Znaleźliśmy kobietę, gdy właśnie wymieniała papier toaletowy w ubikacjach. Kastiel, chcąc mieć to już za sobą, ruszył dumnym krokiem w jej stronę. Nonszalancko oparł się o ścianę, po czym przeczesując ręką włosy, powiedział:
- Cześć ślicznotko.
Już wtedy tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu. Buntownik, chcąc ukryć zażenowanie, odchrząknął znacząco i spojrzawszy na pożądany obiekt, starał się uśmiechnąć. Kobieta zlustrowała biedaka swym badawczym spojrzeniem po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Och, ależ pan mi schlebia - zaśmiała się, szturchając chłopaka w żebra. Niestety, zrobiła to ciut za mocno, gdyż Kas zgiął się wpół.
- Bolało, jak spadłaś z nieba? - spytał, starając się wrócić do profesjonalnego tonu.
Mówię wam, ja dosłownie tarzałam się ze śmiechu.
Chwilę jeszcze pogadali, ale skończyło się na tym, że to sprzątaczka podrywała Kasa, a on chcąc się oswobodzić rzucił pierwszą lepszą wymówkę i pędem ruszył do nas. Nie muszę chyba opisywać tego rozanielonego spojrzenia, które patrzyło na niego gdy wracał..?
A efekt był taki, że kobiecina wciąż wzdychała do naszego przyjaciela zza bufetu a on był już cały blady z obrzydzenia.
Cu-do-wnie.
Należało mu się.
Zaraz po śniadaniu udaliśmy się do swoich pokoi. Przegadaliśmy prawie całą wczorajszą noc, więc dzisiaj każdy słaniał się na nogach. Ledwo żywa Rozalia zatrzymała mnie na korytarzu i oznajmiła nie znoszącym sprzeciwu tonem, że kiedy się wyśpię mam zawitać do niej, po czym zniknęła w pokoju razem z Leo. Też byłam zmęczona, więc ziewając ruszyłam za Kentinem w stronę naszych drzwi. Jeszcze nie zdążyłam się dobrze położyć, kiedy nagle z kieszeni wydobył się znajomy dźwięk przychodzącego sms-a. Zaklęłam w duchu i wyciągając telefon, usiadłam na krawędzi łóżka.
"Jessico, jeśli to dla Ciebie nie jest duży kłopot, to chciałbym z Tobą porozmawiać. Czekam na górze ~ Lysander"
Chyba nie muszę opisywać jak wielką przyjemność sprawiła mi ta wiadomość? Od razu chciałam biec i móc w końcu wtulić się w niego i chociaż na moment zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Już miałam wstać, kiedy nagle uderzyła mnie pewna nurtująca myśl. Jeżeli znajdę się z nim sam na sam to z pewnością będę chciała mu wszystko opowiedzieć. Ostatnie wydarzenia nie dawały mi spokoju, chciałam porozmawiać o nich z kimś. Niestety, Wiktor swoimi odpowiedziami przysparzał mi tylko więcej pytań, niż odpowiedzi.
Siedziałam więc na łóżku, bijąc się z chaotycznymi myślami.
- Hej, Jess, coś nie tak? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Kentina. Z westchnieniem podniosłam głowę i spojrzałam w pytające oczy szatyna.
- Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się - Ja.. tylko muszę się przejść - powiedziawszy to, wstałam z łóżka.
- Znowu mi uciekasz? - spytał, uśmiechając się smutno. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ale on tylko parsknął śmiechem i położył się na łóżku unikając mojego spojrzenia. Wzruszając ramionami, wyszłam na korytarz. Mimowolnie moje kroki same skierowały się do windy a po chwili już stałam przed drzwiami mojego azylu, który specjalnie dla mnie wynajął Lysander. No cóż, nie zastanawiając się długo, nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju.
- Myślałem, że nie przyjdziesz... - usłyszałam za plecami cichy głos białowłosego, kiedy zamykałam za sobą drzwi. Nawet nie zdążyłam odwrócić się w jego stronę, gdy nagle jego silne ramiona objęły mnie w pasie. Czując to przyjemne ciepło bijące od jego umięśnionego ciała mimowolnie przypomniał mi się dotyk zimnych dłoni Wiktora. Pod powiekami poczułam piekące łzy.
Szybko je wytarłam, zanim chłopak zorientował się, że znowu się rozklejam. A tym razem nie miałam zamiaru nic mówić.
Lecz w głowie wciąż słyszałam szept Wiktora: "Niebezpieczeństwo.."
- Cześć Lys - uśmiechnęłam się do chłopaka, kiedy ten odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie w zamyśleniu.
- Jessico, nie będę udawał, że nie niepokoi mnie twoje zachowanie - powiedział stanowczo, kładąc dłonie na moich ramionach - Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.
- Nic nie ukrywam - starałam się podkreślić wiarygodność moich słów przekonywującym uśmiechem.
Białowłosy westchnął ciężko i odwrócił głowę w stronę okna po czym puścił mnie i powoli oddalił się w jego stronę. Pogoda nie była dziś najlepsza. Dokoła szalała potężna zawierucha i mało co mogliśmy zobaczyć przez hotelowe okno. Ta aura idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie w tymże momencie. Myśli, jak gdyby szalejące na potężnym wietrze płatki śniegu, latały niespokojnie i chaotycznie po mojej głowie nie dając mi się uspokoić.
- Jessico, wiem, że coś cię trapi. Jeżeli nie chcesz mi nic powiedzieć, to nie mów. Lecz proszę cię, nie kłam - usłyszałam cichy, ledwo dosłyszalny, lecz stanowczy szept Lysandra.
Już miałam zaprzeczyć, wycofać się, zaklinać na siebie samą, że to co mówię jest prawdą, ale nie mogłam. Chłopak mnie przejrzał.
Znowu.
Jedyne co mogłam w tym momencie wykrztusić to:
- Przepraszam. Nie mogę powiedzieć ci prawdy - słowa jakby same cisnęły się na moje usta. To tak, jakbym nie miała kontroli nad własnym ciałem.
- Rozumiem - powiedziawszy to odwrócił się i podszedł do mnie. Staną tak blisko, że musiałam zadrzeć głowę w górę, by spojrzeć w jego oczy. W tym momencie nie były one spokojne jak zawsze, lecz wzburzone i pełne niepokoju.
- Mam nadzieję, że nie straciłem Twojego zaufania? - spytał po chwili.
- Nie - uśmiechnęłam się smutno - To coś.. osobistego.
Chłopak mruknął coś niezrozumiale pod nosem a po chwili poczułam, jak przyciąga mnie do siebie i nagle straciłam grunt pod nogami. Lysander wziął mnie na ręce i spokojnie położył na sofie po czym uklęknął obok tak, że jego twarz była tuż przy mojej.
- Jesteś zmęczona - powiedział stanowczo, po czym podniósł się i usiadł w fotelu obok.
- Lysander..
- Prześpij się - odparł, sięgając po grubą książkę, która leżała na stole - Będę czuwał przy tobie.
Mówiąc to nie spojrzał mi ani raz w oczy. Poczułam niepokojące ukłucie w sercu a jednocześnie ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam w sen.
- Myślałem, że nie przyjdziesz... - usłyszałam za plecami cichy głos białowłosego, kiedy zamykałam za sobą drzwi. Nawet nie zdążyłam odwrócić się w jego stronę, gdy nagle jego silne ramiona objęły mnie w pasie. Czując to przyjemne ciepło bijące od jego umięśnionego ciała mimowolnie przypomniał mi się dotyk zimnych dłoni Wiktora. Pod powiekami poczułam piekące łzy.
Szybko je wytarłam, zanim chłopak zorientował się, że znowu się rozklejam. A tym razem nie miałam zamiaru nic mówić.
Lecz w głowie wciąż słyszałam szept Wiktora: "Niebezpieczeństwo.."
- Cześć Lys - uśmiechnęłam się do chłopaka, kiedy ten odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie w zamyśleniu.
- Jessico, nie będę udawał, że nie niepokoi mnie twoje zachowanie - powiedział stanowczo, kładąc dłonie na moich ramionach - Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.
- Nic nie ukrywam - starałam się podkreślić wiarygodność moich słów przekonywującym uśmiechem.
Białowłosy westchnął ciężko i odwrócił głowę w stronę okna po czym puścił mnie i powoli oddalił się w jego stronę. Pogoda nie była dziś najlepsza. Dokoła szalała potężna zawierucha i mało co mogliśmy zobaczyć przez hotelowe okno. Ta aura idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie w tymże momencie. Myśli, jak gdyby szalejące na potężnym wietrze płatki śniegu, latały niespokojnie i chaotycznie po mojej głowie nie dając mi się uspokoić.
- Jessico, wiem, że coś cię trapi. Jeżeli nie chcesz mi nic powiedzieć, to nie mów. Lecz proszę cię, nie kłam - usłyszałam cichy, ledwo dosłyszalny, lecz stanowczy szept Lysandra.
Już miałam zaprzeczyć, wycofać się, zaklinać na siebie samą, że to co mówię jest prawdą, ale nie mogłam. Chłopak mnie przejrzał.
Znowu.
Jedyne co mogłam w tym momencie wykrztusić to:
- Przepraszam. Nie mogę powiedzieć ci prawdy - słowa jakby same cisnęły się na moje usta. To tak, jakbym nie miała kontroli nad własnym ciałem.
- Rozumiem - powiedziawszy to odwrócił się i podszedł do mnie. Staną tak blisko, że musiałam zadrzeć głowę w górę, by spojrzeć w jego oczy. W tym momencie nie były one spokojne jak zawsze, lecz wzburzone i pełne niepokoju.
- Mam nadzieję, że nie straciłem Twojego zaufania? - spytał po chwili.
- Nie - uśmiechnęłam się smutno - To coś.. osobistego.
Chłopak mruknął coś niezrozumiale pod nosem a po chwili poczułam, jak przyciąga mnie do siebie i nagle straciłam grunt pod nogami. Lysander wziął mnie na ręce i spokojnie położył na sofie po czym uklęknął obok tak, że jego twarz była tuż przy mojej.
- Jesteś zmęczona - powiedział stanowczo, po czym podniósł się i usiadł w fotelu obok.
- Lysander..
- Prześpij się - odparł, sięgając po grubą książkę, która leżała na stole - Będę czuwał przy tobie.
Mówiąc to nie spojrzał mi ani raz w oczy. Poczułam niepokojące ukłucie w sercu a jednocześnie ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam w sen.