Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

czwartek, 30 kwietnia 2015

♥ Rozdział specjalny ♥

                             * Perspektywa Lysandra *
       Zaraz po koncercie chciałem zaprosić Jessicę na lody. Tak bardzo była przejęta tą sprawą z Debrą, że złość na swoją własną bezradność narastała we mnie z każdą chwilą. Problem sam nie zniknie i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale pragnąłem żeby Jessica chociaż przez chwilę o tym zapomniała. Tylko oczywiście jak zawsze musiał znaleźć się problem. 
Kiedy tylko zeszliśmy ze sceny, tłum dziewczyn zleciał się za kulisy i dosłownie mnie okrążyły. Zresztą nie tylko ja zostałem osaczony, Kastiela też dopadły. Wszystkie błagały o autograf, a ja nie miałem na to czasu. Niestety nie wypada odmawiać dziewczętom więc z grzeczności rozdawałem wszystkim mój podpis, jednocześnie szukając w tłumie naszej piosenkarki. W końcu udało mi się ją wyłapać wzrokiem. Stała pośrodku koła zgromadzonych mężczyzn. Wtedy tym bardziej chciałem do niej podejść, ale tłum dziewczyn skutecznie mi to uniemożliwiał. Właśnie podpisywałem kolejną podstawioną mi karteczkę, kiedy najsłodszy dźwięk głosu przebił się przez piski zgromadzonych dookoła dziewczyn.
- Kentin! - rozbrzmiał radosny krzyk Jess. Gwałtownie odwróciłem głowę w jej stronę i ujrzałem jak przeciska się przez tłum chłopaków i ze śmiechem pada w ramiona pewnego szatyna. Patrząc na nich razem znowu powróciło to dziwne uczucie, którego nie potrafię nazwać, a które dopada mnie w takich sytuacjach. Jakby niepokój, zazdrość i napięcie w jednym. Śmieszne prawda? Zacząłem to odczuwać odkąd  pierwszy raz ją spotkałem. Wtedy sam nie rozumiałem siebie, ale ten jej uroczy uśmiech i ciepłe spojrzenie którym obdarza wszystkich dookoła sprawiały, że chciałem jak najdłużej na nią patrzeć. Jej radość od zawsze była moją. Kiedy ona się śmieje, odczuwa się wrażenie że więcej do szczęścia nie potrzeba.
 Tak czy inaczej, kiedy kolejna dziewczyna dosłownie rzuciła się mi na szyje, przez chwilę straciłem Jessicę z oczu. Na szczęście po dłuższej chwili tłum zaczął powoli się zmniejszać, ale mimo to że rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu tak znajomych mi szmaragdowo zielonych oczu nie mogłem ich nigdzie odnaleźć. Tak jak z tonącym który rozbieganym spojrzeniem szuka jedynego ratunku. W końcu zrezygnowany padłem na jedną z ławek, które stały przy ścianie.
- Przepraszam? - poczułem szarpnięcie za ramię i podniosłem głowę. Przede mną stał młody mężczyzna w długim czarnym płaszczu i ciemnych okularach.
- Słucham - przyglądnąłem się mu uważnie. Ze zdziwieniem odkryłem, że jego oczy wcale nie są zagubione w nowym miejscu, wręcz przeciwnie patrzył na mnie z wyższością i lekkim znudzeniem.
- Szukam tej piosenkarki, która tutaj występowała. Ona chyba ma na imię Jessica - rozglądnął się dookoła.
- Jessica Hillson? - uniosłem brwi spoglądając pytająco na mojego rozmówcę.
- Tak, chyba tak. Zresztą nie mam głowy do imion - machnął ręką. 
W tym samym momencie przy wejściu mignęły mi tak dobrze znane jasnobrązowe włosy i zielone oczy przyjaźnie patrzące na każdego napotkanego człowieka.
- Jest przy wejściu - skinąłem głową w tamtym kierunku. Mężczyzna powędrował za mną wzrokiem.
- Och, widzę ją. Dziękuję za pomoc - powiedział szybko, jakby od niechcenia i ruszył żywym krokiem w kierunku Jess. Przyglądałem się tej scence z zaciekawieniem. Nagle przy tej dwójce stanęła Debra z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy i pociągnęła Jessicę na korytarz. Nigdy nie podsłuchuję cudzych rozmów, ale dzisiaj wyjątkowo coś mnie tknęło, więc ruszyłem za nimi. 
- Stary, gdzie idziesz? - po drodze zaczepił mnie Kastiel.
- Mam przeczucie - mruknąłem, patrząc za oddalającymi się dziewczynami. Kastiel odwrócił się i podążył za moim spojrzeniem na tą dwójkę.
- Ciekawe co Jess znowu wymyśliła - przewrócił oczami.
- To nie Jess - odparłem i spojrzałem przepraszająco na kumpla - Wybacz, ale muszę już iść.
Wyminąłem zdezorientowanego Kastiela i wyszedłem na korytarz. Czerwonowłosy chyba wyczuł, że tym razem chodzi o coś poważniejszego i również ruszył za mną, co trochę mnie zdziwiło. Niewiele zajęło mu czasu wyprzedzenie mnie.
Po paru krokach zauważyłem Klementynę czającą się za ścianą. Z dziwnym uśmiechem zerkała za ścianę w kierunku rozmawiających Debry i Jess. W ręku miała kij bejsbolowy i zdawała się mnie nawet nie zauważać. Podszedłem do niej najciszej jak tylko się dało i złapałem za kij. Brązowowłosa podskoczyła ze strachu i spojrzała na mnie przerażonym, rozbieganym wzrokiem.
- Co tutaj robisz? - spytałem cicho.
- Ja.. ten.. właśnie szłam na salę gimnastyczną bo.. bo gram w bejsbola - zaśmiała się nerwowo pokazując demonstracyjnie kij.Już miałem odpowiedzieć, kiedy nagle ciszę przeszył podniesiony głos Debry. Mimowolnie zerknąłem za ścianę i zamarłem. Brunetka podniosła pięść do góry i zamachnęła się na Jessicę.
- Ty mała, wstrętna..! - wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym jej ręka gwałtownie ruszyła w stronę przerażonej twarzyczki szatynki, która zakryła się rękami w strachu przed bólem. W tej chwili dostrzegłem uśmieszek na twarzy Klementyny. Serce ścisnęło się w mojej piersi i natychmiast rzuciłem się do pomocy Jessice. Jednak zostałem wyprzedzony przez Kentina, który nie wiadomo skąd się tutaj wziął. Miał szybszy refleks od mojego, więc w ułamku sekundy był już przy Debrze. Chwycił jej dłoń uniemożliwiając uderzenie. Stałem jak sparaliżowany, a serce zdawało mi się rozdzierać, kiedy Jessica patrzyła na szatyna, jak na wybawcę. Tak bardzo chciałem być na jego miejscu, blisko jej szmaragdowo zielonych oczu. Zamiast tego złapałem wymykającą się Klementynę i pociągnąłem w stronę całego zdarzenia. Niestety Jessica ledwo spojrzała w moją stronę, cały czas wpatrzona w szatyna. Po chwili zza szafek wyszedł Kastiel a reszta wydarzeń potoczyła się sama, bez mojego udziału. Przyleciała dyrektorka zwabiona krzykami wyrywającej się z mojego uścisku Klementyny i teoretycznie koniec sprawy. Jednak pozory mogą mylić. Po całym zdarzeniu mogliśmy wrócić do domów. Ruszyłem więc za jeszcze lekko przestraszoną Jessicą i Kentinem do wyjścia. Kiedy przekraczaliśmy próg szkoły, dziewczyna niespodziewanie stanęła w miejscu patrząc w dal z przerażeniem szepcząc coś pod nosem.
- Mówiłaś coś? - spytałem, przyglądając się jej uważnie.
- Nie, nic - machnęła ręką - Tylko muszę coś załatwić - powiedziała i już jej nie było. Rzuciła się biegiem w kierunku dachu. Kentin chciał pobiec za nią, ale go powstrzymałem.
- Zostaw mnie, muszę za nią iść! - warknął wyrywając się.
- Daj jej chwilę spokoju, tę sprawę musi załatwić sama - powiedziałem spokojnie. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że Jessica pobiegła do Kastiela. Zrezygnowany szatyn z westchnieniem opadł na jedną z dziedzińcowych ławeczek. Już miałem pójść w jego ślady, kiedy przypomniałem sobie o notatniku, który z pewnością został w piwnicy na głośniku.
- Zaraz wrócę - rzuciłem i wszedłem do szkoły. Na szczęście notatnik był tam gdzie go zostawiłem. Zabrałem zgubę i już miałem wracać, kiedy na korytarzu rozległ się dźwięk kroków i zaraz potem drzwi piwnicy otworzyły się z niemałym hukiem.
- Jessie, kochana jesteś tutaj? - usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem głowę i spotkałem się z szyderczym spojrzeniem wysokiego blondyna o mocnych rysach twarzy i przebiegłym uśmiechu.
- Co ty tutaj robisz, Dake?
- Och! Pan białowłosy który niekulturalnie przerwał naszą rozmowę z Jessicą na niedawnej imprezie - powiedział jednym tchem - Miło znów cię spotkać - dało się wychwycić sarkazm.
- Czego chcesz? - mruknąłem wkładając notatnik do kieszeni.
- Tego co zwykle. Spotkać się z moją zielonooką pięknością - westchnął teatralnie i zaplótł ręce na piersi - Tym razem nam nie przeszkodzisz.
- Jeszcze się zdziwisz - odparłem  wymijając zdezorientowanego Dake. Nie patrząc za siebie ruszyłem w stronę wyjścia.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział LXXIV

     Pełna obaw i z duszą na ramieniu wbiegłam na schody. Nie myślałam kompletnie o niczym, w duchu zaklinałam się tylko, żeby znaleźć Kasa. Nie miałam pojęcia skąd się wzięło to uczucie niepokoju, ale teraz najbardziej zależało mi na rozmowie z czerwonowłosym. 
W końcu dobiegłam do góry i gwałtownie otworzyłam drzwi.
Stanęłam w progu rozglądając się dookoła. Nigdzie nie dostrzegałam choćby cienia charakterystycznej czerwonej czupryny.
- Kastiel! - krzyknęłam, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Zrezygnowana, weszłam na dach zamykając za sobą drzwi i oparłam się o ścianę. Bardzo chciałam się z nim spotkać. Może wrócił już do domu? Zrezygnowana osunęłam się na ziemię i podkuliłam kolana. Jednak, kiedy zamknęłam oczy w myślach automatycznie pojawił mi się grobowy wyraz twarzy Kastiela i jego smutne oczy. Tak bardzo się o niego bałam. Z pozoru nic go nie ruszy, ale wiem że gdzieś w środku ma prawdziwe uczucia. I właśnie te uczucia zostały dzisiaj dogłębnie zranione. Być może tego nie okaże, uda że nic się nie stało. Ale ja i tak wiem swoje.
- Czego tu chcesz? - z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos. Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to szare oczy przepełnione zrezygnowaniem.
- Kastiel? Martwiłam się o ciebie - z trudem wstałam z ziemi i stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem. Ten nawet na mnie nie spojrzał, tylko odwrócił się w stronę panoramy miasta. Podszedł do krawędzi i oparł o mur.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale chciałbym zostać sam - mruknął.
Powoli podeszłam do czerwonowłosego i stanęłam obok. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć, ale na pewno nie mogłam go teraz zostawić samego. 
- Wiesz, źle jest zostawać samym kiedy coś cię gryzie. Lepiej podzielić się swoimi problemami a wtedy od razu jest lżej. W końcu, od tego masz przyjaciół - uśmiechnęłam się lekko a Kas spojrzał na mnie zdziwiony. Przez chwilę staliśmy w ciszy, którą przerywały tylko auta jadące niżej. Lekki wiatr zwiewał moje włosy na twarz, przez co musiałam je odgarnąć. Nieśmiało popatrzyłam na Kasa. Zastanawiałam się co planuje teraz zrobić. 
- Jess? - spytał tak cicho, że ledwo dosłyszałam jego szept.
- Tak? - odwróciłam gwałtownie głowę w stronę miasta. Zauważył, że mu się przyglądam?
Czerwonowłosy przez chwilę patrzył na mnie z uwagą po czym gwałtownie złapał za moją dłoń i przyciągnął do siebie. Byłam tak zaskoczona jego reakcją że początkowo nie mogłam się ruszyć.
- Przyjaciół, hę? - mruknął - Ciekawi mnie kim jest ten szatyn z którym się obściskiwałaś. Też przyjaciel?
Przez chwilę odjęło mnie mowę. To ja tutaj do niego przychodzę, chcę mu pomóc, martwię się i cały czas myślę o sytuacji z Debrą, a jego przejmuje tylko to z kim, gdzie i o czym rozmawiałam. Chyba nigdy nie pojmę do końca sposobu rozumowania tego chłopaka.
- Jesteś idiotą - odepchnęłam go ze śmiechem. 
Mimo wszystko, fajnie jest wiedzieć że z nim wszystko w porządku i że nie rozpamiętuje tego co się przed chwilą stało. No, "w porządku" na miarę jego zdrowia psychicznego. Tak czy owak, on się chyba nigdy nie zmieni.
- Odpowiesz na moje pytanie? - uśmiechnął się zadziornie.
- Chyba nie muszę spowiadać się tobie ze wszystkiego? - uniosłam brwi i zaplotłam ręce na piersi czekając na odpowiedź. Kastiel tylko zaśmiał się cicho i pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Chyba ktoś tu się buntuje - spojrzał na mnie ze śmiechem - Ale to dobrze. Może w końcu czegoś się ode mnie nauczysz.
- Chyba śnisz - mruknęłam i skierowałam się w stronę wyjścia.
- Jess? - zatrzymałam się w pół ruchu.
- Tak? 
Odwróciłam się w jego stronę. Dalej patrzył na miasto, ale na jego twarzy błąkał się niewyraźny uśmiech.
- Dziękuje - szepnął.
- W porządku - uśmiechnęłam się i pociągnęłam za klamkę - Nie siedź tutaj za długo bo się przeziębisz - powiedziałam z sarkazmem.
- Dobrze mamo - parsknął śmiechem.
Powoli zamknęłam za sobą drzwi i zeszłam na dół. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, czego nie przeoczył Kentin. Kiedy wracaliśmy ze szkoły cały czas wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem.
- Coś taka wesoła? - spytał, kiedy szliśmy przez park.
Odpowiedziałam mu uśmiechem. Nie chciałam wspominać o Kastielu. Szatyn spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale nie drążył dalej tego tematu. 
Za to Lysander przez całą drogę się nie odezwał. Mimo to czułam że coś jest nie tak. Cały czas w milczeniu wpatrywał się przed siebie nieobecnym wzrokiem.
- Lys, stało się coś? - w końcu nie mogłam wytrzymać niepewności.
Ale on, jak zwykle pogrążony w swoich myślach, oczywiście nie zareagował za pierwszym razem. Złapałam go za ramię starając się przywołać na ziemię. To go chyba otrzeźwiło, ponieważ spojrzał na mnie lekko zdziwionym i pytającym wzrokiem.
- Wszystko w porządku? - powtórzyłam pytanie.
Białowłosy westchnął ciężko.
- Aż tak to widać? - spytał uśmiechając się smutno - Kentin, czy mógłbyś nas już zostawić? Chciałbym z nią porozmawiać w cztery oczy - spojrzał wymownie na szatyna.
Ken zdziwił się, ale skinął głową potakująco i chwycił mnie delikatnie za rękę.
- To do jutra Jessico - uśmiechnął się wesoło i odszedł od nas wolnym krokiem. Lysander poczekał, aż jego postać zniknie za horyzontem, a kiedy to się stało wrócił do mnie spojrzeniem.
- Spotkałem Dake'a - szepnął cicho.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich ! I przepraszam że przerywam w takim momencie :D Pewien niedawno dodany komentarz bardzo mnie zaciekawił. 
Otóż: "Kobieto, ty masz 25 tysięcy wyświetleń i nic nie robisz? Proszę, zrób jakiś specjał ;^; Dla nas ;'o" ~Edithina
Więc postanowiłam coś takiego zrobić. Ale chciałabym, żebyście podsunęli jakieś pomysły. Czy ma to być rozdział pisany z perspektywy kogoś innego? Urywek z przeszłości Jess? A może szkic naszej bohaterki razem z waszym ulubionym chłopakiem z opowiadania? Komentujcie i przesyłajcie swoje pomysły! Bardzo chętnie postaram się je zrealizować :D 
Przy okazji dziękuję wam za tyle wyświetleń! Cieszę się, że jeszcze was nie zanudziłam i dalej tak licznie odwiedzacie mojego bloga ♥

A tutaj mała ilustracja z Kastielem :) Pozdrawiam wszystkich i czekam na pomysły! <3

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział LXXIII

     Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- Kentin! - krzyknęłam podnosząc się z miejsca.
Szatyn trzymał jej rękę i patrzył morderczym wzrokiem na Debrę. Kiedy krzyknęłam, spojrzał na mnie a wtedy jego rysy twarzy natychmiast złagodniały i można było dostrzec nikły uśmiech ulgi.
- Nic ci nie jest, Jessico? - spytał z troską nadal zaciskając rękę na nadgarstku brunetki.
- Nie, wszystko w porządku - uśmiechnęłam się. 
Nagle coś poruszyło się za plecami szatyna.
- Nie mogę w to uwierzyć - usłyszałam zimny ton głosu Kastiela, który stał za nim. Nie zauważyłam go wcześniej.
- K-kastiel? To nie tak! - pisnęła przerażona Debra.
Czerwonowłosy nic nie odpowiedział, tylko wylał zimny napój który trzymał w ręku na głowę Debry i spojrzał na nią z zimną obojętnością.
Zaskoczona Debra spojrzała z przerażeniem na czerwonowłosego. Wymieniłam spojrzenie z Kentinem, który uśmiechnął się do mnie pocieszająco. 
- To już koniec Debro - nagle jak z podziemi wyrósł Lysander. Trzymał za ramię wściekłą dziewczynę o krótkich do ramion, brązowych włosach i zielonych oczach ubraną w zwiewną, różową sukienkę sięgającą do kolan oraz kurteczkę zarzuconą na ramiona. Spotkałam ją parę razy na korytarzu, wiem że na imię miała Klementyna. Białowłosy w drugiej ręce miał kij do bejsbola. Nie rozumiałam po co mu on, ale postanowiłam, że zapytam o to później.
- Puść mnie do cholery! - krzyczała na Lysandra i rzucała się na wszystkie strony, ale białowłosy trzymał ją bardzo mocno.
Spojrzałam na wszystkich, którzy stali dookoła mnie. Nie bardzo wiedziałam co się stało, ale byłam świadoma tego, że kłamstwa Debry właśnie dobiegły końca.
- Kassi, kotku to nie tak - starała się tłumaczyć - To ona wszystko wymyśliła! - wskazał na mnie palcem - Nienawidzi mnie, dlatego chce za wszelką cenę mnie pogrążyć. Proszę, nie wierzcie jej! To tylko jedna z jej sztuczek - powiedziała ze łzami w oczach.
- Tak jak powiedział Lysander, to już koniec - odparł chłodno czerwonowłosy i odszedł od nas z grobowym wyrazem na twarzy. Chciałam za nim pobiec, ale Kentin mnie powstrzymał.
- Lysander, czemu przyprowadziłeś tutaj Klementynę? - spytałam obejmując się ramionami. Od tego tonu głosu Kasa przechodziły mnie dreszcze.
- Ponieważ to ona we wszystkim pomagała Debrze oraz ją informowała. Teraz stała na korytarzu za ścianą i kontrolowała waszą konwersację. Gdyby ta rozmowa z tobą nie wypaliła Debrze, to Klementyna miała cię.. - przerwał.
- Co miała? - ponagliłam go.
- Miała cię unieszkodliwić - rzucił przed siebie kij bejsbolowy który trzymał w ręce.
Zamarłam w totalnym osłupieniu. Nigdy nie darzyłam Klementynę zbytnią sympatią, ale w życiu nie podejrzewałam ją o coś takiego. Przełknęłam ślinę z wysiłkiem i starałam się opanować.
- To.. to ona powiedziała jej o kasetach? - spytałam cicho.
Lysander ze smutkiem pokiwał głową.
- A co myślałaś idiotko? - zaśmiała się chrypliwie - Że jak jesteś nowa to ci wszystko wolno? Wszystkich owinęłaś sobie wokół palca! Nawet.. nawet Armina! - krzyknęła.
W jej oczach malowała się niewyobrażalna wściekłość.
- O czym ty mówisz? - spytałam podchodząc do wściekłej Klementyny.
- Nie rozumiesz, co? Niczego do cholery nie pojmujesz! Nienawidzę cię kretynko! - krzyczała, wijąc się na wszystkie strony.
Zakryłam usta ręką. Byłam w szoku. Przecież nawet nie zamieniłam z nią słowa, więc dlaczego tak bardzo mnie nienawidziła? I dlaczego wspomniała o Arminie? 
Jej krzyki sprowadziły przerażoną dyrektorkę. Lysander w prostych słowach opisał wszystko co się przed chwilą stało oraz co zrobiła Debra. Dyrektorka była wstrząśnięta całą sytuacją i natychmiast zabrała Klementynę i Debrę do gabinetu, a my w końcu odetchnęliśmy z ulgą. Mimo że nadal byłam w lekkim szoku, również się uśmiechałam.
 Nagle podszedł do mnie Kentin i mocną objął.
- Jessico, tak bardzo cię podziwiam. Tyle przeszłaś.. Żałuję, że nie było mnie tu wcześniej.
- W porządku Ken, już wszystko jest dobrze - uśmiechnęłam się.
Odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy.
- Podziwiam cię - szepnął z uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech i wszyscy razem ruszyliśmy do wyjścia. Kiedy przekraczaliśmy próg szkoły coś mnie tknęło.
- Kastiel.. - szepnęłam.
- Coś mówiłaś? - spytał Lysander.
- Nie, nic - zaprzeczyłam szybko - Tylko muszę coś załatwić. Nie czekajcie na mnie - krzyknęłam rzucając się biegiem w stronę dachu i zostawiając zdezorientowanych chłopaków za sobą. 
Kastiel.. Obyś tam był..!


piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział LXXII

     Oczywiście troszkę się stresowałam, ale kiedy tylko weszłam na scenę i zaczęłam śpiewać wszystko jakby minęło. Bawiłam się wspaniale razem z Lysandrem i resztą zespołu. Nawet Kastiel dał się ponieść emocjom. Szczerze, nie myślałam, że występ na scenie sprawi mi taką frajdę. Wszyscy świetnie się bawili, a tłum po prostu oszalał. Wspaniałe uczucie. 
Koncert skończył się po jakiejś godzinie. Wszyscy byliśmy wyczerpani i chcieliśmy jak najszybciej móc się przebrać. Niestety nie było nam to dane. Od razu po koncercie za kulisy zleciał się tłum fanek do Lysandra i Kastiela błagając o autografy. Stałam z boku i nie mogłam przestać się uśmiechać. Czerwonowłosy był w swoim żywiole. Ja również byłam szczęśliwa widząc jak się uśmiecha. Patrzyłam na niego starając się zapamiętać takiego Kastiela. Beztroskiego, szczęśliwego. Kiedy wyjedzie to pewnie go już nie zobaczę.
Do mnie też parę osób podeszło, głównie była to męska część publiczności. Ale w przeciwieństwie do dziewczyn błagających o autografy, oni próbowali uzyskać mój numer telefonu. Bardzo bawiła mnie ta cała sytuacja, ale nikomu go nie dałam, zastrzegając sobie ochronę danych osobowych. 
- Jessica! - przez tłum chłopaków stojących dookoła mnie próbował przedostać się Kentin.
- Ken! - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę szatyna. 
Dookoła mnie rozległy się pomruki niezadowolenia, ale nie zwracałam na to uwagi starając się przedostać do Kentina.
- Jessie byłaś wspaniała! - krzyknął i niespodziewanie wziął mnie w ramiona kręcąc się dookoła. 
- Kentin, spokojnie - zaśmiałam się.
- Nie mogłem uwierzyć że już skończyliście, tak bardzo chciałem jeszcze cię posłuchać. Twój śpiew po prostu mnie zauroczył - powiedział stawiając mnie na ziemi - Obiecaj, że kiedyś zaśpiewasz tylko dla mnie - uśmiechnął się.
- Obiecuję - odparłam i przytuliłam go mocno.
- Hej, hej Jess spokojnie bo zrobię się zazdrosny - usłyszałam zanim ktoś pociągnął mnie do tyłu. Odwróciłam się zdziwiona. W sumie nie powinnam się dziwić, ponieważ za mną stał Kastiel posyłając swój słynny złośliwy uśmieszek.
- Kastiel! Jak to się stało że wydostałeś się z tego tłumu fanek? - zaplotłam ręce na piersi patrząc wyczekująco na czerwonowłosego.
- Po prostu musiałem mieć na ciebie oko. Wszędzie kręci się pełno podejrzanych typów - zmierzył wzrokiem Kentina i prychnął lekceważąco.
- Ja tu widzę tylko ciebie - uśmiechnęłam się zadziornie.
Kastiel z Kentinem wymieniali mordercze spojrzenia.
Wkrótce ludzie zaczęli się rozchodzić i za kulisami zrobiło się trochę luźniej. Kiedy wróciłam przebrana z łazienki mój wzrok zatrzymał się na facecie w czarnym płaszczu. Wyglądał młodo, jakby miał ze dwadzieścia parę lat. W pewnym momencie podniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. Po chwili podniósł się z miejsca i z uśmiechem zaczął się zbliżać.
- Witam, ty jesteś Jessica, zgadza się? - spytał i podał mi rękę - Pewnie zdążyłaś się już domyślić mojego stanowiska.
Podałam mu dłoń i rozglądnęłam się dookoła.
- Pan pewnie do Debry? Przykro mi że nie mogła dziś wystąpić na scenie. Zaraz powiadomię ją że pan tutaj jest - powiedziałam i już chciałam odejść, kiedy mężczyzna stanął na mojej drodze.
- To nie o nią mi chodzi - spojrzałam na niego nic nierozumiejącym spojrzeniem - Przejdźmy od razu do sedna sprawy. Chciałbym zawrzeć z tobą małą umowę.
- Umowę? - zdziwiłam się - Nie bardzo rozumiem.
- Niedługo wszystko sobie wyjaśnimy. Chciałbym z tobą porozmawiać o interesach - uśmiechnął się.
Nagle jak spod ziemi wyrosła przed nami Debra.
- Mogę cię na chwilkę porwać Jessico? - zaćwierkała wesoło. Rozglądnęłam się dookoła. No tak, wokół kręciło się zbyt dużo ludzi żeby Debra mogła pokazać swoje prawdziwe oblicze.
- Nie bardzo mam czas - mruknęłam, ale nawet mnie nie słuchała tylko mocno wbiła palce w moje ramię i zaciągnęła na korytarz.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Powinnaś się domyślić idiotko - prychnęła.
Jak tak teraz się jej przyglądnęłam, to przypominała mi Amber.
- Tak czy owak, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać - odparłam i starałam się ją wyminąć, ale stanęła na mojej drodze.
- Nie wygrasz ze mną. Mam Kastiela a ten idiota zrobi dla mnie wszystko. Może i omamiłaś mojego menadżera swoimi pięknymi oczkami - wykonała gest, jakby chciała zwymiotować - ale on i tak już nie jest mi potrzebny - prychnęła odgarniając włosy do tyłu.
Nie mogłam już jej znieść.
- Jedyną idiotką w tej historii jesteś ty. I nie masz prawa tak mówić o moich przyjaciołach. Jesteś tylko pustą, dwulicową jędzą - twarz Debry w tym momencie była koloru pomidora - Ale wiesz, co ci powiem? Te twoje kłamstwa nie zaprowadzą cię daleko. Wcześniej, czy później spadniesz na samo dno a ten upadek będzie bolesny - powiedziałam to najspokojniej jak mogłam, chociaż w środku miałam ochotę ją ukatrupić. Jednak nie chciałam się aż tak poniżać.
Moje słowa chyba ciut wyprowadziły ją z równowagi.
- Ty mała, wstrętna.. - wzięła zamach, żeby uderzyć mnie w twarz. Zasłoniłam się rękami i czekałam na ból. Jednak, nic się nie stało. Otworzyłam oczy i oniemiałam.
- Puszczaj mnie ty psychopato! - krzyknęła Debra na chłopaka, który mocno trzymał jej rękę. 

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział LXXI

    Spojrzałam na chłopaka ze zdziwieniem. Jego brązowe włosy oraz szmaragdowo zielone oczy kogoś mi przypominały, ale chociaż bardzo się starałam, to nie mogłam przypomnieć sobie o kogo chodzi.
- Tak, jestem Jessica - powiedziałam z wahaniem - A ty to kto?
Szatyn uśmiechnął się szeroko pokazując rząd równych, białych zębów. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, miałam wrażenie deja vu, które było tak silne jak nigdy dotąd.
- Naprawdę mnie nie poznajesz? - jego uroczy śmiech wypełnił ciszę.
Nagle w głowie pojawił mi się niski, chuderlawy szatyn z wielkimi okularami na nosie i ze szczerym, radosnym uśmiechem w zielonym sweterku w paski.
Porównałam do niego chłopaka stojącego przede mną w wojskowych spodniach, czarnym podkoszulku i białej, niedbale założonej koszuli.
Potrząsnęłam głową w zaprzeczającym geście.
Niemożliwe, to nie on. A jeśli...?
Spojrzałam jeszcze raz w przyjazne zielone oczy, które przyglądały mi się z wielką uwagą.
- Ken..? - szepnęłam mrużąc oczy.
Na twarzy szatyna natychmiast pojawił się szeroki uśmiech zadowolenia.
- Tak Jessico - powiedział miękkim tonem i rozłożył ramiona - Ale wolałbym Kentin - zaśmiał się.
Nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam niewyobrażalną radość i nie zastanawiając się długo rzuciłam się na chłopaka mocno go przytulając.
- Ken wróciłeś! - powiedziałam wtulając twarz w jego koszulę. Szatyn natychmiast objął mnie mocno w pasie i przez chwilę staliśmy tak w milczeniu starając się sobą nacieszyć. W tamtym momencie nie myślałam już o niczym. Chciałam po prostu jak najdłużej zostać w jego objęciach i czuć ciepło bijące od niego. Byłam szczęśliwa.
- Jessico, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mi cię brakowało - szepnął, a jego ciepły oddech poczułam aż na karku.
- Mi ciebie też. Bardzo - ścisnęłam go mocniej.
Po kilku minutach w końcu odsunęliśmy się od siebie. Ken z czułością pogłaskał mnie po policzku.
- Jessie, tak bardzo tęskniłem - powiedział cicho.
Złapałam za jego dłoń.
- Wyrosłeś - uśmiechnęłam się.
Rzeczywiście, jakby porównać jego wygląd, to miało się wrażenie że to jest takie "przed i po", które często występuje w programach telewizyjnych o operacjach plastycznych, albo o modowych przeobrażeniach. 
- Ty też - zaśmiał się odgarniając moje włosy które opadły na twarz - Wypiękniałaś.
- Daj spokój - szturchnęłam go ze śmiechem w żebra.
To cały Ken. Nigdy nie czułam się przy nim skrępowana, czy onieśmielona. Spędziłam z nim większość dzieciństwa i mimo tego że czasami był denerwujący to i tak go kochałam. Jak własnego brata.
- Przyszedłem na twój koncert Jessie - uśmiech nie znikał z jego twarzy - Ale nie było mowy że ma się to odbyć w łazience - skrzyżował ręce na piersi.
- O mój Boże, koncert! Całkowicie zapomniałam - klepnęłam się w czoło.
Kentin spojrzał na zegarek.
- Masz jeszcze pięć minut do rozpoczęcia - odparł i złapał mnie za nadgarstek pociągając za sobą w stronę piwnicy - No rusz się, ślimaku - zaśmiał się.
- Idę już, idę! - odwzajemniłam uśmiech i po chwili stałam już przy drzwiach prowadzących do piwnicy.
- Kentin powiedz.. Eric wiedział że przyjedziesz? - spytałam spoglądając na niego.
- Wiedział - odparł szatyn - Ale to miała być niespodzianka - zaplótł ręce na piersi udając oburzenie.
- I była - powiedziałam i pchnęłam masywne drzwi piwnicy. Weszłam do środka i stanęłam jak wryta. 
Wewnątrz było pełno ludzi! Nie spodziewałam się takich tłumów. Wyłapałam wzrokiem uśmiechniętego Nataniela, który patrzył wyczekująco na scenę. Obok niego stała Melania i spoglądała cielęcym wzrokiem na blondyna. Uroczo.
- Co tak stoisz? - spytał Ken - Idź tam i daj czadu! - krzyknął wesoło i lekko popchnął mnie w stronę sceny.
- Postaram się - odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam za kulisy. Przepychałam się z niemałym wysiłkiem przez spocony tłum, ale w końcu dotarłam do celu.
- Jessica!? - krzyknęły na mój widok cztery głosy: Kastiela, Debry, Rozalii i Iris. Tylko Lysander, który stał z boku lekko się uśmiechał.
- Co się tak dziwicie? - spytałam, a mój wzrok zatrzymał się na wściekłym spojrzeniu Debry.
- Mówiłem, że nie mogłaby tak po prostu odejść - powiedział białowłosy z uśmiechem i podszedł do mnie - Gdzie byłaś? - delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Wszystko opowiem wam później - posłałam uśmiech zdenerwowanej Debrze - Teraz chodźmy na scenę, bo ten tłum zaraz eksploduje - zaśmiałam się.
Kastiel patrzył nic nie rozumiejącym spojrzeniem raz na mnie, raz na Debrę.
- Musimy chwilkę pogadać - powiedziała przymilnie odciągając mnie na bok - Nie masz prawa wystąpić na tej scenie! Tu jest mój menadżer, który chce zrobić dla mnie reklamę więc bądź łaskawa stąd odejść jeżeli nie chcesz żeby Kas odjechał - syknęła mocno ściskając moje ramię.
- To zrobi reklamę mi - wzruszyłam ramionami - Nie boję się już twoich sztuczek.
- Co tu się dzieje? Jakie sztuczki? - Kastiel wyrósł jak spod ziemi.
- Nic, nic kotku - odpowiedziała Debra śmiejąc się nerwowo. My tylko.. rozmawiamy - zaśmiała się klepiąc mnie w plecy jak starą przyjaciółkę.
- Kotku? - spojrzałam pytająco na czerwonowłosego i parsknęłam śmiechem. Rzucił wściekłe spojrzenie Debrze.
- Powiedz Deb, co ona ma zrobić żebym nie wyjechał? - patrzył uważnie na brunetkę. Ta stała przed nim cały czas nerwowo się uśmiechając.
- Kastiel, pogadacie później, tłumy czekają - krzyknął Lys.
- Już idziemy - mruknął Kastiel i złapał za swoją gitarę. Ruszyłam za nim.
- Jesteś pewna swojego wyboru? - syknęła mi do ucha.
- Całkowicie - uśmiechnęłam się i weszłam na scenę.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Postanowiłam trochę się odstresować po pierwszym egzaminie z części humanistycznej i oto co wyszło :D
A wam jak poszło? Tym co dziś pisali, oczywiście. Pochwalcie się w komentarzach! Lub ponarzekajcie na naszą kochaną komisję egzaminacyjną. Mam szczerą nadzieję, że jesteście zadowoleni :) 
A tutaj scena powitania z Kentinem. Pozdrawiam wszystkich ♥



niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział LXX

    Spojrzałyśmy z Rozalią po sobie wymieniając się spojrzeniami. Myślałyśmy dokładnie o tym samym.
Jeszcze tylko jej nam brakowało. 
Po chwili milczenia Kastiel podniósł się z miejsca.
- Niepotrzebnie tutaj siedzimy. Chodźmy się przewietrzyć przed koncertem - powiedział i nie czekając na naszą odpowiedź ruszył do wyjścia. 
Lysander westchnął ciężko, spojrzał na nas przepraszająco i ruszył za czerwonowłosym. Zostałyśmy same.
- Ta Debra to umie popsuć atmosferę - mruknęła białowłosa z niezadowoleniem.
- Czasem tak ma, ale zazwyczaj jest miła - uśmiechnęła się Iris.
Wymieniłyśmy się po raz drugi spojrzeniami z białowłosą. 
No tak, rudowłosa nie miała o niczym pojęcia, więc co tutaj się dziwić. Westchnęłam ciężko.
- Powiedziałam coś nie tak? - zmieszała się Iris.
- Nie, nie - zaprzeczyłam szybko z uśmiechem. Nie było potrzeby mówienia jej prawdy. 
- To ja może też pójdę się przewietrzyć - odparła rudowłosa i szybko wyszła na zewnątrz. Rozalia kazała mi się jak najszybciej przebrać i poszła w ślady członków zespołu, to znaczy opuściła piwnicę i zostałam sama. No nie całkiem, ponieważ właśnie zaczynali schodzić się ludzie czekający na występ. Nie czekając długo wyjęłam sukienkę z plecaka i ruszyłam w kierunku pobliskiej toalety. Na szczęście była pusta. Zamknęłam się w jednej z kabin i powoli zaczęłam ubierać sukienkę. Po chwili ktoś wszedł do środka i po upływie zaledwie kilku sekund usłyszałam najbardziej znienawidzony głos świata.
- Jessie, jesteś tutaj? - zaćwierkała fałszywie wesoło.
- Nie ma mnie - mruknęłam starając się nie zwracać na Debrę zbytniej uwagi i dalej męcząc się z suknią. Po chwili rozległ się cichy stuk dochodzący zza drzwi. 
- To dobrze że cie nie ma - usłyszałam jej psychopatyczny śmiech - Mam nadzieję, że to cię nauczy nie wtykania swojego ego tam gdzie cie nie potrzebują. I nie martw się, postaram się ciebie zastąpić - powiedziała ze śmiechem i wyszła z toalety głośno zamykając za sobą drzwi. 
Nie bardzo wiedziałam co miała na myśli, ale to chyba nie wróżyło nic dobrego. Ubrałam się w ekspresowym tempie i pociągnęłam za klamkę.
Ani drgnęła.
W ułamku sekundy to do mnie dotarło. Zostałam zamknięta od zewnątrz. Zaczęłam rozpaczliwie walić w drzwi i krzyczeć ile sił w płucach, ale najwyraźniej ludzie już zdążyli zebrać się w piwnicy i nikt mnie nie słyszał. Najgorsze było to, że nie miałam przy sobie telefonu. Inteligentnie zostawiłam go w plecaku, więc nie miałam jak powiadomić kogokolwiek z zewnątrz, że mam mały problem. Spojrzałam w górę. Jedyne wyjście było przez szyb wentylacyjny, ale nie miałam zamiaru bawić się w tajną agentkę. Poza tym szyb i tak byłby dla mnie zbyt ciasny i pewnie zaklinowałabym się jeszcze po drodze. Tak więc waliłam w drzwi i krzyczałam najgłośniej jak tylko mogłam. Jeśli dobrze orientuję się w czasie to pozostało mi nie więcej jak piętnaście minut do rozpoczęcia.
No cóż, chyba jednak przegrałam. Usiadłam na ziemi i podkuliłam nogi opierając głowę o kolana. Co się teraz stanie?
Po pierwsze, Kastiel odejdzie ze szkoły i może zostanie sławnym gitarzystą. 
Uśmiechnęłam się pod nosem. To nie byłoby takie złe, w głębi duszy życzyłam mu jak najlepiej. Tylko problem w tym, że prawdopodobnie do tego nie dojdzie, bo Debra kopnie go w tyłek jak zrobiła to kiedyś.
Po drugie, połowa szkoły dalej będzie patrzyła na mnie krzywo jak teraz. Nikt nie dowie się o prawdziwym obliczu Debry.
Po trzecie, do końca życia będę pamiętać tą porażkę i przegraną wojnę.
Taa.. Przyszłość zapowiadała się bardzo różowo. Ostatni raz nabrałam powietrza do płuc i krzyknęłam. Jednak odpowiedziała mi głucha cisza. 
Objęłam się ramionami i oparłam głowę o zimną ścianę. Zamknęłam oczy.
Nagle usłyszałam kroki na korytarzu. Z nadzieją krzyknęłam jeszcze raz. Po chwili kroki stały się coraz bliższe i ktoś otworzył drzwi do łazienki.
- Jest tutaj ktoś? - usłyszałam ciepły męski głos. Nie przypominam sobie, żeby należał do któregokolwiek chłopaka z naszej szkoły. Ale to nie było w tej chwili istotne.
- Tak, tutaj jestem! Zostałam zamknięta - powiedziałam podnosząc się z ziemi.
Usłyszałam że chłopak szarpie za klamkę a po chwili drzwi zostały otwarte. Spojrzałam z wdzięcznością w oczy mojego wybawiciela. Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Jessica, to ty..? - spytał szeptem nie odrywając ode mnie wzroku. 

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział LXIX

    Nareszcie nastał oczekiwany przez wszystkich dzień - koncert. Kiedy tylko otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie co dziś jest to miałam wrażenie, że żołądek mi się przewrócił na drugą stronę. Jeżeli z samego rana tak było, to co będzie przed samym występem? Nawet nie chcę myśleć.
   Ubrałam zwykłą, szarą bluzę z kapturem i moje ulubione wytarte dżinsy. Sukienkę starannie zapakowałam do reklamówki i do plecaka tak, żeby się nie pomięła. Kiedy skończyłam poranną toaletę zeszłam na dół na śniadanie. W kuchni nikogo nie było, ale góra naleśników z serem leżała już na stole co świadczyło, że jeszcze niedawno ktoś tutaj był. Kiedy podeszłam do stołu mój wzrok zatrzymał się na żółtej karteczce przyczepionej starannie do lodówki. Zerwałam ją.
       "Jessico, musiałam dzisiaj bardzo wcześnie wyjść do pracy i pewnie nie będzie mnie do samego wieczora. Bardzo żałuję, że nie mogę dziś przyjść na twój występ. Obiecuję, że Ci to wynagrodzę. Życzę powodzenia! Oczywiście talent masz po mnie.
Kocham cię bardzo
Ciocia"
Mimowolnie się uśmiechnęłam wyrzucając przeczytaną karteczkę do kosza. Szybko zjadłam naleśniki i ubrałam kurtkę. Eric jeszcze słodko spał kiedy wychodziłam. Miałam ochotę go mocno przytulić przed wyjściem, ale nie chciałam go obudzić. 
Pogoda była wyjątkowo ładna jak na wczesną zimę. Szłam szybko, żeby trochę się ogrzać. Wokół mnie latały białe dymki od mojego oddechu, które szybko mieszały się z powietrzem. Jeszcze nie było śniegu, ale może to i dobrze. Szłam wolnym krokiem na przystanek. Nigdzie mi się przecież nie spieszyło.

Po kilku minutach jazdy autobusem byłam już na miejscu. Po szkole kręcili się różni ludzie, których nie znałam, ani nawet nie widziałam. Poczułam lekkie zdenerwowanie, kiedy uświadomiłam sobie, że oni wszyscy przyszli tutaj na koncert, który miał odbyć się za godzinę. 
Nagle poczułam mocne szarpnięcie i ktoś pociągnął mnie do sali A, w której nie było nikogo. Odwróciłam się i spojrzałam w złote oczy Rozalii.
- Coś ty na siebie ubrała? - spytała załamując ręce.
- Spokojnie, w plecaku mam sukienkę. Po prostu nie chciałam ją zbrudzić. Pozy tym mamy całą godzinę do rozpoczęcia koncertu - wzruszyłam ramionami.
Białowłosa z westchnięciem przewróciła oczami.
- To tylko godzina! - krzyknęła - Co ja z tobą mam - mamrotała pod nosem, kiedy szłyśmy w stronę piwnicy. 
W drodze obijałam się o różnych ludzi, co nie było zamierzone.
W piwnicy byli już wszyscy członkowie zespołu, którzy również nie byli jeszcze przebrani. Kastiel siedział w kącie strojąc swoją gitarę, Lysander zapisywał coś w swoim notatniku, a Iris chodziła w tą i z powrotem. Spojrzałam na Rozalię w stylu "No widzisz? Oni też jeszcze nie przebrani" i podeszłam do rudowłosej z uśmiechem.
- Wszystko w porządku? - spytałam kładąc jej rękę na ramieniu i zmuszając tym samym żeby zatrzymała się w miejscu.
- T-tak w porządku. Tylko trochę się denerwuję - spojrzała na mnie wystraszona.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze, nie ty jedna się denerwujesz - wskazałam ruchem ręki na siebie i chłopaków.
- Ty się denerwujesz? - zdziwiła się - Przecież jesteś taka spokojna..
- To tylko pozory - uśmiechnęłam się.
Prawdę mówiąc najchętniej też bym pochodziła w tę i z powrotem tak jak Iris. Bardzo się denerwowałam, tylko nie chciałam tego za bardzo pokazywać. Jeżeli dopadnie mnie trema to już koniec. Wtedy mnie sparaliżuje i nie zrobię nawet jednego kroku. Nie chciałam to tego dopuścić, więc starałam się przekonać samą siebie że wszystko jest w porządku. Na razie to skutkowało.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a w nich stanęła.. Debra. 
Tylko jej tu brakowało. Weszła do środka z tym swoim fałszywym uśmieszkiem i nie zwracając uwagi na innych podeszła od razu do czerwonowłosego.
- Cześć Kassi - powiedziała przesadnie słodko i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Musiałam nieźle się wysilić, żeby powstrzymać swój odruch wymiotny.
- Hej Deb - odparł Kas nie podnosząc głowy znad swojej gitary. Debra spojrzała na niego gniewnie, ale zaraz na jej twarz powrócił fałszywy uśmiech.
- Jesteś już gotowy do wyjazdu? - zaćwierkała wesoło - Och, nie mogę się doczekać, aż zobaczę cie znowu na scenie! Jestem taka podekscytowana - klasnęła w dłonie i przejechała wzrokiem po reszcie zespołu. Jej spojrzenie zatrzymało się na mnie.
- A ona? Co tutaj robi? - pisnęła.
- Ona tu śpiewa - powiedział Kastiel beznamiętnym tonem.
- Naprawdę? Czemu nic nie powiedziałeś? - spytała z zaciśniętymi od gniewu zębami patrząc na mnie z chęcią mordu w oczach jednocześnie się uśmiechając - Przecież nie musieliście jej brać. Byłam ja. Zawsze chętnie wystąpiłabym na scenie i uratowałabym wasz koncert. Nie to co ona, nie dość że niemiła to z pewnością fałszuje - odgarnęła włosy i spojrzała na czerwonowłosego.
Widziałam jak Kastiel otwiera usta żeby coś powiedzieć, kiedy w tym samym momencie odezwał się Lysander.
- Ona jest świetna. Ma niesamowity głos. Skłonny byłbym powiedzieć: jej wokal jest dużo lepszy od twojego. A teraz, jeżeli nie miałaś żadnego konkretnego powodu żeby tutaj przyjść to prosiłbym cię o natychmiastowe wyjście - powiedział chłodnym tonem patrząc na nią uważnie.
Debra spojrzała na niego gniewnie.
Przyglądałam się tej scence stojąc z boku. Byłam wściekła na tą dwulicową jędzę ale nie chciałam nic mówić. Według niektórych ludzi w szkole uchodziłam za tą "niemiłą", co zawdzięczam oczywiście Debrze i jej scence sprzed paru dni, dlatego nie chciałam palnąć nic niepotrzebnego. 
Po chwili wstała z ziemi i spojrzała na mnie ze złością.
- Jeżeli wam przeszkadzam, to mogliście powiedzieć na samym początku - pisnęła i spojrzała na czerwonowłosego - To do później, Kassi - posłała mu swój uśmiech i natychmiast wyszła z piwnicy.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział LXVIII

     W środku byli już Kastiel z Lysandrem, którzy intensywnie o czymś dyskutowali oraz Iris siedząca obok nich. Chyba nawet nie zauważyli kiedy weszłam do piwnicy.
- Cześć wszystkim! - powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi. Białowłosy spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Witaj Jessico - odparł ciepło.
- Cześ Jess - uśmiechnęła się Iris.
- Siemasz Jess - rzucił Kas i chwycił swoją gitarę zrywając się z miejsca - To co, zaczynamy? - spytał i wskoczył na scenę nie czekając na naszą odpowiedź.
Lysander uśmiechnął się do mnie zachęcająco i również wszedł na scenę. Ruszyłam za nim.
- Dobrze że już jesteś - szepnęła Iris, kiedy wchodziłyśmy po schodkach.
- Przepraszam, za spóźnienie - odpowiedziałam cicho z uśmiechem. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- Orientuj się - krzyknął Kastiel ze złośliwym uśmiechem rzucając do mnie mikrofonem. 
- Bardzo śmieszne - uśmiechnęłam się łapiąc sprzęt - Mnie nie zaskoczysz.
- Zobaczymy - powiedział tajemniczo i zabrzdękał na gitarze.
Spojrzałam na Lysa z uśmiechem. 
Tak, to był Kastiel, którego poznałam.
Najpierw w prawie pustej piwnicy rozległ się dźwięk gitary Kastiela, a następnie bębnów w które uderzała Iris. Wszystko zlało się w jedną melodię i po chwili zaczęłam śpiewać. Pierwszą piosenkę zaczynam  sama, od połowy zwrotki Lysander, a refren śpiewamy razem i tak już do końca. Każdą piosenkę wykonujemy wspólnie, tylko czasami zaczyna białowłosy, czasem ja, różnie.
Kastiel skończył nasz występ swoją solówką. Kiedy muzyka ucichła usłyszeliśmy ciche bicie braw. Jak na komendę odwróciliśmy głowy w stronę drzwi, w których stał Nataniel z promiennym uśmiechem na twarzy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążył tu wejść.
- Świetnie gracie - powiedział z uznaniem.
- Cześć Nat! - odwzajemniłam uśmiech do blondyna i zeszłam ze sceny żeby się napić. Reszta zespołu poszła w moje ślady. Spojrzałam ukradkiem na czerwonowłosego. W oczach miał chęć mordu.
- Cześć Jessico - odparł i usiadł obok mnie.
- Czego tu chcesz? - warknął Kastiel odkładając gitarę.
- Chciałem pogadać z Jessicą - uśmiechnął się z wyższością.
- Nie mogłeś tego zrobić na przerwie? - mruknął Kastiel odkręcając butelkę z wodą.
- Nie miałam zbytnio czasu - odparłam szybko, żeby zakończyć ich wymianę zdań. Czułam, że jeśli jej nie przerwą to rozpęta się trzecia wojna światowa.
- Aaa rozumiem - zaśmiał się czerwonowłosy i zwrócił się w stronę blondyna - Ty tępaku, to była wymówka, żeby się ciebie pozbyć a ty jak ten natręt musiałeś za nią tutaj przyjść - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. 
W tym momencie Iris mocno szturchnęła mnie w żebra. Spojrzałam na nią pytająco.
- Wygląda to tak, jakby się o ciebie kłócili - szepnęła z uśmiechem.
Dobrze, że już się napiłam, bo na pewno bym się zakrztusiła. Już miałam odpowiedzieć, kiedy Nataniel zwrócił się do mnie.
- Prawda, że mnie tutaj zaprosiłaś? - spytał z uśmiechem.
- Ech.. Można tak powiedzieć - wydusiłam z siebie, bo nie wiedziałam na jaki temat teraz rozmawiają.
- Sam słyszysz - blondyn zwrócił się do Kasa .
- Ale widziałeś z jakim wahaniem to powiedziała? - prychnął czerwonowłosy.
Przewróciłam oczami i szturchnęłam Lysandra, żeby pomógł mi ich uspokoić. Białowłosy jak zwykle zatopił się w swoich myślach i w ogóle zdawał się nie zwracać uwagi na kłócące się towarzystwo. Jednak kiedy trochę mocniej kopnęłam go pod stołem, wrócił do żywych i spojrzał na mnie pytająco. Wskazałam ruchem ręki na Kastiela i Nataniela. Pojął szybko całą sytuację i podszedł do mnie.
- Chodź, my sobie poćwiczymy a oni się wyładują. To trochę zajmie i lepiej im nie przeszkadzać, jeżeli chcesz jeszcze trochę pożyć - szepnął z uśmiechem.
Westchnęłam i kiwnęłam na Iris, żeby poszła z nami na scenę. Nat i Kas nawet nie zauważyli, że od niech odeszliśmy. Tak bardzo byli pogrążeni w swojej "rozmowie".
Na szczęście szybko skończyli wymianę zdań i spokojnie mogliśmy dokończyć próbę. Nataniel oczywiście został, żeby nas posłuchać. Kastiel był trochę zły, ale kiedy zaczął grać to wszystko mu przeszło. 
Po pół godzinie byliśmy już po próbie.
- Wspaniale wam poszło - powiedział Nat z uznaniem starannie omijając wzrokiem Kastiela, kiedy pakowaliśmy się do wyjścia.
- Dzięki - odparła Iris z szerokim uśmiechem. Była naprawdę bardzo dumna, że może grać w zespole. Mimowolnie sama się uśmiechałam patrząc na nią. 
- Jessico, masz naprawdę niesamowity głos - powiedział blondyn patrząc na mnie ciepło.
- Dziękuje - odwzajemniłam uśmiech.
- Oj daj spokój, Jess nie poleci na takie banały - prychnął Kas krzyżując ręce na piersi. 
Lys i ja w jednym momencie wybuchnęliśmy śmiechem.
W świetnych humorach rozstaliśmy się przed szkołą. Lysander jeszcze kawałek mnie odprowadził, ale za parkiem rozeszliśmy się do siebie. 
Po kilkunastu minutach leżałam już na swoim łóżku i spokojnie przeglądałam lekcje na jutro. Eric oczywiście od razu wparował do mojego pokoju i usiadł z uśmiechem na łóżku obok mnie.
- Czego? - mruknęłam nie odrywając wzroku od zeszytu.
- Mam dla ciebie trzy wiadomości, dwie dobre i jedną złą - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego z uwagą.
- Słucham cię braciszku.
- Otóż, jedna jest taka, że będę na twoim koncercie - uśmiechnął się.
- To wspaniale - odwzajemniłam uśmiech - Masz załatwione wejście dla VIP-ów.
- Druga, tym razem zła. Pojutrze muszę już wracać do domu - westchnął smutno.
- Już? Nie mógłbyś zostać dłużej? - zdziwiłam się.
Było mi strasznie przykro, że brat musiał już wracać. Jego obecność w tym domu była dla mnie czymś normalnym. A teraz ta normalność miała zostać zaburzona.
- Ale nie martw się, postaram się szybko wrócić - uśmiechnął się - A trzecia jest taka, że na koncercie będziesz miała niespodziewanego gościa - powiedział tajemniczo.
- Kogo? - spytałam ze zdziwieniem.
- Niespodzianka - powiedział Eric uśmiechając się promiennie - Spokojnie na pewno się ucieszysz.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział LXVII

       Po kolejnej lekcji, tym razem historii, szybko wybiegłam na korytarz starając się znaleźć Rozalię. Na szczęście nie musiałam długo czekać, jej białe włosy mignęły mi od razu na zatłoczonym korytarzu. Stała obok szafki i zawzięcie pisała smsa. Sądząc po iskierkach w jej oczach pisała do Leo. Nie zastanawiając się długo, podeszłam do niej.
- Hej Roza - starałam się, żeby zabrzmiało to beztrosko.
- O hej Jess - uśmiechnęła się odkładając telefon do szafki. Po chwili spojrzała na mnie uważnie - Coś się stało? Jesteś blada - powiedziała z troską.
- Roza, musimy pogadać.
- Tak jest! Chodźmy na dziedziniec - chwyciła mnie za łokieć i pociągnęła na jedną z ławeczek - Gadaj wszystko.
Opowiedziałam białowłosej dokładnie to samo co opowiedziałam Lysandrowi. Rozalia także była dogłębnie poruszona całą sprawą. Widziałam jak jej pięści zaciskają się w gniewie. Jednak mimo wszystko starała się zachować spokój.
- Wiesz Jess, jak tak teraz myślę, to dochodzę do wniosku że te kasety byłyby zbyt subtelną karą dla Debry. Powinniśmy wymyślić dla niej coś znacznie ostrzejszego. Tak, żeby popamiętała nas do końca swojego marnego życia - powiedziała grobowym tonem. 
Chwilami naprawdę była groźna. 
Mimowolnie się uśmiechnęłam kiedy uświadomiłam sobie jak wielkie oparcie mam w Rozalii. Gdyby nie ona byłoby ze mną krucho.
- Więc jaki masz plan? - spytałam patrząc na nią uważnie. Kilka pasm jej białych włosów opadło na twarz, ale Rozalia zdawała się tym nie przejmować.
- Jeszcze żaden, ale spokojnie na pewno coś wymyślę. Nie bój nic - odparła z pokrzepiającym uśmiechem na ustach. 
Po chwili zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec przerwy. Białowłosa podniosła się z westchnieniem.
- Co teraz masz? - spytała odwracając się w moją stronę.
- Matmę - wykrzywiłam się. 
Nie lubię niczego związanego z tym przedmiotem. Pierwiastki, potęgi, ułamki, liczby całkowite, pola figur, wzory... Za dużo tego. Od samego wypowiadania tych słów może rozboleć głowa. 
Rozalia zaśmiała się na widok mojej miny.
- Przeżyjesz.
- No ja nie wiem - westchnęłam i ruszyłam za dziewczyną do szkoły.
Na przerwie po matematyce przypomniałam sobie o tajemniczych plakatach, które podobno zostały porozwieszane po mieście. Nie zastanawiając się długo skierowałam swoje kroki do pokoju gospodarzy. Zapukałam.
- Proszę - usłyszałam cichy głos Nataniela. Weszłam do środka i zastałam go jak zwykle siedzącego przy papierach i dokumentach. Biedny Nat, miał ich całą górę.
Obok niego, przy osobnym biurku siedziała Melania. Ona również coś zawzięcie pisała.
- Cześć wam - powiedziałam zamykając drzwi. Blondyn podniósł głowę i posłał mi swój uśmiech.
- Cześć Jessico. Siadaj - wskazał ruchem ręki na krzesło stojące naprzeciw niego.
- Dzięki - mruknęłam i usadowiłam się na miejscu. 
Nataniel przerwał na chwilę swoją pracę i odłożył kartki na bok, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Co cię tutaj sprowadza? - spytał ciepło.
- Jestem tu z powodu pewnych tajemniczych plakatów ogłaszających nasz jutrzejszy koncert - skrzyżowałam ręce - Chciałabym wiedzieć, dlaczego nic mi o nich nie wiadomo.
Blondyn zakrył dłonią oczy.
- Faktycznie, zapomniałem ci o nich powiedzieć - wziął rękę z oczu i spojrzał na mnie przepraszająco - Nie gniewaj się.
- Wiesz że istnieje coś takiego, jak prawa autorskie? - starałam się być poważna, ale nie wychodziło mi to za bardzo.
- Naprawdę bardzo cię przepraszam - westchnął zmieszany.
- Nic się nie dzieje - zaśmiałam się - Ale na przyszłość informuj mnie wcześniej, okej? - wstałam z miejsca z uśmiechem.
Usłyszałam westchnienie ulgi i natychmiast potem na twarzy blondyna pojawił się uśmiech.
- Tak jest! - również wstał z miejsca - Jessico, nie masz nic przeciwko, żebym mógł z tobą omówić szczegóły koncertu? 
- No jasne, nie ma sprawy - machnęłam ręką.
W tym samym momencie z miejsca zerwała się Melania.
- Ale Natanielu, mamy jeszcze masę pracy! 
- Nic się nie stanie jak zrobię sobie chwilkę przerwy, prawda? - zwrócił się do niej, a następnie skierował swoje spojrzenie na mnie.
- Nat, ona ma racje. Strasznie dużo tych papierów - wskazałam ruchem ręki na walający się stos dokumentów na jego biurku - Jeżeli chcesz pogadać, to możesz przyjść po lekcjach. Mamy wtedy próbę - uśmiechnęłam się.
Blondyn westchnął ciężko.
- Masz rację Jessico. Ale z chęcią przyjdę na waszą próbę - uśmiechnął się ciepło. 
Melania patrzyła na mnie morderczym spojrzeniem. Kompletnie tego nie rozumiałam. Zrobiłam coś nie tak?
- To wspaniale - odwzajemniłam uśmiech i chwyciłam za klamkę - Więc do zobaczenia po lekcjach.
- Do zobaczenia - odparł, kiedy zamykałam za sobą drzwi.

      Kiedy tylko zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec dzisiejszych mąk, zerwałam się z krzesła i ruszyłam w stronę piwnicy. Byłam już w połowie drogi, kiedy na moim nadgarstku poczułam silny uścisk. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z niebieskowłosym.
- Cześć Jess! - uśmiechnął się szeroko. 
- Cześć Alexy - odwzajemniłam uśmiech - Stało się coś?
- Tak stało się! Zapomniałaś, że obiecałaś mi shopping - powiedział z udawanym oburzeniem i skrzyżował ręce na piersi. Zaśmiałam się i z czułością potargałam mu włosy.
- Och Alexy jesteś jedyny w swoim rodzaju - uśmiechnęłam się.
- Przecież o tym wiem - odwzajemnił uśmiech - To kiedy idziemy? Dziś? - zobaczyłam błysk w jego oczach, taki sam jaki często widywałam u Rozy kiedy wpada na jakiś "genialny" pomysł.
- Chętnie, ale mam próbę - uśmiechnęłam się przepraszająco. Usłyszałam jego cichy jęk zrezygnowania. Chyba był zawiedziony.
- To nic. Może jutro?
- Jutro bardzo chętnie - zapewniłam szybko - A teraz wybacz, ale na prawdę bardzo się spieszę - pożegnałam się z niebieskowłosym i ruszyłam w stronę piwnicy. Trzeba to przyznać, Alexy dobrze wie, jak poprawić mi humor.
Szczerze, to nie uśmiechało mi się spotkanie z Kastielem, ale cóż poradzić? 
Westchnęłam ciężko i pchnęłam ciężkie masywne drzwi prowadzące do piwnicy.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział LXVI

     Po chwili zabrzmiał dzwonek i wszyscy powoli zaczęli zbierać się do klasy. Na szczęście nasz polonista nie jest jednym z nudziarzy, więc lekcja w miarę szybko minęła i na chwilę zdołałam zapomnieć o moim problemie, który niestety sam się nie rozwiąże.
Kiedy tylko zajęcia dobiegły końca, zerwałam się z miejsca i wybiegłam na korytarz. Chciałam udać się na dach, gdzie w spokoju mogłabym pomyśleć co dalej. Czasu zostało niewiele. Już jutro ma się odbyć wyczekiwany przez wszystkich koncert. 
Przez to całe zdenerwowanie nawet nie zauważyłam, jak ktoś nagle stanął na mojej drodze. Byłam już na dziedzińcu, kiedy wpadłam na Lysandra. I to dosłownie. Gdyby mnie nie przytrzymał pewnie bym upadła.
- Jessico wszystko w porządku? - spytał z troską w głosie.
- Tak, tak.. Przepraszam zamyśliłam się - odparłam i starałam się go wyminąć żeby jak najszybciej znaleźć się z dala od wszystkich, jednak mocno trzymał mnie za ramię.
- Poczekaj. Na pewno nic ci nie jest?
- Na pewno - wysiliłam się na uśmiech. 
Niestety pomimo moich wysiłków białowłosy spostrzegł że coś jest nie tak. Najpierw dokładnie mi się przyjrzał a następnie chwycił za rękę i w milczeniu poprowadził w kierunku dachu. Nie sprzeciwiałam się, tylko spuściłam głowę i posłusznie ruszyłam za nim. Chyba po prostu musiałam z kimś o tym porozmawiać.
Czułam się głupio. Przecież to wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie wyszła z piwnicy, albo jakbym wzięła ze sobą kasetę kiedy wychodziłam to nic podobnego by się nie przytrafiło. W jednej chwili poczułam wściekłość na siebie i swoją głupotę.
Po chwili razem z Lysandrem byliśmy na górze. Białowłosy dokładnie zamknął za sobą drzwi i usiadł w milczeniu obok mnie. Przez parę minut żadne z nas się nie odezwało. A ja z minuty na minutę czułam narastający we mnie żal i złość na samą siebie. A teraz jeszcze miałam wszystko powiedzieć Lysowi. Przecież on mi nie wybaczy, jak się dowie że przez moje niedopatrzenie i głupotę jego najlepszy przyjaciel wyjedzie z tą żmiją. 
- Jessico, domyślam się że chodzi o Debrę - powiedział cicho i spokojnie. 
Głos uwiązł mi w gardle. Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Niby chciałam się komuś wygadać a jednocześnie bałam się reakcji. Byłam pełna sprzeczności.
- Lysander ja.. - zaczęłam, ale jakaś siła wyższa nie pozwoliła mi dokończyć, ponieważ głos odmawiał mi posłuszeństwa. Ale mimo wszystko wzięłam głęboki oddech i spróbowałam jeszcze raz - Lysander przepraszam - szepnęłam i spuściłam głowę uważnie wpatrując się w podłogę. Nie mogłabym znieść rozczarowania Lysa. Jestem wielkim tchórzem.
Jednak białowłosy nic nie powiedział, tylko delikatnie uniósł moją głowę tak, żebym patrzyła mu w oczy. Przez chwilę przyglądał mi się w skupieniu.
- Spokojnie Jessico, powiedz co się stało a zrobię co w mojej mocy żeby ci pomóc - uśmiechnął się ciepło.
Mimo jego starań i tak poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Nie chciałam płakać. Nie przy nim. Ale nie mogłam nic na to poradzić. Po chwili leciały już po moich policzkach.
Lysander w milczeniu otarł je swoją dłonią i mocno mnie przytulił. Pozwolił mi się uspokoić na swoim ramieniu. Może to dziwne, ale chyba właśnie tego najbardziej teraz potrzebowałam. Choć na chwilę poczuć się bezpieczna. 
Nie wiem jak długo to trwało. Ale ciepło które od niego czułam i jego spokojnie bijące serce działały na mnie uspokajająco. 
Kiedy trochę mi przeszło odsunęłam się delikatnie a Lys spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem.
- Już w porządku? - spytał miękkim tonem.
- Chyba tak - wysiliłam się na uśmiech i z westchnieniem oparłam plecy o zimną, betonową ścianę.
- Więc teraz proszę, postaraj się wszystko opowiedzieć - powiedział, również opierając się o mur.
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam białowłosemu dokładnie co się przytrafiło kasecie oraz w jaki sposób Debra dała mi do zrozumienia kto za tym stoi. Kiedy wspominałam jej słowa Lysander był całkowicie poważny i na jego twarzy malowało się poruszenie, ale słuchał w milczeniu. Kiedy skończyłam swoją opowieść, dotknął delikatnie mojej dłoni i spojrzał na mnie tymi swoimi różnokolorowymi tęczówkami.
- Ale nic ci nie zrobiła?
- Nie, nawet mnie nie dotknęła - wysiliłam się na uśmiech.
- Całe szczęście - westchnął z ulgą - Teraz trzeba zadać pytanie kto jej o tym powiedział i w jaki sposób się o tym dowiedziała. Masz może jakieś sugestie kto to mógł być?
- Nie mam zielonego pojęcia - wzruszyłam ramionami.
- To może łatwiej będzie nam wykluczyć tych, co z pewnością tego nie zrobili - odparł i wyciągnął swój czarny notes.
- Będziesz zapisywał nazwiska? - zaśmiałam się.
- Dokładnie - odwzajemnił uśmiech - Więc podawaj po kolei.
Zamyśliłam się na moment.
- No cóż, na pierwszym miejscu zapisz Rozalię. Nie mogła tego zrobić, przecież sama pomagała nam planować zemstę. Po drugie, Violetta. Przecież sama dawała nam nagrania. Potem Amber ze swoją świtą - jej imię powiedziałam z wielkim trudem.
Lysander przestał zapisywać i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dlaczego Amber chcesz wykluczyć?
- Ponieważ wiem, że ona nie mogłaby tego zrobić. Zależy jej na pogrążeniu Debry tak samo jak mi - skrzywiłam się na samą myśl, że coś mnie łączy z tą wytapetowaną Barbie.
- Faktycznie, to ma sens - mruknął i zapisał Amber w swoim notesie - Masz jeszcze jakieś propozycje?
Zamyśliłam się.
- Nie, już nikt nie przychodzi mi do głowy.
- Dobrze - powiedział i zamknął swój notes, podnosząc się z miejsca - A teraz już chodźmy. Musimy poinformować Rozalię i przeprowadzić małe śledztwo - podał rękę żeby pomóc mi wstać. 
- Ale co nam to pomoże, skoro musimy opracować jak przekonać Kastiela żeby został? - spytałam podnosząc się z ziemi.
- Musimy się dowiedzieć komu już nie możemy ufać. A poza tym chyba chcesz się dowiedzieć kto to zrobił? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Masz rację - westchnęłam i razem ruszyliśmy w stronę schodów. Lysander, jak na dżentelmena przystało, otworzył przede mną drzwi i puścił mnie pierwszą. Mimowolnie się uśmiechnęłam i zeszłam po schodach. Po chwili szliśmy razem w stronę sali B.
-----------------------------------------------------------------------------------------------