Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział CXXII

    - Idziemy do ciebie? - spytałam, gdy spostrzegłam że droga wydaje mi się znajoma.
- Tak - uśmiechnął się uroczo i spojrzał na mnie - Zawiedziona? Myślałaś, że to będzie coś bardziej ekskluzywnego, typu restauracja? - spytał marszcząc białe brwi.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło - odparłam zgodnie z prawdą - Szczerze, nie lubię zbyt tłocznych miejsc.
- To tak, jak ja - westchnął, a ja bardziej wtuliłam się w jego ramię, co wywołało na twarzy chłopaka słodki rumieniec. 
Nie spodziewałam się, że Lys zabierze mnie do swojego starego domu. Szczerze, kiedyś mu wspomniałam, że chętnie bym go obejrzała, ale nie sądziłam, że chłopak spełni moją prośbę tak szybko. Byłam tym bardzo podekscytowana.
Nagle uderzyła mnie myśl, o której powinnam pamiętać.
- Lys - spojrzałam na niego z przerażeniem - Zapomniałam z tego wszystkiego wam powiedzieć, że mamy grać koncert w kubie!
Białowłosy ponownie się uśmiechnął i poczochrał mnie po włosach.
- Spokojnie, Paul zadzwonił do mnie a ja przekazałem to reszcie. Gramy za tydzień, więc próbę robimy jutro wieczorem. Kastiel ci nie powiedział?
- Nie - westchnęłam z ulgą. Jak to dobrze, że Paul postanowił zadzwonić też do Lysa.
Na myśl o koncercie na mojej twarzy pojawił się uśmiech i choć na chwilę pomogło mi to zapomnieć o chłodnych oczach Wiktora.
Niedługo potem stałam już przy wielkiej, czarnej bramie wejściowej, która prowadziła do domu białowłosego. Jego dom wyglądał jak typowy, stary dwór. Tylko dużo bardziej upiorniejszy.
Nie przeszkadzało mi to. Bardzo lubię domu z duszą.
- Proszę, madam - Lysander uśmiechnął się, otwierając przede mną drzwi.
- Dziękuję - dygnęłam i weszłam do wielkiego salonu, nad którym w samym centrum wisiał wielki, kryształowy żyrandol. Po zabraniu mojego płaszcza przez wysokiego lokaja, Lysander chwycił delikatnie moją dłoń i pociągnął za sobą. Lekko zaskoczona, ruszyłam za nim długimi schodami na drugie piętro. Oczywiście po przejściu tylu stopni nie sposób było nie dostać zaawansowanej zadyszki.
- Jeszcze kawałeczek - zaśmiał się chłopak, słysząc mój ciężki oddech.
Niedługo później stanęliśmy przed dość szerokimi, pięknie ozdobionymi, białymi drzwiami.
- Co tam jest? - spytałam zaciekawiona, gdyż, szczerze powiedziawszy, jeszcze nigdy nie byłam w tamtym pokoju.
- Sama się przekonaj - Lysander uśmiechnął się tajemniczo. Zachęcona jego słowami, pchnęłam drzwi, które otworzyły się z głuchym skrzypnięciem. Wewnątrz było ciemno, mrok rozjaśniały tylko pojedyncze światła świec, które nadawały pomieszczeniu niesamowity klimat. Gdy wytężyłam wzrok, dostrzec mogłam niewysoki stół, a na nim... wybornie przygotowaną kolację. Pokój był wielki, okna, przez które do środka wpadało nikłe światło księżyca, były równie wysokie. 
Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do czasu zimowego. Niby godzina piąta po południu, a księżyc już powoli wschodził.
- Madam, zapraszam - usłyszałam ponaglający, ciepły głos białowłosego, po czym poczułam jego delikatne dłonie łapiące mnie w talii i nagle straciłam kontakt z podłożem.
Nie wiem, czy wiecie, ale nie lubię być noszona na rękach. Czuję się wtedy jakby zależna od tego, który mnie trzyma. A tego nie lubię.
Nie lubię polegać na innych, sprawiać im kłopotu moją osobą. 
Ale właśnie w tamtym momencie, zamiast zeskoczyć, objęłam ramionami szyję Lysandra i przylgnęłam do niego całą sobą.
Jestem pełna sprzeczności.
***
W moich ramionach wydawała się taka krucha i bezbronna.
Trzymałem ją w ramionach jak najcenniejszą, najkruchszą porcelanę. Kiedy poczułem, jak jej zimne ciało przytula się do mnie, serce jakby oblał mi najsłodszy miód na ziemi. Dla tej osoby warto żyć. Dla niej będę walczył.
Ostrożnie wszedłem do pokoju i delikatnie zamknąłem za sobą drzwi. Bardzo się starałem przygotowując to wszystko. 
Przyprowadziłem Jessicę do mojego starego domu, w którym teraz mieszka służba. Dziewczyna kiedyś wspominała, że chciałaby go obejrzeć. Formalnie mieszkam z Leo, ale żeby spędzić z nią trochę czasu sam na sam, postanowiłem zorganizować kolację tutaj. Fakt, budynek jest stary, a do tego klimatyczny. A wyraz zachwycenia na jej twarzy utwierdzał mnie w tym przekonaniu.
Starałem się, żeby dzisiejszy wieczór był wyjątkowy. Chciałem tym samym oderwać ją trochę od ponurych myśli i problemów, które ostatnio zaprzątały jej głowę. Chociaż nie chciała się nimi podzielić, to i tak pragnąłem ją z nich jakoś uwolnić. Jej milczenie bardzo mnie bolało. 
- Lysander, to wygląda przepięknie - dziewczyna spojrzała mi w oczy z delikatnym uśmiechem na ustach. W jej szmaragdowych oczach można było dostrzec ekscytację i radość. Te słowa sprawiły mi ogromną przyjemność. W szczególności dlatego, że sam to wszystko przygotowałem. Owszem, miałem kucharkę, która widząc moją nieporadność w kuchni sama chciała się tym zająć, ale nie pozwoliłem jej niczego tknąć. Chciałem, żeby wszystko wyszło idealnie.
- Miło mi to słyszeć - powiedziałem, stawiając Jessicę na podłodze.
Dziewczyna lekko usiadła na poduszce, która leżała obok stolika. Ja zająłem miejsce naprzeciwko. I kiedy na nią spojrzałem, nie mogłem się opanować. Moje serce przyspieszyło. W nikłym świetle świec wyglądała słodko. Oczy spuszczone, kosmyki włosów lekko opadające na twarz, delikatne rumieńce. Trudno mi było oderwać wzrok.
Rozmawialiśmy. Oczywiście, że rozmawialiśmy. Ale dziś wyjątkowo trudno było mi się skupić.
- Lysander, coś nie tak? - nagle jej wesoły śmiech ucichł i spojrzała na mnie pytająco.
- Nie, wszystko w porządku Jessico - uśmiechnąłem się.
- Na pewno? - dziewczyna położyła swoją zimną dłoń na mojej.
Wtedy nie wytrzymałem.
Jestem dżentelmenem z krwi i kości, wychowałem się w wyjątkowo zimnej atmosferze rodzinnej i nie miałem do jedenastego roku życia żadnych przyjaciół. Do tej pory myślałem, że jestem odporny. Ale to, co ta dziewczyna ze mną robiła, jakie uczucia potrafiła wzbudzić... To jest bardziej niż niesamowite. Myślałem, że nie potrafię czuć, że nie potrafię kochać, że nie potrafię żyć. Dzięki niej zrozumiałem, że jest inaczej.
Chyba właśnie dlatego wtedy wstałem, podszedłem do niej i usiadłem naprzeciwko. Chwyciwszy jej bladą twarz w swoje dłonie, spojrzałem w ukochane, ogromne, zielone oczy, które tak łatwo podbiły moje serce.
- Lysander, na pewno wszystko w porządku? - spytała cicho.
- W jak najlepszym - uśmiechnąłem się i w końcu zrobiłem to, o czym myślałem odkąd weszliśmy do domu.
Pocałowałem ją.
Oddała pocałunek bardzo namiętnie. Miałem wrażenie, że serce dosłownie wyskoczy z mojej piersi. Chciałem mieć ją całą dla siebie. Nikt inny nie mógł mi jej odebrać. Ona była moja. 
Chcąc się w tym utwierdzić, wziąłem ją na ręce i przytuliłem najmocniej jak się da. Wtedy usłyszałem ciche łkanie. Przerażony, ostrożnie posadziłem ją na wielkim łóżku i przyklęknąłem, by móc spojrzeć w jej spuszczone oczy.
- Jessico? Wszystko gra?
- Tak - szepnęła wycierając grzbietem dłoni łzy z policzka - Kocham cię, Lysander.
Nie wiem dlaczego, ale te słowa dziwnie mnie zaniepokoiły.
Nie zdążyłem jednak nic dodać, gdyż dziewczyna zamknęła mnie w swoim, dość mocnym, uścisku. Delikatnie głaszcząc ją po włosach, starałem się uspokoić niespokojne myśli.
----------------------------------------------
Dzisiaj postaram się jeszcze wstawić halloweenową wersję Lysandra i Jessici :D na razie są gotowi w połowie. 
Pozdrawiam gorąco! ♥

6 komentarzy:

  1. Yey super roździał czekam na halloweenowego lyśka :p szkoda że nie Armima

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde, prawie się popłakałam czytając ten rozdział. Czuję łzy, zbierające mi się pod powiekami.
    Lysio i Jess<3 przecudowna para. Przecudownie oddane ich uczucia. cudownie piszesz
    Pozdro^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie sceny nie są odpowiednie dla osoby z moim charakterem i usposobieniem. Rozdział wyszedł ci cudowny <3 No i jest doskonałym lekarstwem na moją biedną udręczoną i wycieńczą wenę, która ma dość myślenia jak Debra -,- Uwielbiam Twoje opowiadanie. Uwielbiam to jak stworzyłaś Jess. Jest taka delikatna... Radosna i czuła. Naprawdę niesamowicie podoba mi się ta postać. Jestem również pełna podziwu tego, jak wczuwasz się w postać Lysandra. Ja bym nie dała rady. Naprawdę. Dla mnie jest to zbyt cichy i zamyślony chłopak. Ale ty naprawdę masz do tego talent.
    No ale dość wychwalania, czas zabrać się za komentowanie rozdziału.
    Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się na koniec nie wzruszyła. Ale jestem twarda i nie popłakałam się! Tak! Brawa dla mnie!
    Nie spodziewałabym się tego, że Lysiu zabierze Jessicę do swojego domu. Szczerze, to sama chciałabym zobaczyć ten budynek. Strasznie mi się podobają stare budowle, niezależnie od tego czy to opuszczona fabryka, stara stodoła czy tak wspaniała posiadłość jak dom Lysandra. Mimo, że było dość mało opisów tego, jak wygląda wnętrze i ogólnie całego domu, pozwoliłam swojej fantazji działać.
    Współczuję Jessice z całego serca. Nigdy nie chciałabym być postawiona w takiej sytuacji jak ona. Jest mi jej niezmiernie szkoda. Gdyby się tak dało to wpadłabym tam do tego opowiadania i wykopała z niego Wiktora jak najszybciej i tak by pozostawił za sobą jak najmniej szkód. Idiota. Niby chce dobrze dla niej, a nie widzi, że tym co robi rani ją? Yhh... Egoista jeden.
    No ale nic. Mam nadzieję, że szybko się go pozbędziesz, bo nie mogę znieść, czytając to jak Jess się męczy. To jest niehumanitarne. I dla mnie i dla niej.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Lysander to prawdziwy mężczyzna.Tak właśnie, słysząc słowo ,,mężczyzna" widzę właśnie naszego ulubionego białowłosego gentlemana a nie homofobicznego ogierasa (muszę ograniczyć kwejki xDD)Lys nie jest człowiekiem, jest aniołem, wymarłym gatunkiem, niech go ktoś pls ożywi ;_;.Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko zawsze kochałam Lysnadra i z twojego opowiadania i z gry, ale dzisiaj przeszłam wszystko <3 Coś mi się nie podoba z Jessicom. Znów jakaś czarna magia? :( Najważniejsze ze pięknie im się układa :D <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O MÓJ BOŻE! Nie będzie długiego komentarza - za dużo emocji jest we mnie. <3

    OdpowiedzUsuń