Rano obudził mnie krzyk ciotki.
- Jessica! Żyjesz?! Już dwadzieścia po siódmej!
Nie miałam większego wyboru. Wygramoliłam się z łóżka i zwlokłam na dół mało przytomna.
- Ciociu, nie najlepiej się dziś czuję. Wolałabym zostać dziś w domu.
W sumie to nawet nie udawałam. Potwornie bolała mnie głowa.
- Jasne, nie ma problemu. To ja skoczę po jakieś warzywka na bazar i może jeszcze do supermarketu zajrzę. Nie będzie mnie ze dwie godziny. Poradzisz sobie?
- Jasne ciociu, nie mam pięciu lat
- Tylko się upewniam. To na razie!
Wyszła. Zostałam sama. Postanowiłam jednak się ubrać i zrobić jakieś śniadanie. Weszłam do pokoju i w tym momencie zadzwonił telefon, dzwoniła Rozalia.
- Cześć Roza
- Cześć Jess! Co ty, postanowiłaś się przespacerować?
Nie myślałam, że tak szybko moja nieobecność zostanie zauważona. Już miałam odpowiedzieć, kiedy usłyszałam jakieś trzaski i w słuchawce rozległ się głos Kastiela.
- Jesteś okropna! Czemu nie powiedziałaś, że idziesz na piechotę? Dotrzymałbym ci towarzystwa.
W tle słychać było Lysandra, który wyrażał swoje niezadowolenie po słowach Kasa.
- Ech, ja nie idę dzisiaj do szkoły. Źle się czuję.
- Ej słyszycie? Jess jest chora - Czerwonowłosy przekazał informację.
- Daj mi ją! - rozkazał Lysander
- Spokojnie stary! Masz.
- Witaj Jessico, wszystko w porządku? - Lysander w końcu dostał się do telefonu.
- T-aak, w porządku - byłam zaskoczona jego troską
- Cieszy mnie to - w wyobraźni widziałam jak się uśmiecha
To irracjonalne, ale bardzo chciałam go teraz zobaczyć.
- Nie przejmuj się tak - uśmiechnęłam się
- Jak mógłbym się tobą nie... ekhem, w każdym razie, nie miałabyś nic przeciwko, żebym po szkole wpadł do ciebie i przyniósł ci lekcje?
Chyba czytał mi w myślach.
- Oczywiście, że nie miałabym nic przeciwko. Moje drzwi są zawsze otwarte - byłam szczęśliwa
- Wspaniale. Nie mogę się już doczekać.
- Ja też przyjdę! - w tle dało się słyszeć głos Kastiela.
- I ja! - dołączyła się Rozalia.
- Wpadajcie - zaśmiałam się.
Jestem szczęściarą, że mam tak wspaniałych przyjaciół. Tak, przyjaciół. W starej szkole zauważali dopiero po tygodniu, że jestem nieobecna. Jeśli w ogóle zauważali. Cóż, nie cieszyłam się zbytnią popularnością wśród znajomych. A tu proszę. Uśmiechnęłam się.
- To szykuj łóżko - zaśmiał się Kas.
Gdzieś z tyłu Lysander wygłaszał głośno swoją opinię na temat niestosownych słów Kastiela. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Jasne, wszystko przyszykuję - odparłam rozbawiona.
- Trzymamy cię za słowo - krzyknęła Rozalia.
- To do później!
- Do później! - odparli chórem i się rozłączyli.
Cały czas się uśmiechałam. Oni są wspaniali. Zaczęłam sprzątać pokój. Ścierałam kurze, układałam książki, trzepałam dywan. Nawet okna umyłam. Byłam pełna pozytywnej energii, w tle leciały moje ulubione piosenki. Pierwszy raz się tak czułam. Taka naprawdę szczęśliwa.
Kiedy w końcu skończyłam dochodziła dwunasta.
Z dołu usłyszałam głośny krzyk ciotki, która oznajmiała, że już wróciła. Zbiegłam na dół
- Co tak długo?
- Musiałam po drodze pozałatwiać parę spraw - spojrzała na mnie podejrzliwie - coś się stało?
- Nie, nic a nic - odparłam rozbawiona
- To skąd ten dobry humor? - uśmiechnęła się
- Czemu miałby być zły? Aha, ciociu, później wpadną do mnie znajomi. Nie masz nic przeciwko?
- Nie, no co ty. To nawet dobrze, nie myślałam, że tak szybko znajdziesz znajomych - uśmiechnęła się i weszła do kuchni rozpakować zakupy.
Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie wiem, dlaczego, ale nie mogłam oderwać myśli od Lysandra i tych jego oczu...
Hahahaha xD Jak się ogarnę to napisze hahahaha jakiś sensowniejszy haha komentarz xD
OdpowiedzUsuńDobra, w końcu się ogarnęłam ( Zajęło mi to ponad tydzień). A więc rozdział bardzo fajny. Kastiel chyba nigdy się nie zmieni i tego jego tekst xD Haha. To tyle bo znowu mi odwala. Pozdro :*
OdpowiedzUsuńSupcio
OdpowiedzUsuń