Postanowiłam mimo wszystko zadzwonić do Lysandra. Tak na wszelki wypadek. Po paru sygnałach usłyszałam znajomy trzask odbieranej słuchawki.
- Tak słucham? - usłyszałam jego ciepły głos.
- Lys, to ja Jessica.
- Och, witaj. Miło cię słyszeć. Stało się coś?
- Jeszcze nie, ale może się stać.
- Jak to?
- Jestem.. - zawahałam się na moment - W domu Kastiela.
Milczenie.
- Słucham? - spytał zszokowany - Co ty tam robisz?
- Mój brat postanowił złożyć mu wizytę, a ja nic o tym nie wiedziałam. Poinformowano mnie za późno, więc postanowiłam po niego przyjść - wydusiłam z siebie jednym tchem.
- Ale dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam cię martwić. Poza tym już i tak dużo dla mnie zrobiłeś...
- Jessico! Jak mogłaś postąpić tak nieroztropnie? - przerwał mi - resztę opowiesz mi później. Zaraz tam będę, wytrzymaj - powiedział i się rozłączył.
Chyba go trochę zdenerwowałam. Ale dlaczego tak gwałtownie zareagował? Czy on.. martwi się o mnie?
Boże co za idiotyczne myśli mnie nachodzą! Oczywiście, że się o mnie martwi, przecież to mój przyjaciel.
Powoli wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju Kastiela. Mój brat dalej siedział na krześle przy jego biurku z grą w ręce. Oboje dyskutowali o niej zawzięcie. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, Kastiel odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech.
- Hej Jess, nareszcie wróciłaś. Myślałem, że postanowiłaś nas opuścić - mrugnął do mnie.
- Jeżeli ci na tym zależy, to ja mogę w każdej chwili wyjść - odwróciłam się i nacisnęłam na klamkę. Kastiel w sekundę znalazł się obok mnie i przytrzymywał drzwi ręką.
- Oj moja ukochana Julietto, zostań jeszcze chwilę z nami - nachylił się bliżej. Szybko się skuliłam, przeszłam popod jego ramieniem i usiadłam na łóżku naprzeciwko brata, który śmiał się pod nosem. Przysięgam, że tego pożałuje, kiedy tylko wyjdziemy z tego domu.
Czerwonowłosy westchnął ciężko i zajął miejsce obok mnie. Odruchowo przysunęłam się bliżej ściany, dalej od niego. Ale on oczywiście musiał się do mnie przysunąć, bo inaczej nie nazywałby się Kastiel.
- Może chcecie coś do picia? - zagaił Kas.
- Nie dziękuję - odparłam, bo w wyobraźni już widziałam, jak czegoś dosypuje do mojego soku. Chyba powoli zaczynam świrować.
- A ja bardzo chętnie - mruknął mój brat nie odrywając wzroku od płyty.
- W sumie to pytanie było do Jess.. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Cały czas tylko Jess. Zawsze musi skupiać całą uwagę wokół siebie - zaśmiał się Eric.
- Nie specjalnie - mruknęłam.
- Taki już jej urok - zaśmiał się czerwonowłosy i objął mnie ramieniem. Natychmiast przysunęłam się jeszcze bardziej do ściany - Wiesz, zazdroszczę ci Eric - powiedział, patrząc za okno.
- Mi? A czego? - mój brat szczerze się zdziwił.
- Mieszkasz pod jednym dachem z Jessicą. To moje marzenie, odkąd ją poznałem - mrugnął do mnie bezczelnie.
- Wierz mi, nie chciałbyś z nią mieszkać.
- Tylko tak mówisz - machnął ręką.
- Wiem co mówię. Zanim się przeprowadziła, dzieliliśmy jeden pokój.
- No po prostu raj! - westchnął Kas - Jakbym ja był z nią w nocy sam na sam i w dodatku w jednym pokoju...
- Nie kończ! - przerwałam mu - Zachowaj swoje myśli dla siebie - szczerze, to zrobiło mi się ciut nie dobrze.
W tej samej chwili dobiegł nas dźwięk dzwonka.
- Otworzę - uśmiechnął się Kas i wyszedł z pokoju.
Kiedy tylko jego kroki ucichły, wyrwałam bratu tą jego grę z ręki i odrzuciłam na biurko.
- Hej co ty robisz?
- Zbieramy się do domu. Nie masz nic do gadania.
- Słucham? Chyba się w głowę uderzyłaś. Nie mam pięciu lat, jeśli masz ochotę, to idź - mruknął.
- Eric, to nie są żarty. Kas jest nieobliczalny.
- To że trochę z tobą flirtuje to nie znaczy, że od razu jest nieobliczalny - podniósł ręce w obronnym geście.
- Nie o to mi chodzi. W sumie, o to trochę też.
- No widzisz! Jak chcesz, proszę bardzo. Droga wolna.
- Jesteś totalnym idiotą - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i wyszłam z pokoju. Szybko zeszłam na dół. W drzwiach właśnie dochodziła ostra wymiana zdań pomiędzy Lysandrem, a Kastielem.
- Wpuść mnie. Muszę z nią pogadać.
- Stary, nie ma jej tu! - krzyknął czerwonowłosy.
- To może sam się o tym przekonam? - głos Lysa był spokojny i opanowany.
- Nie musisz.
- Ależ muszę.
- Lys, nie denerwuj mnie i po prostu stąd odejdź.
- Nie wyjdę stąd bez niej.
W tym samym momencie postanowiłam podejść do nich.
- Cześć Lysander. Sorki Kas, ja już będę wracała - popatrzyłam na niego. Już się nie bałam.
- Ale czemu? Przecież przyszłaś po brata - mruknął.
- No tak, ale on jest idiotą i jeszcze nie chce wracać - uśmiechnęłam się sarkastycznie. Kastiel wziął mnie za rękę i przysunął do siebie gwałtownie.
- Jesteś pewna Jess? - wszeptał mi do ucha - Nie boisz się już o niego? Przecież po to tutaj przyszłaś - zaśmiał się.
Po plecach przeszedł mi niemiły dreszcz.
- Zostaw ją - powiedział spokojnie Lysander - Nie widzisz, że chce już wracać?
- Jestem pewny, że na pewno ma ochotę jeszcze zostać - posłał białowłosemu tryumfalne spojrzenie.
- Nie, nie mam ochoty. Na razie Kas - powiedziałam spokojnie i wyszłam stamtąd, zamykając za sobą drzwi.
Ledwo odeszliśmy parę kroków, a Lysander złapał mnie za ramię i odwrócił twarzą do siebie.
- Powiedz mi co ci strzeliło do głowy? Przecież gdyby nie ja to on by cie tak łatwo nie wypuścił - jego głos drżał. Bardzo mnie to zdziwiło, przecież on zawsze był taki opanowany.
- Przepraszam Lys, po prostu bałam się o brata - wyszeptałam, spuszczając wzrok w ziemię.
Lysander czule mnie przytulił.
- Rozumiem cię, ale następnym razem poinformuj mnie o takich planach - wyszeptał w moje włosy. W końcu poczułam się bezpieczna.
- Dobrze - powiedziałam cicho.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu Lys odsunął mnie od siebie tak, żebym patrzyła w jego oczy.
- Obiecaj mi to.
- Obiecuję - uśmiechnęłam się.
Odwzajemnił uśmiech i razem ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Księżyc świecił już wysoko nad nami. Poczułam się strasznie senna. Dyskretnie ziewnęłam.
- Widzę, że dzisiejszy dzień był dla ciebie ciężki - zaśmiał się białowłosy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Po chwili byliśmy już pod moim domem. Lysander, jak to on, pocałował mnie w rękę na pożegnanie i powoli oddalił się w swoim kierunku. Szybko weszłam do domu i od razu pognałam do swojego pokoju. W biegu ściągnęłam kurtkę i przebrałam się w podkoszulek i spodenki. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam telefon.
"Dziękuję za troskę i dobranoc" - napisałam do białowłosego i zanurkowałam pod ciepłą kołdrę.
Kolejny raz do akcji wraca Lysiu :3. O Ericu i Kastielu nie wspomnę. Są siebie warci. Akcja się rozkręca na całego ^^. Czekam na next
OdpowiedzUsuń"Czerwonowłosy westchnął ciężko i zajął miejsce obok mnie. Odruchowo przysunęłam się bliżej ściany, dalej od niego. Ale on oczywiście musiał się do mnie przysunąć, bo inaczej nie nazywałby się Kastiel", " -No po prostu raj! - westchnął Kas - Jakbym ja był z nią w nocy sam na sam i w dodatku w jednym pokoju...
OdpowiedzUsuń- Nie kończ! - przerwałam mu - Zachowaj swoje myśli dla siebie - szczerze, to zrobiło mi się ciut nie dobrze" Moje dwa ulubione momenty! Śmiałam się ile wejdzie :D Świetny rozdział. Kas casanova ^^
Bardzo mi sie podobało, czekam na następny
OdpowiedzUsuńrodział :)
no no widzę że serio się coś szykuje ^^ kocham takie akcje
OdpowiedzUsuńprzepraszam ale nie stać mnie na kreatywne komenatrze tak późną porą xd
czekam na nexta <3
~Aga
Bardzo mi sie podoba :)
OdpowiedzUsuńCZemu Kass zachowuje się jak zboczeniec? w pewnym momencie myślałam, że jej nie wypuści...
OdpowiedzUsuńCzemu? Bo on nim jest!
UsuńZnowu czytając to czuję się sama jak palec.... :(