Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział CXXVIII

   Drobne płatki śniegu wirujące lekko w niesamowitym, pełnym lekkości tańcu, wprawiły mnie w dziwnie melancholijny nastrój. Pewnie to ostatni śnieg, zanim w końcu nadejdzie ten ciepły czas. No, przynajmniej mam taką nadzieję. Podpierając głowę na nadgarstku prawej dłoni sączyłam powoli ciepłe kakao zrobione przez braciszka. Kentin stał przy zlewie i spokojnie mył za mnie wszystkie brudne naczynia, gdyż jak to ujął "mam się najpierw rozgrzać". Na zewnątrz robiło się powoli ciemno, zaczęłam czuć ciążące na moich barkach zmęczenie. Lekko przymknąwszy oczy wsłuchiwałam się w cieknącą z kranu wodę. Jednak nie było mi dane cieszyć się błogim lenistwem zbyt długo.
- O, już wróciłaś... - usłyszałam zmęczony głos mojej rodzicielki, w którym można było bardziej dosłyszeć zrezygnowanie i niechęć do nadciągającej rozmowy, niż radość z mojego pojawienia się w domu. Milutko.
- Cześć ciociu! - uśmiechnął się Ken, wycierając ostatni talerz.
- Cześć Ken - uśmiechnęła się.
Zabolało. Na jego widok ucieszyła się bardziej niż na widok własnej córki. Cóż, może i nieślubnej, ale córki, prawda?
- Kentin, chodźmy na górę. Jestem zmęczona - wstałam od stołu z ulgą zabierając ze sobą kubek w połowie napełniony jeszcze ciepłym kakaem. 
- Tak jest, księżniczko - uśmiechnął się ciepło i ruszył za mną w stronę schodów. Wymijając rodzicielkę usłyszałam jej ciche westchnięcie ulgi.
- Jessico, zejdź wieczorem do salonu - powiedziała odwrócona do mnie tyłem. Nie reagując na jej słowa wbiegłam na górę i skręciłam w prawo do swojego pokoju. Dopiero gdy Kentin zamknął za nami drzwi zaczęłam powoli się rozluźniać.
- Jess, między tobą i twoją mamą wszystko w porządku? - spytał, wlepiając we mnie te swoje wielkie, zdziwione, zielone oczy. 
- Nie za bardzo, ale nie mam ochoty o tym mówić - mruknęłam zarzucając na siebie koc - To skomplikowane.
Kentin wydał z siebie tylko cichy jęk, który miał być chyba potwierdzeniem na moje słowa. Westchnęłam głęboko naciągając narzutę bardziej na głowę i spojrzałam w okno. Zza chmur zaczęło wychylać się już niepewne słońce. Jego nikły promień jednak zdołał się przebić i wpadł prosto w okno, delikatnie ogrzewając mój policzek. Z ulgą przymknęłam oczy, starając się chociaż na moment wypędzić z głowy natarczywe myśli, które nie dawały mi spokoju.
- A kiedy w końcu gracie koncert? - z błogostanu wyrwał mnie głos przyjaciela - Bo nie wiem w jaki dzień nie planować zupełnie niczego, by nie kolidowało z twoim występem.
Otworzyłam oczy i spojrzawszy na niego uśmiechnęłam się lekko.
- Prawdopodobnie w przyszły weekend.
- To niedługo. Alexy już wziął cię na jakiś shopping? - spytał z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jeszcze nie - przeciągnęłam odpowiedź, bo już wiedziałam co Kentin ma na myśli.
- Uważam, że powinien się o tym jak najszybciej dowiedzieć - powiedział poważnie i szybkim ruchem wyciągnął telefon z kieszeni.
- Kentin, nie... - jęknęłam, ale było już za późno. Szatyn uśmiechał się już do mnie złośliwie a w tle było słychać dźwięk dochodzącego smsa.
- Jesteś okrutny - zaśmiałam się rzucając w niego poduszką. Nie minęło nawet pół minuty, jak mój telefon zaczął brzęczeć. Z trudem dosięgnęłam go i odczytałam wiadomość od niebieskowłosego:
"Jutro. 16:00. Przyjdę po ciebie. Nie wymigasz się"
- Brzmi jak groźba - powiedział Ken, zanosząc się od śmiechu.
- Nie śmiej się. Idziesz z nami - pokazałam mu język i szybko wystukałam w klawisze, że nie będziemy sami.
- Ej! - poduszka którą rzuciłam szatynowi, właśnie przyleciała z powrotem.
Tak minęło bardzo przyjemne popołudnie.
Wieczorem na myśl o nadciągającej rozmowie aż skręcało mnie coś w żołądku. Ale pytania, które cisnęły mi się na myśl i słowa Wiktora nie dawały mi spokoju. Musiałam poznać całą prawdę, choćby nie wiem jaka miała być. Erica akurat nie było w domu, poleciał pewnie znowu do Kastiela testować nowe gry które Armin ostatnio pożyczał czerwonowłosemu w szkole na zabicie nudy. Z westchnieniem zamknęłam laptopa i spoglądając na siebie w lustrze, które wisiało naprzeciwko łóżka, oceniłam swój wygląd. Ostatnio nie czułam się zbyt dobrze, co idealnie odwzorowywało moje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Z lekkimi zawrotami głowy narzuciłam na siebie granatową bluzę z kapturem i powoli zeszłam na dół do salonu. Mama już siedziała na kanapie trzymając w dłoniach kubek swojej ulubionej, zielonej herbaty. Nie zastanawiając się długo, również usiadłam na drugim końcu. Przez chwilę panowała cisza.
- Inaczej wyobrażałam sobie nasze spotkanie po czasie - pierwsza odezwała się mama ciut zachrypniętym głosem. 
- Gdybym nie musiała się takich rzeczy dowiadywać od... - urwałam, gryząc się w język. Nie chciałam na razie mówić jej o Wiktorze - ... Nie ważne. Powiedz mi całą prawdę.
- Od kogo się dowiedziałaś? - spytała, drżąc lekko, co zauważyłam nawet ja. Mimo wszystko nadal nie patrzyła na mnie, jej twarz zasłaniały czarne jak noc włosy opadające na oczy. Mając wlepiony wzrok w podłogę wyglądała jak ofiara. Jakbym to ja mówiła jej jakieś bolesne słowa. A to nie powinno tak wyglądać. To ona wbiła mi nóż w plecy, a teraz wyglądała jak ofiara nad którą się znęcam. Zdenerwowało mnie to, ona zawsze grała poszkodowaną, czy to po kłótni z ojcem, awanturze w pracy, czy wojnie ze mną i z bratem o porządek w pokoju. Wtedy zawsze udawało jej się na mnie wywrzeć poczucie winy i to zawsze czy ja, czy ojciec, czy ktokolwiek inny, to inni przepraszali ją za uniesienie głosu. Ale dziś przez to poczułam w sercu dziwny ścisk gniewu. 
- Przestań w końcu i mów! - nieświadomie podniosłam głos, przez co rodzicielka skuliła się jeszcze bardziej. Miałam ochotę teraz wstać i wyjść trzaskając drzwiami. Ale dobrze wiedziałam, że gdyby teraz się tak stało, to ona zaczęłaby płakać, ciocia przyleciałaby ją pocieszać a rano dostałabym kazanie na temat szacunku do starszych wygłoszonego przez moją opiekunkę. Czyli w skrócie, nie wskórałabym dosłownie nic.
- Dobrze, powiem wszystko - westchnęła, miętosząc w dłoniach skrawek swojego swetra. Nie odezwałam się, czekając cierpliwie na wyjaśnienia.
- Większości dowiedziałaś się przez telefon. Tak było naprawdę, twój ojciec po jego zniknięciu pocieszał mnie jak mógł, w końcu był moim najlepszym przyjacielem. Nawet nie wiem kiedy... Nie wiem kiedy... - głos zaczął jej drżeć. Gdy już się uspokoiła, zaczęła mówić dalej - Twój ojciec był i jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Ale to co czułam do tamtego faceta już nigdy się nie powtórzyło. Przy nim targały mną emocje, namiętność, miłość aż paliła mnie w środku. To nie znaczy, że nie kocham taty. Tylko przy nim nie czuję już tej gwałtowności, co szarpała moje serce. Kocham go jako przyjaciela. Ale to wystarczało, bym nie została samotną matką z małym brzdącem. Wiem, że podjęłam słuszną decyzję - westchnęła cicho - Potem narodził się Eric. Bałam się, że między wami będzie spora różnica w wyglądzie, ale to co zobaczyłam kompletnie zbiło mnie z tropu. Byliście wręcz identyczni, dalej nie wiem jak to możliwe ale do teraz wyglądacie jak bliźniaki - rodzicielka w końcu odgarnęła kosmyk włosów opadający na twarz i spojrzała na mnie wilgotnymi oczami - Oboje byliście śliczni. Jego spotkałam potem tylko raz, będąc z wami na zakupach w supermarkecie. Pamiętam, że byłaś wtedy taka niespokojna i co chwilę oddalałaś się od wózka. W końcu gdy odwróciłam się od jednej z półek, ciebie nie było. Eric nadal słodko gaworzył w wózku nie zdając sobie sprawy z tego co zaszło. Cała w nerwach biegałam po sklepie wołając cię, ale nigdzie nie mogłam się dopatrzeć tej twojej drobnej osóbki. W końcu podbiegłam zapłakana do jednego z ochroniarzy tłumacząc całą sytuację. Ale wtedy zza pleców usłyszałam twój głośny śmiech. Odwracając się spostrzegłam znajome, białe jak śnieg włosy. Był ubrany w elegancki garnitur i patrzył na ciebie z miłością w oczach, opowiadając coś. A ty, mały brzdąc w dwóch kucykach i niebieskiej sukience uśmiechałaś się patrząc na niego w zachwycie uwieszona na jego ramieniu. Byłam w takim szoku, że od razu podbiegłam do ciebie i zaczęłam tulić cię z całych sił. Zanim się spostrzegłam, jego już nie było - urwała, uśmiechając się lekko.
Więc jednak kiedyś spotkałam tatę! Mimo tego, że nie pamiętałam, był on obecny raz w moim życiu.
- A tata... Wie o tym? - spytałam, patrząc na nią badawczo.
- Jeszcze nie. Ale zamierzam mu w końcu powiedzieć. Jeśli będzie chciał się wyprowadzić, to będzie jego decyzja. Żałuję tylko, że skrzywdziłam takiego wspaniałego człowieka - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Więc nic nie wiesz o tym człowieku? Skąd jest, gdzie może być? - nie zamierzałam oczywiście go szukać, ale wolałam wiedzieć dla formalności. Zresztą, mam wrażenie, że Wiktor dobrze wie, gdzie znajduje się nasz tatuś.
- Nie mam pojęcia córeczko - matka rozłożyła bezradnie ręce.
- A co z Wiktorem? Przecież tata musi wiedzieć, że miały być bliźniaki! - podniosłam głos, który lekko drżał.
- Pielęgniarki powiedziały mu, że zmarł.
- A jego ciało? Grób? Cokolwiek?
- Powiedziałam, że nie chcę o tym myśleć. W szpitalu oznajmili, że to szok poporodowy, ale ja wiedziałam swoje. Ten facet wrócił po to, co do niego należało i jeśli tata zacząłby się doszukiwać prawdy, to w końcu by na nią trafił. A tego nie chciałam - usłyszałam w głosie mamy twardy ton. Była tak zdesperowana nie chcąc by ojciec odkrył prawdę, że była zdolna porzucić jedno z bliźniąt. To jakiś chory koszmar! Moja matka? Taka nieczuła? Okazuje się, że żyłam pod jednym dachem z kimś, kogo obchodził tylko własny interes. Już nic więcej nie chciałam wiedzieć. 
- Już wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Sądzę, że powinnaś wracać do domu - wstałam z kanapy rzucając jej twarde spojrzenie. 
- Ale córuś, teraz nie mogę... - strach w jej oczach był autentyczny.
- Więc ja dzisiaj przenocuję u Lysandra - rzuciłam krótko i wybiegłam do pokoju szybko zbierając najpotrzebniejsze rzeczy. Pod powiekami czułam już pierwsze, palące łzy. Z prędkością światła, zbiegłam na dół i wyszłam na zewnątrz. Oddychając z ulgą, zaczęłam szybko iść w stronę domu białowłosego. Mroźne powietrze mocno szczypało mnie po mokrych policzkach. Mimo wszystko, nie zatrzymywałam się.
 
 

17 komentarzy:

  1. Naprawde ja nie wiem że przyjeła to tak (kak dla mnie) spokojnie xD
    Jupi w końcu rozdział i taki piękny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie tak jak mówi @Tempest Lady dość spokojnie to przyjęła. Rozdział cudny jak zawsze, czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję za ten rozdziałT.Y. Był piękny
    buźka:3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cu-dow-ny!!! Nie chciałabym mieć matki robiącej z siebie ciągle ofiary losu. Biedna Jessica. Mam cichą nadzieje, że Wiktor i Jessica będą przyjaciółmi na zawsze. (Oczywiście na drugim miejscu po Kenie). Mam do ciebie pytanie. Co ile mniej więcej dodajesz rozdziały? Czekam na next. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały próbuję dodawać w miarę możliwości jak najszybciej, jak tylko mam trochę czasu to od razu piszę. A tak mniej więcej to staram się minimum raz w tygodniu dodać chociaż jeden :) Pozdrawiam ♥

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj!
    Wybacz mi to małe późnienie w komentowaniu, ale ostatnio zrobiłam się jeszcze bardziej leniwa i zostałam wystawiona na pastwę losu przez wenę. Ale teraz spięłam się, przeczytałam i zabieram się za komentarz ;)
    Kentin jak zawsze słodziutki, chociaż ja na jego miejscu bardziej bym nalegała na wyjaśnienia, gdyby moja przyjaciółka miała zatargi ze swoją mamą. Może to dlatego, że ja zawsze tak reaguję i staram się wyciągnąć od ludzi co się dzieje i staram się pomóc...
    W końcu jakaś wzmianka o koncercie! Tak! Mam nadzieję, że niedługo pojawi się rozdział z tą uroczystością, kiedy to Jess i reszta będą mogli w końcu zagrać na scenie. Przydałoby się to Jessice. W końcu jakieś oderwanie od ciągłych problemów z wrednym Wiktorem. On miesza jej w głowie!
    Rozmowa z matką była taka... dziwna. Postać rodzicielki tak jakoś mi nie podpasowała. Jest taka bez wyrazu... Nie wiem czemu, ale skojarzyła mi się z rozgotowanym ryżem XD Ale w sumie to chyba najbardziej trafne określenie. Taka beznamiętna.. Bez smaku. Nie pasuje mi tu kompletnie jako matka Jessici. No ale, zamysł autorki, kreacja postaci. Nie wnikam :)
    Coś mi się wydaje, że zanim Jess dojdzie do Lysandra, zaczepi ja Wiktor. I zabierze ją do siebie. Albo spotka ojca. Ciekawe czy moje przypuszczenia się sprawdzą. Na razie muszę się jedynie zaspokoić swoimi domysłami ;)
    Niecierpliwe czekam na następny rozdział!
    Serdecznie pozdrawiam i życzę ciepełka w te okrutne mrozy oraz mnóstwo weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny rozdział ale jak dla mnie smutny chyba żal mi naszej drogiej Jess... mimo to myślę że wszystko się ułoży trzymam za to kciuki 😊

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie jest poczytać sobie takie naprawdę fajne i ciekawe historie z jakimś sensem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje opowiadania są...super! XD Szkoda tylko, że ten był taki smutny.
    Chciałbym Cię też serdecznie zaprosić, a równocześnie zachęcić do odwiedzenia mojego bloga: zpk13.blogspo.com
    Mam nadzieję, że wpadniesz, skomentujesz i jakby co powiesz na co powinnam zwrócić uwagę. Mam na myśli błędy i takie tam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uff... (pisze z telefonu wiec sorrry za bledy) W koncu dogonilam. Czytam od kilku dni i naprawde, jestem pod wrazeniem! Yumiko, swietnie idzie ci pisanie;) Gdy tak czytalam, nie moglam sie oderwac. To wszystko jest takie... wspaniale:) A tak w ogole, ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdzial. Mam nadzieje, ze nie bedzie krotki,
    a kto wie, czym jeszcze zaskoczysz?

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdzie rozdzial??? :( chce wiecej...

    OdpowiedzUsuń
  12. Wczoraj byłam na biwaku i miałam sen o tym, że weszłam na twojego bloga i zobaczyłam nowy wpis. na początku ucieszyłam się ale zobaczyłam nagłuwek: ZAWIESZAM BLOGA!!! Obudziłam się z wrzaskiem: NIE RUB NAM TEGO!!! Obudziłam pięć osób i kadre. Przestraszona druhna wbiegła do pokoju i uspokajała mnie. Dopytywała się co się stało. Nie chciałam opowiadać mojego głupiego snu więc zacytowałam: Śniło mi się że druhna o drugiej w nocy wchodzi na pole biwakowe i ogłasza alarm przeciwpowodziowy. (Jakby co to w tym alarmie chodzi o to, że trzeba zakopywać w ziemi domki, namioty i trzeba się ewakuować z obozu) Rano wrzyskich bolały brzychy i obiniali mnie za to, że. to przez moją odpowiedź. Niby była tak głupia, że aż śmieszna. XD Więc lepiej nigdy nie zawieszaj bloga bo popadne w depresje i wrzystkich będą bolały brzychy od moich głupich odpowiedzi :D

    OdpowiedzUsuń