Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

piątek, 31 lipca 2015

Rozdział CIX

    Kiedy się obudziłam, za oknem świeciło piękne słońce. Automatycznie zerknęłam na telefon. Spałam trochę ponad godzinę. Przeciągając się leniwie zrzuciłam z siebie koc i przetarłam zmęczone oczy. Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to Kentin. Spał na swoim łóżku, skulony i wiercił się niespokojnie, coś do siebie mamrocząc. Powoli podniosłam się z miejsca i podeszłam do niego. Ostrożnie usiadłam na jego łóżku tak, żeby czasem go nie obudzić, i delikatnie dotknęłam dłonią jego czoła. Było całe mokre od potu i ciepłe, ale na szczęście nie gorące, więc uspokoiłam się nieco. Właśnie miałam wstać i powoli odejść, kiedy nagle szatyn przestał się wiercić i westchnął głęboko. Myślałam, że się budzi, więc zamarłam w bezruchu.
- Jessico, przepraszam... - usłyszałam jego cichy szept - Jessico.. ja nie chciałem - mruknął trochę głośniej, a jego twarz wykrzywiła się w pełnym bólu grymasie. Postanowiłam przerwać ten jego koszmar.
- Kentin, Kentin! Obudź się - szturchnęłam go delikatnie, niestety szatyn dalej mamrotał przeprosiny pod nosem. Próbowałam obudzić go jeszcze parę razy, ale na moje nieszczęście spał bardzo głęboko. Westchnęłam ciężko i zaczęłam delikatnie głaskać go po włosach.
- Ken w porządku - szeptałam spokojnie - Wybaczam ci, nie martw się - starałam mówić się ciepło i kojąco.
Wyraz twarzy szatyna zaczął stopniowo łagodnieć.
- Przepraszam.. - usłyszałam ostatni raz, po czym jego mięśnie rozluźniły się. Głaskałam go dalej, dopóki jego oddech nie uspokoił się i nie wyrównał. Po krótkiej chwili na twarzy chłopaka pojawił się lekki uśmiech. Również uśmiechnęłam się pod nosem i z poczuciem dobrze wykonanej roboty podniosłam się z miejsca. Od razu skierowałam się w stronę łazienki, by trochę rozczesać włosy po mojej krótkiej drzemce, która sprawiła, że każdy mój włos żył własnym życiem i układał się jak chciał. Kiedy były już w miarę normalne, nałożyłam lekki makijaż, pomalowałam delikatnie rzęsy, przy okazji pisząc do Lysandra, że jestem już gotowa. Założyłam na siebie szarą bluzę z kapturem i jeszcze przed wyjściem napisałam Kentinowi karteczkę oznajmiającą, że na chwilkę wyszłam i wrócę niedługo. Naprawdę, tak słodko spał, że nie miałam serca go budzić. Nawet nie wiem, czy by się dało. 
Jeszcze raz spojrzałam w lustro, przeczesałam włosy palcami i wyszłam na korytarz. Pokój Kastiela i Lysandra był tuż naprzeciwko naszego, więc wystarczyło mi tylko przejść przez korytarz. Delikatnie zapukałam w proste, dębowe drzwi.
- Proszę - ze środka wydobył się jak zwykle ciepły głos białowłosego. Uśmiechając się pod nosem, weszłam do środka.
- No proszę, Kentinek już ci się znudził? - spytał Kastiel, który leżał rozłożony na wielkim łóżku z satynową, białą narzutą ze swoim czarnym Blackberry w ręku. Pozostawiłam jego złośliwą uwagę bez odpowiedzi i uważnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ich pokój był mniej więcej tak wielki jak nasz, pomalowany na czarno i biało. Na białej ścianie naprzeciwko drzwi były dwa mniejsze okna z fantazyjnie upiętą, delikatną, czarną firanką. W kącie stała dość spora, czarna, skórzana kanapa, a obok niej fotel z takiego samego materiału. Na samym środku pokoju leżała skóra z jakiegoś zwierzęcia, oczywiście w kolorze białym. Na przeciwległej do kanapy ściany wisiał wielki, plazmowy telewizor, a na suficie okrągły żyrandol. Obok telewizora stała dość sporych rozmiarów podświetlona półka z książkami, która przykuła moją uwagę. Natychmiast podeszłam w jej stronę i zaczęłam przyglądać się poszczególnym tytułom książek.
Były tu dzieła Suzanne Collins, Gayle Forman, Katarzyny Miszczuk, Meg Cabot, Stephena Kinga i wiele, wiele innych różnych autorów. Zaczęłam trochę żałować, że to nie my wzięliśmy ten pokój. Zapewne nie odchodziłabym od tej półki cały wieczór.
- Podoba ci się ten zbiór? - usłyszałam cichy, głęboki głos tuż nad swoim uchem i zaraz potem poczułam, jak czyjeś silne ramiona oplatają mnie delikatnie w talii. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jasne, że tak - oparłam głowę na twardej piersi Lysandra, który teraz położył brodę na czubku mojej głowy.
- Możesz tu przychodzić kiedy chcesz, wiesz o tym, prawda? Możemy poczytać razem - jego miękki i spokojny ton głosu działał na mnie kojąco.
- Skorzystam z zaproszenia - zaśmiałam się cicho. 
- Ja nadal tu jestem - usłyszałam pełny irytacji głos Kastiela, który nadal nie odrywał wzroku od telefonu.
- Och, wybacz. Nie zauważyłam cię - odparłam z rozbawieniem, a czerwonowłosy prychnął. 
Po kilku minutach razem z Lysandrem byliśmy już w małej, przytulnej kawiarence. Usiadłam wygodnie na jednym z foteli obok stolika przy oknie i spokojnie czekałam aż białowłosy złoży zamówienie: dla mnie czekoladowe latte a dla niego karmelowe macchiato. 
- Zaraz przyniosą - powiedział z uśmiechem, siadając naprzeciwko mnie - Nareszcie możemy spokojnie porozmawiać - westchnął z rozmarzeniem.
Uśmiechnęłam się lekko przyglądając mu się uważnie. Dokładnie pamiętam, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Nigdy nie przypuszczałam jednak, że to się tak skończy.
- Jessico, co myślisz o naszej kapeli? - spytał poważnie podpierając głowę na dłoniach - Każdy z nas mówi ci co mamy robić, a ja chciałbym znać twoje zdanie na ten temat.
Zaskoczył mnie lekko tym pytaniem, ale wzięłam głęboki oddech i spojrzałam za okno.
- Myślę, że mamy z tego świetną zabawę - uśmiechnęłam się.
Lysander, z zieloną apaszką wiszącą luźno na szyi i odpiętymi górnymi guzikami koszuli, podniósł rękę i przeczesał dłonią swoje jasne włosy. Właśnie w tej chwili ciemnowłosy, wysoki kelner przyniósł nasze napoje. 
Pogadaliśmy chwilkę. Lysander opowiedział mi trochę o sobie, trochę o Kastielu. Stwierdził, że nasz "buntownik" ostatnio zachowuje się bardzo dziwnie. Lysander nie chce mieszać się w jego sprawy, ale ma wrażenie, że coś go dręczy. Pocieszyłam go stwierdzając, że jak dla mnie Kas jest taki jak zwykle i nie zauważyłam niczego dziwnego w jego zachowaniu. Pominęłam oczywiście jego nachalność.
Po pół godzinie białowłosy z tajemniczym uśmiechem na ustach zaproponował mały spacer po hotelu. Lekko zdziwiona tak nagłym zaproszeniem, zgodziłam się. Białowłosy kulturalnie zapłacił za nas i powoli wyszliśmy z kafejki.
- Gdzie idziemy? - spytałam zaciekawiona.
- Przejść się. W kafejce było strasznie nudno - uśmiechnął się wesoło, co do niego nie pasowało. Na jego twarzy zawsze malował się spokojny, melancholijny uśmiech, a tym razem był on pełen energii. Prawie taki sam jak ten, który pojawia się u niego kiedy śpiewa. Moje serce oblała fala ciepła. Wsiedliśmy do pustej windy, a Lys nacisnął dwunaste piętro. Zdusiłam w sobie pytanie, które niemiłosiernie cisnęło mi się na usta i westchnęłam ciężko. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie on mnie ciągnął. Po chwili winda stanęła i jej wielkie, metalowe drzwi powoli otworzyły się. Byliśmy na miejscu..

Twórczość mnie męczy :D 
Zapraszam również do nowo dodanej zakładki "Bohaterowie", żeby dowiedzieć się czegoś więcej o swoich ulubionych postaciach ^^ 
Pozdrawiam ♥

czwartek, 30 lipca 2015

~Rozdział speszjalny~

   Kiedy to usłyszałem, nie mogłem za nic w świecie uwierzyć. Byłem pewny, że Jessica wybierze Lysandra, a mi pozostanie pokój z Kastielem. Szczerze, nienawidziłem go z całego serca, ale cóż poradzić? Jeżeli spalibyśmy dodatkowo w jednym hotelowym pokoju, to któryś z nas na pewno rano byłby martwy. Ale stało się inaczej.
Tuż po wejściu do NASZEGO pokoju rzuciłem walizki w kąt, oparłem się o ścianę i schowałem twarz w dłoniach. Byłem w szoku. Ale uczucie szczęścia, które mnie teraz przepełniało było większe. Chciałem skakać pod sam sufit. Serce łomotało niespokojnie w mojej piersi, a po głowie tłukło mi się jedno pytanie: I co teraz? Na jej urodzinach w końcu zebrałem się na odwagę, żeby jej powiedzieć. Chciałem w końcu to z siebie wyrzucić. Wiem, to nieuczciwe, ona przecież jest z Lysandrem i nie ma opcji, żeby zwróciła na mnie swoją uwagę. Byłem dla niej jedynie przyjacielem, prawda? Udało mi się przekonać samego siebie do milczenia. Nie chcę psuć naszych relacji, jeżeli ona nie odwzajemni tych uczuć, a wiem, że tak będzie. Tylko, że teraz ona właśnie mnie wybrała. Nie Lysandra, tylko mnie. Dlaczego to zrobiła? Ze współczucia, żebym tylko nie był w pokoju z Kastielem, czy może jednak moje uczucia w końcu do niej dotarły? Mam zamiar się przekonać. Jeszcze nie mam pojęcia jak, ale to zrobię. I to jeszcze w ten tydzień. Sytuacja niezwykle nam sprzyja, gdyż jesteśmy razem w pokoju. Teraz tylko głęboki wdech na uspokojenie.
W tym momencie usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi i do pokoju weszła moja współlokatorka. Spojrzałem na nią. Miała lekko zaczerwienione policzki i zmieszany wyraz twarzy. Wyglądała tak niewinnie i słodko, że nie mogłem się powstrzymać.
- Jess, jesteś niesamowita! - krzyknąłem, bo już nie mogłem opanować swojej radości i dosłownie rzuciłem się na nią przytulając mocno. W moich ramionach wydawała się taka malutka i krucha. 
- Kentin dusisz mnie - usłyszałem. Podziałało to jak chluśnięcie wody w twarz. Natychmiast się odsunąłem.
- Ups, przepraszam - uśmiechnąłem się przepraszająco. Jessica spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem. Chyba lekko się zamyśliła. Nie wiem, o czym myślała, ale to musiały być przyjemne myśli.
- Jessico, wszystko w porządku? - spytałem, próbując ją wyrwać z tego zamyślenia. Dziewczyna mrugnęła parę razy i zarumieniła się lekko. Bicie mojego serca znów przyspieszyło.
- Tak, wszystko okej - uśmiechnęła się - Obejrzyjmy pokój?
- No pewnie - odwzajemniłem uśmiech.
Zaraz potem do naszego pokoju bezczelnie wszedł Kastiel. Wyszedłem do łazienki, żeby móc nie patrzeć na ten jego obrzydliwy wyraz twarzy. Każda cząstka mojego ciała czuła do niego niechęć. Nienawidziłem go z całej duszy. Między innymi dlatego, że tak bardzo dobierał się do Jessici. Oparłem ręce o umywalkę i przepłukałem twarz parę razy wodą, by się trochę uspokoić. Zamknąłem oczy i pod powiekami automatycznie pojawiła mi się ta słodka zarumieniona twarzyczka. Chlusnąłem sobie jeszcze raz porządnie, żeby to odeszło. Niestety, jeżeli ona dalej będzie taka w stosunku do mnie, to niedługo nie będę mógł już się powstrzymać. A nie chcę tego. Bardzo lubię Lysandra i nie chcę sprawić mu zawodu. Któregoś dnia, kiedy Dake kręcił się koło niej, białowłosy podszedł do mnie na przewie i powiedział, żebym opiekował się Jess. Przyrzekłem mu wtedy, że za nic w świecie nie pozwolę zrobić jej krzywdy. Zaufał mi. I nie chcę go teraz zawieść. Jednak już nie wytrzymuję tego. Boję się, że któregoś dnia mogę zrobić coś bardzo głupiego. 
Zaraz po wyjściu tego debila z pokoju, Jessica dostała nagłego ataku śmiechu. W przeszłości to uwielbiałem. I do teraz to kocham. Ta dziewczyna potrafi się śmiać w najmniej oczekiwanej sytuacji, czym zawsze mnie zaskakiwała. Nawet nie wiem kiedy udzielił mi się ten jej nastrój. Nie wiem też, jak poduszka znalazła się w mojej ręce. Wiem tylko, że po całej wojnie byliśmy ledwo żywi. Moja przyjaciółka padła zmęczona na swoje łóżko obok okna i niemal natychmiast zasnęła. Westchnąłem ciężko i szybko pozbierałem porozrzucane poduszki. Kiedy już skończyłem, również chciałem się położyć, jednak nie mogąc się powstrzymać, spojrzałem na nią. Serce dosłownie chciało wyskoczyć z mojej piersi a oddech przyspieszył. Spała słodko i wyglądała teraz tak niewinnie i uroczo. Nie, nie mogłem. A jednak. Powoli zbliżyłem swoją twarz do jej i delikatnie musnąłem ustami jej ciepłych ust. Miałem wrażenie, że po całym ciele przeszedł mi prąd. Jessica sapnęła cicho i lekko drgnęła. Wstrzymałem oddech, ale na szczęście nie obudziła się. Pocałowałem ją ponownie tym razem dłużej. Tak bardzo tego pragnąłem. Ciepłe usta, delikatna, blada skóra, nierówny oddech, miękkie, jedwabiste włosy.. Wszystko. Chciałem mieć ją na własność. Na szczęście oprzytomniałem szybko. Oddaliłem się cicho od jej łóżka i delikatnie położyłem się obok na swoim. Zmęczenie przeszło jak ręką odjął. Leżałem tak, wpatrzony w sufit i zastanawiałem się, co ja do cholery robię. Muszę to wszystko przemyśleć. Było mi wstyd za to, co zrobiłem. Wykorzystałem sytuację. Nie jestem dość dobry, by móc nazwać siebie mężczyzną. Skuliłem się na łóżku i dręczony wyrzutami sumienia też powoli odpłynąłem w sen.
----------------------------------------------------------------------------
Witam, witam! Dziękuję wszystkim za prawie 85 tys. wyświetleń! Wielkie WOW dla was. Jesteście najlepsi. I dziękuję też za te motywujące komentarze!! To dzięki wam jeszcze mam siłę pisać i wymyślać nowe historie. A wierzcie mi, teraz naprawdę mam tak wiele pomysłów na fabułę.. Nie wiem, co mi się stało :D Mam nadzieję, że was nie zanudzę ^^
                                                 
A tutaj Jessica i Eric w wersji chibi. Pozdrawiam ciepło, trzymajcie się! ♥

środa, 29 lipca 2015

Rozdział CVIII

  Chłopcy popatrzyli na mnie w napięciu. Powoli wciągnęłam powietrze do płuc i wypuściłam.
- Nat, czy mógłbyś dzielić pokój z bliźniakami? - uśmiechnęłam się do blondyna, na którego twarzy po moich słowach mignął lekki cień rozczarowania.
Nie wyobrażałam sobie Nata i czerwonowłosego razem w pokoju, dlatego wolałam od razu ich rozdzielić.
- Jasne, nie ma sprawy - odparł pogodnie, a jednak w jego głosie dało się słyszeć nutkę sarkazmu. Nie wiem dlaczego chciał dzielić ze mną pokój. To trochę miłe, chciał bronić mnie przed Kastielem, ale mimo wszystko umiem radzić sobie z nim sama.
- Dzięki - rzuciłam, kiedy chłopak lekko podniósł swoje bagaże i skierował się do pokoju Armina i Alexy'ego.
- Proszę, uważaj na Kastiela - szepnął mi do ucha, kiedy mnie mijał. Był tak blisko mnie, że zastygłam w bezruchu, a po plecach przeleciał mi dreszcz. Kiedy drzwi zamknęły się za nim, odetchnęłam z ulgą.
- Jednak masz tą główkę na karku - czerwonowłosy uśmiechnął się szatańsko. Cudem powstrzymałam się od złośliwej odpowiedzi.
Spojrzałam na Kentina, który wyglądał na lekko zdenerwowanego. Miałam wrażenie, że bał się dzielenia pokoju z buntownikiem. Zrobiło mi się go szkoda.
- Kastiel będziesz z Lysandrem w pokoju - odparłam lekko. Uśmieszek, który przez chwilę błąkał się na ustach czerwonowłosego znikł bezpowrotnie. Wspaniałe uczucie.
- Czyli chcesz być w pokoju z tym.. - mruknął coś niezrozumiale pod nosem.
- Brawo Sherlocku - uniosłam brwi i zaplotłam ręce na piersi.
- Jednak nie jesteś aż taka domyślna. Cofam wcześniejsze słowa - prychnął i z resztką dumy podniósł swoje walizki, kierując się do pokoju obok. Lysander spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Kentin, masz klucze i idź się wypakuj - posłałam uśmiech do przyjaciela, który wciąż oszołomiony wziął swoje wraz z moimi walizkami i powoli wszedł do naszego pokoju.
- Przepraszam Lys - spojrzałam nieśmiało w stronę różnookiego, kiedy staliśmy już sami na korytarzu. Patrzył na mnie spokojnie, starałam się jednak odczytać jakieś emocje z jego twarzy, niestety bezskutecznie - Wolałabym być z tobą, ale ta dwójka nie lubi się za bardzo i pomyślałam..
- Dobra decyzja - przerwał i poczochrał mnie z czułością po włosach.
- Słucham..? - Przez chwilę myślałam, że żartuje sobie ze mnie. Spojrzałam na niego uważniej i dopiero teraz to dostrzegłam. Lekki uśmiech błąkający się nieśmiało na twarzy i wesołe iskierki w spojrzeniu. Ulżyło mi.
- Też o tym pomyślałem. Również wolałbym być z tobą, ale przecież Kentin to twój najbliższy przyjaciel, więc nie muszę być zazdrosny, prawda? - powiedział ciepło, głaskając mnie po policzku.
- Lysander, jesteś jedyny w swoim rodzaju - uśmiechnęłam się do białowłosego, który po chwili powoli przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie musnął swoimi ciepłymi ustami moich ust. Zadrżałam.
- W zamian za to zapraszam cię później do hotelowej kafejki na pierwszym piętrze. Chciałbym się w końcu móc tobą nacieszyć - szepnął mi do ucha i powoli wszedł do pokoju w którym chwilę temu znikł czerwonowłosy. Z bijącym sercem również wróciłam do siebie. Delikatnie zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie z westchnieniem ulgi.
- Jess jesteś niesamowita! - krzyknął szatyn i dosłownie rzucił się na mnie przytulając mocno. Chyba nawet trochę za mocno, ponieważ poczułam jak żebra niebezpiecznie wgniatają mi się w płuca.
- Kentin, dusisz mnie - wysapałam z trudem łapiąc powietrze.
- Ups, przepraszam - natychmiast odskoczył ode mnie i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Tym samym, którym obdarzał mnie codziennie, dzień w dzień od dnia wspólnej zabawy w piaskownicy aż do teraz. Może i zmienił się po szkole wojskowej. Może trochę wydoroślał, urósł, zmężniał. Ale dla mnie był tym samym Kenem którego poznałam czternaście lat temu.
- Jessico, wszystko w porządku..? - z zamyślenia wyrwał mnie pełen troski, ciepły głos szatyna. W tej chwili dotarło do mnie, że cały czas dziwnie mu się przyglądałam. Poczułam jak rumieniec bezczelnie zakrada się na moje policzki.
- Tak, wszystko okej - uśmiechnęłam się - Obejrzymy pokój?
- No pewnie - zawtórował mi.
Rozglądnęłam się dokładnie po pomieszczeniu w którym właśnie stałam. Przedsionek był pomalowany na biało, na ścianach wisiały obrazy. Podeszłam trochę dalej do naszego pokoju i zamarłam. Wielki pokój w odcieniu kremowym prezentował się wspaniale. Naprzeciwko wejścia było wielkie okno z przepiękną panoramą na góry, zasłaniała je delikatna firanka a po bokach wisiały satynowe, czarne zasłony. Tuż obok okna stały dwa duże łóżka z czarno-białą narzutą i poduszkami w tych samych kolorach. Obok każdego z łóżek stał malutki, drewniany stolik z nocną lampką a obok każdej z nich leżała jedna, piękna, krwistoczerwona róża, których zapach przyjemnie rozchodził się po pokoju. Na przeciwległej ścianie pod sufitem wisiała szeroka plazma. A jeśli chodzi o lampę.. No cóż, wyglądem bardziej przypominała żyrandol. Podeszłam bliżej do okna i poczułam coś niezwykle miękkiego i delikatnego pod stopami. Spojrzałam w dół na śnieżnobiały dywan i powoli przejechałam po nim stopą.
Jedno było pewne - pokój wyglądał na niezwykle nowoczesny i niezwykle drogi. Nie mam pojęcia jak to się mogło stać, przecież pokoje które zamówiłam miały być zwykłe, bez żadnych bajerów i tym podobnych.. Może się pomylili i dali przez przypadek inne pokoje? 
- Łał.. - usłyszałam pełne podziwu sapnięcie szatyna - Jessico, nigdy nie mówiłaś, że twoja ciotka jest tak bogata - uśmiechnął się.
- Ale.. - chciałam wytłumaczyć, jednak przerwało mi ciche pukanie.
- Proszę! - krzyknął wesoło Kentin, a kiedy zobaczył kto wchodzi do pokoju natychmiast zmarkotniał - Idę przemyć sobie twarz do łazienki - mruknął i już go nie było.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że będziesz spała w jednym pokoju z tym palantem - prychnął czerwonowłosy rozsiadając się wygodnie w wielkim fotelu tuż obok okna - Czemu patrzysz na mnie jakbyś zobaczyła ducha? - zdziwił się.
Faktycznie, nadal byłam nieco oszołomiona wyglądem naszych pokoi.
- Chyba pomylili nasze pokoje - powiedziałam w miarę spokojnie.
- Nie pomylili - Kastiel uśmiechnął się złośliwie - A co, nie podobają ci się?
- Są piękne, tylko zamawiałam inne i..
- No tak, ale zmieniłem naszą rejestrację i wybrałem jedne z lepszych - powiedział z dumą przekładając jedną nogę na drugą - Wiesz, matka niedawno dostała wypłatę i zaproponowała nam, żebyśmy wzięli najlepsze pokoje - wzruszył ramionami.
Miałam wrażenie, że jego słowa wprowadziły mnie w jeszcze większe skołowanie.
- Naprawdę? O mój Boże, musimy jej później podziękować! - westchnęłam - Ależ musiała się wykosztować.
- Spoko, luz, dla niej to nie było dużo. Większa część wypłaty pójdzie pewnie na te jej buty, którymi męczy ojca od początku miesiąca - parsknął śmiechem, a ja chyba doznałam największego szoku w moim życiu.
Nie chciałam wiedzieć, ile kosztują te buty.
- To miłe ze strony twojej mamy - uśmiechnęłam się i swobodnie usiadłam na łóżku naprzeciwko niego.
- Spoko, przekażę. A teraz, co? Zajmiemy się w końcu poważniejszymi rzeczami? - spojrzał na mnie ze złośliwym uśmieszkiem na ustach a w jego oczach dostrzegłam pożądanie.
- Chyba śnisz - zgasiłam jego zapał lodowatym tonem mojego głosu. Niestety, jak znam Kastiela, on się tak łatwo nie podda.
- Debil - usłyszeliśmy pełne dezaprobaty mruknięcie Kentina, który właśnie wyszedł z toalety - Mógłbyś już wyjść? Przeszkadza mi twoja obecność tutaj - miałam wrażenie, że w pokoju zrobiło się ciut zimniej. Ton głosu szatyna był jeszcze chłodniejszy niż mój własny. Muszę nad tym popracować, żeby dorównać Kentinowi.
- Nie przyszedłem do ciebie - mruknął buntownik.
- Kastiel, wyjdź. Chciałabym móc w spokoju odpocząć po podróży - westchnęłam ciężko.
Czerwonowłosy niezbyt dyskretnie zerknął na moje łóżko.
- Mogę ci potowarzyszyć. Będzie ciekawiej - zaśmiał się niskim, zmysłowym głosem. Wzdrygnęłam się i rzuciłam w niego poduszką. Niestety, uniknął mojego ataku.
- Wyjdź - powiedziałam z rozbawieniem.
Buntownik podniósł się z westchnieniem, podszedł do mnie powoli i czule pogłaskał mnie po policzku.
- Jeszcze tu wrócę - szepnął mi wprost do ucha. Mój kark owiał jego ciepły, miętowy oddech.
- Nie musisz - uśmiechnęłam się i odprowadziłam go do drzwi.
- Do zobaczenia niebawem, ma Julietto - tyle zdążył powiedzieć, zanim zamknęłam ze nim drzwi.
- Co za bezczelny człowiek - warknął zdenerwowany Kentin - Nie ma za grosz kultury.
Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem. Nie wiem dlaczego, rozbawiła mnie ta cała sytuacja do tego stopnia, że nie mogłam się powstrzymać. Szatyn spojrzał na mnie ze zdziwieniem a zaraz potem i on się śmiał. Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy się nawzajem okładać poduszkami. 
Zapowiada się wspaniały tydzień.

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział CVII

      Wspólnie z przyjaciółmi ustaliliśmy, że do hotelu wyjedziemy od razu w pierwszy dzień ferii. I tak też się stało. Punktualnie o godzinie ósmej rano każdy nieco zaspany stał już na dworcu czekając spokojnie na pociąg, który miał nas zawieść prawie pod same drzwi naszego pensjonatu, w którym trzy dni wcześniej zarezerwowałam miejsca. Zapowiadało się wręcz idealnie.
Piętnaście po ósmej pociąg podjechał na tory i każdy własnymi siłami wtaszczył swoją walizkę do przedziału, po czym rozpoczęła się walka o miejsca. Kto, gdzie, obok kogo i tak dalej.. Nie tracąc czasu na zwykłe przepychanki, usadowiłam się tuż obok okna i patrzyłam z zaciekawieniem na rozwój wydarzeń.
- Mówcie sobie co chcecie! - zdenerwował się Kentin i opuszczając kłócącą się grupę, podszedł i usiadł obok mnie - Ja siedzę obok Jess.
- Niby jakim prawem? - oburzył się Kas.
- Ano takim, że jestem jej najbliższym przyjacielem - powiedział z dumą, a kiedy czerwonowłosy odwrócił się, ten ukradkiem wystawił mu język. Parsknęłam śmiechem. Jeżeli będę siedziała obok Kena, podróż nie będzie nudna, co do tego mogę być pewna.
Naprzeciwko mnie usadowił się Lysander, który także nie brał udziału w dyskusji, tylko bacznie przyglądał się, stojąc w rogu. Chyba jednak znudziło mu się to, gdyż teraz z książką w ręce przyglądał mi się z zaciekawieniem i uśmiechem malującym się na twarzy. Widziałam, że też cieszy się na ten wyjazd i ciepło mi się na sercu zrobiło. O, tak. Spędzę najlepszy tydzień w życiu.
- O nie! - usłyszeliśmy pełny rozgoryczenia i żalu krzyk Armina. Wszyscy podskoczyliśmy z miejsc jak poparzeni i udaliśmy się w jego stronę. Siedział w przedziale obok z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Coś nie tak? - białowłosa dotknęła delikatnie jego ramienia.
- Czemu w tym pociągu nie ma Wi-Fi? Miało być! - powiedział z rozżaleniem. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który bezczelnie wkradł mi się na usta. 
- Armin, nie było mowy o żadnym Wi-Fi - nie udało mi się ukryć rozbawienia w głosie. Brunet spojrzał na mnie tak smutnym wzrokiem, że ponownie parsknęłam śmiechem - Przecież wziąłeś ze sobą konsolę, tak? A ona jest na baterie - zauważyłam inteligentnie.
- Może i tak, ale miałem ochotę pograć w coś innego - mruknął, ale zaraz potem sięgnął dłonią do kieszeni plecaka i wyciągnął swoją czarną konsolę - Jak się nie ma co się lubi... - westchnął.
Popatrzyliśmy z rozbawieniem po sobie i powoli każdy wrócił na swoje miejsce. Po chwili dobiegła nas cicha muzyczka jednej z gier w którą Armin często grywał.
Reszta podróży minęła równie wesoło. Po czterech wyczerpujących godzinach jazdy w końcu byliśmy na miejscu. Mimo zmęczenia każdy z nas był w wyśmienitym humorze. Wyciągnęliśmy bagaże z przedziału i powoli ruszyliśmy w stronę recepcji.
- Przepraszam, mieliśmy tu zarezerwowane pokoje - odezwałam się uprzejmie do blondyna w recepcji.
- Na jakie nazwisko? - uśmiechnął się i zaczął szukać czegoś na komputerze.
- Hillson - odparłam pewnie. 
Niebieskooki chłopak zaczął uważnie przyglądać się monitorowi a po krótkim czasie westchnął przeciągle i podał nam klucze.
- Pokoje od 303, 307, 309 i 312 są do waszej dyspozycji. Piętro piąte.
- Dziękujemy - rzuciłam i skierowałam się wraz z przyjaciółmi do pobliskiej windy.
Niedługo potem staliśmy na korytarzu z walizkami i dogadywaliśmy się kto z kim w pokoju. Jednak jedna wypowiedź Rozy zniszczyła cały mój plan.
- Jestem z Leo! - oświadczyła białowłosa i wszyscy pokiwali przytakująco głowami.
Tylko nie ja.
Miałam nadzieję, że jednak będziemy razem w pokoju. Nie brałam pod uwagę, że będzie chciała zakwaterować się razem z Leo. Że też ja wcześniej o tym nie pomyślałam. Teraz głupio mi było spytać, czy jednak nie zgodzi się dzielić pokój ze mną. A to oznaczało.. że będę w pokoju z którymś z chłopców.
Jezu, jak ja się przy nich przebiorę?! 
Już sobie wyobrażam tą sytuację z Kastielem.. brrrr..
- Co się tak na mnie patrzysz? - spytał czerwonowłosy a mi się głupio zrobiło, bo wyobraziłam sobie z nim tą sytuację a teraz miałam wrażenie że czyta w moich myślach. Wzięłam dwa głębokie wdechy żeby się uspokoić i odpędzić od siebie tą obrzydliwą wizję.
- Bez powodu - odparłam obojętnie, wzruszając ramionami. Na twarzy Kasa pojawił się złośliwy uśmieszek, ale na szczęście nie skomentował mojej wypowiedzi.
- Dobra podzielmy się w końcu tymi pokojami, ludzie się na nas patrzą - szepnął Armin.
- Ty Armin powinieneś być z bratem - uśmiechnął się Nataniel - Najprostsze rozwiązanie.
- Tak jest! - uśmiechnął się niebieskowłosy i objął bruneta ramieniem. Przyglądnęłam się im bliżej. Gdyby nie kolor włosów i oczu to byliby nie do odróżnienia. Rzuciłam im jeden z kluczy, a oni podnieśli swoje walizki i od razu weszli do swojego pokoju, żeby się wypakować. 
- Dobra, to ja będę z Jess - powiedział Kentin, rumieniąc się lekko - Jestem jej najbliższym przyjacielem, więc to chyba normalne - odchrząknął lekko spięty.
- Niby to ma być powód? - oburzył się Kastiel - Myślę, że ze mną w pokoju byłaby bezpieczniejsza.
- Jeśli chodzi o jej bezpieczeństwo to ty stanowisz największe zagrożenie - mruknął Nataniel rzucając buntownikowi kpiące spojrzenie - Ze mną byłoby najlepiej.
Lysander patrzył przez chwilę na wszystko z niesmakiem a chwilę potem spojrzał na mnie pytająco. Westchnęłam ciężko.
- Wiecie co, myślę, że decyzje powinna podjąć Jessica, a nie wy - wtrącił Lysander spokojnym tonem.
Wszyscy jak na komendę odwrócili się w moją stronę dosłownie przewiercając mnie wzrokiem. Spojrzałam na nich ze zrezygnowaniem i jeszcze raz wszystko przemyślałam. Chyba już wiem, z kim będę..

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział CVI

  Na długiej przerwie obiadowej powiadomiłam resztę zespołu o spotkaniu z niejakim Paulem. Wszyscy zareagowali bardzo entuzjastycznie, tylko Lysander jak zwykle żył w świecie własnych myśli. Chciałabym czasami wiedzieć, co siedzi w jego głowie.
Umówiliśmy się po lekcjach przed szkołą. Każdy, bez najmniejszego wyjątku. Tylko Iris wyglądała, jakby się stresowała spotkaniem.
- Wszystko w porządku? - spytałam, kiedy powoli zmierzaliśmy w kierunki kawiarenki. Kiedy nie odpowiedziała na moje pytanie, położyłam jej rękę na ramieniu - Iris? - wzdrygnęła się i spojrzała na mnie zmieszana.
- Wybacz, zamyśliłam się - na jej twarzy pojawił się rumieniec.
- Drugi Lysander - zaśmiałam się serdecznie.
- Słyszałem - białowłosy odwrócił się w naszą stronę - Obgadujesz mnie? - uśmiechnął się ciepło.
- Jak zawsze - powiedziałam zadziornie i wróciłam spojrzeniem do rudowłosej - Jesteś pewna, że wszystko gra?
- Tak.. Nie.. Nie do końca - unikała mojego spojrzenia.
- Iris, powiedz, co cię gryzie? - zwolniłyśmy kroku, by reszta grupy nas nie dosłyszała. Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie.
- Boję się, że wszystko spartaczę - spuściła  głowę - To jest ważna osoba, a ja nie chciałabym niczego popsuć.. To znaczy powiedzieć czegoś niewłaściwego..
- Iris, daj spokój - uśmiechnęłam się - Jeżeli gość nie będzie wobec nas w porządku, to po prostu mu podziękujemy. Niczego nie zepsujesz, wierz mi - spojrzała na mnie z nadzieją, a na jej twarzy zaczął pojawiać się niepewny uśmiech.
- Jesteś pewna? Bo jeżeli nie, jeżeli wam przeszkadzam, to ja odejdę z zespołu..
- Nigdzie nie odchodzisz - przerwałam jej gwałtownie - Gdzie my znajdziemy takiego drugiego dobrego perkusistę? A pomijając to, chciałabyś mnie samą z nimi zostawić? Przecież to byłby koszmar! Muszę mieć w kimś wsparcie! - powiedziałam z żalem, załamując ręce.
Rudowłosa wybuchła śmiechem.
- Dobrze, nie odejdę - z jej twarzy nie schodził uśmiech. Widać, że poczuła się lepiej.
- Chwała Bogu - westchnęłam z ulgą - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Ej, wy tam! - krzyknął Kastiel - Zaraz się zgubicie.
- Jakbyś ty się zgubił, to nie miałabym nic przeciwko - mruknęłam pod nosem, przyspieszając kroku, a Iris ponownie parsknęła śmiechem.
- Świetnie się dogadujecie - rzuciła i zanim zdążyłam odpowiedzieć pobiegła w stronę całej grupy, a ja za nią.
Ja i Kas świetnie się dogadujemy? Chyba w snach!
Po niecałych piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Przyszliśmy pół godziny przed ustalonym czasem, więc każdy swobodnie rozsiadł się na swoich miejscach, a ja podeszłam do kasy, żeby zamówić nam coś do picia. Bardzo miła, ciemnowłosa kelnerka uprzejmie przyjęła zamówienie prosząc, byśmy poczekali pięć minut. Podziękowałam i skierowałam się w stronę naszego stolika.
- Siadaj Jess! - zanim zdążyłam podejść, czerwonowłosy odsunął się robiąc miejsce obok siebie. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, który jak zawsze podniósł mi ciśnienie. Rozglądnęłam się dokoła w poszukiwaniu lepszego miejsca, niestety tylko obok niego było wolne. Spojrzałam z nadzieją na Lysandra, ale on jak zwykle siedział w krainie własnych myśli. Ręce opadają. Westchnęłam ciężko i usiadłam ostrożnie obok Kastiela.
- Marzenia się spełniają - szepnął czerwonowłosy tak, że tylko ja to usłyszałam, po czym objął mnie w talii. Wzdrygnęłam się.
- Weź te łapy ode mnie - warknęłam cicho, żeby reszta grupy nie zaczęła się nam dziwnie przyglądać. Oni w sumie i tak już byli pogrążeni w rozmowie, więc nie zwracali na nas najmniejszej uwagi. Czerwonowłosy niebezpiecznie zbliżył twarz do mojej. Zastygłam w bezruchu.
- To kara za to, że ostatnio bezczelnie władowałaś mi się na kolana - zaśmiał się prosto do ucha.
- Jesteś obrzydliwy - warknęłam, kopiąc go pod stołem, na co on tylko mocniej zacisnął palce na moich żebrach.
- Witam was - w tym samym momencie podszedł do nas Paul. Wszyscy zwrócili oczy w jego stronę. Nawet Lysander spojrzał z zaciekawieniem w jego stronę. Facet był ubrany w dobrze dopasowany garnitur z krawatem. Jego rude włosy jak zwykle były zaczesane lekko do tyłu, a jednodniowy zarost dodawał klasy. Spojrzałam ukradkiem na Iris, która nerwowo przełknęła ślinę. No tak, Paul sprawiał wrażenie profesjonalisty, przez co rudowłosa pewnie jeszcze bardziej zaczęła się denerwować.
- Witam - przerwałam pełną napięcia ciszę - Niech pan siada.
- A ta znowu do mnie na pan - uśmiechnął się przysuwając krzesło do naszego stolika - Już mówiłem, mów do mnie na "Ty" - pocałował mnie delikatnie w rękę.
Zerknęłam ukradkiem na białowłosego, który teraz nieprzyjemnie patrzył na Paula. No tak, teraz mu to nie pasuje, a kiedy Kastiel bez skrupułów zaproponował miejsce obok siebie to nawet nie zaszczycił nas swoim spojrzeniem. Cały Lys.
- Jasne - rzuciłam chłodno - Więc Paul, powiedz nam na czym będzie polegać nasza rola w twojej umowie.
- Dobra, podstawowe pytanie. Chcecie być sławni? - popatrzył na nas uważnie. Każdy rzucił pytające spojrzenie do sąsiada a po krótszej chwili odezwała się Iris.
- Czemu nie - powiedziała cicho, a każdy jej przytaknął.
- Pierwsza część za nami - uśmiechnął się Paul - Dobra. A więc najpierw zaśpiewacie tu w miasteczku i w miejscowości obok parę znanych piosenek. Wtedy zobaczymy jak ludzie na was zareagują. Z tego co widziałem na waszych koncertach w szkole, to nie będzie problemu z tą częścią planu. Jestem pewny, że wszyscy będą domagać się więcej. Wtedy dostaniecie propozycję koncertów w innych miejscach. A resztę będziemy ustalać już razem - podparł głowę na dłoni i jeszcze raz przejechał po nas spojrzeniem. 
- Moim zdaniem to brzmi dobrze - odezwałam się jako pierwsza. Szczerze spodobała mi się taka perspektywa. Paul przynajmniej będzie wszystko z nami ustalał. To mi pasuje.
- Jeżeli Jess tak mówi - mruknął Kas, przybliżając się bliżej do mnie, za co dostał łokciem w żebra.
- Mnie też pasuje - westchnął Lysander rozsiadając się wygodniej. Wszyscy spojrzeli na Iris.
- Jeżeli tak mówicie - spojrzała na wszystkich z niepokojem - To ja też się zgadzam.
Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. 
- Więc ustalone. Jessico, dałabyś mi swój numer telefonu? - spytał Paul przymilnie.
- Hej, hej koleś! Hamuj się trochę - czerwonowłosy podniósł głos - Ona ma chłopaka.
Paul uśmiechnął się sarkastycznie.
- Wnioskuję, że ciebie? - spojrzał na niego z politowaniem.
- Nie. Mnie - odezwał się Lysander, rzucając facetowi mordercze spojrzenie.
Iris wytrzeszczyła na mnie oczy. No tak, przecież ona nie wiedziała. Patrzyła raz za razem to na mnie, to na Lysa.
- Ulżyło mi. Przez chwilę myślałem, że ta urocza dama nie ma za grosz gustu - zaśmiał się spoglądając na Kastiela, który lekko zaczerwienił się ze zdenerwowania. Sama nie wytrzymałam i na widok jego miny parsknęłam śmiechem i wymieniłam z białowłosym porozumiewawcze spojrzenie.
- Chcę od niej numer - kontynuował z rozbawieniem - żeby w razie czego powiadomić was o zbliżających się koncertach. Jak tak patrzę, to mam wrażenie, że ona jest liderką zespołu, dlatego chcę numer od niej - wyjaśnił.
- Przykro mi, ale ja dołączyłam niedawno i z pewnością nie jestem..
- Ależ jesteś - uśmiechnął się Lysander - Jesteś naszą liderką.
Spojrzałam pytająco na resztę zespołu, a wszyscy z powagą mu przytaknęli. Zrobiło mi się ciepło na sercu, ale jednocześnie byłam szczerze zdziwiona.
- A więc Jessico, mogę twój numer? - ponowił pytanie Paul.
- Cóż, jeżeli reszta nie ma nic przeciwko.. - wciąż w lekkim szoku podałam mu swój numer.
- Dziękuję - uśmiechnął się uprzejmie - A więc, do zobaczenia wam. Najbliższy koncert zaraz po feriach - rzucił tylko i zapinając do końca kurtkę, wyszedł na zewnątrz.

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział CV

     Następnego ranka ciężko było z podniesieniem się z łóżka. Już miałam zamiar zostać sobie spokojnie w domku, ale niestety Eric siłą ściągnął mnie z pościeli. Dosłownie. Kiedy za dziesiątym razem wszedł do mojego pokoju już nie przekonywał mnie po dobroci, tylko gwałtownie chwcił mnie za nogę. Lądowanie na podłodze nie było za przyjemne, ale byłam przytomna do tego stopnia, żeby odwdzięczyć się za to kochanemu braciszkowi.
Takim właśnie sposobem właśnie przemierzałam szkolne korytarze z potwornym bólem głowy.
- Hej Jess! - usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam niebieskie kosmyki i wesoły uśmiech.
- O, hej Alexy - uśmiechnęłam się - stało się coś?
- Nie, ale chyba Kastiel cię szuka - spojrzał na mnie podejrzliwie - O co chodzi?
- Kas? - sama się zdziwiłam - Zaraz się dowiemy co chce - westchnęłam ciężko i zostawiając niebieskowłosego za sobą, ruszyłam w stronę piwnicy.
- Uważaj na siebie - usłyszałam pełen troski głos Alexy'ego za sobą. Westchnęłam ciężko i skierowałam się na drugi korytarz. Czerwonowłosy lubi przesiadywać w piwnicy, więc miałam ogromną nadzieję, że go tam spotkam. Powoli pchnęłam masywne, metalowe drzwi i dokładnie rozglądnęłam się po pomieszczeniu, niestety nikogo nie dostrzegłam. Ani żywego ducha.
- Kastiel? - spytałam, zamykając za sobą drzwi.
- Tak mam na imię - usłyszałam, po czym zobaczyłam jak wychodzi zza kurtyny. Zgrabnym ruchem zeskoczył ze sceny i usiadł na podeście.
- Podobno mnie szukałeś - zaplotłam ręce na piersi nadal stojąc w miejscu. Czerwonowłosy spojrzał na mnie podejrzliwie, a po chwili na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Patrz do czego doprowadziłaś - pokręcił głową z dezaprobatą - Zawsze to ty za mną latałaś - westchnął ciężko - Ale mimo wszystko nie wyobrażaj sobie za wiele.
- Daruj sobie - uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego - Więc czego chciałeś?
Kastiel zamyślił się na moment.
- Wiesz, zastanawiam się czy gadałaś wczoraj z.. 
- Paulem? - dokończyłam za niego - Tak. Mamy się spotkać dzisiaj o szesnastej w tej kawiarence obok szkoły, żeby z nim pogadać - przewróciłam oczami - Tak na marginesie straszny z niego koleś - westchnęłam.
- To znaczy, że przypadł ci do gustu - mruknął przeciągle i zaśmiał się cicho - Ma się to wyczucie.
Spojrzałam na niego jak na kosmitę, którym na marginesie był.
- Skąd ta pewność?
Czerwonowłosy swobodnie oparł się plecami o ścianę tak, że znajdował się teraz naprzeciwko mnie.
- O mnie też tak gadasz - beznamiętnie wzruszył ramionami - A wiadome, że za mną szalejesz - znowu ten jego uśmieszek. 
Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż kostki mi zbielały. Błagam, pozwólcie mi go zamordować tu i teraz. 
- Wcale nie - mruknęłam odwracając wzrok i starając się zapanować nad pokusą uderzenia go w sam środek tej irytującej twarzyczki. Nie, dziś nie dam się wyprowadzić z równowagi.
- Jasne - zaśmiał się - ten rumieniec na twojej twarzy to z mojego powodu, no nie? - przybliżył się, na co ja odruchowo się oddaliłam.
- Chyba śnisz - mój głos musiał zabrzmieć piskliwiej niż zwykle. Zawsze tak mam, kiedy się zdenerwuję, to takie wkurzające. W dodatku mimo mojej gwałtownej reakcji, Kas parsknął śmiechem.
- Daj spokój, nie ma tu Lysandra - odgarnął delikatnie kosmyk włosów, który wymknął mi się na twarz. Kiedy poczułam jego dotyk, po plecach przeszedł mi dreszcz. O zgrozo, to było przyjemne. Jak najszybciej się po tym otrząsnęłam i natychmiast wstałam.
- Kastiel, jesteś obrzydliwy - powiedziałam i już chciałam odejść, jednak czerwonowłosy złapał mnie za nadgarstek i pociągnął gwałtownie w moją stronę. To było tak niespodziewane, że na moment straciłam równowagę i wylądowałam na jego kolanach. No pięknie, brakuje tylko, żeby teraz Lysander postanowił wejść do piwnicy. Modliłam się, żeby czasem mu to przez myśl nie przeszło.
- Kolejny komplement do kolekcji - uśmiechnął się - Jesteś słodka, kiedy się rumienisz - jego dłoń przejechała po mojej szyi.
Uderzyłam go łokciem w żebra i jak najszybciej wróciłam do pozycji pionowej.
- Nie waż się mnie dotykać - warknęłam - Ani teraz, ani nigdy.
- Ale czemu tak na mnie patrzysz? Przecież ja tylko chciałem cię zatrzymać, żeby ci jeszcze coś powiedzieć. To ty bezczelnie władowałaś mi się na kolana - powiedział niewinnie, a mi ciśnienie skoczyło - Sama wiesz, jak to działa na dojrzewających chłopców - przez jego twarz przeleciał złośliwy uśmiech. Zacisnęłam zęby i starając się uspokoić, policzyłam po cichu do dziesięciu.
- Zboczeniec - mruknęłam i jak najszybciej oddaliłam się w kierunku drzwi.
- Więc dziś o szesnastej w kawiarence? - spytał, kiedy otworzyłam drzwi.
- Tak - warknęłam i natychmiast zatrzasnęłam je za sobą. Wściekła, odwróciłam się tak gwałtownie, że przez przypadek wpadłam na Amber. No świetnie.
- Co to było? Macie randkę? - zapiszczała cała czerwona ze złości. Boże, czemu ty mi to robisz? Tak długo na nią nie wpadałam i akurat dzisiaj musiałam. Co za życie...
- Nie nie mamy randki - powiedziałam spokojnie - A ty nie powinnaś podsłuchiwać - uśmiechnęłam się cynicznie i odwróciłam się, żeby odejść. Nie miałam ochoty psuć sobie tego dnia przez jej buźkę.
- Jeszcze tego pożałujesz - usłyszałam warknięcie blondyny i dźwięk oddalających się kroków. Westchnęłam ciężko i weszłam do klasy. Musiałam wytrzymać tylko ten jeden dzień. Przy życiu podtrzymywała mnie jedna myśl - od jutra ferie..

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział CIV

   Kiedy śpiewam zawsze czuję taki power. Coś we mnie, tam w środku mówi, żebym nie przestawała. To bardzo przyjemne uczucie. Uczucie jakby takiego spełnienia. Robię to, co lubię i jestem szczęśliwa. Wypełnia mnie energia. Tłum szaleje. Kastiel szarpie struny. Lysander śpiewa, też daje z siebie wszystko. Iris wali w bębny. Widownia śpiewa z nami. Wspaniałe uczucie.
Po godzinie byliśmy już ledwo żywi. Z uśmiechami na ustach i wśród wiwatów zeszliśmy ze sceny. Wykończona, od razu udałam się do bufetu po szklankę ponczu.
- Proszę - zanim zdążyłam sobie nalać, obok mnie pojawił się białowłosy podając pełną szklankę.
- Dziękuję - rzuciłam tylko i z grzeczności wzięłam od niego napój.
- Jessico, chciałbym...
- Wiem - przerwałam mu i wzięłam łyk napoju - przyjmuję przeprosiny - odłożyłam szklankę na stole i chciałam odejść, jednak białowłosy gwałtownie złapał mnie za nadgarstek.
- Naprawdę cię przepraszam. Klementyna była lekko upita i dlatego... 
- Dlatego jej nie powstrzymałeś. Dlatego łaziłeś za nią. Dlatego nic nie mówiłeś - wyrwałam mu rękę - To zrozumiałe. Dlatego zgodziłeś się na taniec. Bo była upita - warknęłam gniewnie i odwróciłam się do niego plecami.
- Jessico.. - złapał mnie, odwracając do siebie - Nie dziwię się, że jesteś zła - uklęknął przy mnie i delikatnie musnął ustami moją dłoń - Proszę o zbyt wiele - podniósł się i westchnął ze zrezygnowaniem, puszczając moją dłoń. Spojrzał jeszcze raz na mnie tymi swoimi dwukolorowymi oczami. Serce zaczęło mi drżeć na widok tego smutku w jego spojrzeniu. Złapałam go niepewnie za rękaw, kiedy zaczął powoli się oddalać.
- Wybaczam ci Lys - mruknęłam odwracając głowę tak, by nie widział moich rumieńców - Wybaczam.
Białowłosy ze zdziwieniem odwrócił się w moją stronę. Nie mogłam dłużej się na niego gniewać. Wiem, że mu na mnie zależy. Czy zawładnęła mną.. zazdrość? To takie głupie uczucie. Nie wierzę, że tak łatwo dałam się podejść.
- Nie zasługuję na to - uśmiechnął się lekko - Jesteś bardzo wyrozumiałą osobą.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- A ty strasznym lizusem - oboje parsknęliśmy śmiechem po czym białowłosy z czułością potargał mnie po włosach.
- Jessica, tu jesteś, szukam cię po całej sali! - usłyszałam wesoły głos Kentina, a po chwili poczułam jak ktoś ze śmiechem łapie mnie w talii - Bałem się, że uciekłaś.
- Ze swoich urodzin? W życiu - zawtórowałam mu - Stało się coś? 
- Nie, tylko obiecałaś mi taniec - uśmiechnął się wesoło.
- Ja mam pierwszeństwo - powiedział spokojnie Lys i złapał mnie pod ramię - Prawda? - spojrzał tryumfalnie na szatyna, który westchnął ze zniecierpliwieniem.
- Wiesz Lys, mógłbym się o to z tobą założyć - posłał mu złośliwy uśmieszek.
Spojrzałam na białowłosego z rozbawieniem. Niby był spokojny i opanowany, a jednak już słyszałam w jego głosię nutkę irytacji. Oj, coś czuję, że nie tylko ja tu jestem zazdrosna. Delikatnie wymknęłam się z uścisku Lysa i zostawiłam chłopaków samych. Najwyraźniej byli tak zajęci sobą i swoją sprzeczką, że nawet nie zwrócili uwagi na mnie. Tym lepiej, nie chciałam brać w tym udziału. Powoli przeciskałam się przez kolejne osoby do wyjścia, co nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać.
- Jessica Hillson? - usłyszałam głęboki, męski głos. Odwróciłam się powoli stając twarzą w twarz z dość młodym chłopakiem z zadziornym, pewnym siebie uśmiechem na ustach i jasno-zielonymi oczami patrzącymi śmiało prosto w moją stronę. Jednak to nie oczy na początku zwróciły moją uwagę, tylko włosy. A dlaczego? Już wyjaśniam. Chłopak miał lekko zaczesane do tyłu włosy w kolorze srebrzystej miedzi. Mówiąc prościej - był rudy. Ale nie był brzydki, wbrew stereotypom. Mocne rysy twarzy i lekki, prawie niewidoczny zarost dodawał mu klasy. Moją opinię potwierdzały wzdychania dziewczyn siedzących przy stoliku niedaleko nas. 
- Ty jesteś Jess - rzucił mi zadziorne spojrzenie.
- Zależy kto pyta - wzruszyłam obojętnie ramionami, próbując ostudzić jego zapał.
- Wybacz mi moje maniery, nie przedstawiłem się. Jestem Paul Parker - delikatnie pocałował mnie w rękę - A ty pewnie Jessica, zgadza się? To ta o tak nieziemskim głosie? - uśmiechnął się.
- Tak, jestem Jessica - zabrałam dłoń - A więc, co pana sprowadza? - posłałam mu pytające spojrzenie.
- Jestem tutaj żeby zaproponować ci pewną umowę dotyczącą kariery.
- Jeżeli chce pan tylko mi to zaproponować, to podziękuję. Ale jeżeli umowa dotyczyć ma całej kapeli..
- Otóż to! To jest propozycja dla was wszystkich - mimo mojego chłodnego tonu, facet nie dawał za wygraną i dalej się uśmiechał - I proszę nie zwracać się do mnie tak oficjalnie. Mów mi Paul.
- Dobrze więc, Paul - westchnęłam - Jeżeli masz dla nas coś ciekawego, to proszę przyjść jutro o szesnastej do kawiarenki na Gold Street. Tam omówimy szczegóły.
- Spotkać się z tobą to dla mnie czysta przyjemność.
- Nie mówiłam, że przyjdę sama. To ma dotyczyć całej kapeli, więc przejdziemy wszyscy - na twarzy faceta mignął niewyraźny cień rozczarowania - A teraz proszę mi wybaczyć, ale jak pan widzi mam urodziny i chciałabym miło spędzić ten czas z przyjaciółmi - oddaliłam się zostawiając go samego. W tyle słychać było jeszcze westchnienia paru dziewczyn. Nie rozumiem, jak można zachwycać się tylko ładną buźką? Ech, chyba nigdy tego nie zrozumiem.

     Impreza powoli dobiegła końca. Przetańczyłam prawie całą noc, raz z Kentinem, raz z Natanielem, raz z Arminem.. Gdzieś tak w połowie imprezy Alexy postanowił ze mną zatańczyć. Niebieskowłosy nie jest w tym zbyt dobry, ale ubawiłam się z nim nieźle.. Chociaż po paru obrotach strasznie bolały mnie stopy przez to, że Alexy cały czas na nie stawał. Nawet Kastiel zarezerwował sobie parę tańców ze mną co było dla mnie wielkim szokiem. Ale zrobił to tylko po to, by móc bezczelnie z bliska wpatrywać się w mój biust. Zboczeniec.
Za to Lysander.. Po incydencie z Klementyną nie odstępował mnie na krok. Było to bardzo miłe, ale jak taki się uprze to trudno mu wytłumaczyć, że do toalety mogę wyjść sama.. Co za życie. 
Po wyłączeniu muzyki, wszyscy zmęczeni skierowali się do wyjścia jeszcze raz składając mi wszystkiego najlepszego. Z mojej twarzy chyba nie znikał uśmiech. Mam cudownych przyjaciół. 
- Jessico, pozwolisz, że odprowadzę cię do domu? - spytał Lys, kiedy ubierałam się do wyjścia.
- Nie pozwoli! Idzie za mną! - zaprzeczył szybko Eric, łapiąc mnie za łokieć.
- Daj spokój, braciszku - zaśmiałam się.
- Ja tu jestem od pilnowania cię a nie on - mruknął, patrząc spode łba na białowłosego, który powstrzymywał się od śmiechu.
- Eric! - usłyszałam i nagle zza rogu wyskoczył Alexy i złapał mojego brata za łokieć - Idziemy! Roza już na nas czeka - pociągnął go w stronę wyjścia.
- Alexy, ty durniu, puść mnie! - mój brat szarpał się z całej siły, a jednak nie dał rady się oswobodzić. Niebieskowłosy mrugnął do nas porozumiewawczo i z uśmiechem wybiegł na zewnątrz wraz z niezbyt zadowolonym braciszkiem.
- No to chyba idziemy sami - wzruszyłam ramionami i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Mogę? - spytał białowłosy podając mi dłoń, kiedy już trochę się uspokoiliśmy.
- Oczywiście - odparłam wyniośle i złapałam go za rękę ze śmiechem.
Lysander pocałował mnie lekko w policzek i ścisnął mocniej moją dłoń, po czym w dobrych humorach powoli wyszliśmy na zewnątrz.


Chciałabym bardzo podziękować Aice'san z tego bloga za przepiękny rysunek Jess z Arminem *,*
Dajcie znać w komentarzach jak wam się podoba i wbijcie czasem na jej bloga :D 
Pozdrawiam gorąco Aikę i wszystkich czytelników! Co do rozdziału, to postaram się go wstawić jeszcze dzisiaj ♥


Trzymajcie się ciepło ♥

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział CIII

   Ostrożnie wspięłam się po małych schodkach i stanęłam przed statywem. Podniosłam wzrok na widownię i zamarłam. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się na nas, przez co poczułam lekką presję i serce zaczęło mi przyspieszać. Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem po widowni. W pierwszym rzędzie przy ścianie moją uwagę przykuła znajoma blond czupryna. Patrzył dokładnie na mnie z niemym uśmiechem na ustach. Zdawało mi się, że jego złote oczy przewiercają mnie na wylot. Dopiero kiedy usłyszałam delikatny dźwięk strun gitary Kastiela, udało mi się powrócić do rzeczywistości. Wzięłam do ręki mikrofon i zaczęłam śpiewać. Po chwili dołączył się Lysander, a tłum po prostu oszalał. Śpiewali z nami refreny, klaskali, wiwatowali.. Czułam jak całe napięcie powoli ze mnie opada. Przepełniała mnie energia tak silna, jak jeszcze nigdy dotąd. Dawałam z siebie absolutnie wszystko.
- A teraz chciałbym osobiście złożyć życzenia naszej solenizantce! - powiedział Lys w połowie piosenki, dokładniej w przerwie pomiędzy śpiewem, kiedy leciała sama melodia - Jessico - spojrzał na mnie z uśmiechem - Wszystkiego najlepszego - objął mnie delikatnie.
- Dziękuję - wyszeptałam wzruszona, a cały tłum zaczął wiwatować. Białowłosy delikatnie pogłaskał mnie po włosach a następnie odsunął się i spojrzał na widownię.
- Jeszcze raz, sto lat dla naszej solenizantki!
- Sto lat!!! - rozgrzmiały wszystkie głosy na sali.
- Dziękuję wam wszystkim! - krzyknęłam - A teraz wszyscy razem refren..
Bawiłam się wspaniale. Kapela wymiatała jak jeszcze chyba nigdy dotąd. Po jakiejś pół godzinie postanowiliśmy urządzić sobie małą przerwę. Po zejściu ze sceny od Razu dopadła mnie Rozalia.
- Moja droga, byłaś świetna! - powiedziała łamiącym się ze wzruszenia głosem - Masz w sobie taki power - przytuliła mnie mocno.
- Dziękuję Roza - odwzajemniłam uścisk.
- Jessica! - usłyszałam wołanie i spostrzegłam jak przez tłum próbuje przedostać się Kentin.
- Ken! - uśmiechnęłam się i mocno objęłam szatyna, kiedy w końcu udało mu się do mnie dostać.
- Byłaś świetna! Nie zapomnij o mnie, kiedy już będziesz sławna! - jemu też załamywał się głos.
- Daj spokój, zawsze będę z tobą, Kentin!
- No ja myślę, bo jest tu jakaś szycha straszna, patrzyła jak śpiewasz i dziwnie się uśmiechała - wskazał gestem na bawiący się tłum.
- Pewnie chodzi o Carla - westchnęłam ciężko - Byłam pewna, że już odpuścił.
- Nie! - zaprzeczył szybko, łapiąc mnie za ramiona - Podobno Lys i Kastiel go tu sprowadzili i właśnie szuka ciebie! - mówił rozentuzjazmowany.
Coś mnie tknęło.
- Czekaj tu Ken, muszę pogadać z Kasem - rzuciłam i skierowałam się w stronę czerwonowłosego, który najspokojniej stroił swoją gitarę.
- Kastielu While! - krzyknęłam poważnym tonem a on natychmiast się wyprostował.
-  Jakbym słyszał swoją matkę - mruknął i opadł z powrotem na oparcie krzesła - Czego chcesz?
Ciśnienie mi skoczyło ze zdenerwowania.
- Podobno zaprosiliście tutaj znowu jakiegoś pseudo menadżera! - warknęłam - Mało wam Carla?
- Ech, kto to wypaplał? - przewrócił oczami - Tak, ale ten tu "pseuda menadżer" nie ma nic wspólnego z Carlem - ledwo na mnie spojrzał.
- Więc o co tym razem chodzi? - warknęłam zniecierpliwiona.
- Ja nic nie wiem - podniósł ręce - Lysa się pytaj.
Westchnęłam zrezygnowana i wróciłam na salę szukać Lysandra. Nie musiałam długo się za nim rozglądać - stał przy bufecie rozmawiając z.. Klementyną. Znowu poczułam to dziwne ukłucie.
- Cześć wam - wysiliłam się na uśmiech, a jednak wcale nie było mi do śmiechu. Lysander chyba podchwycił mój chłodny ton, ale ta idiotka nie, bo zachichotała wesoło i klapnęła białowłosego w ramię.
- O cześć Jessie - wybełkotała. Chyba była lekko napita, o czym świadczyła w połowie pusta szklanka trzymana w jej dłoni (z pewnością nie pierwsza) i to, że zwraca się do mnie "Jessie". No błagam, najlepsza przyjaciółka Amber? W życiu by nawet na mnie nie spojrzała - Właśnie gadamy o tym jaki to Lysio jest zdolny - odłożyła szklankę z powrotem na stolik.
- Ach, tak? Właśnie widzę - mruknęłam zaplatając ręce na piersi i rzucając "Lysiowi" mordercze spojrzenie.
- Jessico, wybacz mi, Klementyna właśnie..
- Właśnie idzie z tańczyć z nieziemskim przystojniakiem - złapała go za łokieć i zaczęła ciągnąć na parkiet - No chodź, ty mój wokalisto - ten jej chichot doprowadzał mnie do białej gorączki.
- Klementyno, na litość boską, puść mnie! - próbował oswobodzić się z jej ramion.
- Nie, daj sobie spokój Lys i nie zwracaj na mnie najmniejszej uwagi - uśmiechnęłam się - Przepraszam, że przeszkodziłam. Bawcie się dobrze - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwną stronę, by białowłosy nie zauważył moich czerwonych od złości policzków i łez, które nieubłaganie zaczęły zbierać się pod powiekami.
- Jessico, proszę zaczekaj..! - usłyszałam za sobą, ale nawet nie spojrzałam w tamtą stronę, tylko jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku. Musiałam ochłonąć, więc automatycznie skierowałam się na zewnątrz. Wyparowałam ze szkoły jak poparzona i wściekła usiadłam na schodach.
- Jess, nic ci nie jest? - dopiero teraz zauważyłam Kentina, który stał przy drzwiach przyglądając mi się z troską w oczach.
- Tak, wszystko w porządku - ukradkiem wytarłam nadgarstkiem łzy, które wymknęły się spod mojej kontroli. Szatyn usiadł przy mnie i delikatnie objął mnie ramieniem.
- Na pewno wszystko gra? Powiedz co się stało - pogłaskał mnie delikatnie po włosach. Czułam, że coś właśnie we mnie pękło, ale mimo to, że chciałam wyżalić się Kenowi, nie zrobiłam tego. Sama uważałam, że użalający się nad sobą ludzie muszą być bardzo słabi psychicznie. Ja nie chciałam taka być, zawsze jakoś sobie radziłam. I teraz też nie będę płakać z byle powodu.
- Na pewno - uśmiechnęłam się na potwierdzenie moich słów - Po prostu ktoś tam zapalił papierosa, a dym z nich bardzo drażni moje oczy - uff, chyba zabrzmiało wiarygodnie.
Szatyn na chwilę przyglądał mi się z uwagą, ale zaraz uśmiechnął się z ulgą.
- Cieszę się, że wszystko w porządku - usiadł swobodniej, podpierając się rękami - Serio bałem się, że coś się stało. Tak wyleciałaś nagle jak usłyszałaś o tym menadżerze.
Faktycznie, miałam o to zapytać Lysa! Aż klepnęłam się w czoło za swoją głupotę. Boże, o czym ja myślę! Ale może lepiej na razie mu nie przeszkadzać, ma lepsze towarzystwo. Skoro tak, to ja też będę się świetnie bawiła, nawet bez niego!
- Prosimy na scenę nasz zespół! - usłyszałam wydobywający się z głośników głos DJ-a.
- No idź, nasza gwiazdo - klepnął mnie w plecy - Idź i daj czadu! - uśmiechnął się.
- To idę - pomógł mi wstać - Ale po występie rezerwuję z tobą jeden taniec - uśmiechnęłam się.
Tak, będę się dobrze bawić nawet bez Lysandra!
Kentin spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale moje pytanie chyba jednak go ucieszyło.
- Jak masz ochotę, to możemy przetańczyć nawet całą noc - zaśmiał się wesoło.
- Trzymam cię za słowo - pomachałam mu i z powrotem wleciałam na scenę. 

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział CII

    Oparłam się o ścianę uważnie przyglądając się mojemu rozmówcy z założonymi rękami. Ten spokojnie wyjął z kieszeni marynarki papierosa i powoli zapalił.
- Nie toleruję palaczy - mruknęłam. Carl przyjrzał mi się z irytacją.
- To musisz zacząć tolerować, jeśli chcesz ze mną rozmawiać - zaśmiał się gorzko i specjalnie dmuchnął mi dymem w twarz. Zakrztusiłam się, odganiając od siebie palącą w oczy mgłę.
- Kto powiedział, że chcę z panem rozmawiać? - prychnęłam i już chciałam wejść do toalety, kiedy brunet zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
- Dlaczego tak się wzbraniasz? Miliony takich nastolatek jak ty marzą o karierze, którą właśnie ja ci proponuję! - podniósł głos. Chyba się lekko zdenerwował, co wywołało u mnie lekki atak śmiechu. Ten cały menadżer był żałosny. Dokładnie ten sam charakterek co Debra.
- To niech pan je o tą całą karierę spyta -  odparłam, kiedy już trochę mi przeszło.
- Nie rozumiesz tego czy nie chcesz rozumieć?! Twój głos jest niesamowity! I musi być wypromowany. A tylko ja mogę to zrobić! - zrobił się już lekko czerwony ze zdenerwowania.
- Ach, tak? A więc, jeżeli mam taki "niesamowity głos" - przewróciłam oczami - To stać mnie na lepszego menadżera. A teraz żegnam - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie. Byłam już u granic wytrzymałości, a jednak ten bezczelny człowiek jeszcze mnie zatrzymał, chwytając gwałtownie za ramię.
 - Nie wiesz, co tracisz - syknął mi do ucha, a zaraz potem poczułam jak gwałtownie odsuwa się ode mnie.
- Chyba powiedziała, że masz ją zostawić w spokoju - usłyszałam nad sobą głos Lysandra. Nagle ogarnęła mnie fala spokoju.
- Och, może w końcu uda mi się porozmawiać z kimś rozsądnym - westchnął Carl z ulgą i położył przyjacielsko dłoń na ramieniu Lysa. Białowłosy jednak natychmiast ją odtrącił jakby z obrzydzeniem.
- Odejdź stąd. Ona nie chce cię widzieć - poczułam, jak jego dłoń zaciska się na mojej. Wiedziałam, że mam jego wsparcie. To było tak przyjemne uczucie, że aż uśmiechnęłam się do siebie mimowolnie.
- No co ty, Lysander! - Carl zrobił się biały jak ściana - Ty jesteś rozsądny..
- Wyjdź stąd - mruknął i rzucając mu pogardliwe spojrzenie, oddalił się, dalej trzymając mnie za rękę. W milczeniu ubrał mi swoją marynarkę i wyprowadził na zewnątrz.
- Dziękuję Lys - uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co - westchnął ciężko i spojrzał na mnie - Dla ciebie wszystko, Jessico - uśmiechnął się uroczo. Moje serce natychmiast stopniało. Białowłosy lekko przybliżył twarz do mojej i delikatnie musnął ustami moich ust. 
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę - powiedział tajemniczo i zaprowadził mnie z powrotem do sali, a tam... stała wielka scena.
- Kiedy zdążyliście to rozłożyć? - byłam w lekkim szoku, a jednocześnie wypełniało mnie szczęście.
- Jak rozmawiałaś z panem menadżerem - powiedział wyniośle, a ja parsknęłam śmiechem - Zrobisz mi ten zaszczyt i zaśpiewasz ze mną?
Spostrzegłam stojącą za nim resztę kapeli i o mało nie padłam jak zobaczyłam strój Kastiela. Był ubrany w niedbale zapiętą marynarkę, a na szyi miał krzywo zawiązany krawat. No cóż, nie wiem kto go zmusił do włożenia garnituru, ale był cudotwórcą. 
- Czemu mi się tak przyglądasz? - mruknął czerwonowłosy z irytacją.
- Bez powodu - odparłam szybko odwracając od niego wzrok.
- Już ci się Lysander znudził i patrzysz na mnie? - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Niedoczekanie - prychnęłam, ale nie mogłam się powstrzymać, by również się nie uśmiechnąć.
Wzięłam głęboki wdech i z bijącym sercem chwyciłam dłoń Lysa, ostrożnie wchodząc na scenę.

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział CI

   Zamknęłam na chwilę oczy. Miałam ogromną nadzieję, że to tylko moje zwidy. Otworzyłam powoli oczy.. już go nie było. Ani jego, ani tego złośliwego uśmieszku. Westchnęłam z ulgą, a jednak moje serce nadal niespokojnie biło.
- Stało się coś? - spytał Ken, kiedy ze zdenerwowania zacisnęłam mocniej palce na jego ramieniu. 
- Nie nic.. - rozluźniłam uścisk.
Po chwili piosenka dobiegła końca. Podziękowałam szatynowi dygnięciem za taniec i ruszyłam w stronę bufetu. Nie zdążyłam nawet do niego dojść, kiedy ktoś zatrzymał mnie gwałtownie, łapiąc za nadgarstek.
- Hej, hej obiecałaś mi coś - usłyszałam głos Nataniela tuż przy moim uchu. Wzdrygnęłam się.
- Jasne Nat, chciałam się tylko napić - wywinęłam się i podeszłam do misy z ponczem. Wzięłam jedną z pustych szklanek i powoli napełniłam ją napojem.
- Ale masz branie Jess - zachichotała Roza, trzymając pod rękę swojego Leo - Aż muszę go pilnować - kiwnęła głową na zamyślonego bruneta. 
- Daj spokój - parsknęłam śmiechem i wzięłam łyk napoju.
- Coś czuję, że nasz kochany Lysio będzie zazdrosny - zaćwierkała wesoło.
- Nawet nie wiem gdzie on jest - westchnęłam ciężko, rozglądając się dookoła.
- Jak to nie wiesz? Tam, tańczy z Klementyną - zdziwiona wskazała ręką na pewną parę w rogu sali. Kiedy się dokładniej przyjrzałam, faktycznie dostrzegłam tam roześmianą szatynkę i białą czuprynę Lysandra. Im dłużej na nich patrzyłam, tym mocniej coś kuło mnie w klatce piersiowej. Odwróciłam wzrok.
- Dobra, ja lecę - pomachałam białowłosej i jak najszybciej ruszyłam w stronę blondyna, który stał pod oknem z Melanią. Najwidoczniej brunetka próbowała go do czegoś przekonać, stwierdziłam to po jej załamywaniu rąk i błagalnym spojrzeniu. Nataniel coś jej cierpliwie tłumaczył i kiwał głową w zaprzeczającym geście. Postanowiłam na razie im nie przeszkadzać i oddaliłam się kawałek.
- Hej Jessica! - usłyszałam za sobą głos blondyna. Odwróciłam się. Nat biegł w moją stronę - Wybacz mi, musiałem coś wytłumaczyć Melanii - odparł zdyszany kładąc dłoń na moim ramieniu.
- W porządku, mogłam poczekać.
- Nie, nasz taniec nie mógł czekać - uśmiechnął się i lekko ukłonił - Mogę prosić do tańca? - spytał, a w tle jak na zawołanie zaczęła lecieć wolna piosenka. Przełknęłam nerwowo ślinę, która stanęła mi w gardle i podałam mu dłoń, którą ujął delikatnie.
To było niesamowite. Światła dokoła mnie migotały przyjemnie na wszystkie kolory, a ja słyszałam tylko śpiew wykonawcy i delikatną melodię. Poczułam się, jakbym była w innym świecie. Popatrzyłam w złote, ciepłe oczy Nata. Wiedziałam, że jest szczęśliwy. Jego lekki uśmiech sprawił, że również się uśmiechnęłam. Dałam ponieść się melodii i na chwilę, ale tylko na malutką chwilkę, przestałam myśleć o dziwnym facecie, przykrych słowach i wszystkich innych problemach. Byłam tylko ja, Nat i muzyka. Ta niesamowita muzyka..
Niestety, musiało się to skończyć. Melodia ucichła, a dokoła rozległy się ciche brawa. Dopiero teraz zauważyłam, że na parkiecie byliśmy tylko my. Na moją twarz zaczął wkradać się rumieniec. 
- I jak? - spytał blondyn z uśmiechem kiedy już staliśmy przy bufecie.
- Niesamowicie - odparłam zgodnie z prawdą.
- Tutaj jesteś - usłyszałam głos z tyłu i poczułam jak ktoś delikatnie obejmuje mnie w pasie i kładzie brodę na czubku mojej głowy.
- Lys, przestraszyłeś mnie - uśmiechnęłam się.
- Wybacz mi, solenizantko - podał mi przepiękną, białą różę - Mogę? - spojrzał na mnie pytająco.
- Jasne - odgarnęłam włosy, a Lysander przypiął kwiat tuż obok mojego dekoltu - Śliczny - dotknęłam opuszkami palców jednego z delikatnych płatków róży.
Usłyszałam westchnięcie Nataniela.
- Lys, ty zawsze musisz popsuć atmosferę - powiedział niby od niechcenia, wzruszając ramionami, a jednak wyczułam dziwne napięcie bijące od białowłosego.
- Musisz się do tego przyzwyczaić - odparł spokojnie i chwytając mnie pod ramię, powiedział - Chodźmy się przewietrzyć.
- Dzięki Lys, ale ja jednak zostanę w sali. Na zewnątrz jest straszliwie zimno - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Jak chcesz - westchnął ciężko i rzucając blondynowi mordercze spojrzenie, oddalił się.
- Zaraz wrócę - rzuciłam i skierowałam kroki w przeciwną stronę, czyli do toalety. Kiedy właśnie miałam otworzyć drzwi, ktoś złapał mnie gwałtownie za ramię, wbijając mi dość mocno palce.
- Witam ponownie, panno Jessico - odwróciłam się i spojrzałam w twarz dziwnemu facetowi w marynarce i kapeluszu.
- Również witam, panie Carl - uśmiechnęłam się zadziornie. Coś czułam, że czeka mnie długa rozmowa...

--------------------------------------------------------------------
Jejku ale zaskoczyliście mnie komentarzami w poprzednim poście ^^ Wielkie WOW, jak zobaczyłam ile ich jest. Podnieśliście mnie na duchu, aż się wzruszyłam ♥ Dziękuję jeszcze raz ♥