Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

wtorek, 22 września 2015

Rozdział CXVI

   Poszukiwania okazały się sukcesem. Kastiel nie tylko mógł się wykazać, ale i następnego dnia rano nie mógł się uwolnić od maślanych oczu sprzątaczki na stołówce.. Podczas gdy my, leżeliśmy już prawie pod stołem dusząc się ze śmiechu. A wyglądało to mniej więcej tak.
Znaleźliśmy kobietę, gdy właśnie wymieniała papier toaletowy w ubikacjach. Kastiel, chcąc mieć to już za sobą, ruszył dumnym krokiem w jej stronę. Nonszalancko oparł się o ścianę, po czym przeczesując ręką włosy, powiedział:
- Cześć ślicznotko.
Już wtedy tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu. Buntownik, chcąc ukryć zażenowanie, odchrząknął znacząco i spojrzawszy na pożądany obiekt, starał się uśmiechnąć. Kobieta zlustrowała biedaka swym badawczym spojrzeniem po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Och, ależ pan mi schlebia - zaśmiała się, szturchając chłopaka w żebra. Niestety, zrobiła to ciut za mocno, gdyż Kas zgiął się wpół.
- Bolało, jak spadłaś z nieba? - spytał, starając się wrócić do profesjonalnego tonu. 
Mówię wam, ja dosłownie tarzałam się ze śmiechu. 
Chwilę jeszcze pogadali, ale skończyło się na tym, że to sprzątaczka podrywała Kasa, a on chcąc się oswobodzić rzucił pierwszą lepszą wymówkę i pędem ruszył do nas. Nie muszę chyba opisywać tego rozanielonego spojrzenia, które patrzyło na niego gdy wracał..?
A efekt był taki, że kobiecina wciąż wzdychała do naszego przyjaciela zza bufetu a on był już cały blady z obrzydzenia.
Cu-do-wnie.
Należało mu się. 
Zaraz po śniadaniu udaliśmy się do swoich pokoi. Przegadaliśmy prawie całą wczorajszą noc, więc dzisiaj każdy słaniał się na nogach. Ledwo żywa Rozalia zatrzymała mnie na korytarzu i oznajmiła nie znoszącym sprzeciwu tonem, że kiedy się wyśpię mam zawitać do niej, po czym zniknęła w pokoju razem z Leo. Też byłam zmęczona, więc ziewając ruszyłam za Kentinem w stronę naszych drzwi. Jeszcze nie zdążyłam się dobrze położyć, kiedy nagle z kieszeni wydobył się znajomy dźwięk przychodzącego sms-a. Zaklęłam w duchu i wyciągając telefon, usiadłam na krawędzi łóżka.
"Jessico, jeśli to dla Ciebie nie jest duży kłopot, to chciałbym z Tobą porozmawiać. Czekam na górze ~ Lysander"
Chyba nie muszę opisywać jak wielką przyjemność sprawiła mi ta wiadomość? Od razu chciałam biec i móc w końcu wtulić się w niego i chociaż na moment zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Już miałam wstać, kiedy nagle uderzyła mnie pewna nurtująca myśl. Jeżeli znajdę się z nim sam na sam to z pewnością będę chciała mu wszystko opowiedzieć. Ostatnie wydarzenia nie dawały mi spokoju, chciałam porozmawiać o nich z kimś. Niestety, Wiktor swoimi odpowiedziami przysparzał mi tylko więcej pytań, niż odpowiedzi. 
Siedziałam więc na łóżku, bijąc się z chaotycznymi myślami.
- Hej, Jess, coś nie tak? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Kentina. Z westchnieniem podniosłam głowę i spojrzałam w pytające oczy szatyna.
- Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się - Ja.. tylko muszę się przejść - powiedziawszy to, wstałam z łóżka.
- Znowu mi uciekasz? - spytał, uśmiechając się smutno. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ale on tylko parsknął śmiechem i położył się na łóżku unikając mojego spojrzenia. Wzruszając ramionami, wyszłam na korytarz. Mimowolnie moje kroki same skierowały się do windy a po chwili już stałam przed drzwiami mojego azylu, który specjalnie dla mnie wynajął Lysander. No cóż, nie zastanawiając się długo, nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju.
- Myślałem, że nie przyjdziesz... - usłyszałam za plecami cichy głos białowłosego, kiedy zamykałam za sobą drzwi. Nawet nie zdążyłam odwrócić się w jego stronę, gdy nagle jego silne ramiona objęły mnie w pasie. Czując to przyjemne ciepło bijące od jego umięśnionego ciała mimowolnie przypomniał mi się dotyk zimnych dłoni Wiktora. Pod powiekami poczułam piekące łzy. 
Szybko je wytarłam, zanim chłopak zorientował się, że znowu się rozklejam. A tym razem nie miałam zamiaru nic mówić. 
Lecz w głowie wciąż słyszałam szept Wiktora: "Niebezpieczeństwo.."
- Cześć Lys - uśmiechnęłam się do chłopaka, kiedy ten odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie w zamyśleniu.
- Jessico, nie będę udawał, że nie niepokoi mnie twoje zachowanie - powiedział stanowczo, kładąc dłonie na moich ramionach - Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.
- Nic nie ukrywam - starałam się podkreślić wiarygodność moich słów przekonywującym uśmiechem.
Białowłosy westchnął ciężko i odwrócił głowę w stronę okna po czym puścił mnie i powoli oddalił się w jego stronę. Pogoda nie była dziś najlepsza. Dokoła szalała potężna zawierucha i mało co mogliśmy zobaczyć przez hotelowe okno. Ta aura idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie w tymże momencie. Myśli, jak gdyby szalejące na potężnym wietrze płatki śniegu, latały niespokojnie i chaotycznie po mojej głowie nie dając mi się uspokoić.  
- Jessico, wiem, że coś cię trapi. Jeżeli nie chcesz mi nic powiedzieć, to nie mów. Lecz proszę cię, nie kłam - usłyszałam cichy, ledwo dosłyszalny, lecz stanowczy szept Lysandra. 
Już miałam zaprzeczyć, wycofać się, zaklinać na siebie samą, że to co mówię jest prawdą, ale nie mogłam. Chłopak mnie przejrzał.
Znowu.
Jedyne co mogłam w tym momencie wykrztusić to:
- Przepraszam. Nie mogę powiedzieć ci prawdy - słowa jakby same cisnęły się na moje usta. To tak, jakbym nie miała kontroli nad własnym ciałem.
- Rozumiem - powiedziawszy to odwrócił się i podszedł do mnie. Staną tak blisko, że musiałam zadrzeć głowę w górę, by spojrzeć w jego oczy. W tym momencie nie były one spokojne jak zawsze, lecz wzburzone i pełne niepokoju.
- Mam nadzieję, że nie straciłem Twojego zaufania? - spytał po chwili.
- Nie - uśmiechnęłam się smutno - To coś.. osobistego.
Chłopak mruknął coś niezrozumiale pod nosem a po chwili poczułam, jak przyciąga mnie do siebie i nagle straciłam grunt pod nogami. Lysander wziął mnie na ręce i spokojnie położył na sofie po czym uklęknął obok tak, że jego twarz była tuż przy mojej.
- Jesteś zmęczona - powiedział stanowczo, po czym podniósł się i usiadł w fotelu obok.
- Lysander..
- Prześpij się - odparł, sięgając po grubą książkę, która leżała na stole - Będę czuwał przy tobie. 
Mówiąc to nie spojrzał mi ani raz w oczy. Poczułam niepokojące ukłucie w sercu a jednocześnie ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam w sen.

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział CXV

   Winda zatrzymała się z głuchym skrzypnięciem. Niepewnie z niej wyszłam, rozglądając się dookoła. Korytarz był pusty, nie dochodziły z niego żadne dźwięki. Tutaj na pewno nie spotkałabym tej pani sprzątaczki. Z westchnieniem ruszyłam przed siebie. Wciąż nie mogłam przestać myśleć o Wiktorze. Wewnątrz siebie czułam, że znam go od zawsze. To, że jesteśmy bliźniakami, wiele wyjaśniało. Ale dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? I kim tak naprawdę jest Wiktor? I dlaczego mnie szukał? Co teraz chce ode mnie? I najważniejsze: 
Kim był mój biologiczny ojciec?
Pytania dosłownie mnie zasypywały.
Poczułam dziwne pulsowanie wewnątrz czaszki. Zmrużyłam oczy opierając się o ścianę, by chwilę odpocząć. Zmęczenie dawało mi się we znaki. Przez chwilę zapomniałam o naszej grze i po co tu naprawdę przyszłam. Myślami byłam gdzieś, zupełnie indziej. 
Tak bardzo chciałam porozmawiać z Lysandrem. Mało ze sobą ostatnio rozmawiamy. Podczas gry dziwnie mi się przyglądał. Czułam, jak jego spojrzenie dosłownie prześwietla mnie na wylot. Czyżby białowłosy domyślał się czegoś?
Męczyłam się z tym. Chciałam porozmawiać z przyjaciółmi o tym, co tak naprawdę się dzieje. Ale nie mogłam. Wiktor powiedział, że mogę narazić ich na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Ich bezpieczeństwo jest dla mnie na pierwszym miejscu. 
- A co ty tu robisz, kochanieńka? - usłyszałam ciepły, kobiecy głos. Mimo tego, że był tak przyjazny, wystraszyłam się. Przede mną stała starsza, siwa pani w czarno-białym uniformie. To na bank była sprzątaczka, której wszyscy szukaliśmy.
- Przepraszam.. trochę się zgubiłam - skłamałam szybko.
- Nic nie szkodzi, to wielki hotel. Nie dziwię ci się - starsza pani uśmiechnęła się miło. Jednak nie starała się zbytnio ukryć ciekawskich spojrzeń w moją stronę
- Coś nie tak? - spytałam, wyrywając ją z zamyślenia.
- Och, nie - potrząsnęła głową i spojrzała mi w oczy - Po prostu, bardzo mi kogoś przypominasz - westchnęła i zabrała swój mop, zmierzając do wyjścia.
- Proszę zaczekać! - podbiegłam do niej.
Nie wiem, co mną kierowało. Powinnam była także odejść i powiadomić resztę, gdzie znajduje się cel ich poszukiwań. Ale nie mogłam. Czułam, że ta pani coś wie. Gdzieś w głębi coś do mnie krzyczało, żebym jeszcze z nią pogadała.
- Tak? - odwróciła się do mnie z uprzejmym uśmiechem.
- Kogo mogę pani przypominać? - spytałam i zaraz uświadomiłam sobie jak irracjonalnie to zabrzmiało. Ale nie wycofałam się. Patrzyłam kobiecie w oczy, kilkoma komórkami mojego ciała przeczuwając odpowiedź.
- Och, to nie jest ważne - machnęła ręką i odwróciła się, by odejść. Westchnęłam ciężko i oparłam się o ścianę. Nie wiem, co sobie wyobrażałam. To takie śmieszne, sama nie wiem, co robię.
- Panno Eugenio, dlaczego nie odpowiedziała pani na pytanie tej sympatycznej panienki? - w pustym korytarzu oprócz odgłosu kroków kobiety rozległ się nagle znajomy, męski głos. Odruchowo podniosłam wzrok szukając jego właściciela. Nie musiałam się długo rozglądać. Tuż za starszą kobietą stał, opierając się o ścianę, Wiktor. Z założonymi na piersi rękami, uśmiechał się do mnie zawadiacko. Jednocześnie w tym momencie wyczułam przerażenie, które biło od starszej sprzątaczki. Stała odwrócona do mnie tyłem, lecz wpatrzona w białowłosego, jakby bojąc się wykonać ruch. Nagle jednak oprzytomniała i dygnęła lekko.
- Wybacz mi, paniczu - powiedziała cichym, drżącym głosem i odwróciła się do mnie. Na jej twarzy wciąż widniał uśmiech, ale miałam wrażenie, że nie jest on tak samo szczery i ciepły, jakim był poprzednio. Może efekt psuł lęk, który malował się w pustych oczach kobiety.
- Bardzo przypomina mi panienka panicza Wiktora - dygnęła przede mną, spuszczając lekko głowę - Musi być pani kimś dla niego bardzo ważnym - wtrąciła nieśmiało.
Już miałam powiedzieć, że jestem jego siostrą, niestety głos uwiązł mi w gardle. Zamiast mnie, odezwał się Wiktor.
- To moja bliźniaczka - powiedział, ciepło się do mnie uśmiechając zza pleców sprzątaczki, która po jego słowach jeszcze bardziej zbladła. Z przerażeniem ukłoniła się przede mną ponownie, tym razem bojąc się podnieść głowę.
- Wybacz mi panienko..! Ja nie wiedziałam.. - odparła.
Zrobiło mi się żal starej kobieciny. 
- Nic się nie stało - powiedziałam pośpiesznie - Niech pani się nie wygłupia - uśmiechnęłam się najmilej, jak potrafiłam. 
- Sama do niedawna tego nie wiedziałam - odparłam do siebie w myślach, jednak nie powiedziałam tego na głos.
Kobieta podniosła się i widząc mój szczery uśmiech, rozluźniła się nieco.
- Jessico, mogę zamienić z tobą słówko? - spytał chłopak podchodząc do mnie i lekko głaskając mój policzek.
- Bardzo miło było panienkę poznać - usłyszałam cichy szept sprzątaczki i nim się obejrzałam, znikła za zakrętem hotelowego korytarza. Uśmiechając się przepraszająco do Wiktora, odeszłam od niego kawałek i wysłałam wszystkim sms'a, że osoba, której zawzięcie szukają jest na dwunastym piętrze. Kiedy wiadomość doszła, schowałam urządzenie z powrotem do kieszeni i wróciłam do chłopaka. 
- Co chciałeś ode mnie? - spytałam, spoglądając mu w oczy.
- Widzę, że już lepiej się czujesz w związku z tą sprawą - uśmiechnął się przyjaźnie, kładąc dłoń na moim ramieniu - Wiesz, Jessie.. - zamilkł, jakby bijąc się z własnymi myślami. Po chwili odezwał się ponownie - Postanowiłem, że przepisuję się do waszego liceum - wypalił. W jego oczach dostrzegłam niezwykłą pewność siebie.
- Ale.. Nie możesz! - wypaliłam, ale natychmiast się wycofałam - To znaczy.. Jak? - byłam tak skołowana, że nawet nie mogłam dobrać odpowiednich słów.
- Muszę, siostrzyczko. Muszę - uśmiechnął się - Nie mogę ponownie cię stracić. 
- Ale co mam powiedzieć reszcie? - spytałam, słysząc już ich wesołe okrzyki na schodach.
- Nic. Będę tylko nowym uczniem, nikim więcej. Absolutnie nie możesz powiedzieć im, że jestem twoim bratem. Rozumiesz? - spytał, patrząc z troską w moje oczy. Kiwnęłam głową.
- Dobra dziewczynka - pogłaskał mnie po głowie.
- To tutaj! - usłyszałam zdyszany głos Rozy. Odwróciłam się, by spojrzeć w stronę schodów. Przyjaciele właśnie wbiegli na korytarz.
- Hej Jess, co tak stoisz? - zaśmiał się Kentin i ruszył w moją stronę.
Odwróciłam się w stronę Wiktora. Ale jego już obok mnie nie było. 
Wtedy uświadomiłam sobie, że moje dłonie stały się dziwnie zimne.

wtorek, 8 września 2015

Rozdział CXIV

    Uspokoiwszy się trochę w ramionach Wiktora, wróciłam do przyjaciół. Musiałam grać szczęśliwą. 
Oczywiście dzięki wpływom Rozalii znaleźliśmy się wszyscy w pokoju moim i Kentina. No, prawie wszyscy. Leo wolał zostać u siebie i popracować w spokoju nad nowym projektem, co lekko zdenerwowało Rozalię, ale nie nic nie powiedziała. Z kolei Nataniel nie chciał przebywać w towarzystwie czerwonowłosego, więc wykręcił się lekkim bólem głowy. A Armin.. Armin wolał pograć na konsoli.
Ale dlaczego siedzieliśmy akurat w naszym pokoju? Po prostu większość stwierdziła, że nasz jest największy.
Zapowiadał się ciekawy wieczór.
- Słuchajcie, a co powiecie na grę w butelkę? - spytała Rozalia z tajemniczym błyskiem w oku, tuż po przekroczeniu progu pomieszczenia.
Wszyscy przytaknęli entuzjastycznie jej pomysłowi, tylko nie ja. Po pierwsze, wcale nie miałam nastroju. Po drugie, byłam przeciwna wywlekaniu swoich tajemnic na światło dzienne. Nie lubiłam takich gier, ponieważ wszyscy od razu zauważali, gdy chciałam coś zataić. A nawet jeśli kłamałabym jak z nut, to i tak pewna białowłosa dziewczyna o przenikliwych, złotych oczach prześwietliłaby mnie na wylot. Tak czy siak, mój głos miał małe znaczenie, ponieważ i tak wszyscy byli za. Tak więc rozsiedliśmy się w kole, a Kastiel przyniósł butelkę po jakimś napoju. I nie tylko ją. Taszczył także w reklamówce inne butelki, tyle że pełne.
- Uważam, że jedna pusta w zupełności wystarczy, nie potrzebujemy do tej gry więcej - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- A to nie do gry. To do podgrzania atmosfery - odwzajemnił się zawadiackim uśmiechem.
- Przyznaj, że chcesz się wkraść w łaski Jess po swojej przegranej - złośliwie zauważyła białowłosa - Ja kręcę pierwsza! - powiedziała, zanim Kastiel zdążył coś złośliwego odpowiedzieć. Miałam wrażenie, że chce swoim wzrokiem ukatrupić dziewczynę.
Roza uśmiechnęła się przebiegle i zakręciła dość mocno butelką, której szyjka po dłuższej chwili wskazała na Kentina.
- Pytanie, czy wyzwanie? - białowłosa uśmiechnęła się tajemniczo. 
Szatyn odwzajemnił uśmiech.
- Pytanie - odpowiedział pewnie.
Dziewczyna rozglądnęła się uważnie po pokoju i zamyśliła się na moment.
- Od kiedy zaczęliście się przyjaźnić z Jess?- spytała po chwili wesoło uśmiechając się w moją stronę.
- Byliśmy sąsiadami, więc..
- Nie odkąd się znacie - przerwała gwałtownie - Ja rozumiem, że jesteście razem od kołyski. Chcę wiedzieć od kiedy relacje między wami zacieśniły się i staliście się dla siebie nawzajem przyjaciółmi.
Dziewczyna nie miała pojęcia, jak nietrafione było jej pytanie.
Szatyn zmieszał się lekko i spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się do niego ciepło dodając mu otuchy i kiwnęłam przytakująco głową.
- To było w czwartej klasie - zaczął - Może wy nie wiecie, ale nigdy nie byłem lubiany w klasie. Częściowo z powodu swoich wielkich jak denka od butelki okularów. Poza tym, zawsze wolałem usiąść cicho w kącie i poczytać książkę, niż ganiać z kolegami w piłkę. Byłem wyrzutkiem, który prawie codziennie przychodził do domu z nowym siniakiem. Przede wszystkim dlatego, że wzięto sobie mnie za kozła ofiarnego.
- Dalej nim jesteś - mruknął Kastiel, szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu. 
Jako, że siedział obok mnie, szturchnęłam go łokciem w żebra, żeby się zamknął. Z nich wszystkich tylko ja wiedziałam, jaki ból wywołują wspomnienia w Kentinie.
- Nie zwracaj na niego uwagi, opowiadaj - ponagliła go Rozalia, rzucając ostrzegawcze spojrzenie w stronę buntownika.
- Właśnie w czwartej klasie moi rówieśnicy przesadzili. Przed lekcjami pobili mnie za to, że nie miałem pieniędzy na obiad dla nich. Gdy wszedłem wtedy do sali z podbitym okiem, w podartym ubraniu i bez drugiego śniadania wszystkie dzieciaki w szkole śmiały się ze mnie. No cóż, wszystkie, oprócz Jessici - posłał w moją stronę ciepły uśmiech - Następnego dnia przyszła do szkoły z dodatkową kanapką, przygotowaną specjalnie dla mnie. Z początku myślałem, że i ona żartuje sobie ze mnie, więc odmówiłem tego nieśmiało wręczonego daru tak brutalnie i ostro, jak tylko potrafił to zrobić zmęczony ciągłym katowaniem jedenastolatek. Jessica uciekła wtedy, płacząc - przerwał na moment, by uspokoić trochę swoje myśli - Żałowałem potem, że doprowadziłem ją do łez. Nie wiedziałem, co zrobić. Długo zastanawiałem się nad tym całym zdarzeniem, nad cudownym faktem, że Jessica specjalnie dla mnie zrobiła tą kanapkę, że o mnie pomyślała. Był to uczynek, którego nigdy w życiu jej nie zapomnę - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
I ja także pamiętałam doskonale tamten dzień. I każde uczucie, które mi wtedy towarzyszyło. Od nadziei, przez zakłopotanie, wstyd a na końcu żal i złość na siebie i swoją głupotę. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co przeszedł Kentin.
- I co było dalej? - spytał poruszony całą historią Alexy.
- Tydzień później niechcący podsłuchałem rozmowę dziewczyn na stołówce szkolnej. Prym wiodła pewna nielubiana i wywyższająca się, Susan Prescot. Wiecie, coś w rodzaju Amber - szatyn skrzywił się, a ja uśmiechnęłam się pod nosem słysząc to, jakże trafne porównanie - "Ten Kentin Miles jest obrzydliwy. A w dodatku te jego beznadziejne okulary. Istny dziwak i kosmita w jednym. Nie dziwię się chłopakom, że tak go leją. Sama bym to zrobiła, ale wiadomo, damom nie wypada", powiedziała, a reszta jej koleżanek zawtórowała jej śmiechem . "To zwykły śmieć. Chciałabym, żeby zdechł" - kwestie tej dziewczyny mówił wysokim tonem, próbując się trochę do niej upodobnić. 
- Opinia Susan zwykle stanowiła święte prawo dla dziewczyn z jej paczki. Po tych słowach jeszcze bardziej znienawidziłem świat. Chciałem coś zrobić tej dziewczynie. No wiecie, wystraszyć ją, albo coś w tym guście, żeby odszczekała każde słowo o mnie. Ale kiedy byłem w połowie planowanie swojego ataku, usłyszałem nieśmiały głosik pewnej dziewczynki z dwoma długimi kucykami, sięgającymi do pasa. Powiedziała wtedy: "Myślę, że Kentin wcale nie jest taki zły. Jest po prostu samotny,  bo wszyscy odtrącacie go z powodu jego wyglądu. Postawcie się na jego miejscu i spróbujcie sobie wyobrazić jakbyście się czuły, codziennie nękane i upokarzane." Ale mimo dobrych chęci dziewczynki, jej słowa nie spotkały się  z taką aprobatą jak słowa Susan. "A skąd ty tyle o nim wiesz, panno Jessico Hillson?" spytały, śmiejąc się jej w twarz, a ona z trudem powstrzymywała łzy, kiedy mówiła: "Mówcie sobie co chcecie, ja i tak nie zmienię zdania! Gdybyście mu dały szansę, z pewnością zauważyłybyście, że jest bardzo miły!" Właśnie od tego dnia wychodziliśmy i wracaliśmy ze szkoły razem. Z dnia na dzień byliśmy sobie coraz bliżsi, aż w końcu jedno nie potrafiło obejść się bez drugiego. I tak jest do dzisiaj - uśmiechnął się wesoło, spoglądając w moją stronę. Jego spojrzenie sprawiło, że oblała mnie fala ciepła.
- To najsmutniejsza, a zarazem najszczęśliwsza opowieść jaką w życiu słyszałem - Alexy rozkleił się na dobre. A że siedział obok mnie, przywarł do mojego ramienia i zaczął wypłakiwać się w rękach mojej bluzy.
- No już, Alexy, spokojnie, wszystko dobrze się skończyło - starałam się go uspokoić, delikatnie głaskając po włosach.
Wszyscy w tym momencie wybuchnęli śmiechem i atmosfera ze smutnej, przemieniła się w wesołą.
- Jessico, jesteś prawdziwym aniołem Kentina - Alexy spojrzał na mnie i uśmiechnął się przez łzy - Błagam cię, zostań i moim!
- Hola, hola! - usłyszałam śmiech Kastiela po czym jego ramię objęło mnie w pasie - Spokojnie, Jess na razie pełni funkcję mojego anioła - uśmiechnął się złośliwie.
Ponownie dostał  łokciem w żebra.
- Moim też zostanie! - niebieskowłosy wtulił się w mój rękaw i pokazał buntownikowi język.
- To ja też ją wypożyczam! - zaśmiała się Roza - A tak serio, to naprawdę nie spodziewałam się usłyszeć takiej historii. Nie miałam pojęcia, że tyle przeszedłeś - spojrzała współczująco na szatyna - Och, gdybym ja tam była, to tak bym dokopała tej.. tej.. - nie umiała znaleźć odpowiedniego słowa.
- Flądrze! - palnął Alexy i znowu rozluźnił atmosferę swoim komentarzem.
- Moja kolej kręcenia! - uśmiechnął się Ken i zakręcił butelką. Wypadło na Kastiela.
Nie najlepiej.
- Pytanie, czy wyzwanie? - spytał spokojnie szatyn.
- Nie jestem ciotą. Wyzwanie - uśmiechnął się prowokująco, a mój przyjaciel zaczął zgrzytać zębami ze złości. Przewróciłam oczami z westchnieniem.
- Okej. Idź do holu i  poderwij panią sprzątaczkę - Kentin uśmiechnął się tajemniczo, a Kastielowi oczy zaświeciły się z podniecenia.
- Już nie mogłeś wybrać czegoś trudniejszego? - parsknął śmiechem i podniósł się z podłogi.
- Spokojnie, nie wiesz którą - szatyn powstrzymał jego zapędy - Masz poderwać tą panią, którą dzisiaj mijaliśmy kiedy sprzątała łazienki.
Uśmiech powoli schodził z twarzy buntownika. 
Nie wiedziałam dokładnie o co chodzi, ale już mi się podobał ten pomysł.
- Osz ty gnoju.. - czerwonowłosy mruknął pod nosem.
Szatyn poniósł się i chwilkę poszperał w swojej torbie, a po chwili wyciągnął z niej swoją cyfrową kamerę.
- A ja to nagram.
Kastiel już był blady.
- Emm, Ken, powiedz o co chodzi z tą sprzątaczką? - spytałam z ciekawości, bo najwyraźniej reszta również nie za bardzo się orientowała w temacie.
- Ach, ta pani jest bardzo interesującą babką.. Po sześćdziesiątce ze zmysłowym, ciemnym zarostem na twarzy i połową włosów na głowie - powiedział z pełną powagą, na co my..
.. Wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem. 
Kolor twarzy Kasa był teraz taki sam jak jego włosów.
- No to na co czekamy? - spytała rozanielona Rozalia - Szybko, szybko! Nie mamy całego wieczoru - popędziła wszystkich. 
Nie wiem jak reszta, ale ja już od dawna stałam przy drzwiach czekając na głównego bohatera. Starałam się cały czas wesoło uśmiechać.
- No już, dawaj Kastiel - Alexy uśmiechnął się prowokująco - Przecież zgodziłeś się zagrać w tą grę. A honor to rzecz święta.
Czerwonowłosy zaklął pod nosem i z niewesołą miną powlókł się do wyjścia.
- A pani sprzątaczka to też kobieta. Podobno żadna ci się nie oprze, więc zaliczenie zadania masz jak w banku - zaśmiałam się, po czym wszyscy wyszliśmy na korytarz.
- Okej, robimy tak. Roza sprawdzasz dolne piętra, czyli parter i pierwsze. Alexy,  ty od drugiego do czwartego. Lysander piąte i szóste. Ja siódme i ósme, Kastiel dziewiąte i dziesiąte a Jess jedenaste i dwunaste. Kiedy ktoś z was natknie się na miłą, starszą sprzątającą panią, to dzwoni do reszty. Wszystko jasne? - spytał Kentin a wszyscy zgodnie skinęli głowami i polecieli na poszukiwania. Niektórzy schodami, niektórzy windą. Ja akurat miałam dość wysokie piętra, więc wybrałam ten drugi transport. Z pozornym uśmiechem wbiegłam do niej i nacisnęłam ostatnie piętro.
Kiedy winda się zamknęła, po policzkach ponownie popłynęły łzy.
Niesamowite, jaką dobrą jestem aktorką.
 
Tutaj Jessica i Kentin w dzieciństwie ♥


-----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że piszę z takim opóźnieniem. Naprawdę, ledwo wyrabiam z nauką, nie sądziłam, że będzie jej aż tyle. Mam nadzieję, że nie zrazicie się przez trochę późniejsze publikowanie postów. Naprawdę, bardzo Was przepraszam. Aktualności i ewentualne opóźnienia w przyszłości - o wszystkim będę informować tutaj: https://www.facebook.com/amoursucrette
To dla tych, co chcą być na bieżąco.
Przepraszam jeszcze raz i życzę Wam, kochani moi, miłego dnia z uśmiechem na ustach ♥

piątek, 4 września 2015

Rozdział specjalny (na życzenie Akiry ♥)

Hej wszystkim! Dziś rozdział na życzenie czytelniczki Akiry, która była jedną z dziewczyn które wygrały konkurs, czego jej jeszcze raz gratuluję :D Chciała się ona dowiedzieć czegoś więcej o "tajemniczym Wiktorze", więc na jej prośbę, napisałam ^^ Od razu mówię, że nie planowałam tych informacji teraz ujawniać, bo chciałam Was jeszcze trochę potrzymać w niepewności, no ale jak mu to mus :D Jednak nie wyjawiłam wszystkiego. Wiktor nadal pozostanie małą zagadką, chociaż już trochę go poznacie. Tak więc, miłego czytania, mam nadzieję, że Wam się spodoba ♥ (a i jeszcze jedno. Rozdziały będą się teraz ukazywały później, ponieważ mam mega dużo nauki :/ wybaczcie mi, będę starała się dodawać tak szybko, jak to tylko możliwe)
--------------------------------------------------------------------------------------------  
 W trakcie rozmowy, kiedy Rozalia próbowała coś negocjować z zapatrzonym w ekran Natanielem, nagle poczułam się niezwykle nieswojo. Rozejrzałam się dokładnie po pokoju w poszukiwaniu.. sama nie wiem czego. Ale nagle w oknie mignęły mi znajome, czerwone oczy.. Natychmiast przypomniałam sobie o dziwnym lokaju, oraz liściku, który nadal tkwił w mojej kieszeni. Zaczęło mi się robić gorąco.
- Słuchajcie, ja zaraz wrócę - uśmiechnęłam się przepraszająco do reszty i zaczęłam powoli wycofywać się do drzwi pod wpływem badawczego spojrzenia białowłosej.
- Gdzie to się wybierasz? - spojrzała na mnie uważnie, marszcząc brwi.
- Zostawiłam coś w recepcji - wymyśliłam na poczekaniu - To ważne. Obiecuję, że zaraz wrócę - nie czekając na kolejne pytania, szybko wyszłam z pokoju. Zamknąwszy za sobą drzwi, skierowałam kroki w stronę windy, która na marginesie dość szybko zjechała na moje piętro. Weszłam do niej i rozgorączkowana nacisnęłam przycisk z numerem ostatniego piętra. Gdy drzwi zamknęły się za mną, sięgnęłam dłonią do kieszeni w poszukiwaniu małego zwitka papieru.
- Już o mnie zapomniałaś. To przykre - usłyszałam pełny ironii, znajomy głos za plecami. Wystraszona, obróciłam się tak szybko, że ledwo zdołałam utrzymać równowagę. W kącie, oparty o ścianę w luźnej pozie ze spuszczoną głową, stał Wiktor. Jego białe kosmyki delikatnie opadały na oczy tak, że nie byłam w stanie ich dostrzec.
- Skąd ty się tu wziąłeś? - spytałam skołowana, nie za bardzo zdając sobie świadomość z jego nagłego pojawienia się. Dałabym sobie głowę uciąć, że jak wchodziłam to jeszcze go nie było.
- Magia - zaśmiał się i podniósł na mnie wzrok. 
Zamarłam.
Jego oczy mieniły się krwistym odcieniem czerwieni.
- Wiktor, twoje..
- Oczy? - uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie, delikatnie odgarniając swoją zimną dłonią kosmyk moich włosów - Czasami tak mam. 
Poczułam lęk. Chłopak zaczął napawać mnie strachem tak silnym, jak nigdy dotąd. Zadrżałam pod wpływem jego spojrzenia. 
W tym momencie winda zatrzymała się na moim piętrze. Nie oglądając się na chłopaka wybiegłam na korytarz, ale nie zdołałam daleko uciec, gdyż zimna dłoń białowłosego zacisnęła się na moim nadgarstku.
- Chodźmy porozmawiać w spokojniejsze miejsce - powiedział tonem domagającym się odpowiedzi twierdzącej.
Nie mogłam wyrwać ręki. Nie mogłam krzyknąć. Słowa były wypowiadane przez niego w taki sposób, że nie mogłam się im sprzeciwić.
Wbrew wszystkiemu skierowałam się do pokoju, który specjalnie dla mnie wynajął Lysander. Drżącymi rękami otworzyłam drzwi i weszłam do ciemnego pomieszczenia. Oczywiście Wiktor także wszedł. 
- Powiedz mi, co się tutaj dzieje - powiedziałam stanowczo, patrząc prosto w oczy chłopaka - Mam tego dosyć. Wciąż mówisz mi, że niedługo wszystkiego się dowiem. A ja już tak dłużej nie mogę! Odkąd cię spotkałam, mam wrażenie, że nie jestem sobą. W dodatku te dziwne uczucia, które mi towarzyszą! - dopiero teraz spostrzegłam, że podniosłam głos - Proszę, powiedz mi, co się tutaj dzieje - powiedziałam już łagodniej.
Chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach, a jednak na jego twarzy malował się złośliwy uśmieszek.
- Wybacz mi, nie mogę podać ci wszystkich informacji jak na tacy, bo wtedy nie byłoby zabawy. A o to przecież chodzi w życiu. Nic nie jest w nim łatwe, ani przyjemne - zaśmiał się.
- To daj chociaż jakąś podpowiedź..
- Miałaś już zbyt dużo podpowiedzi ode mnie. Nie jesteś zbyt bystra, skoro ich nie zauważyłaś.
Zamyśliłam się na moment i na spokojnie zaczęłam analizować wszystkie sytuacje z Wiktorem. Jego pokój, tak podobny do mojego w dzieciństwie. Jego uczucia, które czasem zdarzyło mi się odczuć. Dziwne, czerwone oczy. Róże. Krew. 
"Jak dwie połówki, tego samego jabłka" - usłyszałam nagle jego głos w swojej głowie.
Na myśl przychodziło mi tylko jedno rozwiązanie. Ale to nie mogłaby być prawda. To niemożliwe. 
A może jednak..?
Szybkim ruchem sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam telefon. Wybierając numer mamy, ręce lekko mi drżały.
Odebrała po paru sygnałach.
- Halo, mama? - spytałam, zanim zdążyła się odezwać - Mam do ciebie parę pytań.
- Ach, to ty kochanie. Pytaj śmiało - słyszałam w jej głosie, że się uśmiecha.
No cóż, nie zdarzało mi się do niej dzwonić dwa razy tego samego dnia.
- Powiedz.. znałaś w przeszłości jakiegoś Wiktora? - spytałam z nadzieją, a w słuchawce zapadła cisza tak długa, że zaczęłam się niepokoić - Mamo, jesteś tam?
- Jestem dziecko - głos lekko jej drżał - Nie, nie znałam nikogo takiego - zaprzeczyła twardo.
Dobrze wiedziałam, że kłamie. No bez przesady, jest moją mamą, którą znam od dziecka! Więc dobrze wiem, kiedy nie mówi mi całej prawdy. 
- Nie kłam - powiedziałam stanowczo - Mam powód by uważać, że jest inaczej.
- Niby jaki? - starała się zgrywać twardą, niestety jej głos nadal był niepewny i przelękniony.
- Nie ważne. Powiedz mi prawdę.
Moja rodzicielka znów zamilkła.
- Dobrze, jeżeli już tak bardzo chcesz wiedzieć, to powiem ci wszystko. Ale nie miej mi tego za złe - przerwała, wyczekując mojej odpowiedzi. Kiedy się nie odezwałam, westchnęła ciężko i zaczęła - Zanim zaszłam z tobą w ciążę, chodziłam z takim jednym zabójczo przystojnym facetem. Był wręcz idealny. Szmaragdowo zielone, duże oczy, przepiękny uśmiech. A jego maniery..! Istny dżentelmen, znał dobrze zasady savoir-vivre. Ale to, co mnie w nim urzekło najbardziej, to niesamowicie.. białe włosy - po tym zdaniu zaczęłam tracić grunt pod nogami. Chwytając się kurczowo słuchawki, czekałam na dalsze słowa mamy - Zakochaliśmy się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia. Był bardzo tajemniczy i małomówny, ale to wcale mi nie przeszkadzało. Niestety, jak się nagle pojawił tak i nagle zniknął. Po jego zaginięciu, trzy miesiące później, kiedy to ja i twój tata mieliśmy swoje początki, zaczęłam się bardzo źle czuć. Po namowach taty udałam się do lekarza a tam usłyszałam, że jestem w ciąży - głos się jej załamał. Odetchnęła głęboko i zbierając w sobie siłę, zaczęła mówić dalej - W dodatku okazało się, że to mają być bliźnięta. Ojciec, gdy się o tym dowiedział był zachwycony... Tylko ja wiedziałam, że dzieci które się mają urodzić, nie są jego - zaczęła szlochać.
- Niemożliwe.. - powiedziałam do siebie zbielałymi wargami - Miałam mieć starsze rodzeństwo..
Mimowolnie spojrzałam na Wiktora, który siedział swobodnie na czarnej, skórzanej kanapie i przyglądał mi się z wyrazem ledwie dostrzegalnego smutku w swoich nadal czerwonych oczach.
- Nie, skarbie - powiedziała mama, kiedy zdołała się trochę uspokoić - Ty byłaś jednym z bliźniąt.
Żadne ze słów nie są w stanie opisać tego, co wtedy czułam.
W sumie, to nawet nie wiem jak to nazwać. 
Pustka..
Tak, pustka, to bardzo dobre określenie.
- Kiedy dowiedziałam się, że mają być to chłopiec i dziewczynka - kontynuowała, pociągając nosem - Miałam zamiar nazwać je Jessica i Wiktor.
- A co się stało z Wiktorem? - spytałam twardym, lecz ledwo dosłyszalnym głosem.
- Pielęgniarki powiedziały mi, że zmarł przy porodzie. Ale nie uwierzyłam im, bo doskonale widziałam przez okno w jednej z sal, jak ze szpitala wychodzi mój były luby. Ten, który nagle zniknął. Krzyczałam i żądałam, by zwrócono moje dziecko. Niestety, wszyscy upierali się, że nastąpił zgon. Nawet twój ojciec. Później uznali, że wpadłam w szok po porodowy. Nawet nie zobaczyłam jego zwłok.. - ostatnie słowo powiedziała szeptem.
Świat mi się zawalił. Ale w tej jednej, maleńkiej sekundzie uświadomiłam sobie coś jeszcze.
- To znaczy, że tata.. i Eric.. 
- Tak mi przykro.. - wyszeptała mama - Nie mam pojęcia, jak się dowiedziałaś o Wiktorze, dziecko. Może lepiej, żebym nie wiedziała. Nie proszę cię o wybaczenie, bo na to chyba za późno - westchnęła ciężko.
Byłam zła. Smutna. Rozgoryczona. Zawiedziona. Wściekła.
I nadal jakby pusta. 
Wszystko zaczęło logicznie układać się w całość. Zanim nacisnęłam czerwoną słuchawkę, spytałam o jeszcze jedną rzecz.
- Gdzie spotkałaś tego tajemniczego faceta?
- W jednym z najlepszych hoteli, w górach...
Po tych słowach rozłączyłam się. 
Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydobyć słowa. Chciałam się ruszyć, tupać nogą, rozwalić coś, ale każda komórka mojego ciała jakby znieruchomiała.
Chciałam logicznie pomyśleć, ale w mojej głowie panował totalny chaos.
- Wiktor, ja.. - zaczęłam, ale głos dosłownie uwiązł mi w gardle.
- Wiem - podszedł bliżej i przytulił mnie. Byłam lekko zaskoczona jego gestem, ale w tym momencie nie myślałam zbytnio o tym. Ponieważ byłam w szoku. 
Po głowie tłukło mi się tylko jedno zdanie.
Wiktor jest moim bliźniakiem.
- Ciii.. spokojnie. Teraz wiesz, jak okrutny potrafi być świat, skoro własna matka potrafi zataić takie informacje przed dzieckiem. Ale nie martw się - wziął mnie delikatnie za podbródek i uniósł moją zapłakaną twarz tak, bym mogła zobaczyć jego szare oczy mieniące się kolorami krwistej czerwieni - Już teraz zawsze będziemy razem. Tak długo cię szukałem. Teraz musi być dobrze - zbliżył swoją twarz do mojej - Kocham cię, moja siostrzyczko - wyszeptał mi prosto do ucha, a jego oddech poczułam aż na karku.
- Ja.. ja... - starałam się cokolwiek powiedzieć, niestety nadal nie mogłam.
- Teraz tylko się uspokój. Kiedy szok ci trochę przejdzie, wróć do przyjaciół i zachowuj się jakby nigdy nic się nie stało. Oni nie mogą się o tym dowiedzieć. Inaczej będą w niebezpieczeństwie - zakończył ponuro, a po chwili uśmiechnął się lekko w moją stronę i delikatnie otarł dłonią spływającą po moim policzku łzę. 
A jego dotyk nadal pozostawał zimny.

wtorek, 1 września 2015

Rozdział CXIII

  - Przynieśli moje ciastka? - spytał szatyn z nadzieją, dosłownie wyskakując z łóżka.
- Tak, masz je na stoliku - powiedziałam, siadając w jednym ze skórzanych foteli znajdujących się obok okna. Podwinęłam pod siebie nogi i powoli wyciągnęłam z kieszeni tajemniczą karteczkę od Wiktora. Szczerze, nie mogłam w ogóle przestać myśleć o nim i o tajemnicy, którą w sobie skrywał. Cały czas siedział mi w głowie. 
Właśnie w momencie w którym miałam rozwinąć zwitek, zadzwonił mój telefon. Szybkim ruchem schowałam ją z powrotem do kieszeni i odebrałam telefon.
- Halo?
- Halo córcia! Jak się trzymasz? - w słuchawce rozbrzmiał wesoły szczebiot mojej mamy.
- W porządku - uśmiechnęłam się.
- Słyszałam od cioci, że jesteś z przyjaciółmi na nartach. Szczerze, miałam nadzieję, że chociaż w ferie odwiedzicie mnie razem z Eric'em. Tak za wami tęsknie.. - zaczęła. 
I nie mogła przestać skończyć przez najbliższe piętnaście minut. Z westchnieniem przewracałam oczami ze zniecierpliwienia a Kentin bezczelnie skręcał się na łóżku ze śmiechu.
- Pozdrawiam ciocię! - krzyknął w pewnym momencie przerywając mamie bardzo ciekawą opowieść o przeziębieniu naszej babci.
- Ooo.. To Kentinek też jest z tobą? O jak miło, powiedz, że też go pozdrawiam! A to wy pewnie teraz coś zwiedzacie - słyszałam po jej głosie, że się uśmiecha.
- Nie mamo, jesteśmy w pokojach - westchnęłam.
- To przyszedł cię odwiedzić? I tylko on? Bo nie słyszę tam nikogo innego - zaczęła nasłuchiwać.
- Nie mamo, dzielimy razem pokój.. - powiedziałam i natychmiast zasłoniłam dłonią buzię. Boże, co za idiotka ze mnie!
- Słucham? - ton głosu mojej mamy stał się poważniejszy - Dziecko, nic mi nie mówiłaś, że masz chłopaka...
- Mamo! - przerwałam jej, czując, jak policzki mi szkarłatnieją - Kentin to nie..
- A z resztą co się czepiam! - znowu mi przerwała - Przecież jesteś prawie dorosła. A Kentinek to bardzo spokojny chłopak. Wiedziałam, że w końcu będziecie razem. Powtarzałam to twojemu ojcu odkąd byłaś małym szkrabem. Zawsze was do siebie ciągnęło! Tak więc, cieszę się, że w końcu to zrozumieliście! - szczebiotała wesoło, podczas gdy moja twarz od czerwieni, przechodziła w kolor purpury.
- Mamo, to nie tak.. - spróbowałam znowu, jednak nic z tego.
- Kochanie mogłabyś mi dać Kentinka do telefonu? Tak bardzo chciałabym z nim porozmawiać i..
- NIE! - krzyknęłam.
- Kochanie, proszę daj mi go do słuchawki - powiedziała poważniejszym tonem nie zwracając uwagi na moje protesty.
- Chce ze mną rozmawiać? - rozweselił się szatyn. 
Boże, to jakaś kompletna porażka, weźcie mnie stąd.
Kentin wesoło podszedł do mnie i dosłownie wyrwał mi słuchawkę.
- Cześć ciociu! - zaśmiał się wesoło. 
Mój przyjaciel od zawsze tak nazywał moją mamę, pomimo tego, że nie byliśmy spokrewnieni. Po prostu jako dzieciak tak się do niej zwracał i zostało mu to do teraz. Z drugiej strony ja jego mamę także nazywam ciocią.
- Tak, w porządku! ...Jessica? Też dobrze... Ach, wspaniale! Szkoła taka sobie, ale do wytrzymania.. - na razie cały czas się uśmiechał. Bardzo lubi moją mamę - Ach tak?... Tak, tak dzielimy... Dlaczego?.. Tak, opiekuję się nią najlepiej jak potrafię... Że słucham? Ale co..? - uśmiech powoli schodził mu z twarzy a policzki zrobiły się lekko czerwone. 
O mój Boże, pozwólcie mi zniknąć. Wzięłam kołdrę i narzuciłam ją sobie na głowę. Nie chciałam widzieć zażenowanego spojrzenia Kentina 
- Ja także się cieszę... Tak.. Przez cały czas.. Staram się.. No co ty, ciociu - usłyszałam jak się.. śmieje? Wystawiłam lekko głowę zza prowizorycznego bunkru i spojrzałam na chłopaka. Wciąż miał lekko czerwone policzki, ale się uśmiechał - Tak.. Oczywiście, że będę... Nigdy w życiu bym tego nie zrobił... Dobrze.. Do usłyszenia - powiedział i się rozłączył. Cała czerwona wzięłam od niego drżącymi rękami telefon.
- I co? - spytałam ostrożnie, a szatyn ze śmiechem ściągnął ze mnie kołdrę.
- Twoja mama myśli, że jesteśmy razem - wybuchnął śmiechem.
- I co jej powiedziałeś?
- Prawdę. Że się tobą opiekuję i pilnuję, kiedy nie ma w pobliżu Erica - wypiął dumnie pierś.
- Ale powiedziałeś, że nie jesteśmy razem? - chciałam się upewnić.
W tym momencie twarz Kentina zrobiła się lekko czerwona.
- Tak się cieszyła - powiedział, unikając mojego spojrzenia, a ja złapałam się za głowę.
- Kentin! Zabiję cię! - warknęłam, rzucając w niego poduszką.
- Wybacz - zasłonił się przed atakiem - Ale nie chciałem robić jej przykrości. Poza tym to ty ją pierwsza nakręciłaś - odbił piłeczkę, za co dostał ponownie poduszką.
- Masz rację - westchnęłam ciężko - Trzeba to odkręcić. Ale już nie dzisiaj. Dziś jestem za bardzo wykończona - potarłam skronie i padłam na łóżko.
- Sorki Jess - szatyn uśmiechnął  się przepraszająco - Wiesz co? Chodźmy się trochę rozerwać! Przecież nie będziemy ciągle siedzieć w pokoju - złapał mnie za rękę i ściągnął z łóżka.
- Hej, zaraz! - zaśmiałam się, starając się nie upaść - Gdzie mamy iść?
- Odwiedzimy innych! - pociągnął mnie za sobą w stronę drzwi - Myślę, że Alexy zdążył się już za tobą stęsknić - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Raczej za tobą - mruknęłam pod nosem, uśmiechając się zadziornie.
- Co ty tam gadasz do siebie? - odwrócił się do mnie.
- Nic, nic - zaprzeczyłam i szybko wyszłam na korytarz kierując się w stronę pokoju. Delikatnie zapukałam do drzwi chłopaków i nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka.
- Cześć wam - uśmiechnęłam się wesoło, siadając na jednym z foteli, który stał pod oknem.
- Cześć Jess - Nataniel szeroko uśmiechnął się na mój widok. Właśnie grał z Arminem w jakąś grę i bardzo mocno się w nią wczuwał. 
Aż miło popatrzeć, jak dobrze dogaduje się z innymi. Jakoś przed wyjazdem nie był za bardzo towarzyski. Ciągle tylko te papiery i papiery...
- Jeeeeeessss! - krzyknął Alexy, który właśnie teraz wyszedł z łazienki. Prawdopodobnie brał szybki prysznic, o czym świadczyła woda, która powoli spływała z jego niebieskich kosmyków na śnieżnobiały, puchaty dywan - Ratuj - wpakował się obok na ten sam fotel i spojrzał na mnie zrozpaczony.
W tym momencie do pokoju wparował Kentin.
- Hej wam - uśmiechnął się do wszystkich i usiadł na krawędzi łóżka - Co porabiacie?
- To co zwykle - westchnął niebieskowłosy i spojrzał na mnie - Jess, pomóż mi odciągnąć tych dwoje od konsoli, bo zaraz zwariuję! - spojrzał na mnie błagalnie, a szatyn parsknął śmiechem.
- Armin sprowadził Nata na złą drogę? - spytał, spoglądając na zatopioną w rozgrywkach dwójkę - No, no, kto by się spodziewał - pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Taaa - westchnął Alexy, podpierając głowę na dłoni - zupełne no-life'y. Nie wiem już co mam robić.
- A ja wiem! - uśmiechnęłam się szeroko - Już dzwonię do Rozalii - mrugnęłam porozumiewawczo do chłopaka i wyciągnęłam z kieszeni telefon.
-----------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich w ten słoneczny, pierwszy dzień szkoły! Nie wiem jak wy, ale ja od dzisiaj zaczynam nowe liceum.  Może to nie jest Słodki Amoris, ale jestem pozytywnie nastawiona i mam nadzieję, że będę tam miała równie ciekawe przygody, co nasza Sucrette :D (spokojnie, nie mam zamiaru chować się w męskiej szatni ;-;) Szczerze, to znudziło mi się ciągłe przesiadywanie w domu i nawet cieszę się, że to koniec wakacji. A jak tam samopoczucie u Was?

Wstawiam tutaj mojego Wiktora ♥ Mam nadzieję, że Wam się spodoba ^^
Pozdrawiam ciepło moich kochanych czytelników! ♥