"To nie może tak być! Nie mogę być zakochana! Obiecałam to sobie! No cóż, uczuć się chyba nie da ot tak zmienić. Ale przecież nikt nie domyśli się prawdy. Nikogo pewnie nawet to nie obchodzi, więc będę zachowywać się tak, jak wcześniej. To nie może być trudne." Mimowolnie uśmiechnęłam się do swoich myśli.
- Więc jak Jess? Idziemy? - Rozalia z uśmiechem wstała z ławki.
- Jasne, chodźmy - odwzajemniłam uśmiech - Tylko ta rozmowa zostaje pomiędzy nami, jasne? Nikomu ani słowa o tym, co ci powiedziałam.
- Spoko, umiem dochować tajemnicy - złożyła ręce - Obiecuję, że nic nie pisnę.
- Mam nadzieję - westchnęłam i rozbawione ruszyłyśmy w stronę domu Lysandra.
Nie był on daleko. Po niecałych piętnastu minutach stałyśmy już przed drzwiami. Czułam, jak moje serce przyśpiesza. "Tylko nie daj tego po sobie poznać" - pomyślałam i zapukałam do drzwi.
- Jess, dobrze wyglądam? - Rozalia spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Tak Rozalio - zaśmiałam się - dobrze wyglądasz.
- Nie śmiej się, to sprawa życia i śmierci! - uśmiechnęła się
- Rozumiem aż za dobrze - mruknęłam pod nosem i w tym samym momencie ktoś delikatnie otworzył drzwi.
- Cześć Leo! - Rozalia przytuliła się do czarnowłosego.
- Cześć Rozalio - uśmiechnął się i spojrzał na mnie - Witaj Jessico.
- Hej Leo - odwzajemniłam uśmiech - przepraszam, że się wprosiłam.
- Nie szkodzi, Roza mówiła, że przyjdziesz.
- Mówiła? - spojrzałam pytającym wzrokiem na białowłosą.
- Wiesz, znam cie nie od dziś. Wiedziałam, że mi nie odmówisz - posłała mi tryumfalny uśmiech.
Gdyby nie było Lea, to chętnie coś bym jej na ten temat powiedziała, ale w tej sytuacji ugryzłam się w język i dalej robiłam dobrą minę do złej gry. Kiedy w końcu weszliśmy do wielkiego, urządzonego w stylu wiktoriańskim salonu, to nie mogłam powstrzymać się od cichego "Łał". No cóż, wyrwało mi się, kiedy zobaczyłam te wszystkie obrazy i piękne meble. Jeszcze nigdy nie byłam w takim miejscu. Leo zaśmiał się na widok mojego oczarowania.
- Każdy tak reaguje pierwszy raz. Pamiętam, Rozalia zareagowała tak samo.
- Faktycznie - uśmiechnęła się.
Kątem oka dostrzegłam, że niespodziewanie szepnęła coś do ucha Lea. Chyba myślała, że tego nie widzę.
- Jessico, czy mogłabyś zawołać mojego brata na dół? Jest w swoim pokoju, na górze po lewej - Leo uśmiechnął się tajemniczo.
A więc o to jej chodziło! Teraz to musiałam się porządnie ugryźć w język.
- No nie wiem, czy się tu nie zgubię. Macie taki wielki dom..
- Nie zgubisz się. Na pewno trafisz. Wybacz, że to ciebie wysyłam, ale ja idę zaparzyć dla was herbaty.
- A ja mu pomogę - wtrąciła Roza i zaraz oboje znikli w drzwiach, które prawdopodobnie prowadziły do kuchni. Westchnęłam ciężko i ruszyłam w kierunku schodów. Pierwsze drzwi po lewej były zielono białe. "Pewnie to tutaj" - pomyślałam i delikatnie zapukałam. Po chwili drzwi delikatnie skrzypnęły i w nich ukazał się Lysander.. w samym ręczniku.
- Leo, ile razy ci mówiłem, żebyś trochę mocniej pukał, bo... - w tym momencie chyba spostrzegł, że to nie Leo.
- P-przepraszam! - krzyknęłam i zakryłam oczy.
No świetnie.
Przeklinałam w myślach cały ten chory pomysł Rozalii. Z pewnością byłam już cała czerwona.
- Witaj Jessico - powiedział, dziwnie spokojnym tonem. Wzięłam ręce z oczu i starałam się zatrzymać swój wzrok na jego twarzy, co było bardzo trudne - Nic się nie stało. Wejdź proszę i wybacz mi na chwilkę, ubiorę się.
- Jasne - powiedziałam cicho i usiadłam na jego łóżku, które nawiasem mówiąc, było dość spore. Lysander zniknął za białymi drzwiami a ja w tym czasie podziwiałam jego pokój. Dominowała w nim czerń i zieleń. Pod oknem stało białe biurko, przy którym walały się sterty papierów. Nie chciałam być wścibska i sprawdzać, więc tylko domyślałam się, że pewnie pisze piosenkę. Po niecałych dziesięciu minutach usłyszałam lekkie skrzypnięcie drzwi i moim oczom ukazał się Lys w białej koszuli i czarnych spodniach z jeszcze mokrymi włosami. Podszedł z uśmiechem i usiadł obok mnie.
No dobrze, myliłam się.
Uczuć się nie da tak łatwo ukryć.
- Więc, co cię tutaj sprowadza? Nie miałaś być z Rozalią?
- Jestem z nią. Umówiła się z Leo i postanowiła mnie zaciągnąć ze sobą. Właśnie on mnie wysłał po ciebie. Chciał, żebyś usiadł z nami w salonie - nie patrzyłam na niego. Wpatrywałam się w podłogę. Z pewnością dalej się rumieniłam. Nie mogłam wyrzucić z myśli tego, co przed chwilą widziałam.
- Oczywiście usiądę. Może to samolubne z mojej strony jeśli zapytam, dlaczego nie patrzysz mi w twarz, kiedy mówisz?
Powoli podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy. Nie chciałam odpowiadać na jego pytanie, więc milczałam.
- Teraz lepiej, chciałem na ciebie spojrzeć. Wyglądasz bardzo ładnie, kiedy się rumienisz - uśmiechnął się ciepło.
- D-dziękuję.. - wyszeptałam. W tej chwili w głowie usłyszałam ciche "zależy mu na tobie".
- To co, idziemy? - wstał i podał mi rękę.
- Idziemy - na chwilę poczułam wahanie, ale w końcu chwyciłam go i powoli zeszliśmy na dół do salonu.
Trochę szkoda, żę takie krótkie bo chciałabym więcej ale czekam na następną część! :) Lysiek w samym ręczniku... Ja bym tam nie zakrywała oczu ^^
OdpowiedzUsuńWow <3. Lysiu ^-^ czekam na więcej <3. Mam uwagę jedynie do "Lea". To imię się odmienia tak samo w każdym przypadku (Leo), taki mały szczegół ^^.
OdpowiedzUsuńNo ale eeeej! Zero progów, o które mogłaby się potknąć i ratując złapać się ręcznika?! o.O'
OdpowiedzUsuńTo byłoby co najmniej ciekawe...(xD)
UsuńOch zgadzam się w 100%
Usuń