Spojrzał na mnie ciepło z tym swoim uroczym uśmiechem na twarzy. Po chwili delikatnie dotknął mojego policzka.
- Nie ma za co - powiedział cicho.
Nastała chwila milczenia.
- Lys czy ty.. - zaczęłam niepewnie. Nie wiem jakich słów użyć, żeby to powiedzieć.
- Tak?
- Nie, nieważne - przygryzłam wargę żeby nie powiedzieć nic niepotrzebnego. Lysander mimo to dalej się uśmiechał.
Po krótkiej chwili podniosłam się z miejsca i zaczęłam zbierać szklanki ze stołu. Białowłosy śledził czujnie każdy mój ruch. Chociaż nie patrzyłam na niego, to doskonale czułam na sobie jego spojrzenie które prześwietlało mnie na wylot.
- Spokojnie Jessico, niedługo wszystko się ułoży - usłyszałam w kuchni jego uspakajający ton głosu. Przez to na chwilę faktycznie się uspokoiłam. Ale miałam nieodparte wrażenie że nie chodzi mu tylko o sprawę z Debrą.
- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się.
Po chwili zauważyłam, że białowłosy zaczął zbierać się do wyjścia. Ale na jego twarzy cały czas był obecny uśmiech.
- Już idziesz? - zdziwiłam się.
- Tak, wypadałoby już wracać. Ale wierz mi, bardzo chciałbym zostać dłużej.
- To dlaczego nie zostaniesz? - spytałam patrząc w jego dwukolorowe oczy.
- Może kiedyś zostanę - uśmiechnął się i pociągnął za klamkę - Ale jeszcze nie dziś.
- Trzymam cię za słowo - odwzajemniłam uśmiech.
- To do jutra. Czy mógłbym cię rano odprowadzić do szkoły? - spytał najspokojniej na świecie. Trochę mnie to jego pytanie zaskoczyło, ale to bardzo miłe z jego strony. No cóż, czemu tu się dziwić. Lysander jest miły dla każdego.
- Ale mój dom nie jest po drodze do szkoły... - zaczęłam.
- Nic nie szkodzi - przerywał mi - Ale jeżeli nie masz ochoty to nie wahaj się odmówić - powiedział ze smutnym uśmiechem.
- Nie, oczywiście że mam ochotę - powiedziałam chyba trochę za szybko. Białowłosy dyskretnie się zaśmiał.
- To jestem tutaj punktualnie o wpół do. Nie spóźnij się - przesłał mi jeszcze swój ciepły uśmiech i wyszedł na zewnątrz.
Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o ścianę. Mimowolnie również się uśmiechnęłam. Dobrze wiem, że Lysander chce tylko być uprzejmy ale nie mogłam powstrzymać tego przyjemnego ciepła, które w tej chwili rozlewało się po całym moim ciele.
- Stop Jessico! To tylko przyjaciel. I on również uważa cię za przyjaciółkę.. chyba - powiedziałam do siebie i ruszyłam w kierunku salonu, żeby pozbierać resztę szklanek i trochę posprzątać. Ciekawe gdzie u licha podział się Eric? Że też go nie zapytałam gdzie wychodzi.
Wzdychnęłam i ruszyłam po schodach do swojego pokoju. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i rzuciłam na łóżko.
Jutrzejszy dzień zapowiadał się naprawdę dobrze.
Rano obudziło mnie ciepłe jesienne słońce, które świeciło prosto w moje okno. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero szósta trzydzieści, więc nie musiałam się spieszyć. Powoli zwlekłam się z łóżka i ubrałam szarą bluzę z kapturem oraz moje ulubione wytarte jeansy. W łazience umyłam dokładnie twarz i rozczesałam swoje długie, sięgające aż do bioder włosy. Chyba powinnam trochę je podciąć, ale nie potrafię rozstać się z moimi naturalnie rozjaśnionymi końcówkami.
Po kilku minutach byłam gotowa. Przeciągnęłam się jeszcze i spokojnie zeszłam na dół, skąd dochodził bardzo przyjemny zapach smażonych tostów z truskawkową marmoladą. Weszłam do kuchni, w której jak co rano krzątała się ciotka.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się siadając przy stole.
- Och, dzień dobry Jess - odwzajemniła uśmiech - Widzę że humor dopisuje. Czyżby to przez niejakiego chłopaka o białych włosach? - zaśmiała się stawiając przede mną talerz z górą tostów.
Zaraz, czy ona nie mówi o Lysandrze?!
- Jakiego chłopaka? - przeraziłam się - Co znowu Eric ci naopowiadał?
- Wspominał, że zostawił cię samą w domu z pewnym uroczym dżentelmenem - powiedziała siadając przy stole, naprzeciwko mnie.
- Głupoty opowiada - odparłam i skosztowałam tosta wysmarowanego obficie marmoladą.
- Oj na pewno nie - zaśmiała się - A poza tym czemu mi nie powiedziałaś, że będziesz występować na scenie?
Zakrztusiłam się.
- A to skąd wiesz? Eric ma aż tak długi język?
- Nie, tego akurat nie mówił, ale po mieście są gdzieniegdzie porozwieszane plakaty o jutrzejszym koncercie, a na nich twoje nazwisko - wzruszyła ramionami.
Znowu się zakrztusiłam. Czemu nikt nie raczył mnie o tym powiadomić? I kto to w ogóle zrobił? Już ja sobie porozmawiam z naszym kochanym gospodarzem.
- Wiesz co ciociu? Musimy sobie kiedyś zrobić babski wieczór to wszystko ci opowiem - uśmiechnęłam się kończąc jedzenie.
- Wspaniały pomysł - odwzajemniła uśmiech.
- A teraz wybacz, ale muszę się już zbierać do szkoły. Dziękuje że powiedziałaś mi o tych plakatach - odparłam, wstając od stołu.
- Nie ma za co - odparła włączając radio.
Wrzuciłam talerz do zlewu i ruszyłam w kierunku schodów. Mijając pokój brata odruchowo zerknęłam do środka. Eric jeszcze spał. Miałam zabójczą ochotę oblać go wodą, ale wolałam oszczędzić sobie jego krzyków z samego rana. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do swojego pokoju po plecak. Odruchowo spojrzałam na telefon. Było już piętnaście po siódmej. Normalnie poszłabym już na przystanek, ale dziś miał wpaść po mnie Lys. Wysłałam mu smsa, że jestem już gotowa i ubrałam na siebie granatową kurtkę. Wsadziłam telefon do kieszeni i zeszłam na dół.
- Już gotowa? - zdziwiła się ciotka - zwykle nie wyrabiasz na wpół do.
- Ale dziś jest jakoś inaczej - uśmiechnęłam się ubierając buty.
Właśnie w tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je. W nich stał zdyszany Lysander z uśmiechem na twarzy i czerwonymi od zimna policzkami.
- Wybacz mi, powinienem być wcześniej - powiedział z trudem łapiąc powietrze.
- Nic nie szkodzi - zaśmiałam się - To ja powinnam się dłużej ubierać.
- Kto to? - ciotka wychyliła się z kuchni i spojrzała na chłopaka ze zdziwieniem. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech - A więc to jest ten białowłosy chłopak. Przyznam ci Jessico, masz naprawdę świetny gust - zaćwierkała wesoło i zniknęła w drzwiach.
Mogłaby się czasami ugryźć w język. Wiem że to moja ciotka, ale i tak miałam ochotę ją udusić.
Kiedy weszła z powrotem do kuchni usłyszałam śmiech białowłosego. Odwróciłam się ze zdziwieniem.
- Może to samolubne z mojej strony, ale mam wrażenie że jej o mnie opowiadałaś - uśmiechnął się uroczo.
- T-to nie ja, to Eric! - zaprotestowałam szybko, czując że policzki zaczynają mnie piec - Chodźmy już - pociągnęłam go w stronę wyjścia. Po chwili szliśmy spokojnie w stronę szkoły.
- Spokojnie, gdybyś zapytała moją mamę to naprawdę dużo o tobie wie, a nawet cię nie widziała - uśmiechnął się.
- N-naprawdę? Ale skąd..?
- Też czasami nie mogę się powstrzymać i palnę coś o tobie - zaśmiał się.
Odwzajemniłam uśmiech i zapatrzyłam się przed siebie.
Z Eric'iem czasami jak z moim bratem.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ;) Czekam na kolejny!
Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Oh Lys taki słodki *-*
OdpowiedzUsuńEric ty niedobry bracie ! xD
Czekam na nexta i życzę weny ;**
O jeju Lys taki uroczy ;* Eric paplo jedna xD czekam na next ;3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział !
OdpowiedzUsuńLysio ;* awwww... Jak ja bym chciała mieć takiego chłopaka!! Ech, ale to tylko marzenia!
OdpowiedzUsuńRozdział super
Weny życzę
Stwierdzam, że Eric jest jedną z moich ulubionych postaci hahah. A ciocia przy Lysiu wypala takie rzeczy ahha ;D
OdpowiedzUsuńJAKIE TO SŁDOKIE ♥ Oni już są jak para zakochanych. Uwielbiam ich. A ciocia jest cudowna ♥
OdpowiedzUsuńAwwww *.* Super rozdział :D Eric tak bardzo przypomina mi mojego brata xD Czekam na kolejny byle szybko :D Dużo weny zycze !!!
OdpowiedzUsuńO boże :3
OdpowiedzUsuńTen rozdział, i ogólnie blog jest fenomenalny. Masz do tego wielki talent. Nigdy, nie widziałam lepszego bloga. *O*
Z niecierpliwością czekam na next.
~Kiyomi
Z moim bratem to koszmar!!!!!!!! DIABEŁ TASMAŃSKI!!!!
OdpowiedzUsuń