Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Wyniki konkursu

  Witam moich kochanych czytelników! 
Od razu na początku chciałabym podziękować wszystkim, którzy wysłali swoje prace, za tak ogromne zaangażowanie. Wszystkie rysunki były naprawdę śliczne i szczerze miałam niemały problem z ocenianiem. Każda z prac, która do mnie dotarła była przecudna ♥ Z początku miałam zamiar wyróżnić tylko jedno z waszych dzieł, niestety dwa z nich spodobały mi się tak bardzo, że po prostu musiałam nagrodzić je oba. Tak więc, nie przedłużając chciałabym ogłosić, że zwyciężają...
Akira oraz Kamila Angel (Sara) !
Tym dwóm dziewczynom bardzo serdecznie gratuluję :) W sprawie nagrody, piszcie do mnie tutaj:
https://www.facebook.com/profile.php?id=100010177326323
Jeszcze raz gratuluję talentu dziewczyny! ♥

(Dzieło Akiry) ♥

(Dzieło Kamili (Sary)) ♥

A moje małe dzieło, czyli Wiktora, którego stworzyłam ja, będziecie mogli zobaczyć jutro pod kolejnym rozdziałem :)
Pozdrawiam :*



niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział CXII

    - Przyznaj się do porażki, Kas! - zaśmiała się Rozalia, kiedy weszliśmy do hotelu.
Ogólnie, każde z nas było w świetnym humorze. Spędziliśmy na stoku dobre trzy godziny. Nawet Armin po godzinie do nas dołączył. Wprawdzie siedział cały czas w kawiarence i obserwował przez szybę jak zjeżdżamy, a w międzyczasie gładził zombie na swojej konsoli, ale ważne, że ruszył się z hotelu. A teraz, kiedy słońce już prawie schowało się za horyzontem, planowaliśmy jeszcze porobić coś razem. Tylko nie mogliśmy się jeszcze dogadać, co.
- Wcale nie przegrałem - ofuknął ją czerwonowłosy  - Po prostu dałem jej wygrać. Poza tym, gdyby Alexy mi nie zajechał drogi, to wszystko byłoby okej - posłał niebieskowłosemu mordercze spojrzenie.
Oj, tak. Właśnie napawałam się tym cudownym uczuciem zwycięstwa. Bo wygrałam w pięknym stylu nasz mały wyścig.
- No już, Kastiel, wyluzuj. To tylko zabawa - z uśmiechem poklepałam go po ramieniu - Tak między nami to i tak straszna z ciebie ślamazara - szepnęłam mu do ucha, a on w podziękowaniu zaczął wyżywać się na mnie, czochrając mi włosy.
- Pożałujesz swoich słów!
- Dobra, Kas wrzuć na luz - zaśmiał się Alexy, starając się oderwać chłopaka ode mnie.
- Puść mnie! - ze śmiechem starałam wyrwać się z uścisku buntownika.
Całą bandą wpakowaliśmy się do ciasnej windy, ale nikomu to nie przeszkadzało. Ja akurat miałam z nich wszystkich najgorzej, bo byłam niemiłosiernie wciskana do kąta przez Kastiela. I miałam nieodparte wrażenie, że nie robi tego z powodu braku miejsca.
- Ej, miażdżysz mnie - wydusiłam z siebie resztkami sił.
- Ach tak? - odwrócił się w moją stronę tak, że miał twarz tuż przy mojej - Nie wiedziałem, że nasza księżniczka jest taka delikatna.
- Ta księżniczka zaraz zasadzi ci takiego kopa, że się nie pozbierasz - starałam się go odepchnąć.
Nagle winda zatrzęsła się niemiłosiernie, oznajmiając koniec podróży. Przez to szarpnięcie Kastiel znalazł się jeszcze bliżej mnie. Oczywiście odepchnęłam go, tym razem skutecznie, przez co wszyscy dosłownie wylecieli z ciasnej windy przez otwarte drzwi.
- Wybaczcie - uśmiechnęłam się przepraszająco do przyjaciół  - To przez ten ścisk.
Wszyscy spojrzeli po sobie a po chwili wybuchnęli śmiechem.
- W końcu mogę doprowadzić się do porządku - westchnęła Rozalia zamykając się w swoim pokoju.
- Ja też - uśmiechnęłam się i weszłam do swojego razem z Kentinem.
- Nareszcie - westchnął szatyn, kiedy drzwi się za nami zamknęły - Jestem wyczerpany - powiedział i natychmiast rzucił się na łóżko, nie ściągając nawet kurtki.
- Nie tylko ty - zawtórowałam mu i również rzuciłam się na swoje łóżko. Przez kilka minut napawaliśmy się spokojem leżąc w bezruchu. Niestety, po chwili zaczęło robić mi się gorąco, więc zaczęłam ściągać kombinezon. Kentin również podniósł się z miejsca i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Chcesz kakao? - spytał, starając się odwiązać szlik.
- Myślałam, że nigdy nie spytasz - odwzajemniłam uśmiech - Poproszę.
Szatyn podszedł do telefonu, który wisiał przy drzwiach i zamówił dwa kubki ciepłego kakaa, z dużą ilością pianek wraz z talerzem czekoladowych ciastek.
- Ty i te twoje ciastka - uśmiechnęłam się, kiedy odłożył słuchawkę. 
Kentin od dzieciństwa jest od nich uzależniony. Tak poniękąd to moja wina, bo ja mu je zawsze piekłam.
Wzięłam rzeczy do przebrania i zamknęłam się w łazience. Ciuchy, które miałam na sobie niestety całkowicie przemokły, więc musiałam je zmienić. Szybko ubrałam suche, czarne leginsy i swój ulubiony, miętowy sweterek z białym napisem. Jeszcze przeczesałam wilgotne włosy, poprawiłam delikatny makijaż i już byłam gotowa.  Kentin oczywiście dalej leżał na łóżku i czekał z utęsknieniem na swoje ciastka. Kiedy wyszłam podniósł głowę i spojrzał na mnie. Po chwili na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Lubię, kiedy ubierasz ten sweter - obrócił się w moją stronę i podparł dłonią głowę - Wyglądasz w nim ślicznie.
- Dzięki Ken - uśmiechnęłam się i usiadłam na swoje łóżko - Zapuszczamy jakieś bity jak za starych lat?
- No pewnie - szatyn ożywił się i chwycił swój telefon. Po chwili w pokoju rozległy się przyjemne nuty rocka.
- To lubię - rozciągnęłam się na łóżku. Właśnie w tej chwili usłyszeliśmy ciche pukanie do pokoju - Kentin, ścisz - powiedziałam, podnosząc się z miejsca i kierując w stronę drzwi.
- Panienka zamawiała ciastka? - spytał chłopak o blond włosach, ubrany w śnieżnobiałą koszulę i czarną kamizelkę. Typowy strój kamerdynera.
- Tak, dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się do niebieskookiego i zaprosiłam ruchem ręki - Proszę tutaj postawić - wskazałam mały stolik obok drzwi.
- Oczywiście - posłał mi swój uśmiech i odłożył nasze kakao i ciastka Kentina - Czy mogę w czymś jeszcze służyć? - skłonił się nisko.
Trochę niezręcznie się czułam. Nie przywykłam do bycia traktowaną jak księżniczka, w końcu wychowałam się wśród chłopaków, czyli Erica i Kentina.
- Nie, nie, dziękuję, to wszystko.
- Tak jest - wycofał się do drzwi i nagle złapał mnie delikatnie za rękę ciągnąc lekko w swoją stronę. Trochę się wystraszyłam.
- Zaraz, co pan..
- Cii.. - położył palec na ustach i rozejrzał się dokoła - To od panicza Wiktora - powiedział wciskając mi do ręki mały zwitek papieru.
Byłam w lekkim szoku.
- Panicza..? - spojrzałam pytająco na blondyna, a ten już przybrał swoją profesjonalną pozę.
- Tak jest - skłonił się - Miłego wieczoru życzę panience.
Po tych słowach, oddalił się. 
Szybko schowałam kartkę do kieszeni i ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi.
----------------------------------------------------------------------------
Hej wszystkim! Dzisiaj już 30 :D Jeszcze macie szansę do północy wysłać mi swoje prace dotyczące Wiktora. A ci co już wysłali, niech jeszcze dobrze sprawdzą, czy aby na pewno wiadomość doszła :) 
Pozdrawiam wszystkich ciepło i do następnego ♥

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział CXI

  Po wypożyczeniu sprzętu dołączyliśmy do reszty.
- No nareszcie - uśmiechnął się Alexy, ciągnąc za sobą drewniane sanki. Spojrzeliśmy po sobie z Kentinem, po czym parsknęliśmy śmiechem.
- Co was tak bawi? - zdziwił się niebieskowłosy.
- Nic Alexy, nic - Rozalia z uśmiechem poklepała go pocieszająco po ramieniu.
- No, no - gwizdnął Kastiel, podchodząc do nas - Nasza droga Jess spróbuje jazdy na desce? Jestem pod wrażeniem - uśmiechnął się złośliwie.
- Daruj sobie - wyminęłam go i pewnym krokiem skierowałam się do wyciągu - No co tak stoicie? Zjeżdżamy w końcu, czy nie? - uśmiechnęłam się do reszty po czym wskoczyłam na deskę i złapałam się haczyka. Szczerze, nie byłam pewna, czy nadal potrafię jeździć. Ostatni raz stałam na desce jakieś pięć lat temu, więc teraz ręce lekko mi drżały. Dobrze pamiętam te lekcje ze snowboardingu, których udzielił mi tata. Ale czy dalej to potrafię..?
Niedługo się przekonamy.
Po wyjechaniu do góry niepewnie puściłam się haczyka i ruszyłam przed siebie. Widok stąd był naprawdę przepiękny.. Ale ta stroma góra pode mną już nie napawała mnie takim zachwytem. Przełknęłam nerwowo ślinę i poprawiłam swój niebiesko-biały kask na głowie.
- Hej, Jess, stało się coś? - usłyszałam za plecami głos Kentina, a po chwili poczułam jego dłonie na swoich ramionach.
- Sama nie wiem.. - mruknęłam - Nie wiem, czy nadal umiem jeździć. A strasznie boję się zbłaźnić - poczułam, jak policzki mi różowieją. I to nie od mrozu.
Starałam się zasłonić twarz szalikiem.
- Przecież ty byłaś w tym mistrzynią - zdziwił się szatyn - Dokładnie pamiętam te lekcje z twoim tatą - mimo, że stał za mną, słyszałam jak się uśmiecha.
Faktycznie, Ken też wtedy uczył się jeździć, ale na nartach.
- A ty? Potrafisz jeździć? - spytałam, spogladając na niego z zaciekawieniem.
- Zaraz się przekonam - uśmiechnął się lekko i poklepał mnie po ramieniu - Jestem pewny, że dasz sobie radę - mrugnął do mnie po czym puścił się w dół. Patrzyłam za nim i nie mogłam wyjść z podziwu. Kentin świetnie jeździł, robił skręty, slalomy, skakał na rampie.. Był niesamowity.
- No dawaj, zamknij tą buźkę i jedź - usłyszałam złośliwy ton głosu Kastiela, a po chwili i on mnie minął. Westchnęłam ciężko i lekko przesunęłam się do przodu.
- Spokojnie - powiedziałam sobie na głos i starałam się uspokoić. Wdech, wydech, wdech, wydech..
- Nie martw się, umiesz jeździć - niespodziewany szept tuż nad uchem niemiłosiernie mnie przestraszył. Odwróciłam się. 
- Wiktor! Co ty tutaj robisz? - spytałam chłopaka, który stał przede mną i lekko się uśmiechał. W prawej dłoni trzymał.. srebrną deskę snowboardową.
- Jeżdżę - wzruszył ramionami - I ty też potrafisz - powiedział to z takim przekonaniem, że sama zaczęłam wierzyć w jego słowa.
- Skąd ta pewność? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
Białowłosy chłopak, który był dla mnie jedną, wielką tajemnicą, uśmiechnął się szeroko.
- Wiem o tobie wszystko, Jessie - położył dłoń na moim ramieniu.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o tobie - mruknęłam i odwróciłam się w stronę chłopaka - Poza tym, nie nazywaj mnie Jessie. Tylko..
- Tylko mama ma prawo tak cię nazywać? - przerwał mi zadziwiająco spokojnym tonem, a mnie wmurowało.
- Ale skąd ty..?
- Niedługo wszystkiego się dowiesz - powiedział i lekko popchnął mnie w stronę stoku.
- Wiktor! Nie jestem gotowa..! - zdążyłam krzyknąć, ale deska wraz ze mną już sunęła powoli w dół.
- Ależ jesteś - usłyszałam za sobą - Wczuj się.
Odwróciłam się by posłać mu mordercze spojrzenie, ale ku mojemu zdziwieniu, nie było go już. Rozglądnęłam się dokoła uważnie szukając w tłumie charakterystycznej białej fryzury, niestety nadaremnie. 
Deska sunęła coraz szybciej.
- Dobra Jess, spokojnie - starałam się uspokoić skołatane serce i zapanować nad drżeniem rąk - Jak cie tata uczył? - zamyśliłam się - No tak! Ręce na boki i trzymaj równowagę. 
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. O dziwo, szło mi coraz lepiej.
- Wczuj się - usłyszałam szept Wiktora tuż nad moim uchem. Lekko wystraszona rozglądnęłam się, ale nigdzie go nie było.
- Wczuwam się - powiedziałam do siebie i zrobiłam lekki skręt. Z każdym kolejnym przemierzonym metrem, szło mi coraz lepiej. Pod koniec już szusowałam, rozsypując śnieg dookoła.
- Jessico, byłaś wspaniała - powiedział Lys, kiedy dołączyłam do nich w kolejce do wyciągu.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się szeroko, lekko rumieniąc się pod wpływem jego komplementu. Spojrzałam z satysfakcją na czerwonowłosego, który patrzył na mnie zszokowany.
- Niesamowite! - pisnęła Rozalia - Jess, musisz mnie nauczyć!
- Nie najgorzej - mruknął Kastiel, a po chwili na jego twarzy wykwitł charakterystyczny uśmieszek - Myślałem, że będziesz bardziej beznadziejna i wywalisz się przynajmniej raz. Miałem nadzieję to zobaczyć.
- Wybacz, że cię zawiodłam - skrzyżowałam ręce na piersi i starałam się na niego nie patrzeć.
- Może tak mały wyścig? - spytał nagle - Przekonamy się, kto jest szybszy.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Szczerze, nie miałam najmniejszej ochoty brać udziału w jego chorych pomysłach, ale kuszący smak pokonania pana "Moje Ego Jest Największe" całkowicie mnie pochłonął. Z satysfakcją wyciągnęłam do niego rękę na znak zgody, a czerwonowłosy dość mocno ją uścisnął.
- Czekam na górze - powiedział, łapiąc się haczyka i posyłając mi spojrzenie typu: "Ja I Tak To Wygram, Ślamazaro", na co ja odpowiedziałam spojrzeniem "Chyba W Twoich Snach"
Chyba zrozumiał mój przekaz, bo jeszcze usłyszałam, jak parsknął śmiechem.
- Dasz radę Jess! - Roza poklepała mnie po ramieniu.
- Tak, będziemy cię dopingować - zawtórował jej Kentin - Na pewno go pokonasz.
- Trzymam za ciebie kciuki, Jessico - uśmiechnął się Lysander, który stał za mną w kolejce - Na pewno sobie poradzisz - zbliżył swoją twarz do mojej i delikatnie musnął swoimi ciepłymi wargami mój zimny policzek.
Uśmiechnęłam się do przyjaciół.
- Dokopię temu narcyzowi - uśmiechnęłam się, a cała reszta wybuchnęła śmiechem.

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział CX

  - Jess, ruszaj się! Idziemy na stok - usłyszałam radosny śmiech Rozalii już na korytarzu. Z westchnieniem podniosłam się z miejsca, odkładając książkę na bok i spojrzałam w stronę Kentina, który leżał na swoim łóżku grając w jakąś grę na telefonie. Kiedy głos białowłosej rozległ się na zewnątrz spojrzeliśmy po sobie wymieniając się porozumiewawczym uśmiechem. 
Po naszej rozmowie w końcu ponownie zaczęliśmy się dogadywać. Wbrew pozorom nie czułam się nieswojo mając świadomość, że mój najlepszy przyjaciel jest we mnie zakochany. Przynajmniej wiem na czym stoję. A co do niego.. Mam wrażenie, że ulżyło mu, kiedy w końcu to z siebie wyrzucił. Nadal nie mogę zrozumieć, jak mógł pomyśleć, że po takim czymś przestanę się całkowicie do niego odzywać. Przecież to niemożliwe. Był, jest i będzie mi bliski, o czym dobrze wie.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a w nich stanęła białowłosa w czarno-fioletowym kombinezonie. Spod bardzo puchatej, kremowej czapki wystawały w nieładzie jej białe kosmyki, które teraz były mokre od śniegu. Jednak najbardziej w oczy rzucał się czerwony nos dziewczyny. Parsknęłam śmiechem.
- Nie jest ci zimno? - spytałam, próbując powstrzymać śmiech. Kątem oka spostrzegłam, że Kentin też stara się zachować powagę.
- Nie, co ty, jest super! Ubierajcie się oboje i jazda! - ponagliła nas ruchem ręki - Czekam na was na dole przy recepcji. Daję wam maksimum dziesięć minut, a jeżeli was nie będzie, to pogadamy sobie inaczej - posłała nam obojgu mordercze spojrzenie, grożąc palcem i powoli wyszła zamykając za sobą drzwi. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk oddalających się kroków.
- Ty też zwróciłaś uwagę? - spytał szatyn wybuchając śmiechem.
- Jeżeli masz na myśli jej nos to tak - również nie mogłam się powstrzymać.
- To jak? Idziemy? - Kentin przeciągnął się leniwie i spojrzał na mnie pytająco. Szybko zeskoczyłam z łóżka i lekko uchylając okno, wystawiłam przez nie rękę. Natychmiast owiał mnie mroźny wiatr.
- Chyba żartujesz - odparłam, szybkim ruchem zamykając okno i z powrotem wskoczyłam do ciepłego łóżka - Ja się stąd nie ruszam - zadeklarowałam, opatulając się szczelnie kołdrą.
Chłopak wstał ze swojej pościeli i kucnął przy moim łóżku tak, że jego twarz była dokładnie naprzeciwko mojej.
- Czyżby? - spytał, uśmiechając się lekko.
- Nie wiem co kombinujesz, ale nie waż się mnie ruszać - zagroziłam.
- Ależ nie, nawet cię nie dotknę. Ja chcę ci tylko uświadomić, że zostało nam tylko osiem spokojnych minut, po których nastąpi wybuch wkurzenia Rozy - parsknął śmiechem - A tym razem nie zamierzam cię bronić.
- Jesteś okrutny - pokazałam mu język i odwinęłam się - Dobra, już idę.
Szybko wparowałam do łazienki i zgrabnie związałam włosy w warkocz, który swobodnie opadał na moje prawe ramię, po czym z prędkością światła założyłam na siebie niebiesko-biały kombinezon. Jeszcze tylko obwiązałam się białym szalikiem i założyłam na głowę swoje ulubione, puchate nauszniki.
- Gotowa! - uśmiechnęłam się do szatyna, który męczył się z założeniem szalika.
- A rękawiczki? - spytał, patrząc podejrzliwie na moje dłonie. Westchnęłam i szybkim ruchem włożyłam wełniane rękawiczki.
- Teraz gotowa - powtórzyłam, dyskretnie przewracając oczami.
- Ja też - odparł Kentin dumnie się prostując tak, żebym mogła zobaczyć zielono-czarny szalik, z którym chwilę temu się męczył. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam na zewnątrz.
- Ty zamykasz - zaśmiałam się i szybko pobiegłam do windy.
- Jesteś okropna - powiedział zasapany ledwo do mnie dobiegając, akurat kiedy drzwi miały się już domykać. 
- Wybacz - posłałam mu złośliwy uśmieszek, a on szybkim ruchem zdjął mi czapkę z głowy i z czułością poczochrał mi włosy. Oczywiście dostał za to w żebra.
- Bolało - parsknął śmiechem i chwytając się teatralnie za bok udawał, że sprawiło mu to niesamowity ból. Właśnie wtedy winda dotarła na nasze piętro.
- No nareszcie! Ileż można czekać? - spytała białowłosa, podnosząc się entuzjastycznie z ławki.
- Poczekajcie na zewnątrz, ja tylko odniosę klucze do recepcji - powiedział Ken, a ja podbiegłam w stronę Rozalii, której nos zdążył już dojść do normalnego koloru, chociaż wciąż był lekko zaczerwieniony.
- Co jest z tobą, dziewczyno? - szepnęła białowłosa, uważając, by Kentin nas nie usłyszał. Z drugiej strony był i tak za daleko, by nas usłyszeć.
- Co masz na myśli? - spytałam podejrzliwie.
- Cały czas tylko siedzisz w tym hotelu. A jeżeli już się gdzieś ruszasz, to tylko po hotelowym korytarzu. Przy okazji nic nie mówiąc temu histerykowi - wskazała ruchem dłoni na szatyna - który następnie stawia całe piętro na nogi, bo ktoś cię porwał - przewróciła oczami.
- Ech, wybacz Roza, ale nie czułam się za dobrze na jakieś zwiedzania - starałam się uspokoić jej wzburzone spojrzenie.
- Chłopcy, to chłopcy, ale nawet mnie nie raczyłaś wieczorem odwiedzić. Mnie! - złapała mnie za ramiona i lekko potrząsnęła - Powiesz mi w końcu co się dzieje? Spotkałaś kogoś? - spytała nagle, przyglądając mi się podejrzliwie. Nagle poczułam, jak z twarzy odpływa mi krew i powoli robię się blada. 
- Nie, no co ty - chciałam zaśmiać się lekko, niestety wyszedł z tego bardziej histeryczny, wymuszony rechot.
- Coś ci nie wierzę - posłała mi nieufne spojrzenie, ale na szczęście nie zdążyła zapytać o nic więcej, ponieważ w tym momencie podbiegł do nas Kentin.
- O czym gadacie? - zaśmiał się wesoło, łapiąc mnie za ramiona.
- O niczym - uśmiechnęłam się - Chodźmy już, bo reszta będzie się niecierpliwić.
Wzięłam pod rękę lekko obrażoną Rozalię i zdziwionego Kentina. Posyłając obojgu uśmiech, pociągnęłam ich za sobą w stronę wyjścia.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział CIX

      Moja teoria w tamtej chwili umarła, a wyobrażenie Kentina jako przyjaciela zostało całkowicie zniszczone. Powiedzcie dziewczyny, jakbyście się czuły, gdyby wasz brat nagle powiedział, że kocha was, ale nie jako siostrę, tylko jako kobietę? Właśnie tak się czułam. Kentin.. traktowałam go jak brata. Nie, poprawka. On był moim bratem. Był jedną, z niewielu osób, którym mogę bezgranicznie zaufać. A on ukrywał coś tak ważnego przede mną "od zawsze", jak to ujął. Zabolało. Moje pierwsze słowa brzmiały:
- Dlaczego wcześniej nic mi nie powiedziałeś?
Gdyby coś takiego zrobił ktokolwiek inny prócz szatyna, czy Lysandra, zapewne dostałby ode mnie od razu w twarz na ostudzenie swojego zapału. Jednak jemu mogłam to wybaczyć. Pomimo wszystko nadal był moim przyjacielem. 
Chłopak nadal patrzył mi nieprzerwanie prosto w oczy.
- Wybacz - wziął do ręki kosmyk moich włosów - Nie chciałem cię stracić. Niestety w ostatnich dniach nie miałem siły już dłużej tego ukrywać. Dobrze wiem, że nie odwzajemnisz moich uczuć. Ale chcę, żebyś wiedziała, że dla ciebie zawsze zrobię wszystko. I zawsze będę przy tobie. Nawet jeśli postanowiłaś wybrać kogoś innego, nie przeszkadza mi to. Chcę tylko żebyś była szczęśliwa i pewnego dnia spojrzała na mnie takim wzrokiem, jak teraz patrzysz na Lysandra - uśmiechnął się smutno - Nigdy sobie ciebie nie odpuszczę. 
Szczerze, nie spodziewałam się usłyszeć takich słów od niego. Z jednej strony byłam zła, że postanowił tak długo męczyć się z tym sam. Tak jak mu obiecałam, ja również zawszę będę blisko niego, choćby nie wiem co. Ale z drugiej strony cieszyłam się, że to z siebie wyrzucił. Ale była jeszcze ta trzecia strona... Ta, która teraz była skołowana tym nagłym wyznaniem. A może Kentin ma rację? Może pewnego dnia pokocham go jak chłopaka, a nie jak brata? Nie, niemożliwe. W tym momencie wiedziałam jedno - na pewno kocham Lysandra. Akurat tego uczucia byłam absolutnie pewna. 
Uśmiechnęłam się do zmęczonych oczu szatyna i delikatnie wzięłam go za rękę.
- Ken, znasz mnie. I dobrze wiesz, co ja czuję czasami nawet lepiej ode mnie samej. Również cię kocham, ale ta miłość trochę różni się od tej, którą deklarujesz mi. Ponieważ ja kocham cię jako przyjaciela - objęłam go mocno, a on drżącymi z emocji dłońmi objął mnie w pasie - Przepraszam, że nie spełniam Twoich oczekiwań. Mimo wszystko zawsze będziemy razem - po tych słowach poczułam, jak szatyn zacieśnia uścisk, a moje ramię nagle jakby.. zwilgotniało? 
Kentin płakał. A mi serce pękało na milion kawałeczków. Tak bardzo chciałabym móc odwzajemnić jego uczucia.
- Jess, jesteś najlepsza - wyszeptał, odsuwając mnie lekko od siebie. Mimo łez, na jego twarzy widniał szczery uśmiech. Zdziwiłam się - Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką można sobie wymarzyć.


***

- Co z nią? - westchnął ciężko mój przyjaciel, wpatrując się natrętnie w wyświetlacz telefonu. 
Już nie mógł chociaż na moment o niej zapomnieć i po prostu cieszyć się tym, po co tu przyjechaliśmy? To pytanie nurtowało mnie odkąd weszliśmy do naszego pokoju. Drażniło mnie to, ale nie okazywałem tego.
W sumie, nawet ja nie mogę przestać o niej myśleć, a czepiam się jego.
- Daj spokój Lys i zjeżdżaj, bo zaraz Roza nas wyprzedzi - mruknąłem spoglądając, jak białowłosa wjeżdża powoli do góry ze złośliwym uśmiechem na ustach, a za nią, w pomarańczowo-niebieskiej kurtce jechał Alexy ciągnąc za sobą drewniane sanki. No ja kompletnie nie ogarniałem toku myślenia tego debila, ale teraz najbardziej skupiałem się na unikaniu go. Nie chciałem żeby ktokolwiek pomyślał, że się znamy, a już broń Boże, chodzimy do jednej szkoły. 
Lysander w końcu schował telefon do kieszeni i upewnił się, czy aby na pewno jest dobrze zapięta, po czym włożył na nos okulary.
- Dawaj, ślamazaro - zaśmiałem się w stronę Rozy, która właśnie teraz puściła się haczyka i zmierzała nieudolnie w naszą stronę na swoich fioletowych nartach. Szybkim ruchem odepchnąłem się kijkami i ruszyłem w dół po stromym stoku. Pogoda była wręcz wymarzona na takie zjazdy. Na niebie świeciło ciepłe, przyjemne słońce, którego nie zasłaniała ani jedna niepotrzebna chmurka. Sunąłem w dół starając się nabrać większej prędkości. 
Odkąd tu przyjechaliśmy prawie się z nią nie widziałem, ale z tego co Lysander relacjonował, dość często zdarzało jej się urządzać samotne spacery po hotelu przez co nasz kochany Kentinek wpadał w dosłowną rozpacz. Co za mazgaj. Gdyby Jessica nie miała takiego dobrego serca dla kretynów, to z pewnością wybrałaby mnie jako współlokatora do pokoju. A wtedy nawet nie miałaby ochoty wychodzić z pokoju, bo nie pozwoliłbym jej się nudzić. 
Uśmiechnąłem się do swoich myśli.
- Co jest Kastielku? Czyżbyś tracił poślizg? - zaśmiała się białowłosa, bezczelnie mnie wyprzedzając. Cholera, znowu za bardzo się zamyśliłem! Odpychając się kijkami starałem się ją dogonić, niestety za każdym razem zagradzała mi drogę, którą mógłbym ją wyminąć. 
- Nie jesteś tak szybki, jak ci się zdawało, co? - parsknęła śmiechem, kiedy byliśmy już na dole.
- Po prostu pozwoliłem się wyprzedzić, żeby nie było ci przykro - prychnąłem. 
Potrafiła mnie tak szybko wyprowadzić z równowagi tym swoim wkurzającym śmiechem. Nie mam pojęcia po co ją zabraliśmy. Ani tym bardziej nie mogłem zrozumieć jak Jessica z nią wytrzymuje.
Po chwili dołączył do nas Lysander. Z westchnieniem zdjął okulary i spojrzał w stronę hotelu w którym jesteśmy zameldowani. Po raz któryś miałem ochotę wylać mu na tą pustą łepetynę wiadro zimnej wody, żeby trochę otrząsnął się z myślenia o tej dziewczynie.
No cóż, nie zaprzeczam, że wiadro z zimną wodą przydałoby się i mnie.
- Słuchajcie, wy tu jeździjcie, a ja pójdę wyciągnąć Jessicę na stok. Nie może tak ciągle siedzieć w hotelu, bo przytyje a później Lysander będzie miał problem z wnoszeniem jej.
Parsknąłem śmiechem w duchu. Co za bezpośredniość.
- To ja idę z tobą - zaproponował białowłosy i szybkim ruchem zdjął swój zielono-czarny kask z głowy.
- O, nie. Ty zostajesz. Idę sama - pogroziła mu palcem jak młodszemu bratu - Zaraz wracam - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę hotelu.
- Te, rycerzu! No chodź, ścigamy się w dół - zaśmiałem się i ruszyłem w stronę wyciągu. Chciałem jak najszybciej ochłonąć.
Bo przed chwilą sam chciałem powiedzieć to samo, co Lysander.

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział CVIII

   - Słucham? - odwróciłam się z niedowierzaniem w stronę Wiktora - Jak to?
Mój mózg dalej nie mógł przetrawić informacji, którą przed chwilą usłyszał. Przecież to niemożliwe, żeby Wiktor.. na pewno sobie ze mnie żartuje. Ale z drugiej strony jak wytłumaczyć te wszystkie rzeczy, które miały miejsce? Miałam totalny mętlik w głowie. Poza tym to dziwne uczucie osamotnienia nie chciało mnie opuścić. Zupełnie tak, jakby to nie były moje emocje, tylko Wiktora.
- Wiem, że mi nie wierzysz - uśmiechnął się smutno.
- To nie tak, że ci nie wierzę! - zaprzeczyłam szybko - Po prostu wydaje mi się to mało prawdopodobne..
Elfy, wróżki, wampiry i inne stwory były dla mnie totalną abstrakcją. Bardzo lubiłam ten wyimaginowany świat i czasami zastanawiałam się, jakby to było, gdyby. Niestety, później zawsze musiałam wrócić na ziemię i wziąć się za gotowanie obiadu, lub naukę na drugi dzień do szkoły. A tu nagle bum! Sytuacja która powinna znaleźć się w książce, dzieje się w prawdziwym życiu. W moim życiu. 
Jednak z drugiej strony, czy świat nie byłby piękniejszy przez tą nutkę tajemnicy, które wprowadzają te stworzenia..?
- Tak myślałem - westchnął ciężko i złapał mnie za rękę - Chodź. Udowodnię ci to.
Moje palce jakby same zacisnęły się na zimnej dłoni białowłosego. Zawsze ciągnęło mnie do tajemnic. Chłopak wyciągnął srebrny, lśniący klucz z kieszeni i skierował go w stronę drzwi. Mimo tego, że klucz nie był od tego zamka, wszedł gładko. Wiktor delikatnie przekręcił go dwa razy w prawo.
- Idziemy? - spytał z uśmiechem na ustach.
- Na korytarz? - zdziwiłam się, a chłopak parsknął śmiechem.
- W pewnym sensie - powiedział otwierając drzwi. Wyobraźcie sobie ten szok, który zwolnił moje funkcje życiowe, kiedy za nimi nie dostrzegłam naszego hotelowego korytarza, tylko jakieś ciemne, ponure pomieszczenie. Stanęłam niepewna na progu, nie wiedząc czy iść za chłopakiem, czy wrócić do bezpiecznego pokoju. Mimo tego, że poznałam go niedawno, miałam wrażenie, że znamy się od zawsze i mogę mu zaufać. Już miałam przekroczyć próg, kiedy za sobą usłyszałam rozdzierający serce krzyk Kentina.
- No chodź! - ponaglił mnie Wiktor z uśmiechem - Chcę pokazać ci swój świat.
Nie zastanawiając się dłużej zrobiłem krok naprzód.. i miałam wrażenie, że spadam. Im niżej, tym było mi zimniej. Mimo tego, że nic nie widziałam, nadal czułam uścisk chłopaka na swojej prawej dłoni, przez co nie bałam się.
- No już, otwórz oczy - usłyszałam nad sobą głos Wiktora. Z trudem uniosłam ociężałe powieki i podniosłam się do pozycji siedzącej. 
- Gdzie jesteśmy? - rozglądnęłam się dokładnie po ponurym pomieszczeniu, przez którego okno wpadała delikatna, złota poświata księżyca. 
- W moim pokoju - Wiktor uśmiechnął się lekko. 
Rozglądnęłam się dookoła. Wystrój wnętrza coś mi przypominał, jednak z początku nie mogłam przypomnieć sobie gdzie widziałam taki układ mebli. 
- Wygląda znajomo - mruknęłam, a chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Bo to pokój podobny do twojego i Erica - powiedział, a mnie w tej samej chwili uderzyły wspomnienia. Mnóstwo, mnóstwo wspomnień.. Zachwiałam się.
- Wiktor, nie czuję się najlepiej - zdążyłam powiedzieć, zanim świat dookoła całkowicie mi się rozmazał i ogarnęła mnie ciemność.

- Jessico, obudź się..! - usłyszałam nad sobą znajomy głos. Powoli, z wielkim trudem zdołałam otworzyć oczy. Z początku wszystkie kolory były zamazane, ale na szczęście zaraz wszystko nabrało ostrości. Nade mną dostrzegłam pełną lęku twarz Kentina, po której leciały łzy.
- Jess, nic ci nie jest! - krzyknął i mocno mnie przytulił.
- Co się stało? - nie mogłam za nic w świecie przypomnieć sobie jak znalazłam się z powrotem w naszym wspólnym pokoju. Jedyne, co pamiętam to ten ponury, zimny świat i.. nagle czarna dziura. Wiem, że coś się więcej stało. I Wiktor na pewno ma z tym coś wspólnego. 
- Po naszej kłótni wyszłaś gdzieś.. nie wiem gdzie, a później kiedy wyszedłem ochłonąć, znalazłem cię nieprzytomną w windzie. Jess, czy ty masz jakieś problemy ze zdrowiem? - spytał nadal wstrząśnięty, delikatnie głaskając mnie po policzku.
- Nie.. - odparłam zgodnie z prawdą. 
Kentin westchnął ciężko i zamilkł. Przyglądnęłam się mu uważniej. Wyglądał, jakby się mocno nad czymś zastanawiał.
- Ken, czy mógłbyś mi powiedzieć w końcu co cię dręczy? - spytałam dotykając delikatnie jego dłoni. Była tak przyjemnie ciepła.. W przeciwieństwie do zimnego dotyku Wiktora.
Szatyn wciągnął powietrze do płuc, a po chwili wypuścił je z cichym świstem. 
Dokładnie w tym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Oboje odwróciliśmy się w stronę urządzenia.
- Może to coś ważnego - ponaglił mnie - Lepiej sprawdź.
- To może poczekać - uśmiechnęłam się.
- Nie, nalegam. Sprawdź.
Przewracając oczami wzięłam do ręki telefon i odczytałam wiadomość od Lysandra.
"Jessico, czy wszystko u ciebie w porządku? Razem z resztą jesteśmy na stoku. Nie dołączysz się?"
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Od kogo? - spytał Ken podejrzliwie.
- Lysander - zablokowałam telefon i rzuciłam obok siebie na poduszkę.
Zazwyczaj miła, o nieco łobuzerskim wyrazie twarz Kentina zachmurzyła się nagle. Gdyby nie całkowita pewność, że traktuje mnie jak przyjaciółkę, przysięgłabym, że jest zazdrosny.
- Więc? - ponowiłam pytanie - powiesz mi co się dzieje?
Chłopak spojrzał na mnie z czułością. Przez chwilę miałam wrażenie, że szmaragdowo zielone oczy szatyna delikatnie zalśniły.
- Powiedz, ile już się znamy? - odezwał się w końcu.
- Szesnaście lat - mimo mojej woli na twarzy pojawił się uśmiech. Te wszystkie momenty spędzone z Kentinem.. wspólna zabawa w piaskownicy, pierwszy wypad nad rzekę, kryjówka w lesie, domek na drzewie, wyspa.. wszystko. Spojrzałam na niego uważnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy mój przyjaciel tak się zmienił. Z mizernego chucherka z wielkimi okularami na nosie wyrósł na fajnego faceta, za którym pewnie ugania się połowa dziewczyn w szkole. W sumie ani razu nie zastanawiałam się nad miłością Kena. Nigdy nie powiedział jaka dziewczyna mu się podoba. Jednak kiedy starałam się wyobrazić sobie go idącego za rękę z jakąś śliczną, jasnowłosą dziewczyną z błękitnymi oczami, poczułam dziwne ukłucie w sercu. Ja i szatyn od zawsze byliśmy nierozłączni. Gdzieś w środku chciałam, żebyśmy zawsze trzymali się razem. A taka dziewczyna mogłaby to zburzyć. Kentin mógłby zacząć więcej czasu poświęcać jej i wtedy nasza przyjaźń zostałaby zepchnięta na dalszy plan. 
Nagle w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
Przecież to nie szatyn znalazł sobie drugą połówkę.
Tylko ja.
Czyżby właśnie to dręczyło mojego przyjaciela? Przecież chwilę temu poczułam się nieswojo na myśl o dziewczynie Kentina. Może on czuje dokładnie to samo odkąd zaczęłam spotykać się z Lysandrem? Jaką jestem idiotką. Nie myślałam o uczuciach szatyna. Może go zaniedbywałam? Szybko zrobiłam mały rachunek sumienia. Jeżeliby na to popatrzeć z boku, to nie poświęcałam mu ostatnio zbytniej uwagi. Biedak, musiał czuć się strasznie. Przeze mnie. W jednej chwili poczułam się jak ostatnia frajerka. Powinnam go przeprosić. Tak, dokładnie tak zrobię. A później spędzimy razem trochę czasu sami. Pewnie jemu po prostu brakuje tych czasów z naszego dzieciństwa, kiedy byliśmy tylko ja i on. A te koszmary.. To pewnie jego lęk przed utratą mnie na rzecz Lysandra. Głuptas, przecież nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Ale też nigdy mu o tym nie powiedziałam. To, co było dla mnie oczywiste, dla niego stało się jedną niewidomą i przyczyną wielu zmartwień. Że też wcześniej na to nie wpadłam. 
Z uśmiechem spojrzałam w oczy mojego przyjaciela, a ten lekko się zarumienił.
Tak, Ken. Już rozumiem, co cię dręczy. Nie martw się niczym, przecież zawsze będziemy razem, bez względu na wszystko - to chciałam powiedzieć, niestety, kiedy już miałam otworzyć buzię, szatyn delikatnie położył swoją dłoń na moim policzku.
- Walić to - mruknął, patrząc mi prosto w oczy a po chwili poczułam jego jego ciepłe i delikatne usta na swoich. Odebrało mi dech w piersiach. Przez chwilę nie miałam pojęcia co się dzieje. Nie byłam w stanie zrobić jakiegokolwiek ruchu, w takim byłam szoku. Po krótkiej chwili chłopak odsunął się delikatnie i głaskając mnie delikatnie po włosach, powiedział:
- Bo ja cię od zawsze kocham, Jessico..

czwartek, 20 sierpnia 2015

Konkurs na Wiktora ♥

  Postanowiłam zrobić dla Was mały konkurs z okazji 100 tys. wyświetleń ♥ Konkurs polega na przesyłaniu mi własnoręcznego rysunku, szkicu lub grafiki z własnym wyobrażeniem Wiktora. Pracę może przesłać każdy, niezależnie od wieku. Warunek jest jeden: ma być to Wasza praca, a nie ściągnięta z internetu. Konkurs trwać będzie do 30 sierpnia 2015 roku. Oczywiście moje wyobrażenie Wiktora już jest, nie martwcie się :D praca ma zawierać wyraźną twarz naszego bohatera. Zobaczymy kogo rysunek będzie zawierać najbardziej podobną podobiznę Wiktora do mojej ^^ Pracę zwycięzcy oczywiście wstawię na bloga i napiszę dodatkowy rozdział z Jessicą i jej ulubioną postacią z opowiadania, lub ta osoba będzie mogła wyrazić swój pomysł na dalszą fabułę :)
Powodzenia ♥
Prace przesyłajcie mi na maila: natalianna172@gmail.com 

Rozdział CVII

  Wparowałam do pokoju jak burza. Na szczęście Kentina nie było, więc nie musiałam od razu wysłuchiwać jego "Gdzie byłaś?!", "Mogłaś chociaż list zostawić!", albo "Wiesz jak się martwiliśmy?!"
Tak, Ken wiem. Przepraszam. Więcej tak nie zrobię - dokładnie tak to będzie. I powiem to samo, chociaż wiem, że pewnie jeszcze nie raz stanę się źródłem zmartwień mojego przyjaciela. Biedny Ken.
Nie zastanawiając się długo, wzięłam z walizki swoje czyste rzeczy i od razu weszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Po dwudziestu minutach, odświeżona, w przetartych dżinsach i czarnej podkoszulce (brata) z logiem zespołu rockowego wyszłam z łazienki. Niestety, moje przeznaczenie już siedziało na moim łóżku i patrzyło na mnie morderczymi, zielonymi oczami. Miałam ochotę z powrotem wycofać się do bezpiecznej łazienki i uciec przez okno jak najdalej stąd. Zamiast tego przełknęłam nerwowo ślinę i starając się zachować spokój i pokładać w myślach logiczne wyjaśnienie całej sytuacji. Niespodziewane, jak w przeciągu zaledwie kilku sekund potrafiłam wymyślić przekonującą przemowę. Może powinnam startować na prezydenta?
- Gdzie byłaś? - spytał szatyn grobowym tonem, a moją wypowiedź szlag trafił, gdyż z przerażenia wyleciała mi z głowy. 
Nici z marzeń o prezydenckiej posadzie.
- Ja.. no.. ten.. Wcześniej wstałam i.. - zaczęłam się plątać. 
Kentin wstał z westchnieniem z miejsca, powoli do mnie podszedł i stanął tuż naprzeciwko mnie. Głos całkowicie mi zamarł, ponieważ na twarzy szatyna widniała chęć mordu. Poważnie, wyglądał tak, jakby chciał kogoś zamordować.
- Jessico - odezwał się głosem, jakiego jeszcze u niego nie słyszałam - Gdzie byłaś?
W gruncie rzeczy Kentin nie miał prawa się o nic wściekać. Żadnego prawa.
- Ken - powiedziałam. - Posłuchaj. Wstałam bardzo wcześnie rano i nie chciałam cię budzić, więc po prostu wyszłam się przejść.
Szatyn westchnął ciężko, a ja przyglądnęłam się uważniej jego zmęczonemu wyrazowi twarzy. Przeczesał dłonią rozczochrane włosy i powoli wszedł do łazienki. Kiedy tylko drzwi za nim się zamknęły, rzuciłam się na łóżko. Nie cieszyłam się jednak za długo błogim spokojem, bowiem po pięciu minutach mój telefon dał o sobie znać. Wstałam i odłączając go od ładowarki, odebrałam połączenie.
- Tak?
- Jess! - usłyszałam rozbawiony głos niebieskowłosego - Idziemy na sanki. Idziesz z nami? - starał się przekrzyczeć marudzącego w tle Armina.
- Nie na sanki, tylko naaaarty - sprostował do słuchawki Nataniel.
Spojrzałam z ciężkim sercem na zamknięte drzwi do łazienki.
- Z wielką chęcią - odparłam po dłuższej chwili - Dajcie mi dwadzieścia minut.
- Tak jest! - zaśmiał się Alexy, a po chwili w słuchawce zapanowała cisza.
Szybko odłożyłam telefon i podeszłam do drzwi, w których chwilę temu zniknął Kentin.
- Ken? - zapukałam delikatnie do drzwi - Ken, przepraszam.
Niestety, ze środka nie wydobył się żaden, nawet najmniejszy dźwięk.
- Słuchaj, idziemy na narty z Alexym i Natanielem. Idziesz z nami?
- Baw się dobrze - usłyszałam mruknięcie szatyna.
Prawdę mówiąc, zagotowało się we mnie. Mój przyjaciel zaczął zgrywać kogoś niedostępnego i w złości na mnie zamknął się w sobie. Nawet ledwo co odpowiadał. Nie wytrzymałam i walnęłam pięścią w drzwi.
- Co się z tobą do cholery dzieje? - warknęłam wściekła - Rozumiem, że się martwiłeś i tak dalej, ale hej! Nie mam pięciu lat! Jesteśmy przyjaciółmi, a ty nawet nie chcesz mi powiedzieć co cię dręczy. To boli, wiesz? Mam wrażenie, że straciłam twoje zaufanie. Tylko najgorsze jest to, że nie wiem jak! Wiesz jak się czuję? Wiesz?! - krzycząc te słowa, czułam jak bardzo ranię szatyna. Po chwili zorientowałam się, że moje policzki są całe mokre od łez. Przy okazji, Ken raczył wtedy wyjść z łazienki, a to, że zobaczył, że płaczę wprawiło mnie w jeszcze większą wściekłość na siebie i niego.
- Wiesz, czemu tak robię?! - on też krzyczał - Dlatego, że te pieprzone koszmary nie dają mi spać! Dlatego, że znikasz gdzieś, a ja się martwię! Dlatego, że umawiasz się z kimś innym! Dlatego, że zrobiłem coś niewybaczalnego! 
Był wściekły. Pewnie nie mniej niż ja.
- To dlaczego nie dałeś sobie pomóc? Przecież jesteśmy przyjaciółmi..
- Właśnie dlatego - przerwał mi - że jesteśmy przyjaciółmi - mruknął już spokojniej, a jednak nadal był zły.
Nie wiedziałam już kompletnie o co może mu chodzić. Byłam zmęczona, załamana, a w dodatku po moich policzkach nieustannie leciały łzy, a ja nie mogłam ich powstrzymać.
- Więc przepraszam, że jesteś kimś ważnym w moim życiu - powiedziałam, jakby nie swoim głosem, a słowa same cisnęły mi się na usta - Jeżeli tak bardzo ci to przeszkadza, to możemy to zmienić. 
Odwróciłam się na pięcie i po prostu wyszłam. Błąkając się po korytarzu, napisałam do niebieskowłosego, że jednak nie dam rady z nimi iść, za co go przepraszam. Mój humor był tak fatalny, że nawet Alexy nie mógłby go naprawić. Zanim zdążyłam się zorientować gdzie idę, już byłam na najwyższym piętrze i zmierzałam do pokoju, w którym mogłam odciąć się od wszystkich problemów. Zamknęłam drzwi z trzaskiem i padłam zmęczona na fotel.
- Księżniczko, czemu płaczesz? - usłyszałam znajomy głos za plecami, a zaraz potem ktoś zaczął delikatnie głaskać mnie po włosach. Odwróciłam się i zobaczyłam lekko uśmiechniętą twarz Wiktora. Ale zamiast się przerazić się lub wkurzyć, jak to miałam w zwyczaju, zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Nawet nie miałam tyle siły, żeby go teraz wygonić. Potrzebowałam teraz kogoś przy sobie, a Wiktor kolorem włosów przypominał mi Lysandra, którego teraz mi brakowało. Poza tym, wewnątrz siebie czułam, że nie mogę się go od tak pozbyć, bo on wraca.
- No już, już, spokojnie - mówił do mnie cichym, kojącym głosem - Kentin nigdy nie umiał docenić twojej przyjaźni. Zachowuje się jak zwierzak, ciągle chce od ciebie więcej i więcej. Nie rozumie, że twoja łaskawość skończyła się na etapie przyjaciół - powiedział, a ja zamarłam. Skąd miał świadomość tego, co mnie dręczy?
- Skąd to wiesz? - spojrzałam z niedowierzaniem na chłopaka.
- Przecież jesteśmy połówkami tego samego jabłka, a nasza dusza jest jedna, lecz podzielona na dwie. Czuję to samo, co ty - powiedział ze smutnym uśmiechem na ustach - Podpisując moje przeznaczenie podjąłem się tego.
- Ale czego? - nie rozumiałam w ogóle jego wypowiedzi.
- Ciii.. Już o tym nie myśl - pocałował mnie w czubek głowy - Niedługo poznasz całą prawdę.
- Wiesz może, co tak dręczy Kena? - spytałam, patrząc przed siebie, ale czułam jak stojący za mną Wiktor uśmiecha się lekko.
- Wiem. Ale nie chciałbym się mieszać pomiędzy was. Niech on ci sam powie.
- To zamiast tego powiedz mi, kim jesteś - odwróciłam głowę spoglądając wprost na jego oczy, które delikatnie zalśniły znajomą czerwienią.
Wiktor zamilkł na moment, a po chwili odezwał się ponuro:
- Jestem synem szatana - uśmiechnął się smutno, a ja poczułam w tej samej chwili rozdzierające uczucie osamotnienia.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział CVI

    Przepraszam, ale musiałam wstawić ten rozdział jeszcze raz, bo coś tam mi się poknociło, nawet nie wiem, jak to opisać :/ Także przepraszam bardzo i osoby które skomentowały wcześniej nie muszą pisać drugi raz tych samych komentarzy, naprawdę doceniam wasze słowa a to moja wina, że ich nie ma, więc przepraszam ;-;
------------------------------------------------------------------------------
      Tępy ból głowy przyczynił się w znacznym stopniu do obudzenia mnie. Otworzyłam niepewnie oczy mając świadomość, że znajduję się na czymś miękkim. Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu z ulgą stwierdzając, że to ten sam hotelowy pokój, który wynajął Lysander. Westchnęłam ciężko i starając przypomnieć sobie co się dokładnie wydarzyło wstałam z łóżka. Jednak coś było nie tak. W pomieszczeniu panował chłód, a żadne z okien nie było otwarte. W dodatku miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje..
- Nareszcie księżniczka raczyła wstać - usłyszałam znajomy głos za plecami. Odwróciłam się jak poparzona szukając wzrokiem właściciela głosu.
- Lys.. Ale mnie przestraszyłeś - westchnęłam z ulgą na widok białowłosego siedzącego na fotelu obok sofy z grubą książką w dłoni. Że też wcześniej go nie zauważyłam.
- Nieźle sobie pospałaś - spojrzał na zegarek - Już prawie pierwsza.
- Słucham? - z niedowierzaniem sięgnęłam ręką do kieszeni w poszukiwaniu telefonu, niestety nie znalazłam go. No tak, przecież zostawiłam go w pokoju moim i Kentina - Pewnie musieliście się nieźle o mnie martwić - westchnęłam głęboko, starając się nie myśleć o rozwścieczonej Rozalii.
- Jeśli miałbym oceniać, to Kentin wywołał największe zamieszanie - rzekł białowłosy z uśmiechem po dłuższym namyśle - Powiedziałem im, że pewnie wstałaś wcześniej i po prostu poszłaś się przejść. Wszyscy oprócz szatyna uwierzyli w tą wersję.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Kentin chyba nigdy nie zamierza się zmieniać. Pewnego dnia kiedy byliśmy młodsi, podczas zabawy w chowanego zasnęłam w naszym wspólnym domku na drzewie. On szukał, a ja postanowiłam schować się za prowizoryczną szafę. Ken tak długo mnie nie mógł mnie znaleźć, że znużona czekaniem po prostu zapadłam w sen. Swoim śmiechem obudziła mnie mama, która razem z tatą, Kenem i Eric'em szukała mnie po podwórku, bo szatyn zrobił taki raban po piętnastu minutach szukania, że nawet sąsiedzi przyłączyli się do moich poszukiwań.  Mój przyjaciel kiedy mnie zobaczył, oczywiście wybuchnął płaczem i nie chcąc mnie puścić ze swoich objęć przez najbliższe pół godziny, żalił mi się jak to on się bał że już nigdy mnie nie zobaczy. 
- Co się tak uśmiechasz? - z zamyślenia wyrwał mnie ciepły głos Lysandra.
- Nie wiem o czym mówisz - rumieniąc się lekko zarzuciłam na siebie swoją bluzę i spojrzałam za okno. Nagle uderzyły mnie dziwne myśli o tajemniczym Wiktorze. Obróciłam się wzrokiem poszukując wiklinowego kosza z kwiatami, niestety nie było go. W mieszkaniu już nie roznosił się zapach krwi ani słodkich róż. Czyżby to wszystko co się tutaj zdarzyło było tylko snem? Poczułam jak kropla potu powoli spływa po moim karku. Szybkim ruchem otarłam ją i spojrzałam na dłoń. Ku mojemu zaskoczeniu nie była ona mokra od potu tylko.. od krwi. Przez chwilę powietrze w pomieszczeniu było tak gęste, że nie mogłam oddychać.
- Jessico, stało się coś? - usłyszałam jakby zza szyby głos Lysandra, ale nie zwracając na to uwagi po prostu wybiegłam z pokoju zatrzymując się dopiero w windzie. Nacisnęłam swoje czwarte piętro i z bijącym sercem odwróciłam się do lustra. Drżącymi dłońmi odgarnęłam włosy z karku przyglądając się z uwagą swojej bladej teraz skórze. Z głębokiego draśnięcia na mojej szyi powoli sączyła się krew. 
- Wybacz za tą niewielką ranę - ciszy szept tuż nad moim uchem sprawił, że podskoczyłam chyba ze trzy metry w górę z przerażenia. 
Obok mnie, w czarnej bluzie z kapturem stał nikt inny, tylko Wiktor. Nie mogąc wydusić z siebie słowa stałam tylko jak ten kołek przed nim wpatrując się w jego srebrne oczy, które teraz działały na mnie uspokajająco. Chłopak z tajemniczym uśmiechem, delikatnie zbliżył dłoń do mnie i z uśmiechem na ustach przejechał nią po mojej szyi dokładnie w miejscu z którego sączyła się krew. Jego dotyk był zimny, ale o dziwo zaczęłam się rozluźniać. Kiedy zabrał rękę z niedowierzaniem zerknęłam do lustra i dotknęłam tego samego miejsca. 
Krew już nie płynęła. 
Jedyną pozostałością po mojej dość głębokiej ranie była prawie niewidoczna blizna. Wróciłam spojrzeniem do chłopaka.
- Czym ty jesteś? - wydusiłam z siebie.
Wiktor uśmiechnął się pod nosem i dotknął z czułością mojego policzka. Chciałam się odsunąć, zrobić cokolwiek, ale niestety moje ciało odmówiło posłuszeństwa.
- Jestem twoim największym pragnieniem - wyszeptał tuż przy mojej twarzy - Niedługo sama się przekonasz.
Z niemocą osunęłam się na podłogę. Mimo tego byłam przytomna. Przytomna, ale nie przerażona. To dziwne, ale w tamtej chwili czułam tylko.. zaciekawienie.
- Co mi zrobiłeś? - próbowałam złapać go za rękaw bluzy, by się podnieść, niestety on kucnął obok mnie i złapał mnie za rękę.
- Zostawiłem po sobie ślad. Od teraz będziesz moja - powiedział cicho, a po chwili winda stanęła z nieprzyjemnym skrzypnięciem. Zamknęłam oczy starając się podnieść, co teraz wyszło mi bez najmniejszego problemu. Gdy z powrotem otworzyłam powieki - Wiktora nie było. O własnych siłach wybiegłam na korytarz kierując się do swojego pokoju. Czułam się dziwnie. Miałam nieodparte wrażenie, że.. coś mi zabrano. I że tego czegoś mi brakuje.
Tylko dziwne, że przy Wiktorze tego nie czułam.

Wielkie WOOW! ♥

  Kompletnie nie wiem, co mam napisać, wiem tylko, że chcę Wam wszystkim bardzo gorąco podziękować za 100 tysięcy wyświetleń! Jestem w tak wielkim szoku, że moje funkcje myślowe chyba na chwilę zwolniły z wrażenia. Żadne słowa nie są w stanie wyrazić mojej radości! Arigato wszystkim! Wiem, że nadal będę pisać, o to nie musicie się martwić.  Za to przepraszam, że czasami jest z opóźnieniem. Zawsze staram się jak mogę dodawać wszystko na czas. Tak więc, dziękuję także za waszą cierpliwość. Minęło około siedem miesięcy od wstawienia pierwszego wpisu. Nadal nie mogę uwierzyć, że moje pomysły mogą się komukolwiek podobać. Dziękuję Wam, jesteście najlepsi! ♥♥♥

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział CV

   Po krótkiej chwili winda nieprzyjemnie skrzypnęła oznajmiając mi, że jesteśmy na miejscu. Otworzyłam oczy i z rozleniwieniem wyszłam na długi korytarz. Drżąc pod wpływem zimnego powietrza, objęłam się ramionami i jak najszybciej przeszłam dystans dzielący mnie od pokoju. Wchodząc do środka westchnęłam głęboko i zamknęłam drzwi na klucz, tak na wszelki wypadek. Rozejrzawszy się po pokoju rzuciłam klucze na biurko po czym rozsiadłam się wygodnie na skórzanej sofie. Nie miałam najmniejszego pojęcia co mogłabym robić dla zabicia czasu. Moi przyjaciele z pewnością będą długo spać, to straszne śpiochy, włącznie ze mną. Tylko akurat dzisiaj nie wiem, co się mi stało. Siedziałam więc tak wpatrując się bezmyślnie w biały sufit, kiedy nagle coś zaczęło stukać za oknem. Podskoczyłam przerażona i natychmiast usiadłam ze wzrokiem wlepionym w okno. Na szczęście nie zauważyłam tam nic niepokojącego, ale ten dźwięk na pewno nie był złudzeniem. A może to ze zmęczenia..?
Westchnęłam ciężko i położyłam się z powrotem na sofę. Zmrużyłam oczy w nadziei, że może w końcu uda mi się zasnąć, niestety nic z tego. Długo wierciłam się z boku na bok, aż w końcu lekko zdenerwowana wstałam i włączając sobie przyjemną muzykę podeszłam do mini kuchni w rogu pokoju, żeby zrobić ciepłe kakao na uspokojenie. Już pogodziłam się z myślą, że jednak nie zasnę. Trochę pokręciłam się po pokoju zanim mleko mi się zagrzało. Właśnie miałam nalewać napoju do kubka, kiedy moje nozdrza znów uderzyła lepka woń krwi i słodkiej róży. Puls nieznacznie mi przyspieszył, jednak starałam się to jakoś logicznie wytłumaczyć. Kiedy z kubkiem w ręku podeszłam do sofy zapach nasilił się. Odwróciłam się w stronę drzwi i moją uwagę przykuło coś czerwonego na biurku na którym położyłam klucze. Podeszłam bliżej i dosłownie zamarłam. Właśnie tam, najspokojniej w świecie, leżała krwisto czerwona róża, której nie było gdy kładłam klucze. W panice sprawdziłam drzwi - były zamknięte. Wzięłam kwiat do ręki i przyjrzałam mu się bliżej szukając na nim czegokolwiek dziwnego. Na szczęście nie był umazany krwią, ale jej zapach nadal unosił się w powietrzu. Nagle poczułam lekki, przyjemny podmuch chłodnego wiatru. Automatycznie odwróciłam się sprawdzając, czy okna nie są otwarte. 
Były zamknięte.
W tym momencie ktoś cicho zapukał do drzwi. Podeszłam do nich i położyłam dłoń na klamce.
- Kto tam? - spytałam naiwnie wierząc, że to może hotelowy boy, lub Lysander wstał wcześniej. Nigdy nic nie wiadomo. Jednak nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Zerknęłam ostrożnie przez wizjer, mimo to nikogo nie zauważyłam. Powoli otworzyłam drzwi i lekko wychyliłam się zza nich, dokładnie rozglądając się po korytarzu w poszukiwaniu jakichkolwiek znaków życia. Niestety - nic. Wyszłam z pokoju chcąc się jeszcze trochę rozejrzeć, kiedy nagle na mojej drodze coś stanęło. Potykając się o to, boleśnie upadłam na tylną część swojego ciała.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam nad sobą głęboki męski głos. Spojrzałam w górę na właściciela głosu, którym okazał się.. białowłosy chłopak o intensywnie szarych oczach, który w tym momencie przyjacielsko wyciągał do mnie bladą dłoń.
- Nie, wszystko w porządku - chwyciłam jego rękę i podniosłam się z podłogi - Zawsze masz takie zimne dłonie? - palnęłam, a gdy uświadomiłam sobie głupotę mojego pytania poczułam, jak policzki mi czerwienieją. Na szczęście nieznajomy tylko zaśmiał się cicho.
- Słabe krążenie - wyjaśnił.
- Przepraszam za moje pytanie - spuściłam wzrok.
- Nic się nie dzieje - uśmiechnął się delikatnie - Widzę, że masz jakiegoś cichego wielbiciela - odparł, patrząc na coś za mną. Podążyłam za jego wzrokiem napotykając rzecz o którą się potknęłam. Okazał się być nią wielki wiklinowy kosz wypełniony po brzegi czerwonymi różami.
- Nie zauważyłam tego - mruknęłam kucając przy prezencie. Miałam nadzieję znaleźć jakąkolwiek karteczkę, niestety nic tam nie było - Nie widziałeś kogoś po drodze? - spytałam spoglądając na chłopaka.
- Niestety nie - pokiwał przecząco głową, a ja zamyśliłam się na moment - Wybacz mi moje maniery. Jestem Wiktor - ukłonił się nisko, a jego srebrne kosmyki delikatnie opadły na twarz.
- Miło mi, Jessica - podałam mu rękę, a on lekko musnął ją swoimi ustami patrząc mi prosto w oczy. Miałam nieodparte wrażenie, że to to samo tajemnicze spojrzenie, które spotkałam poprzedniego wieczoru. Zmrużyłam oczy starając się skupić nieskładne myśli.
Nagle poczułam się strasznie senna, a świat dokoła mnie zaczął się rozmazywać i tracić swoje kolory. Nie wiedziałam co się dzieje. Pamiętam jeszcze jak Wiktor wziął mnie z łatwością na ręce i wniósł do pokoju. 
- Dobranoc Jessico - usłyszałam jego szept tuż nad uchem, po czym dosłownie odpłynęłam w krainę pełną.. krwi.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział CIV

  Obudziłam się w środku nocy zalana potem. Byłam tak przerażona wizjami, które zobaczyłam we śnie, że bałam się z powrotem zamknąć oczy by nie przyszły do mnie po raz kolejny. Usiadłam na łóżku i pierwsze na co spojrzałam to okno. Na szczęście nie było za nim żadnych cieni, czy niepokojących postaci. Starając się wyrównać oddech, powoli przypominałam sobie co się działo w moim śnie. Niestety, jedyne co w tym momencie mogłam sobie przypomnieć to krew. Mnóstwo krwi. Kiedy zamknęłam oczy starając się odpędzić od siebie te wizje, poczułam jej zapach. Mdły, lekko metalowy i dławiący połączony z delikatnym i słodkim zapachem róż. Otworzyłam oczy pewna, że pod moim łóżkiem leży coś bardzo zakrwawionego. Delikatnie opuściłam głowę, przy okazji przyświecając sobie telefonem. Miałam wrażenie, że bicie mojego serca zaraz obudzi śpiącego obok Kentina. Spojrzałam ostrożnie.. Na szczęście niczego tam nie znalazłam. Odetchnęłam z ulgą i z powrotem usiadłam na swoim łóżku. Nadal byłam zbyt przerażona, by spać. I wciąż czułam tę lepką ciecz na dłoniach.

     Zerwałam się z łóżka bardzo wcześnie, kiedy tylko słońce zaczęło się delikatnie wychylać zza horyzontu. Do samego rana nie mogłam zasnąć, więc po prostu siedziałam na łóżku oparta o poduszkę z nogami podwiniętymi pod siebie. Teraz lekko bolał mnie kark, ale na szczęście nie przeszkadzało mi to zbytnio, więc odchyliłam lekko głowę raz w jedną raz w drugą stronę i powoli podniosłam się z miejsca. Kentin spał jeszcze smacznie. Spojrzałam na niego i mimowolnie uśmiechnęłam się, po czym szybko zarzuciłam na siebie jakieś ubranie i zbiegłam na pierwsze piętro do bufetu. W brzuchu niesamowicie mi burczało, a gdy poczułam wokół ten pyszny zapach świeżego chleba i porannej kawy.. Natychmiast poleciałam do kasy zamówić sobie ze dwie duże kanapki z wszystkim co się dało i kubek porządnej kawy, która mogłaby mnie postawić na nogi. 
Po zapłaceniu wzięłam talerz i usiadłam przy stoliku najdalej oddalonym od ludzi. Szczerze, nie przepadałam za tymi spojrzeniami wszystkich w moją stronę. Nawet jeżeli nikt się nie patrzył, to ja i tak miałam nieodparte wrażenie, że czuję na sobie czyjś wzrok. Dlatego wolałam siedzieć w kącie i zostać "anonimowa". Szybko pochłonęłam obie kanapki i z rozleniwieniem piłam ciepły napój przyglądając się wszystkim dookoła. Nagle coś przykuło moją uwagę. Przede mną stał chłopak w mniej więcej moim wieku, odwrócony do mnie plecami. Jednak to, co sprawiło, że serce podskoczyło mi do gardła to jego włosy. Włosy w kolorze srebrzystego śniegu. Nie mogłam oderwać wzroku od tajemniczego nieznajomego, który przypominał.. Tego kogoś z wczoraj. Nagle chłopak zaczął się powoli odwracać. Wstrzymałam oddech pewna, że teraz zobaczę te czerwone oczy. Byłam tak osłupiała, że nawet nie odwróciłam wzroku. Patrzył wprost na mnie ale.. jego oczy były w kolorze szarym, tym samym co jego włosy. Mimowolnie westchnęłam z ulgą, a jednak to nie dawało mi spokoju. Miałam wrażenie, że widzę w nich tę samą ciekawość i pewiem rodzaj lęku. Odwróciłam wzrok jako pierwsza, nie mogąc znieść świdrującego spojrzenia. Kiedy znów spojrzałam, chłopaka nie było. Szybko dokończyłam pić i jak najszybciej wróciłam do pokoju. Biegnąc po korytarzu czułam na sobie czyjś wzrok. Wparowałam do pokoju jak burza. Kentin jeszcze słodko spał. Na szczęście nie wiercił się i nie miał koszmarów jak wczoraj. Kamień spadł mi z serca. Cokolwiek to jest czym on się dręczy, najwidoczniej zdołał sobie odrobinę z tym poradzić. 
Położyłam się z powrotem na łóżku i spróbowałam jeszcze trochę się zdrzemnąć. Niestety, mimo zmęczenia, które mi dokuczało nie mogłam zmrużyć oka. To tak, jakby ktoś mnie zablokował. Czułam, że długo tak nie wytrzymam. Myśli krążyły w mojej głowie nieustannie. Problem mojego przyjaciela i tajemnicza zjawa zeszłej nocy.. Kiedy próbowałam logicznie to sobie wytłumaczyć, w skroniach zaczynało mi pulsować. W końcu dałam sobie z tym spokój i wstałam z łóżka. W tym momencie telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować. Wyciągnęłam go jednym ruchem ręki, ale na podłogę jeszcze coś upadło. Schyliłam się - to były klucze do pokoju mojego i Lysa. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie jego ciepłych oczu i schowałam je z powrotem do tylnej kieszeni spodni. Telefon, okazało się, że jest na wyczerpaniu, a wibracjami chciał mi to po prostu uświadomić. Podpięłam go więc do ładowarki, a sama ostrożnie, żeby nie obudzić szatyna, wyszłam z pokoju. Powoli przemierzałam długi korytarz wciąż nie mogąc się nadziwić luksusowym wystrojem tego hotelu. W końcu dotarłam na sam koniec. Wsiadłam do windy i nacisnęłam dwunastkę, a ona głuchym skrzypnięciem ruszyła w górę. Uśmiechnęłam się pod nosem i z westchnieniem oparłam się o metalową ścianę.

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział CXIII

   Wykończona po wojnie, jeszcze na chwilę zostałam by pośmiać się z chłopakami a około godziny dziesiątej wróciłam do swojego hotelowego pokoju. Byłam w świetnym humorze, kiedy jednak przypomniałam sobie niedawną rozmowę z szatynem.. Mój humor jakby gdzieś odleciał. Westchnęłam ciężko i weszłam do środka. Chłopak siedział na moim łóżku ze wzrokiem wlepionym w okno. Był odwrócony do mnie plecami, więc nawet nie miałam pewności, czy usłyszał jak weszłam. 
- Kentin, w porządku? - spytałam cicho, podchodząc do niego bliżej.
- Tak, w jak najlepszym - odparł niby normalnie, a jednak miał ciut zniekształcony głos. Usiadłam obok i przyjrzałam się mu dokładnie.
- Wiem, że coś jest nie tak - przytuliłam go mocno, opierając głowę na jego ramieniu. Zawsze tak robiłam, gdy miał zły nastrój, lub dzieciaki w szkole znowu go wyśmiały. Chłopak podniósł rękę i objął mnie w pasie.
- Masz czasem wrażenie, że wszystko co kochasz jest jakby takie.. nieosiągalne? Niby to coś jest tuż przy tobie, a jednak nie możesz tego mieć na własność - powiedział, wpatrując się w gwiazdy migoczące nad stokiem.
Zamyśliłam się na moment nad jego pytaniem.
- Tak - odparłam po dłuższej chwili zastanowienia.
- Więc mniej więcej powinnaś wiedzieć, co teraz czuję - westchnął ciężko i podniósł się z łóżka - Zapomnijmy o tej rozmowie - powiedział chłodno i.. wyszedł. Byłam w lekkim szoku po jego reakcji ale postanowiłam nie iść za nim. Najwidoczniej chce sobie poradzić sam ze swoimi problemami. Ale chyba zapomniał do czego służy przyjaciel. Podniosłam się z miejsca, by przebrać się w piżamę i aż zadygotałam. W pokoju zrobiło się straszliwie zimno. Mimowolnie objęłam się ramionami pewna, że któreś z okien jest otwarte i po prostu zrobił się przewiew. Nagle coś boleśnie ukłuło mnie w klatce piersiowej. Próbując złapać oddech zachwiałam się i z powrotem upadłam na łóżko. Wtedy kątem oka dostrzegłam jakiś ruch za oknem. Mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę i zamarłam. Wśród jasno święcących gwiazd mignął mi ludzkiej postaci czarny cień. Serce podeszło mi do gardła. Zamknęłam oczy wmawiając sobie, że to wszystko mi się zdawało. Kiedy je otworzyłam na zewnątrz nie było nikogo. Westchnęłam z ulgą, a jednak serce nadal nie chciało się uspokoić. Otrząsnęłam się z szoku, wzięłam ze sobą ręcznik i poszłam do łazienki wziąć sobie długą, relaksacyjną kąpiel.

Po około godzinie byłam już gotowa. Wyszłam z łazienki ubrana w swoją ulubioną piżamę, czyli niebieskie szorty i ciut za duży biały podkoszulek pożyczony od brata jakiś rok temu. Do teraz mu nie oddałam.
W każdym razie, wyszłam z łazienki i rozglądnęłam się dokładnie po pokoju. Kentina jeszcze nie było, więc lekko rozczarowana usiadłam na swoim łóżku twarzą do okna. Zaczęłam rozmyślać, dlaczego Ken ostatnio tak dziwnie się zachowuje. Nie podlega dyskusji, że coś go dręczy. I jeszcze ta jego dziwna wypowiedź.. nie mogłam za nic w świecie posklejać wszystkiego w jedno. Nagle poczułam ostre pulsowanie w głowie i aż skręciłam się z bólu. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Kiedy podniosłam wzrok.. za oknem ujrzałam krwistoczerwone święcące oczy wpatrujące się wprost we mnie. Srebrne, lśniące włosy opadały mu pojedynczymi kosmykami na twarz. To był chłopak. Lekko skrzywił głowę w bok, jakby mi się przyglądał. Byłam tak przerażona, że nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Nasz pokój był tak wysoko, że żaden normalny człowiek by tutaj nie wszedł. Mrugnęłam parę razy pewna, że to znowu jakieś moje przywidzenie. Jednak choćbym nie wiem jak się starała, ta istota wciąż tam była. Nagle usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi i wtedy postać zniknęła. W skroniach jeszcze raz poczułam lekkie pulsowanie, po czym wszystko ustało.
- Jestem - usłyszałam mruknięcie Kentina, jednak nadal nie mogłam oderwać wzroku od miejsca w którym było to coś. Byłam przerażona, a serce łomotało niespokojnie w mojej piersi.
- Jess, wszystko w porządku..? - usłyszałam za sobą, a zaraz potem ktoś dotknął mojego ramienia. Wzdrygnęłam się i oderwałam wzrok od okna.
- Tak, w porządku - wydusiłam zachrypniętym głosem. Szatyn usiadł obok mnie i delikatnie pogłaskał mnie po policzku.
- Jesteś strasznie blada - mruknął marszcząc brwi, po czym dotknął mojego czoła - I masz gorączkę.
- To nic takiego - odchrząknęłam - Pójdę już się położyć.
Nie czekając na jego odpowiedź wskoczyłam do łóżka i opatuliłam się szczelnie kołdrą. To co widziałam za oknem to zapewne sprawa gorączki. Odetchnęłam z ulgą odwracając się twarzą do okna. Tylko dlaczego moje serce nadal niespokojnie biło? 
Kentin westchnął ciężko i wstał z miejsca. Przez chwilę krzątał się po pokoju, a po kilku minutach usłyszałam jak kładzie się na swoim łóżku. Byłam odwrócona do niego plecami, jednak w wyobraźni widziałam dokładnie każdy jego ruch. W końcu kiedy jego oddech się wyrównał, rozluźniłam mięśnie i ułożyłam się wygodnie. Lecz kiedy zamknęłam oczy, znów widziałam to krwistoczerwone spojrzenie pełne ciekawości i lęku. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam w niespokojny sen.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział CXII

   - Co ja chciałem.. - zamyślił się na moment, a po chwili na jego twarzy wykwitły ledwo dostrzegalne rumieńce - To nic ważnego - mruknął, unikając mojego spojrzenia.
- Myślę, że jednak nie jest do końca tak jak mówisz - westchnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej podkulając pod siebie nogi - Kiedy wychodziłam, spałeś, ale mówiłeś coś przez sen..
- Mówiłem?! - prawie krzyknął, a jego oczy zrobiły się wielkie z przerażenia.
- Ciszej, bo Roza tu zaraz wparuje - skinęłam ręką i na moment wstrzymałam oddech starając się wyłapać jakichkolwiek znaków życia na korytarzu. Na szczęście było tam cicho jak makiem zasiał.
- Co mówiłem? - spytał już ciszej, mimo to w jego głosie dalej było słychać lekkie przerażenie. Czyżby mój najlepszy przyjaciel coś przede mną ukrywał? Przecież znamy się od lat, nigdy nie mieliśmy przed sobą żadnych sekretów. No, przynajmniej ja nie miałam, ale jak teraz widzę, to chyba nie działa w drugą stronę.
- Przepraszałeś mnie - odparłam zgodnie z prawdą, a twarz chłopaka zdawała się nabrać koloru purpury.
- A mówiłem za co? - wyszeptał zbielałymi wargami.
- Nie - rzuciłam wzruszając ramionami, a Kentin cicho westchnął z ulgą. Przyglądnęłam się mu dokładniej. Odkąd tu przyjechaliśmy zachowuje się dziwnie. Czyżby coś go dręczyło? Sądząc po jego zachowaniu, zapewne tak. Tylko dlaczego nie chce mi nic o tym powiedzieć? Czyżbym w jakiś sposób straciła jego zaufanie..?
***
Dureń, dureń, dureń ze mnie! Przecież nigdy nie gadałem przez sen! No, przynajmniej mama nic mi o tym nie wspominała. Jak mogłem popełnić taką gafę? Jestem totalnym idiotą. Teraz Jessica na pewno się czegoś domyśli. 
Pamiętam doskonale ten sen. Otaczała mnie ciemność, a wokół mnie krążyły jakieś białe zjawy. Nie mogłem dostrzec ich twarzy, ale pamiętam dokładnie uczucie strachu, które mi przy tym towarzyszyło. To było straszne. Czułem się jak w pułapce bez wyjścia. Nagle jedna z nich zatrzymała się i stanęła przede mną. To była kobieta. Przepiękna kobieta w bieli. Stała przede mną ze spuszczoną głową, a jej białe włosy delikatnie opadały na twarz. Nagle uderzyła mnie jej rozpacz. Było to tak bolesne, że zacząłem skręcać się z bólu oraz bezsilności po czym upadłem na kolana. W tym momencie dziewczyna podniosła głowę... Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś równie przerażającego. Jej twarz była wykrzywiona w złowieszczym uśmiechu, a puste oczodoły zdawały się patrzyć wprost na mnie.
- Ona ci nie wybaczy, nie wybaczy! - usłyszałem jej krzyk rozdzierający mnie od środka - Nie wybaczy ci tego! Jesteś niczym. Tak wykorzystać sytuację. Zboczeniec! - krążyła dokoła mnie powoli stawiając krok za krokiem i co chwilę wybuchała złowieszczym śmiechem - Jesteś śmieciem w jej oczach! Niczym więcej! 
Zasłoniłem uszy starając się nie patrzeć w twarz temu demonowi. 
- Jessico przepraszam! - krzyknąłem - Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Wybacz mi! - miotałem się po podłodze. Spojrzałem na swoje ręce, które w tym momencie zaczęły się dziwnie kleić i ujrzałem na nich krew. Rozpłakałem się.
- Kentin, spokojnie - usłyszałem nagle najsłodszy głos na świecie i mimowolnie spojrzałem w górę, z której spływał delikatny snop jasnego, ciepłego światła - Wybaczam ci.
Po tym zdaniu zalała mnie fala spokoju, a ja uświadomiłem sobie, że ten głos należy do najpiękniejszej dziewczyny na świecie. Podniosłem się z miejsca i powoli podszedłem w stronę zbawiennego promienia. Wszystkie zjawy, które chwilę temu mnie otaczały, nagle jakby zniknęły, a ja wciąż słyszałem jej słodki szept. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Jessico, kocham cię - wyszeptałem w stronę źródła głosu - I chcę o ciebie walczyć - zacisnąłem pięści.
I właśnie w tym momencie obudziłem się sam w pokoju.
Szczerze, cieszyłem się że nie wypowiedziałem na głos wszystkiego. Ale to i tak nie ułatwiało mojej sytuacji. Chciałbym w końcu móc jej powiedzieć. Już dawno temu uświadomiłem sobie, że nie mogę bez niej żyć. Teraz tylko cierpliwie czekam aż ona to sobie uświadomi. Sytuacja podwójnie się skomplikowała przez jej związek z Lysandrem. Mam nadzieję, że niedługo przekona się, że on nie jest jej pisany. Wiem, nie powinienem tak myśleć. Ale ja też mam uczucia...
***
- A więc? - ponagliłam go - Co chciałeś mi powiedzieć zanim Roza wparowała do pokoju?
Szatyn zmieszał się na moment i spojrzał w okno. Nadal milczał. Zdaje się, nie miał ochoty odpowiadać na moje pytanie. 
- Nie chcesz mówić, to nie - wzruszyłam ramionami, starając się zachowywać tak, jakby mnie to nie obchodziło - To ja idę sprawdzić jak sobie radzi reszta. Mam nadzieję, że Rozie już przeszło - westchnęłam podnosząc się z miejsca i kierując się w stronę wyjścia. 
- Jess, czekaj - usłyszałam głos szatyna w połowie drogi. Zatrzymałam się i powoli odwróciłam w jego stronę.
- Tak? 
- Ja.. - głos uwiązł mi w gardle - Nie ważne - mruknął zrezygnowany odwracając się z powrotem w stronę okna. Westchnęłam ciężko i wyszłam z pokoju, po czym ruszyłam w kierunku pokoju bliźniaków i Nataniela. Miałam nadzieję, że Alexy jak zwykle da radę chociaż trochę poprawić mój humor. Podeszłam do kremowych drzwi i lekko zastukałam.
- Proszę - ze środka wydobyło się pełne niezadowolenia mruknięcie Armina. Wstrzymując oddech weszłam do środka.
- Cześć - przywitałam się, zamykając za sobą drzwi. 
- Jessica! - jeszcze dobrze nie zdążyłam wejść, a od razu na szyję rzucił mi się Alexy - Tęskniliśmy za tobą - ścisnął mnie mocno.
- Przecież niedawno się widzieliśmy - zaśmiałam się. Tak jak myślałam, ledwo weszłam a moje samopoczucie zmieniło się o całe sto osiemdziesiąt stopni, a wystarczyło tylko trochę uśmiechu niebieskowłosego plus jego optymizm.
- A najbardziej tęsknił Armin - szepnął mi do ucha, a ja poczułam jak policzki lekko mi różowieją.
- To miłe z jego strony - uśmiechnęłam się i weszłam do wielkiego salonu. Przed sporych rozmiarów plazmą jak zwykle siedział nie kto inny jak sam Armin z padem w ręku.
- Siemasz Jess - uśmiechnął się na mój widok i włączył pauzę.
- Cześć - z kąta pokoju odezwał się Nataniel. Siedział w wielkim, czerwonym fotelu z jakąś książką w ręce.
- Hej wszystkim - powiedziałam, opadając na łóżko i rozglądnęłam się po pokoju, który był tak samo wielki i zapewne drogi jak każdy inny który wynajęliśmy.
Serio, nie chcę wiedzieć ile to wszystko kosztowało.
- Jess, grasz? - spytał brunet i nie czekając na moją odpowiedź rzucił mi jednego pada świecącego się na różowo. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jak ty mnie dobrze znasz - westchnęłam i usiadłam tuż obok niego na białym, puszystym dywanie - W co gramy? - podkuliłam pod siebie nogi.
- Wyjątkowo możesz ty wybrać - odparł z uśmiechem.
- A co tu mamy? - z zainteresowaniem spojrzałam na sporej wielkości kupkę gier.
- Wszystko - niebieskooki uśmiechnął się z dumą.
Zamyśliłam się na moment, starając się ogarnąć wzrokiem tytuły.
- Outlast - palnęłam bez namysłu. Już od dawna miałam ochotę zagrać w tą grę.
- Ale to jest na jedną osobę! - oburzył się brunet.
- Powiedziałeś, że mogę wybrać - powiedziałam udając oburzenie.
- Dokładnie tak było - poparł mnie Alexy, który znikąd pojawił się obok mnie.
- Zdrajca - ofuknął go Armin a my spojrzeliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem.
Na szczęście chłopak po dłuższych namowach się zgodził, więc graliśmy raz ja raz on. Alexy prawie cały czas siedział z poduszką na głowie bojąc się spojrzeć w stronę ekranu.
- No chodź tu grubasie! - zaśmiałam się, kiedy pewne potężniejszych rozmiarów monstrum nie mogło przecisnąć się za mną przez szafki.
- Ty, uważaj na doktorka! - krzyczał Armin.
- No i odcięło ci palce - wzruszyłam ramionami, kiedy nasz bohater się wykrwawiał - Nie umiesz grać frajerze - walnęłam go poduszką odzyskując pada.
- Ja nie umiem grać? - prychnął - Już ja ci pokażę..!
I od tych słów zaczęła się straszliwa wojna na poduszki.