Po dzwonku, kiedy już wychodziliśmy, w drzwiach zatrzymała nas Rozalia.
- Hej Jess, pogadajmy - rzuciła tylko i chwyciła moje ramie odciągając mnie możliwie jak najdalej od chłopaka.
- Co jest? - spytałam, kiedy białowłosa uznała, że kilometr to dobra odległość.
- Dziewczyno, co to wyprawiasz? Gdzie Lys? - naskoczyła na mnie.
- Wracam do domu, nie wiem gdzie jest - odparłam ze stoickim spokojem.
- Jak to nie? Kiedy ostatnie raz go widziałam, wyglądał jakby nie miał kompletnie kontaktu z tym światem! W dodatku był jakiś taki... wyprany...
- Czy to dziwne? Przecież to Lysander - wzruszyłam ramionami.
- Słuchaj - jej ton spoważniał - Nie mam pojęcia, co się między wami stało, ale mam nadzieję, że to się szybko odstanie. A ten cały koleś niech w końcu odpuści, bo łazi za tobą cały dzień! To nie jest normalne - przyjaciółka lekko zerknęła w jego stronę, po czym powróciła do mnie spojrzeniem - Idziesz natychmiast poszukać Lysa - powiedziała twardo, łapiąc mnie za ramiona.
- Nie - rzuciłam, starając się uwolnić z jej uścisku.
- Nie znam takiego słowa. A teraz ruchy! Z tego co wiem, Lysio był dziś bardzo podekscytowany i wspominał coś o jakichś planach na wieczór - dziewczyna lekko się uśmiechnęła a a po chwili spojrzała prosto w moje oczy - Jestem pewna, że plany dotyczyły ciebie.
Byłam już lekko zdenerwowana jej ciągłym naleganiem. Ale za każdym razem, gdy wymawiała jego imię, na sercu robiło mi się cieplej.
- Roza, nie powinnaś się wtrącać - powiedziałam nie swoim głosem - A teraz wybacz - wyrywałam się i zostawiłam dziewczynę w lekkim szoku oddalając się parę kroków i wrócając do Wiktora, który przez cały czas świdrował nas wzrokiem.
- Jessico, to niemiłe tak nagle mnie opuszczać - powiedział, a ja miałam wrażenie, jakby nagle owiał mnie chłód. Nie komentując tego, ruszyłam przed siebie. Czułam się strasznie dziwnie, na dodatek przez cały dzień miałam wrażenie, że nie jestem sobą. Idąc w zamyśleniu w stronę domu, nagle usłyszałam czyjś głos. Lecz ten głos byłabym w stanie poznać wszędzie.
- Jessica! - wołanie dobiegło mnie zza pleców.
- Nie odwracaj się - szepnął Wiktor wprost do mojego ucha, a ja poczułam zimny powiew na karku. Mimo niewyobrażalnej chęci ucieczki, zatrzymałam się.
- Jessico! - dobiegł mnie zdyszany głos Lysandra, a po chwili jego ciepła dłoń wylądowała na moim ramieniu.
- Lysander... - szepnęłam odwracając się. Spojrzałam w jego ciepłe, dwukolorowe oczy, przepełnione tak wielkim smutkiem i determinacją. Widziałam jego zmierzwione, białe kosmyki, które powykręcały się w każdą stronę po długim maratonie. Zaczerwieniony lekko nos oraz policzki od mroźnego powietrza. W dodatku w nieładzie zapięty czarny płaszcz i niechlujnie zawiązana, zielona apaszka.
Zanim zdołałam racjonalnie pomyśleć, moje ciało samo przylgnęło do jego ciała, a ramiona oplotły jego szyję w uścisku.
- Jessico, tak bardzo cię przepraszam, nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło, nie byłem sobą... - zaczął się tłumaczyć, jeszcze z trudem łapiąc powietrze do płuc.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czując szybkie bicie jego serca, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Łzy, które kapały nieprzerwanie po mojej twarzy, zdawały się nigdy nie przestać cieknąć. Nagle jakby mnie coś odblokowało i znów mogłam poczuć ciepło.
Miasto, które widziałam znad ramienia białowłosego, wydawało się rozświetlone i czyste, okna wieżowców połyskiwały w słońcu. Muzyka dobiegająca z przejeżdżających obok samochodów powodowała, że czułam się, jakbyśmy byli głównymi bohaterami tragicznie romantycznego filmu. Zachodzące powoli słońce, łzy i ten jedyny. Oto my - dwoje niezwykle atrakcyjnych młodych ludzi - dobra, niech będzie, że tylko jedno z nas należało do tej kategorii. Ja prawdopodobnie jestem jedynie akceptowalna.
Tak więc, czego chcieć więcej?
A no tak. Nasza sytuacja w której się znaleźliśmy psuła cały efekt.
Chciałabym wszystko wyjaśnić Lysandrowi. Tak bardzo tego pragnęłam. Żeby sytuacja się w końcu wyjaśniła, żeby Wiktor zniknął i żeby to wszystko okazało się tylko chorym snem.
Delikatnie odsunęłam się od chłopaka by móc znowu spojrzeć mu w twarz.
- Lys, przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałam. Tak strasznie mi głupio - spuściłam wzrok.
Dźwięk, jaki z siebie wydał po tych słowach, stanowił skrzyżowanie szlochu z westchnieniem. Jednak zaraz potem parsknął śmiechem, po czym uniósł moją twarz tak, bym z powrotem patrzyła prosto na niego.
- Jesteś idiotką.
Nie zdołałam oczywiście powiedzieć tego, co miałam na myśli, ponieważ Lysander pochylił się i niespodziewanie mnie pocałował.
A wiedzcie, że właśnie wtedy straciłam kontakt z rzeczywistością.
I byłoby pięknie, gdyby nie ten dziwny chłód, który złapał mnie nagle za serce i kazał natychmiast odsunąć się od chłopaka.
- Jessico, wracajmy, ten chłopak ma jakieś problemy z panowaniem nad emocjami. Lepiej się odsuń - ciszę przerwał głos Wiktora, którego ton wskazywał na to, że nie jest w najlepszym humorze.
Aż zagotowało się we mnie przez tą jego uwagę.
- Lysander nie ma żadnego problemu - powiedziałam twardo, odwrócona tyłem do brata - Znam go - uśmiechnęłam się patrząc w słodkie oczy białowłosego w którym też się gotowało od tej uwagi.
- Żebyś później tego nie żałowała - powiedział tonem tak ponurym, że aż się odwróciłam. Jego źrenice mieniły się znajomą czerwienią - Ja wracam do domu - rzucił i odwróciwszy się do nas plecami, zaśmiał się gorzko. Śledziłam go wzrokiem, dopóki jego sylwetka nie zniknęła za zakrętem.
- Dupek - mruknął Lys - Chodźmy stąd. Przygotowałem dla nas coś specjalnego na resztę dnia - uśmiechnął się i delikatnie złapał moją dłoń.
--------------------------------------------------------------------
Wesołego Halloween życzę wszystkim! ♥
Szykuję też rysunek Halloweenowy z Lysiem, więc cierpliwości :*