Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział XIII

   Następnego dnia ruszyłam do szkoły. Chętnie poleżałabym sobie jeszcze w domu, ale nie chciałam mieć za dużo zaległości. Przy życiu utrzymywała mnie jedna myśl: Dziś piątek! Przed wyjściem ciocia powiadomiła mnie, że wyjeżdża na weekend do swojej starej znajomej, która ją zaprosiła. A że mieszka ona godzinę drogi stąd, to ciocia postanowiła trochę u niej posiedzieć. Takim sposobem miałam wolną chatę przez cały weekend. Z tego, co mówiła, gdy przyjdę ze szkoły do domu, to już jej nie będzie. Wróci w poniedziałek po południu. Ścisnęłam mocniej klucz do domu, który dała mi przed wyjściem do szkoły. "Nie powinnam go zgubić. Lepiej schowam go do plecaka" - jak pomyślałam, tak zrobiłam. Spojrzałam na telefon. Do przyjazdu autobusu zostało mi całe pięć minut. Na przystanku nie było żywej duszy. Cóż, nic dziwnego, z tego co wiem, przystanki autobusowe stały praktycznie co paręnaście metrów. Czasami Lysander przychodził na ten przystanek, ale w pobliżu miał też drugi, więc mógł sobie wybrać, na który pójdzie. Tym razem chyba wybrał ten drugi. Siedziałam więc sama, pogrążona w moich myślach. 
Po chwili przyjechał autobus. Wskoczyłam do niego i podeszłam do Rozali.
- Cześć Jess! - wykrzyknęła, zanim zdążyłam usiąść obok niej.
- Cześć Rozalia! Jak leci? - uśmiechnęłam się.
- W porządku. Właśnie rozmawialiśmy o tobie - spojrzała w kierunku Lysa i Kastiela.
- Cześć wam - przywitałam się
- Siemasz Jess - wyszczerzył zęby Kastiel
- Witaj Jessico - Białowłosy uśmiechnął się tajemniczo. Chyba myślał o wczorajszej sytuacji. Nie da się ukryć, że ja także. Tyle razy przestudiowałam w myślach każdy wczorajszy moment, że chyba zostanie mi w pamięci na długo. 
- Ziemia do Jess! - Roza machała mi dłonią przed twarzą. Chyba musiałam się trochę zamyślić.
- Sorki Rozalio, zamyśliłam się trochę
- "Trochę"? - zaśmiała się - chyba za dużo czasu spędzasz z Lysandrem.
- Co? Nie, to nie przez to.. - próbowałam nie spojrzeć w kierunku białowłosego. 
- Czy ja o czymś nie wiem? - wtrącił Kas, spoglądając na mnie uważnie - bo jeżeli tak, to chcę mieć tu zaraz raporty i świadków!
- Uspokój się Kastiel - odezwał się Lys. Jego głos był bardzo opanowany i spokojny. Czego nie można było powiedzieć o moim.
- Spoko stary, ja jestem spokojny. Mam tylko wrażenie, że Jessica coś przede mną ukrywa.
- Nawet jeśli, to może ma ku temu swoje powody? - Lysander nie dawał za wygraną
- Nie może mieć przede mną tajemnic, skoro ma zostać moją dziewczyną - Kastiel wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu. Nie mogłam tego dłużej słuchać, postanowiłam się wtrącić. 
- Ciekawe czemu nic o tym nie wiem - próbowałam mówić spokojnym głosem, choć w środku się we mnie gotowało.
- Sądząc po jej minie jest pozytywnie do tego nastawiona - zignorował moją uwagę
- Masz jeszcze jakieś inne, durne odpowiedzi tego typu?
- Ktoś tu się buntuje? - zaśmiał się
- Przypominam ci, że zawsze taka byłam!
- Wiem. To jedyna rzecz, którą w tobie lubię.
- Co za ściema... - mruknęłam pod nosem
- Co ty tam gadasz sama do siebie? - czerwonowłosy spojrzał na mnie uważnie.
- Nic, nic - zaśmiałam się
Rozalia oczywiście nie mogła mnie wesprzeć, ponieważ skręcała się ze śmiechu obok mnie. Lysander, sądząc po jego minie, chyba nie był zadowolony takim rozwojem akcji. W takiej "przyjemnej" atmosferze dojechaliśmy pod szkołę.

Lekcje, jak to lekcje mijały wolno. Kiedy w końcu dobiegły końca, postanowiłam jeszcze nie wracać do domu. Przecież i tak nikt tam na mnie nie czekał, więc tym samym, nikt się nie martwił. Poza tym był piątek. Tym razem nie poszłam tak jak zwykle na busa. Postanowiłam zrobić sobie mały spacer. Chciała uprzedzić o tym Rozalię, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Szłam spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. W pobliżu parku ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się.
- Co mają znaczyć te spacery? Grzeczne dziewczynki jadą grzecznie od razu do domu - spojrzałam w szare oczy Kastiela
- A ty jak zwykle bezbłędnie spełniasz rolę nachalnego zboczeńca - uśmiechnęłam się
- To nie moja wina. Taki już mój los - spojrzał w niebo - więc? Czemu nie pojechałaś do domu? - wrócił do mnie spojrzeniem.
- Cóż, dziś piątek, nikt się o mnie nie będzie martwił, więc trzeba z tego jakoś skorzystać - Kastiel nagle spoważniał - a ty? Dlaczego nie wracasz?
- Nie musisz wiedzieć - odparł szorstko
- Świetnie, a więc ty masz prawo wszystko o mnie wiedzieć, a ja o tobie nie?
- Skoro tak bardzo ciekawi cię moja osoba, to na pewno dasz się skusić na lody - uśmiechnął się szarmancko - chyba, że wolisz porobić coś innego - wrócił szyderczy uśmiech
- Łaaał, Kastiel zaprasza na lody? Jednak cuda się zdarzają? 
- Na twoim miejscu zgodziłbym się, zanim się rozmyśle.
- Wiesz, a ja miałam trochę inne plany...
- Nie pytałem cię o zdanie - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w kierunku budki z lodami
- To się już zalicza jako porwanie - powiedziałam, kiedy stanęliśmy w kolejce
- Nie czepiaj się szczegółów - odparł z uśmiechem
Kupiliśmy lody i poszliśmy w kierunku parku. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się... Było naprawdę wspaniale. Kasiel jednak umie się normalnie zachowywać. Nim zdążyłam się zorientować, minęły dwie godziny i byłam już trochę zmęczona.
- Kastiel, było bardzo miło, jednak ja już będę wracać - zaczęłam
- Jasne, spoko - dobry humor chyba go opuścił - ja jeszcze się gdzieś przejdę
- Nie wracasz już do domu? - zdziwiłam się
- Dziś nie. Rodzice wrócili z jakiegoś tam wyjazdu służbowego. Nie mam zamiaru ich widzieć.
- To nie wracasz do domu na noc? 
- Czy ja mówię po chińsku? Oczywiście że nie! - zezłościł się
- To gdzie ty będziesz spał?
Milczenie.
Nie bardzo wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Długo się nad tym zastanawiałam. W końcu postanowiłam zaryzykować.
- Kastiel..? - zaczęłam niepewnie
- Nie chcę żadnych wyrazów współczucia, jasne? Robię to z własnej woli! - zaczął się na mnie wydzierać
- Nie, ja nie o tym... Pomyślałam, że może... no, przenocujesz u mnie?
Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki od filiżanek. Chyba takich słów się nie spodziewał. W sumie, sama nie byłam pewna, czy mówię serio. No ale miałam pozwolić, żeby spał w parku na ławce? 
- Żartujesz sobie ze mnie? 
- Nie, mówię poważnie. Ciotki nie ma przez cały weekend, więc jeśli masz ochotę... 
- No pewnie, że mam! Jess, jesteś wielka! - ścisnął mnie tak mocno, że przez chwilę zastanawiałam się, czy mam wszystkie kości całe.
- Nie ma za co - zaśmiałam się - chodźmy
Ruszyliśmy w kierunku domu.

2 komentarze: