ale nie zepsuj niczego. - wyliczyłam na palcach - Ja idę do siebie.
Minęłam zdezorientowanego Erica i ruszyłam w kierunku schodów. Nie da się ukryć, to był naprawdę ciężki dzień. Czułam się jak po bezsennej nocy.
- Ty tak serio? - ruszył za mną.
- Serio - uśmiechnęłam się.
- To dobrze, bo.. A zresztą nic - zmieszał się.
Stanęłam w pół kroku i spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Bo?
- Bo parę osób tu wpadnie - powiedział cicho, ale i tak go usłyszałam.
- Parę? To znaczy ile i kto? - rzuciłam plecak w kierunku mojego pokoju i wróciłam się z powrotem na dół.
- No bo to było tak, że Armin zadzwonił..
- Znasz Armina? - zdziwiłam się. Kiedy oni zdążyli się poznać?
- No znam, Kastiel mnie z nim poznał.
- I wszystko jasne - westchnęłam i usiadłam na sofie - Opowiadaj dalej.
- W sumie to dzwonił do ciebie, ale nie było cię w domu.
- Po co dzwonił?
- Dasz mi w końcu opowiedzieć wszystko do końca?
Milczałam. Eric wciągnął powietrze do płuc i opowiadał dalej.
- Dzwonił, żeby zapytać cię o nową grę. Podobno ją masz - spojrzał na mnie znacząco. W jednej chwili przypomniałam sobie, że faktycznie wspominałam Arminowi o nowej grze, którą niedawno udało mi się kupić. Strasznie się ucieszył, ale nie zwracałam za bardzo uwagi na to co mówił, bo właśnie wtedy powtarzałam materiał z historii. Mimowolnie się zaśmiałam.
- Uznam to jako potwierdzenie jego słów - uśmiechnął się - A więc zaproponowałem, żeby wpadł. Wtedy do rozmowy wkręcił się jego brat i spytał, czy też może do ciebie przyjść. 
- Cały Alexy - parsknęłam śmiechem.
- A więc on też przyjdzie. Dzwoniła też Roza i pytała się, czy wróciłaś już z randki z Lysandrem - spojrzał na mnie znacząco - Czy ja o czymś nie wiem?
- Zamorduję ją - mruknęłam.
- Więc powiedziałem, że za jakąś godzinę powinnaś wrócić, a ona wspomniała coś o Leo i powiedziała że będzie u ciebie, żeby wypytać o jakieś szczegóły. Jess, o co chodzi?
Przez chwilę milczałam, trawiąc spokojnie każde słowo Erica. Kiedy w końcu wszystko do mnie dotarło, uderzyłam się w czoło tak mocno, że aż zabolało. Roza z pewnością chce wypytać o szczegóły "randki". Wszystko fajnie, pięknie, tylko że ja nie byłam na żadnej randce! System myślenia Rozalii totalnie mnie rozbroił. Więc zamiast być na nią wściekła, zaczęłam się śmiać z jej "zapału".
- Okej, uznam że twój niekontrolowany śmiech jest normalny.
- Sorki Eric, ale nie poznałeś Rozy, więc nie zrozumiesz o co mi chodzi - uśmiechnęłam się.
- Dobra, mniejsza z tym. Jeśli dobrze znasz się na matematyce, to już trzy osoby. Jeśli doliczyć twojego Lysandra, będą cztery.
- Lysa? Przecież ja go nie zapraszałam - zdziwiłam się.
- No tak, ale Rozalia powiedziała, że jego też przyprowadzi.
- Boże, teraz to ją serio zamorduję.
- Spokojnie Jess, oddychaj - zaśmiał się Eric.
- Więc kiedy mają przyjść? 
- Za jakieś... - brat spojrzał na telefon - piętnaście minut - wyszczerzył zęby.
- Wspaniale - klasnęłam w dłonie - Ty ich zaprosiłeś, więc ty z nimi siedzisz tutaj na dole - powiedziałam bardzo wolno, żeby dobrze mnie zrozumiał.
- A ty? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ja siedzę tam, na górze w pokoju i udaję, że mnie nie ma - odparłam  spokojnie i ruszyłam w kierunku schodów. Eric rzucił się biegiem za mną i złapał za kaptur mojej bluzy.
- Ale Jess! Oni wszyscy tutaj przychodzą ze względu na ciebie! - spojrzał na mnie błagalnie.
- Eric! - warknęłam. Wiedziałam, że ma rację.
- Proszę, Jessie.. 
- Nie mów tak do mnie - powiedziałam zrezygnowana i westchnęłam - Dobra, niech ci świeci. Ale na razie jestem na w swoim pokoju - ruszyłam przed siebie.
- Jesteś wielka, siostrzyczko - uśmiechnął się złośliwie i włączył telewizor. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i weszłam do pokoju. Od razu rzuciłam się na łóżko. Byłam wyczerpana. Po kilku minutach leżenia chyba powoli zaczęłam tracić świadomość i odpływać w sen..

    Przebudziło mnie ciche skrzypnięcie drzwi. Ale nie ruszyłam się, tylko dalej spokojnie udawałam, że śpię. Jeśli to Rozalia, to nie chcę żeby się domyśliła, że już się obudziłam. Zaczęłaby mnie z pewnością o wszystko wypytywać, a ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Nagle poczułam, jak ktoś delikatnie opatula mnie kocem i siada na skraju łóżka. Wtedy wiedziałam już, że to nie Roza. Powoli usiadłam na łóżku i spojrzałam na intruza, który wszedł do mojego pokoju. Uśmiechnęłam się na jego widok i przysunęłam się bliżej.

10000 wyświetleń!

   Dziękuję wam wszystkim za 10 000 wyświetleń! Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę ♥ Kiedy czytam wasze komentarze, jest mi naprawdę bardzo miło :D One mnie bardzo motywują do dalszego pisania. I przepraszam, że czasami tak długo czekacie na następne rozdziały :/ Zawsze staram się dodawać jak najszybciej, ale czasami nauka mi na to nie pozwala, wybaczcie mi :c Dlatego dziękuję za waszą cierpliwość i pozdrawiam wszystkich czytelników! ♥

sobota, 21 marca 2015

Rozdział LIII

      Do szkoły dotarłam dwie minuty przed piątą. Odetchnęłam z ulgą i weszłam do środka. Liceum było całkowicie puste. Powolnym krokiem ruszyłam w kierunku sali A, z której dobiegały mnie urywki rozmowy. Wstrzymałam oddech i otworzyłam drzwi.
W środku, przy biurku siedziała Krysińska, a w jednej z ławek Lysander, z jakąś kartką w ręce. 
- Dzień dobry - przywitałam się i zamknęłam za sobą drzwi.
- Ach, dzień dobry Jessico! Cieszę się, że zdecydowałaś się przyjść - nauczycielka uśmiechnęła się i podała mi jedną z kartek. Wzięłam ją i usiadłam w jednej z ławek obok Lysa.
- Witaj Jessico. Miło cię widzieć - szepnął białowłosy.
- Mi również - uśmiechnęłam się.
- Jak widzę dobrze się znacie - przerwała nam Krysińska - Lysander, zaczynasz - klasnęła ze zniecierpliwieniem w dłonie.
Białowłosy skinął głową i podniósł się z ławki. Nauczycielka puściła podkład do piosenki, a Lys zaczął śpiewać. Gdy tylko otworzył usta.. odebrało mi mowę. Miał niesamowicie ciepły i czysty głos. Żadnego fałszu. Oparłam głowę na rękach i przysłuchiwałam się z zamkniętymi oczami. Mogłabym go słuchać całe godziny. Niestety jego występ trwał bardzo krótko i po chwili piosenka się skończyła. Westchnęłam z zachwytem, chyba ciut za głośno ponieważ Lys spojrzał na mnie z uśmiechem. Zarumieniłam się.
- Bardzo dobrze Lysadrze. Jessico, twoja kolej. Słowa masz na kartce, którą ci dałam. Zaczynaj.
Podniosłam się z ławki. Czułam, że kolana mam jak z waty. W tej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy przyjście tutaj było takim dobrym pomysłem. Ale cóż, nie było już wyjścia. Drżącymi rękoma wzięłam kartkę i podniosłam ją.
- Jessico w porządku? Jesteś bardzo blada - szepnął Lys z troską w głosie.
- Nic mi nie jest - starałam się uśmiechnąć.
- Denerwujesz się? 
- N-nie..
W tej chwili z głośników poleciały pierwsze nuty. Po chwili poczułam, jak białowłosy ściska moją dłoń. Uśmiechnęłam się mimowolnie i zaczęłam śpiewać. Dzięki niemu, poczułam się trochę pewniej. Mimo to cały czas czułam na sobie jego wzrok, co było bardzo krępujące. Kiedy w końcu piosenka dobiegła końca z ulgą usiadłam z powrotem w ławce. Było mi słabo.
- Przepięknie - klasnęła w dłonie Krysińska - Jednak radziłabym trochę podnieść ton głosu przy refrenie - zaczęła.
Cała lekcja zleciała na dobrych radach nauczycielki co do mojego śpiewu. Tu śpiewać szybciej, tu zniżyć głos, tu trochę podnieść, zaśpiewaj tą zwrotkę jeszcze raz, tylko wolniej... Koszmar. Na Lysandrze nie skupiała tak wielkiej uwagi, czego mu trochę zazdrościłam. 
Po skończonej lekcji udaliśmy się razem do wyjścia. Lysander był dziwnie milczący, ale jednocześnie się uśmiechał. Starałam się zgadnąć, co mu chodzi po głowie, ale było to bardzo trudne. W końcu nie wytrzymałam.
- Lysander, czekaj - złapałam go za rękę.
- Stało się coś? - posłał mi pytające spojrzenie.
- Chciałabym cię zapytać o to samo. Milczysz odkąd wyszliśmy z zajęć.
Białowłosy zaśmiał się ciepło.
- To przez ciebie.
- Słucham? - nic z tego nie rozumiałam.
- Jak mogłaś ukrywać tak wielki talent? Masz niesamowity głos.
Czułam, że moje policzki robią się czerwone.
- Nie przesadzaj Lys.
Nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się i wziął mnie za rękę.
- Jesteś idealna - szepnął.
Serce waliło mi jak oszalałe, nie mogłam już tego wytrzymać. Czułam, że jak zaraz czegoś nie zrobię, to sytuacja wymknie się spod kontroli. Zabrałam rękę.
- Z pewnością nie - powiedziałam cicho i ruszyłam w stronę przystanka. Lysander w milczeniu ruszył za mną. Po chwili podjechał nasz autobus, więc wsiedliśmy do niego w milczeniu. Całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie, jednak Lys nie był zły. Przeciwnie, patrzył w okno z uśmiechem. Przez niego sama też mimowolnie się uśmiechnęłam. 
Dzień chylił się powoli ku zachodowi. Mimo wszystko, nie był to aż tak bardzo zły dzień. Oparłam głowę o siedzenie i przymknęłam oczy. Czułam ciepło bijące od Lysa. Było wspaniale. 
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Powoli wstałam z siedzenia i pożegnałam się z białowłosym. Na jego twarzy przez cały czas błąkał się tajemniczy uśmiech. Wysiadłam z autobusu i pomachałam za nim gdy odjeżdżał. Kiedy zniknął za horyzontem, powlokłam się w stronę mojego kochanego domku. 
- Jestem! - zawołałam, gdy tylko drzwi się za mną zamknęły.
- Siemasz stara - Eric stał oparty o framugę drzwi prowadzących do kuchni - Mamy wolną chatę - mrugnął do mnie z uśmiechem.

piątek, 20 marca 2015

Rozdział LII

     Spojrzałam w dwukolorowe oczy Lysandra z ciekawością.
- Szukałeś mnie? Stało się coś?
Lys podszedł i usiadł obok mnie z tajemniczym uśmiechem.
- Słyszałem, że przepięknie śpiewasz - popatrzył mi w oczy.
- Eee, daj spokój - machnęłam ręką - Coś się jej ubzdurało.
- Jej? Ale nie tylko Krysińska mi o tym mówiła. Kim również była zachwycona - spojrzał na mnie ciepło.
- Ja tak nie uważam - zaplotłam ręce. Białowłosy się zaśmiał.
- Oj Jessico, jesteś strasznie uparta. Nie mogę się doczekać, aż cię usłyszę - uśmiechnął się ciepło.
- A tak poza tym, powiedz Lys jak tam przygotowania do koncertu? - próbowałam zmienić temat.
- Nawet nieźle - wzruszył ramionami.
- Nie zżera cię trema?
- Jessico, przecież to dopiera za trzy dni! - zaśmiał się.
- Tak tylko pytam - oparłam głowę o ścianę.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Mam rozumieć, że spotkamy się dzisiaj o piątej w szkole?
- Sama nie wiem, nie jestem przekonana.. - zaczęłam.
- Jeżeli nie powiesz, że przyjdziesz to wyznam wszystko Rozalii.
- Nawet nie próbuj - zaśmiałam się.
- Czyli przyjdziesz?
- Postaram się.
- To wspaniale - popatrzył mi w oczy z ciepłym uśmiechem. Trochę zrobiło mi się gorąco, więc wstałam.
- Idziesz na dół? Zaraz będzie dzwonek - spytałam, otrzepując spodnie.
- Za chwilkę. Potrzebuję chwili spokoju - powiedział cicho i przymknął oczy.
- To ci nie przeszkadzam - odparłam szeptem i wycofałam się w stronę wyjścia.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz - usłyszałam jeszcze, zanim zamknęłam za sobą drzwi.
Powoli zeszłam na dół. Przerwa powinna trwać jeszcze pięć minut, więc postanowiłam przejść się po szkole. Właśnie wyszłam na dziedziniec i skierowałam się w stronę ławki, kiedy nagle moja komórka zaczęła wibrować w kieszeni. Ktoś dzwonił z zastrzeżonego numeru. Odebrałam.
- Witaj moja piękna - usłyszałam w słuchawce najbardziej znienawidzony głos świata. Po plecach przeszły mi nieprzyjemne ciarki.
- Cześć Dake.
- Co tam u ciebie słychać? - gdzieś z tyłu było słychać szum fal.
- Po co dzwonisz?
- To już nie można tak sobie zadzwonić, żeby po prostu pogadać? - wyczułam ironię w jego głosie.
- Tak, ty na pewno dzwonisz bezinteresownie - wysiliłam się na sarkazm.
- Chciałem, żeby to była niespodzianka, ale skoro tak nalegasz.. Niedługo cię odwiedzę - zaśmiał się.
Poczułam, że grunt ucieka mi pod nogami. Musiałam usiąść, żeby nie zemdleć z tego całego szoku, w jakim właśnie byłam. Jeszcze nie pozbyłam się jednego problemu - Debra nadal łaziła po szkole ze swoim sztucznym uśmiechem na ustach - a już nadciąga kolejny. To chyba jakaś plaga. 
- C-co? - wydusiłam z siebie.
- To co słyszysz, moja miła.
- Czego tu chcesz?
- Jak to? Chcę w końcu cię zobaczyć - zaśmiał się - Nie mogę się doczekać, aż zobaczę tą twoją śliczną buźkę.
Milczałam. Byłam tak zszokowana, że nawet nie mogłam się rozłączyć. 
- Mam nadzieję, że tym razem nikt nam już nie przeszkodzi - Lys. Jego miał na myśli. Serce zaczęło mi mocniej bić.
- Nie przyjeżdżaj tu. Mam wystarczająco dużo problemów, nawet bez ciebie.
- To ty masz jakieś problemy? To tym bardziej muszę przyjechać. Nie martw się, sprawię że one wszystkie znikną.. Do zobaczenia niedługo, ma miłości - zaśmiał się nieprzyjemnie i po chwili po drugiej stronie panowała cisza. Dake się rozłączył. Siedziałam z tym telefonem w ręce trawiąc po kolei każde słowo, które od niego usłyszałam.
O nie. Nie nie nie nie nie! Dake nie może teraz przyjechać. Nie może przyjeżdżać w ogóle! Nie chcę go widzieć!
W tym momencie rozległ się dzwonek, więc wstałam z ławki i skierowałam się do sali A, na kolejną nudną lekcję matematyki. Mimo zdenerwowania i szoku próbowałam skupić się na pierwiastkach.

Reszta lekcji minęła w miarę szybko, więc bez żadnych większych niespodzianek zaraz po szkole razem z Rozalią udałyśmy się do sklepu Leo. Białowłosa całą drogę opowiadała mi o swoich pomysłach na stroje chłopców. Nie za bardzo znam się na szyciu, więc tylko jej przytakiwałam. W końcu doszłyśmy na miejsce.
- Cześć Leoś - uśmiechnęła się i przytuliła czarnowłosego.
- Hej Rozalio. Cześć Jessico - popatrzył na mnie z uśmiechem.
- Hej Leo. Nie masz nic przeciwko temu, żebym wam tutaj trochę poprzeszkadzała?
- No coś ty - zaśmiał się i wrócił za ladę - Rozalio, na zapleczu masz wszystkie materiały o które prosiłaś, oraz cały sprzęt.
- Leo, jesteś wspaniały - uśmiechnęła się i pociągła mnie za sobą.
Weszłyśmy do wielkiego pomieszczenia, w którym stało wiele pudeł, mnóstwo materiałów i parę dziwnych maszyn.
- Masz miarę chłopaków, co nie? - spytałam.
- No jasne, jakbyśmy mogły inaczej coś szyć? - spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Tylko się upewniam - podniosłam ręce w obronnym geście.
Po chwili Roza rzuciła mi parę materiałów, które miałam obciąć według jej pomiarów. Dużo było przy tym śmiechów i hałasu, tak że Leo przychodził co chwilę sprawdzać czy jego zaplecze jest jeszcze całe. Roza przerabiała stare spodnie i podkoszulki. Kiedy w końcu wszystko było gotowe, nie mogłam oderwać wzroku. Stroje były świetne! Typowo rockowe, ale bez żadnej przesady. Rozalia też była zachwycona swoim geniuszem.
- Będą zachwyceni! - klasnęła w dłonie.
- Naprawdę, świetna robota - uśmiechnął się Leo.
Przez chwilę ja też się cieszyłam. Ta cała praca pomagała mi na chwilę zapomnieć o Debrze i Dake'u. Ale niestety kiedyś trzeba wrócić do rzeczywistości. Spojrzałam na zegarek.
- O matko już po czwartej! Przepraszam Rozalio, ja już muszę lecieć - wyminęłam zdezorientowanego Leo, wzięłam swoją torbę i rzuciłam się do wyjścia.
- Pewnie do Lysia - zaśmiała się i spojrzała wymownie na czarnowłosego - No idź już, idź.
Rzuciłam jej mordercze spojrzenie i po chwili biegłam ulicami w kierunku liceum.