Po skończonej lekcji szybko wyszłam z klasy. Nie miałam ochoty wpadać na Debrę, lub Kasa. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w spokojnym domu bez żadnych niespodzianek. Po drodze usłyszałam jeszcze wołanie Nataniela, ale nie odwróciłam się tylko pobiegłam prosto przed siebie. Pod szkołą stał już autobus. Jako pierwsza tym razem wparowałam do autobusu i spokojnie podkuliłam nogi na ostatnim siedzeniu. Powoli zaczęła zbierać się reszta uczniów.
- Jessico, tutaj jesteś! - z zamyślenia wyrwał mnie ciepły głos.
- Cześć Lys - mruknęłam wlepiając wzrok w okno.
- Wszystko w porządku? - usiadł obok.
- Jak na razie tak.
Nagle coś mnie tknęło i spojrzałam w stronę drzwi autobusu. Natychmiast cała krew odpłynęła mi z twarzy. Lysander podążył za moim spojrzeniem.
- Kastiel - mruknął.
Stał w drzwiach, patrząc na nas ponuro. Chyba już przeszła mu złość, ale widać że nadal był na nas bardzo obrażony. Miałam wrażenie, że jego wzrok przeszywa mnie na wylot niczym sztylet. Szybko się otrząsnęłam i odwróciłam do okna. Niestety to dziwne uczucie niepokoju pozostało. Kątem oka spostrzegłam, że czerwonowłosy siada dokładnie przed nami. Starałam się odwrócić myśli od niego i usilnie zaczęłam wpatrywać się w drzewa za oknem.
Na szczęście Kastiel przez całą drogę się do nas nie odzywał. Nie powiem że to było miłe, ale mimo wszystko nie chciałam się już z nim kłócić. Nie chciałam w ogóle z nim rozmawiać.
Na początku Lys próbował poprawić mi jakoś humor rozmową. Niestety, nie udawało mu się to zbytnio. Sama również starałam się zamaskować mój zły nastrój, ale niestety, wszystko na nic. W końcu białowłosy odpuścił.
Jechaliśmy w całkowitej ciszy. Śmiechy i rozmowy innych wydawały mi się bardzo odległe.
Nagle zrobiłam się senna. Mimowolnie oparłam się o Lysandra. Był lekko zaskoczony, ale dostrzegłam na jego twarzy uśmiech.
Po chwili byliśmy już przy moim przystanku. W miarę szybko przecisnęłam się do wyjścia i pomachałam białowłosemu na pożegnanie, gdy ten już odjeżdżał. Kiedy autobus zniknął za zakrętem westchnęłam ciężko i powolnym krokiem ruszyłam w stronę domu.
- Jestem! - krzyknęłam i powlokłam się do swojego pokoju. Nie wiem co mnie tknęło, ale po drodze postanowiłam zajrzeć do brata. Zapukałam. Odpowiedziała mi głucha cisza.
- Eric jesteś tam?
Milczenie.
- Wchodzę! - krzyknęłam i szybkim ruchem otworzyłam drzwi.
W pokoju nie było nikogo. Łóżko było niedbale zasłane, jakby gdzieś bardzo mu się spieszyło. Na podłodze leżały porozwalane ciuchy. Nie przejęłam się tym, mój brat nigdy po sobie nie sprzątał. Szczerze mówiąc, myślałam że będzie u niego dużo gorzej z porządkiem.
- Eric? - upewniłam się jeszcze. Jednak nie wyskoczył znikąd i nie krzyknął "Mam cię!" jak to robił, kiedy byliśmy dziećmi. Westchnęłam i ruszyłam do swojego pokoju. Rzucając plecak, szybko otworzyłam okno i wróciłam się na dół do kuchni. Ciotka siedziała przy wielkim stole z filiżanką kawy w ręce.
- Ciociu, gdzie jest Eric? - spytałam, nalewając sobie wody do szklanki.
Spojrzała na mnie zza swojej książki, którą kupiła niedawno na bazarze.
- Oj nie mam zielonego pojęcia. Kiedy wychodził, mówił coś o jakimś nowym koledze, ale nie pamiętam jak on mógł mieć na imię.
O mój Boże. Błagam, Eric powiedz że tam nie poszedłeś.
- Czy ten kolega miał na imię... Kastiel? - spytałam cicho.
- Ach tak, chyba właśnie tak. Czy to nie wspaniale, że znalazł sobie tutaj kolegów? - uśmiechnęła się, a mi zrobiło się słabo. Musiałam się chwycić blatu, bo miałam wrażenie że zaraz stracę przytomność. Czemu mój brat to taki głupek?!
- Dawno wyszedł?
- Jakieś dwie godziny temu - ciotka spojrzała na mnie uważnie - Jessico, wszystko w porządku? - spytała z troską w głosie.
- Tak, tak w porządku - rzuciłam szybko i sięgnęłam po szklankę.
Nie wierzę, że to zrobił. Nie namyślając się długo, wyszłam z kuchni i chwyciłam za telefon. Wybrałam numer brata.
Pip..
Pip....
Piiiiip.....
- Halo Eric? - spytałam, słysząc trzask odbieranego telefonu.
- Poczta głosowa. Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału - z telefonu dobiegł mnie zimny, mechaniczny głos. Wściekła rozłączyłam się i ze zrezygnowaniem usiadłam na sofie ukrywając twarz w dłoniach.
Co ja mam teraz zrobić? Iść do niego? Może lepiej zadzwonię po Lysandra?
Nie, lepiej nie. Już i tak dużo dla mnie zrobił. Musze tam iść sama.
Szybko ubrałam buty i ruszyłam w stronę domu Kastiela.
Przez całą drogę myślałam, jaka to jestem głupia, że tam idę. Ale jeżeli ten idiota zrobi coś Ericowi... Przez to, co się dzisiaj stało, przestałam mu ufać. Potrafi być nieobliczalny, to już wiedziałam. Przekonałam się o tym na własnej skórze.
Po paru minutach byłam już na miejscu. Stałam przed wielkimi, czarnymi drzwiami i myślałam co mam zrobić. Jeszcze mam szansę się wycofać. Ale tego nie zrobię. Już i tak zaszłam daleko.
Serce waliło mi jak oszalałe ze strachu. Mimo wszystko zapukałam.
Cisza.
Może nie ma nikogo w domu?
Po krótkiej chwili, która dla mnie trwała wieczność, usłyszałam jak ktoś głośno schodzi po schodach. Jeszcze nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty, żeby uciec jak najdalej z tego miejsca, jak teraz.
Nagle klamka drgnęła i drzwi powoli się otworzyły.
Pierwsze co zobaczyłam to Demona, który zaczął radośnie merdać ogonem na mój widok. Powoli podniosłam wzrok i spojrzałam w szare oczy czerwonowłosego.
Tyle emocji! O jeny. Tylko tylko zrzera mnie od środka ciekawość. Oraz dziękuję za ten fragment ^^ taki zaszczyt hehe :3. Wracając. Rozdział podtrzymujący emocje- rozdział bardzo dobry. Choć czasami urywasz w takich momentach, ale o to chodzi!
OdpowiedzUsuń~Emily
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSuper :) Rozdział podtrzymujący emocje- rozdział bardzo dobry ^^ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnie mam siły żeby komentować, a więc powiem tylko tyle..
OdpowiedzUsuńczekam na nexta <3
~Aga
O jezu! DOM KASA *-* No nie mogę się doczekać co ten głupek Eric zrobił :D
OdpowiedzUsuńAle napięcie
OdpowiedzUsuń