Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział CXXIV

Chciałabym Was wszystkich bardzo przeprosić, że nie dodałam rozdziału w tamtym tygodniu! Miałam tak dużo nauki, że nawet nie zaglądnęłam na bloga. To plus strasznie napięty plan tygodnia i kompletnie nie miałam do tego głowy. Nawet na fb nie mieliście o mnie żadnej informacji... Strasznie mi przez to głupio. Przepraszam Was wszystkich, postaram się to wynagrodzić ♥
-------------------------------------------------------------------------------------------
     Mój szok był w tamtej chwili tak ogromny, jak jeszcze nigdy w życiu. Z początku myślałam że śnię.
- Lysander, co ty tutaj robisz? - spytałam zszokowana, rzucając się mu na szyję.
- Myśl o tobie nie dawała mi spokoju i nie mogłem spać, dlatego dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś. W końcu postanowiłem przyjść. Pukałem kilkukrotnie, ale gdy nikt nie otworzył postanowiłem wejść - powiedział, ściskając mnie mocniej.
Z lekkim zdziwieniem wzięłam do ręki telefon - 15 nieodebranych połączeń. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wybacz, miałam małą sprzeczkę z Ericiem, a telefon był wyciszony. Drzwi są otwarte dlatego, że ciocia wraca późno z nocnej zmiany, więc ich nie zamykamy - wyjaśniłam odsuwając się lekko od niego - Ale mimo wszystko cieszę się, że jesteś.
Chłopak uśmiechnął się, a po chwili spojrzał na mnie uważnie.
- Chciałbym, żebyś mi powiedziała co cię dręczy - jego ton głosu spoważniał - Bardzo się o ciebie martwię. W dodatku nie podoba mi się ten cały Wiktor. Czy coś cię z nim łączy? - do dwukolorowych tęczówek chłopaka, w których lekko mieniło się światło księżyca, wkradł się lęk.
- Tak jakby - westchnęłam smutno.
Zorientowałam się jednak co palnęłam, kiedy niedowierzanie na jego twarzy zmroziło mi krew w żyłach. Cóż za nieporozumienie.
- Znaczy, Lys, to nie tak! - złapałam go za rękaw kiedy już miał wychodzić.
- Dlaczego? - rzucił krótko i spojrzał na mnie smutno. Jego wzrok tak mnie sparaliżował, że nie mogłam się wysłowić. Wtedy chwycił za klamkę.
- Nie, stój! Łączy mnie z nim tylko to, że jest moim bratem! - słowa same się potoczyły, zanim zdążyłam pomyśleć. Znowu.
Kiedy zakryłam dłonią usta, było już za późno. Białowłosy zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w moją stronę.
- Jak to bratem?
Nie wytrzymałam. Miałam tego nie mówić! Ale to wszystko... przerosło mnie. Wycofałam się z powrotem do pokoju i rzucając na łóżko, zakopałam się w pościeli. Nie chciałam, żeby na mnie patrzył. Nie chciałam widzieć co się teraz stanie. Chciałam przestać istnieć.
- Jessico, to wszystko prawda? - poczułam, jak chłopak siada na moim łóżku, wywnioskowałam to po lekkim spadku materaca.
Nie odpowiedziałam. Łzy ciekły po mojej twarzy, lecz z początku nawet tego nie zauważyłam. 
- Och, Jessico - usłyszałam ciche westchnięcie a po chwili kołdra w magiczny sposób znalazła się na podłodze. Lys zbliżył się do mnie tak bardzo, że prawie dotykaliśmy się nosami. Widziałam ulgę w jego oczach.
- Proszę, wytłumacz mi to od początku - uśmiechnął się lekko.
Pociągając nosem opowiedziałam mu wszystko. Nie mogłam dłużej milczeć, ta cała sytuacja mnie przerosła. Chłopak słuchał bardzo uważnie i ani razu nie przerwał mojego monologu. Po skończonej opowieści poczułam, jak jakiś wielki kamień zlatuje z mojego serca, lecz jednocześnie ogromny strach zajął to puste miejsce. Bałam się o Lysandra.
Po skończonej przemowie, gdy już zamilkłam chłopak wstał i zaczął chodzić nerwowo w tę i z powrotem po pokoju. 
- I to wszystko działo się po moim nosem a ja tego nie zauważyłem - zmełł w ustach jakieś przekleństwo - Nie można tak tego zostawić, Jessico - powiedział, patrząc mi w oczy.
- Proszę cię, nie myśl teraz o nim, tylko o sobie! Trzeba coś wymyślić, bo nie będziesz bezpieczny! - poczułam łzy zbierające się pod powiekami.
- Mi nic nie grozi z jego strony - chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- A co jeśli? - nie dawałam się przekonać. 
- Wierz mi, że nie - podszedł do mnie i delikatnie pogłaskał mnie w policzek - I ty też jesteś już bezpieczna.
Mimo jego słów, które wypowiadał do mnie tak ciepłym tonem, wątpliwości zostały. Nie mogę go teraz spuszczać z oka. Muszę mieć pewność, że będzie bezpieczny choćby za wszelką cenę.
- Lys.. Będę spokojniejsza, jeśli dziś na noc tutaj zostaniesz... - czułam, jak pieką mnie policzki - Bo niebezpiecznie jest wracać teraz jak jest tak ciemno, jeszcze o tej porze.
Myślałam, że serce mi wyskoczy wypowiadając te słowa.
Na szczęście chłopak zgodził się i z racji tego, że nie mogłam zasnąć, zaproponował wspólne oglądanie filmu. Podczas gdy ja odpalałam laptopa, białowłosy przyniósł sobie materac i pościel z pokoju gościnnego i ułożywszy je na podłodze tuż obok mojego łóżka, uśmiechnął się promiennie i usiadł obok. 
Jak się pewnie domyślacie nie mogłam kompletnie skupić się na fabule, gdyż moje myśli krążyły wokół Lysandra. I wciąż na nowo, jakby ktoś wredny co chwila włączał replay, pojawiało się pytanie: Co teraz będzie?
Ostatnie co pamiętam z tamtego wieczoru to to, jak ramię chłopaka oplotło mnie przyjemnie w talii, a ja ułożyłam głowę na jego ramieniu. Co się stało później? Można to ująć tak: "urwał mi się film". 

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział CXXIII

   - Jessico, nie płacz..
Te słowa słyszałam nawet wtedy, gdy byłam już w domu. 
Nie płacz.
Staram się. Do cholery, staram się! Ale wszystko nie jest takie jak być powinno. A zwierzając się komukolwiek narobiłabym więcej problemów. Muszę w końcu zacząć liczyć sama na siebie. Coraz bardziej zastanawiałam się nad zmianą szkoły. Czy nie wyjechać, czy nie porzucić szkoły, przyjaciół, rodziny i przede wszystkim Wiktora. Ta myśl przyszła tak nagle. Jeśli wyjadę nie będę już nikomu sprawiać kłopotu. Przecież dobrze widzę, że Lysander nie jest ani ślepy, ani głupi. Zaczyna się czegoś domyślać. A on nie poddaje się tak łatwo. Dyskretnie, ale dopnie swego. A tego zrobić nie może. Czy powinnam ich porzucić dla ich własnego dobra? Oszczędności jakieś mam. Z pewnością dałabym sobie radę. Przy okazji zatrudniłabym się to tu to tam... Gorzej z ukończeniem szkoły.
Tak rozmyślałam leżąc na łóżku w swoim pokoju i patrząc w sufit. Coraz bardziej dobijała mnie cała sytuacja i przytłaczała mnie moja bezradność. Przed czym chcę uciec? Sama tego nie wiedziałam. 
Być może nawet przed samą sobą.
Nie mogąc znieść nieznośnych myśli rozsadzających mi głowę, wstałam z łóżka i poczłapałam powoli do kuchni zrobić sobie gorące kakao. Ja wiem, że to zbrodnia przeciwko figurze, zważając, że była już 23:00.  Ale to było silniejsze ode mnie. Po cichu otworzyłam drzwi do pokoju, które skrzypnęły lekko, po czym delikatnie na palcach przemierzyłam schody. Szybko pstryknęłam światło przekraczając próg kuchni po czym skierowałam się prosto do lodówki. Po niecałych piętnastu minutach napój już aromatycznie parował w moim ulubionym czerwonym kubku. Cicho, tak by nikogo czasem nie obudzić, wyszłam na schody. Jednak jedna osoba w domu ma słuch czulszy, niż się spodziewałam.
- Jessico? - już miałam nacisnąć klamkę do pokoju, kiedy nagle zatrzymałam się w pół kroku.
- Tak Eric?
Uśmiech. Uśmiechnij się dziewczyno.
- Możesz na chwilę przyjść do mojego pokoju?
Zielone tęczówki brata lekko błysnęły w ciemnościach.
Czyżby się czegoś domyślił, zauważył? A może Lysander coś mu powiedział?
- Oczywiście - mimo wielu wątpliwości, rzuciłam to słowo lekko i powoli skierowałam kroki w stronę pokoju brata. Dłonie lekko mi drżały po niedawnej sytuacji, jednak starałam się to ukryć. Pełna wątpliwości weszłam do ciemnego wnętrza, a chłopak delikatnie zamknął za nami drzwi. Ogrzewając zimne dłonie o kubek, usiadłam na krawędzi jego łóżka i spojrzałam na niego. 
Eric nie wyglądał najlepiej. Wymięta, biała podkoszulka, którą miał na sobie oraz czarne spodenki wskazywały na to, że chłopak kładł się już spać. No a przynajmniej taki miał zamiar. Zmierzwione kosmyki włosów zdawały się żyć każdy swoim życiem, a oczy wpatrzone w podłogę były jakby przygaszone. To fakt, zaniedbywałam brata ostatnimi czasy. Na ferie wyjechaliśmy bez niego, a całe dnie spędzane w szkole lub na próbach też nie sprzyjały naszym kontaktom. Nagle poczułam się jak wyrodna siostra.
- Jess, wiesz... - urwał w pół zdania, jakby namyślając się nad doborem odpowiednich słów, przygryzł lekko wargę.
A może on ma jakieś problemy w nowej szkole?! Boże, a ja nic nie zauważyłam!
-... Martwię się o ciebie - dokończył przenosząc swój wzrok z podłogi na mnie.
Przyznam lekko mnie to zbiło z tropu.
- Niepotrzebnie - uśmiechnęłam się, chcąc by moje słowa zabrzmiały pewniej. 
- Ja wiem, że ty się do niczego nie przyznasz, bo wolisz czekać aż sytuacja sama cię przytłoczy. Ale proszę cię, jestem twoim bratem. A tym razem sytuacja w której się znalazłaś nie wydaje się być wesoła. Ciągle nie ma cię w domu, a jak jesteś to chodzisz przygaszona i wciąż błądzisz gdzieś myślami. Tym razem nie dam się zbyć słowami typu: nic mi nie jest, nie martw się, dam sobie radę... Nie wątpię, że nie dasz sobie rady. Przecież ty sobie ze wszystkim radzisz. Chodzi o to, żebyś w końcu zaczęła dostrzegać innych dookoła. Oni chcą ci pomóc, a ty ich nieświadomie odtrącasz chcąc ich chronić. A przecież odtrącając ich, ranisz bardziej... - urwał.
Jego oczy lekko błyszczały, co świadczyło o tym, że z trudem stara się powstrzymać łzy.
Przyznam szczerze. Nie takich słów się spodziewałam. Przecież to co mówi Eric nie może być prawdą.
A jeśli jest?
Jego szmaragdowe oczy były wpatrzone we mnie z napięciem. Patrząc na niego zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy.
Że Eric, ten mój słodki, młodszy braciszek, dorósł. Może był nawet doroślejszy ode mnie. 
Wzięłam głęboki wdech.
- Eric,  ze sprawą w którą jestem zamieszana muszę poradzić sobie sama. Proszę cię, nie martw się i pozwól mi działać. Jeśli będzie naprawdę źle, powiadomię cię o wszystkim - uśmiechnęłam się do niego ciepło.
W wielkich, zielonych oczach chłopaka zobaczyłam niedowierzanie. Ewidentnie mi nie ufał.
- Jess, proszę, daruj sobie - wstał i okrążając pokój parę razy, westchnął głęboko. Był wściekły.
- Proszę, zrozum... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Co mam niby rozumieć? Że własna siostra jest wplątana w coś dziwnego, a może nawet groźnego a ja mam stać z boku i przyglądać się temu bezczynnie? I czekać łaskawie na znak, kiedy już będzie "naprawdę źle"? - zaczął żywo wymachiwać rękami w powietrzu. 
Nie rozumiałam. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Ja chciałam ich tylko chronić, a oni wszyscy się wściekali. Czy nie rozumieją, że to jest dla ich dobra? Czy mogą w końcu to pojąć?
- Przepraszam, że tak bardzo chcę twojego dobra. I przepraszam, że tak bardzo cię kocham. I przepraszam, że musisz mieć taką siostrę - wstałam z łóżka.
Naprawdę, jego słowa bardzo mnie bolały. Nie zważając na nic, przemierzyłam cały pokój od łóżka do drzwi i pewnie nacisnęłam klamkę.
- Jess, wróć - chłopak ruszył w moim kierunku, jednak było już za późno.
- Dobranoc Eric - rzuciłam zamykając za sobą drzwi. Niemal w prędkości światła dotarłam do siebie i zamknęłam drzwi. Księżyc, którym tak bardzo zachwycałam się u Lysa, teraz zdawał się być ponury. Rzuciłam się na łóżko i szczelnie owinęłam kocem. Chciałam być sama.
Kiedy tak leżałam, powoli odpływając w sen, usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Nie chciałam już dzisiaj oglądać ani Erica, ani ciotki, więc zaczęłam udawać, że twardo śpię. Drzwi cicho zamknęły się i dało się słyszeć ciężkie kroki zbliżające się do mnie. Ja jednak ani drgnęłam. Jednak gdy poczułam, że łóżko się pode mną zapada i ten ktoś ewidentnie siedzi na nim, nie wytrzymałam. Zerwałam się do pozycji siedzącej, a tam... Oczom dosłownie nie mogłam uwierzyć, kiedy na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Przepraszam o najście o tak późnej porze, madame.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Hej wszystkim! :D Oczywiście pod poprzednim postem bardzo zaskoczyliście mnie ilością komentarzy i pomysłów na rysunek, więc postanowiłam zrobić małą ankietę, która jest z prawej strony bloga. Zachęcam do oddania głosu, który jest całkowicie anonimowy ♥

niedziela, 8 listopada 2015

Halloween

Przepraszam, że dodaję ten rysunek tak późno, ale wczoraj podczas tworzenia niestety zasnęłam, więc musiałam kończyć dzisiaj. Jednak mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza :) Obrazek nie wyszedł tak jak sobie go wyobrażałam na samym początku, ale niestety już za późno na zmiany. Co do rozdziałów, to postaram się je publikować co sobotę, ale zachęcam do do wejścia na moją oficjalną stronę na facebooku, gdzie pierwsi dowiecie się jeśli nastąpią jakieś zmiany :D
Następnym razem zamiast Lysandra postaram się stworzyć Armina ^^
Chciałabym teraz zorganizować małą zabawę. Niech każdy, kto przeczyta to co teraz piszę zostawi po sobie ślad w postaci komentarza. Możecie w nim napisać na przykład, z jakim chłopakiem chcielibyście następny rysunek. Chciałabym w ten sposób dowiedzieć się, ilu Was jest :D Im więcej komentarzy, tym większa motywacją dla mnie! <3
Tak więc pozdrawiam wszystkich gorąco i do następnego! :3

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział CXXII

    - Idziemy do ciebie? - spytałam, gdy spostrzegłam że droga wydaje mi się znajoma.
- Tak - uśmiechnął się uroczo i spojrzał na mnie - Zawiedziona? Myślałaś, że to będzie coś bardziej ekskluzywnego, typu restauracja? - spytał marszcząc białe brwi.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło - odparłam zgodnie z prawdą - Szczerze, nie lubię zbyt tłocznych miejsc.
- To tak, jak ja - westchnął, a ja bardziej wtuliłam się w jego ramię, co wywołało na twarzy chłopaka słodki rumieniec. 
Nie spodziewałam się, że Lys zabierze mnie do swojego starego domu. Szczerze, kiedyś mu wspomniałam, że chętnie bym go obejrzała, ale nie sądziłam, że chłopak spełni moją prośbę tak szybko. Byłam tym bardzo podekscytowana.
Nagle uderzyła mnie myśl, o której powinnam pamiętać.
- Lys - spojrzałam na niego z przerażeniem - Zapomniałam z tego wszystkiego wam powiedzieć, że mamy grać koncert w kubie!
Białowłosy ponownie się uśmiechnął i poczochrał mnie po włosach.
- Spokojnie, Paul zadzwonił do mnie a ja przekazałem to reszcie. Gramy za tydzień, więc próbę robimy jutro wieczorem. Kastiel ci nie powiedział?
- Nie - westchnęłam z ulgą. Jak to dobrze, że Paul postanowił zadzwonić też do Lysa.
Na myśl o koncercie na mojej twarzy pojawił się uśmiech i choć na chwilę pomogło mi to zapomnieć o chłodnych oczach Wiktora.
Niedługo potem stałam już przy wielkiej, czarnej bramie wejściowej, która prowadziła do domu białowłosego. Jego dom wyglądał jak typowy, stary dwór. Tylko dużo bardziej upiorniejszy.
Nie przeszkadzało mi to. Bardzo lubię domu z duszą.
- Proszę, madam - Lysander uśmiechnął się, otwierając przede mną drzwi.
- Dziękuję - dygnęłam i weszłam do wielkiego salonu, nad którym w samym centrum wisiał wielki, kryształowy żyrandol. Po zabraniu mojego płaszcza przez wysokiego lokaja, Lysander chwycił delikatnie moją dłoń i pociągnął za sobą. Lekko zaskoczona, ruszyłam za nim długimi schodami na drugie piętro. Oczywiście po przejściu tylu stopni nie sposób było nie dostać zaawansowanej zadyszki.
- Jeszcze kawałeczek - zaśmiał się chłopak, słysząc mój ciężki oddech.
Niedługo później stanęliśmy przed dość szerokimi, pięknie ozdobionymi, białymi drzwiami.
- Co tam jest? - spytałam zaciekawiona, gdyż, szczerze powiedziawszy, jeszcze nigdy nie byłam w tamtym pokoju.
- Sama się przekonaj - Lysander uśmiechnął się tajemniczo. Zachęcona jego słowami, pchnęłam drzwi, które otworzyły się z głuchym skrzypnięciem. Wewnątrz było ciemno, mrok rozjaśniały tylko pojedyncze światła świec, które nadawały pomieszczeniu niesamowity klimat. Gdy wytężyłam wzrok, dostrzec mogłam niewysoki stół, a na nim... wybornie przygotowaną kolację. Pokój był wielki, okna, przez które do środka wpadało nikłe światło księżyca, były równie wysokie. 
Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do czasu zimowego. Niby godzina piąta po południu, a księżyc już powoli wschodził.
- Madam, zapraszam - usłyszałam ponaglający, ciepły głos białowłosego, po czym poczułam jego delikatne dłonie łapiące mnie w talii i nagle straciłam kontakt z podłożem.
Nie wiem, czy wiecie, ale nie lubię być noszona na rękach. Czuję się wtedy jakby zależna od tego, który mnie trzyma. A tego nie lubię.
Nie lubię polegać na innych, sprawiać im kłopotu moją osobą. 
Ale właśnie w tamtym momencie, zamiast zeskoczyć, objęłam ramionami szyję Lysandra i przylgnęłam do niego całą sobą.
Jestem pełna sprzeczności.
***
W moich ramionach wydawała się taka krucha i bezbronna.
Trzymałem ją w ramionach jak najcenniejszą, najkruchszą porcelanę. Kiedy poczułem, jak jej zimne ciało przytula się do mnie, serce jakby oblał mi najsłodszy miód na ziemi. Dla tej osoby warto żyć. Dla niej będę walczył.
Ostrożnie wszedłem do pokoju i delikatnie zamknąłem za sobą drzwi. Bardzo się starałem przygotowując to wszystko. 
Przyprowadziłem Jessicę do mojego starego domu, w którym teraz mieszka służba. Dziewczyna kiedyś wspominała, że chciałaby go obejrzeć. Formalnie mieszkam z Leo, ale żeby spędzić z nią trochę czasu sam na sam, postanowiłem zorganizować kolację tutaj. Fakt, budynek jest stary, a do tego klimatyczny. A wyraz zachwycenia na jej twarzy utwierdzał mnie w tym przekonaniu.
Starałem się, żeby dzisiejszy wieczór był wyjątkowy. Chciałem tym samym oderwać ją trochę od ponurych myśli i problemów, które ostatnio zaprzątały jej głowę. Chociaż nie chciała się nimi podzielić, to i tak pragnąłem ją z nich jakoś uwolnić. Jej milczenie bardzo mnie bolało. 
- Lysander, to wygląda przepięknie - dziewczyna spojrzała mi w oczy z delikatnym uśmiechem na ustach. W jej szmaragdowych oczach można było dostrzec ekscytację i radość. Te słowa sprawiły mi ogromną przyjemność. W szczególności dlatego, że sam to wszystko przygotowałem. Owszem, miałem kucharkę, która widząc moją nieporadność w kuchni sama chciała się tym zająć, ale nie pozwoliłem jej niczego tknąć. Chciałem, żeby wszystko wyszło idealnie.
- Miło mi to słyszeć - powiedziałem, stawiając Jessicę na podłodze.
Dziewczyna lekko usiadła na poduszce, która leżała obok stolika. Ja zająłem miejsce naprzeciwko. I kiedy na nią spojrzałem, nie mogłem się opanować. Moje serce przyspieszyło. W nikłym świetle świec wyglądała słodko. Oczy spuszczone, kosmyki włosów lekko opadające na twarz, delikatne rumieńce. Trudno mi było oderwać wzrok.
Rozmawialiśmy. Oczywiście, że rozmawialiśmy. Ale dziś wyjątkowo trudno było mi się skupić.
- Lysander, coś nie tak? - nagle jej wesoły śmiech ucichł i spojrzała na mnie pytająco.
- Nie, wszystko w porządku Jessico - uśmiechnąłem się.
- Na pewno? - dziewczyna położyła swoją zimną dłoń na mojej.
Wtedy nie wytrzymałem.
Jestem dżentelmenem z krwi i kości, wychowałem się w wyjątkowo zimnej atmosferze rodzinnej i nie miałem do jedenastego roku życia żadnych przyjaciół. Do tej pory myślałem, że jestem odporny. Ale to, co ta dziewczyna ze mną robiła, jakie uczucia potrafiła wzbudzić... To jest bardziej niż niesamowite. Myślałem, że nie potrafię czuć, że nie potrafię kochać, że nie potrafię żyć. Dzięki niej zrozumiałem, że jest inaczej.
Chyba właśnie dlatego wtedy wstałem, podszedłem do niej i usiadłem naprzeciwko. Chwyciwszy jej bladą twarz w swoje dłonie, spojrzałem w ukochane, ogromne, zielone oczy, które tak łatwo podbiły moje serce.
- Lysander, na pewno wszystko w porządku? - spytała cicho.
- W jak najlepszym - uśmiechnąłem się i w końcu zrobiłem to, o czym myślałem odkąd weszliśmy do domu.
Pocałowałem ją.
Oddała pocałunek bardzo namiętnie. Miałem wrażenie, że serce dosłownie wyskoczy z mojej piersi. Chciałem mieć ją całą dla siebie. Nikt inny nie mógł mi jej odebrać. Ona była moja. 
Chcąc się w tym utwierdzić, wziąłem ją na ręce i przytuliłem najmocniej jak się da. Wtedy usłyszałem ciche łkanie. Przerażony, ostrożnie posadziłem ją na wielkim łóżku i przyklęknąłem, by móc spojrzeć w jej spuszczone oczy.
- Jessico? Wszystko gra?
- Tak - szepnęła wycierając grzbietem dłoni łzy z policzka - Kocham cię, Lysander.
Nie wiem dlaczego, ale te słowa dziwnie mnie zaniepokoiły.
Nie zdążyłem jednak nic dodać, gdyż dziewczyna zamknęła mnie w swoim, dość mocnym, uścisku. Delikatnie głaszcząc ją po włosach, starałem się uspokoić niespokojne myśli.
----------------------------------------------
Dzisiaj postaram się jeszcze wstawić halloweenową wersję Lysandra i Jessici :D na razie są gotowi w połowie. 
Pozdrawiam gorąco! ♥