Te słowa słyszałam nawet wtedy, gdy byłam już w domu.
Nie płacz.
Staram się. Do cholery, staram się! Ale wszystko nie jest takie jak być powinno. A zwierzając się komukolwiek narobiłabym więcej problemów. Muszę w końcu zacząć liczyć sama na siebie. Coraz bardziej zastanawiałam się nad zmianą szkoły. Czy nie wyjechać, czy nie porzucić szkoły, przyjaciół, rodziny i przede wszystkim Wiktora. Ta myśl przyszła tak nagle. Jeśli wyjadę nie będę już nikomu sprawiać kłopotu. Przecież dobrze widzę, że Lysander nie jest ani ślepy, ani głupi. Zaczyna się czegoś domyślać. A on nie poddaje się tak łatwo. Dyskretnie, ale dopnie swego. A tego zrobić nie może. Czy powinnam ich porzucić dla ich własnego dobra? Oszczędności jakieś mam. Z pewnością dałabym sobie radę. Przy okazji zatrudniłabym się to tu to tam... Gorzej z ukończeniem szkoły.
Tak rozmyślałam leżąc na łóżku w swoim pokoju i patrząc w sufit. Coraz bardziej dobijała mnie cała sytuacja i przytłaczała mnie moja bezradność. Przed czym chcę uciec? Sama tego nie wiedziałam.
Być może nawet przed samą sobą.
Nie mogąc znieść nieznośnych myśli rozsadzających mi głowę, wstałam z łóżka i poczłapałam powoli do kuchni zrobić sobie gorące kakao. Ja wiem, że to zbrodnia przeciwko figurze, zważając, że była już 23:00. Ale to było silniejsze ode mnie. Po cichu otworzyłam drzwi do pokoju, które skrzypnęły lekko, po czym delikatnie na palcach przemierzyłam schody. Szybko pstryknęłam światło przekraczając próg kuchni po czym skierowałam się prosto do lodówki. Po niecałych piętnastu minutach napój już aromatycznie parował w moim ulubionym czerwonym kubku. Cicho, tak by nikogo czasem nie obudzić, wyszłam na schody. Jednak jedna osoba w domu ma słuch czulszy, niż się spodziewałam.
- Jessico? - już miałam nacisnąć klamkę do pokoju, kiedy nagle zatrzymałam się w pół kroku.
- Tak Eric?
Uśmiech. Uśmiechnij się dziewczyno.
- Możesz na chwilę przyjść do mojego pokoju?
Zielone tęczówki brata lekko błysnęły w ciemnościach.
Czyżby się czegoś domyślił, zauważył? A może Lysander coś mu powiedział?
- Oczywiście - mimo wielu wątpliwości, rzuciłam to słowo lekko i powoli skierowałam kroki w stronę pokoju brata. Dłonie lekko mi drżały po niedawnej sytuacji, jednak starałam się to ukryć. Pełna wątpliwości weszłam do ciemnego wnętrza, a chłopak delikatnie zamknął za nami drzwi. Ogrzewając zimne dłonie o kubek, usiadłam na krawędzi jego łóżka i spojrzałam na niego.
Eric nie wyglądał najlepiej. Wymięta, biała podkoszulka, którą miał na sobie oraz czarne spodenki wskazywały na to, że chłopak kładł się już spać. No a przynajmniej taki miał zamiar. Zmierzwione kosmyki włosów zdawały się żyć każdy swoim życiem, a oczy wpatrzone w podłogę były jakby przygaszone. To fakt, zaniedbywałam brata ostatnimi czasy. Na ferie wyjechaliśmy bez niego, a całe dnie spędzane w szkole lub na próbach też nie sprzyjały naszym kontaktom. Nagle poczułam się jak wyrodna siostra.
- Jess, wiesz... - urwał w pół zdania, jakby namyślając się nad doborem odpowiednich słów, przygryzł lekko wargę.
A może on ma jakieś problemy w nowej szkole?! Boże, a ja nic nie zauważyłam!
-... Martwię się o ciebie - dokończył przenosząc swój wzrok z podłogi na mnie.
Przyznam lekko mnie to zbiło z tropu.
- Niepotrzebnie - uśmiechnęłam się, chcąc by moje słowa zabrzmiały pewniej.
- Ja wiem, że ty się do niczego nie przyznasz, bo wolisz czekać aż sytuacja sama cię przytłoczy. Ale proszę cię, jestem twoim bratem. A tym razem sytuacja w której się znalazłaś nie wydaje się być wesoła. Ciągle nie ma cię w domu, a jak jesteś to chodzisz przygaszona i wciąż błądzisz gdzieś myślami. Tym razem nie dam się zbyć słowami typu: nic mi nie jest, nie martw się, dam sobie radę... Nie wątpię, że nie dasz sobie rady. Przecież ty sobie ze wszystkim radzisz. Chodzi o to, żebyś w końcu zaczęła dostrzegać innych dookoła. Oni chcą ci pomóc, a ty ich nieświadomie odtrącasz chcąc ich chronić. A przecież odtrącając ich, ranisz bardziej... - urwał.
Jego oczy lekko błyszczały, co świadczyło o tym, że z trudem stara się powstrzymać łzy.
Przyznam szczerze. Nie takich słów się spodziewałam. Przecież to co mówi Eric nie może być prawdą.
A jeśli jest?
Jego szmaragdowe oczy były wpatrzone we mnie z napięciem. Patrząc na niego zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy.
Że Eric, ten mój słodki, młodszy braciszek, dorósł. Może był nawet doroślejszy ode mnie.
Wzięłam głęboki wdech.
- Eric, ze sprawą w którą jestem zamieszana muszę poradzić sobie sama. Proszę cię, nie martw się i pozwól mi działać. Jeśli będzie naprawdę źle, powiadomię cię o wszystkim - uśmiechnęłam się do niego ciepło.
W wielkich, zielonych oczach chłopaka zobaczyłam niedowierzanie. Ewidentnie mi nie ufał.
- Jess, proszę, daruj sobie - wstał i okrążając pokój parę razy, westchnął głęboko. Był wściekły.
- Proszę, zrozum... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Co mam niby rozumieć? Że własna siostra jest wplątana w coś dziwnego, a może nawet groźnego a ja mam stać z boku i przyglądać się temu bezczynnie? I czekać łaskawie na znak, kiedy już będzie "naprawdę źle"? - zaczął żywo wymachiwać rękami w powietrzu.
Nie rozumiałam. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Ja chciałam ich tylko chronić, a oni wszyscy się wściekali. Czy nie rozumieją, że to jest dla ich dobra? Czy mogą w końcu to pojąć?
- Przepraszam, że tak bardzo chcę twojego dobra. I przepraszam, że tak bardzo cię kocham. I przepraszam, że musisz mieć taką siostrę - wstałam z łóżka.
Naprawdę, jego słowa bardzo mnie bolały. Nie zważając na nic, przemierzyłam cały pokój od łóżka do drzwi i pewnie nacisnęłam klamkę.
- Jess, wróć - chłopak ruszył w moim kierunku, jednak było już za późno.
- Dobranoc Eric - rzuciłam zamykając za sobą drzwi. Niemal w prędkości światła dotarłam do siebie i zamknęłam drzwi. Księżyc, którym tak bardzo zachwycałam się u Lysa, teraz zdawał się być ponury. Rzuciłam się na łóżko i szczelnie owinęłam kocem. Chciałam być sama.
Kiedy tak leżałam, powoli odpływając w sen, usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Nie chciałam już dzisiaj oglądać ani Erica, ani ciotki, więc zaczęłam udawać, że twardo śpię. Drzwi cicho zamknęły się i dało się słyszeć ciężkie kroki zbliżające się do mnie. Ja jednak ani drgnęłam. Jednak gdy poczułam, że łóżko się pode mną zapada i ten ktoś ewidentnie siedzi na nim, nie wytrzymałam. Zerwałam się do pozycji siedzącej, a tam... Oczom dosłownie nie mogłam uwierzyć, kiedy na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Przepraszam o najście o tak późnej porze, madame.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Hej wszystkim! :D Oczywiście pod poprzednim postem bardzo zaskoczyliście mnie ilością komentarzy i pomysłów na rysunek, więc postanowiłam zrobić małą ankietę, która jest z prawej strony bloga. Zachęcam do oddania głosu, który jest całkowicie anonimowy ♥
No nie wierze. no chyba że jej się to wszystko śni. Hm...
OdpowiedzUsuńNie wiem jak mam to opisać. Oczywiście ciesze się, ale mam blokade i nie moge tego opisać.
Rozdział w piątek <3
Kończyć w tym momencie ?!? xD Czekam na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńTen rozdzial jest jak wybawienie... 2 godzinę siedzę już w kosciele ( i jeszcze troche posiedze)
OdpowiedzUsuńO raju jak mysle ze Jess myśli nad wyjazdem to mam ochotę wziąć sznur i przywiązać ja do krzesla żeby nigdzie nie pojechała.
Eric taki słodki, troszczy sie o siostre *.*
Kurde no pojęcia niemam co napisac bo co rozdział twoje opowiadanie staje siecoraz ciekawsz :)
Czekam na kolejny i zycze duzo weny :)
Za bosko piszesz i tyle! :*
OdpowiedzUsuńZawsze kończy się w najlepszym momencie ale to nawet dobrze bo narobilam sobie pewne teorie będę zła i się nie podzielę :) co mogę powiedzieć że czekam na dalszą część pozdrawiam
OdpowiedzUsuńVika włamała jej się do pokoju!?xDNo bo kto raczej Lys nie został ninja.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDwa słowa-CHCĘ WIĘCEJ!!! Masz naprawdę wielki talent, zarówno plastyczny jak i literacki. Proszę, pisz dalej i nie przestawaj!
OdpowiedzUsuńKatopris
Czemu jedynym osobą mogocą wbić tak do jess
OdpowiedzUsuńWedług mnie jest wiktor pisz szybko dalej
Czemu jedynym osobą mogocą wbić tak do jess
OdpowiedzUsuńWedług mnie jest wiktor pisz szybko dalej
Jej... JEst mi tak szkoda Jess...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję. Oczywiście przeczytałam już wcześniej, ale cały czas w domu jest jakieś zamieszanie i jeszcze wczoraj zupełnie na niczym nie mogłam się skupić -,-
Szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia co mogłabym napisać, ponieważ ja już nie mam sił wnerwiać się na tego, pożal się boże, syna szatana.
Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy jak ciężko mi jest myśleć o nim, o tym jak on postępuje. Uh! I znów zaczynam się denerwować! A miało być dzisiaj spokojnie... (taa jasne, w co ja wierzę)
Jestem na milion procent pewna, że to ten dupek. Yhh... Jak on w ogóle śmie?
Niee.. ja nie mam sił.. poddaje się. Nie będę się już denerwować, psuć sobie krwi tym tym... pacanem.
Także.. kończę mój mało składny komentarz, czekam na kolejny rozdział i wraz z pozdrowieniami ślę kilogramy weny <3
Swietny :) rodzial
OdpowiedzUsuńBiedna Jess
Czekam na nastepny rozdzial
Pozdrawiam ;)
Witam Cię bardzo serdecznie, droga autorko. Od tygodnia z zafascynowaniem czytuję lekturę Twojego bloga. Za każdym razem, gdy na niego wchodziłam, nie mogłam wyjść z podziwu, że masz aż STO PIĘĆDZIESIĄT TYSIĘCY wyświetleń. Oddaję Tobie ogromny szacunek, ale przez niespisaną umowę z samą sobą przyrzekłam, że kiedyś również dojdę do takiego wyniku. Choćbym połowę z tych wejść miała zaliczyć sama! "Zaliczyć sama". Oh, Satan, why?
OdpowiedzUsuńMasz przyjemny oraz klarowny styl pisania. Kolejne słowa w rozdziałach przelatują przez moje palce niczym woda. Również sobie pragnę złożyć gratulacje, ponieważ przeczytanie stu pięćdziesięciu rozdziałów w niecały tydzień spokojnie mogę zaliczyć do "Małych sukcesów".
Trochę się rozgadałam, znowu. (-,-) Szybko wracam do rzeczywistości oraz tegoż jakże wspaniałego komentarza. Dwukrotne wspomnienie o fakcie, że przeczytałam Twoje wypociny w niespełna tydzień miały również drugie dno. Otóż była to także prośba. Apeluję o dłuższe rozdziały. Należę do osób, które pragną w jak największych ilościach wszystkiego, co im się spodoba. Piszesz cudownie, więc oczywistym jest, iż chcę częściej, dłużej i intensywniej. Bez skojarzeń, proszę. (*.*)
Jednakże, abyś przypadkiem nie popadła w samozachwyt - ja cierpię na niego od momentu mych narodzin i wierz lub nie, ale to nic przyjemnego - pragnę wygłosić odrobinę konstruktywnej krytyki. Pierwsze, co rzuca mnie się w oczy, to liczne powtórzenia. Osobiście potrafię pół godziny wytężać mózg, żeby znaleźć odpowiedni synonim, aczkolwiek najczęściej kończy się to skorzystaniem z internetowego słownika. W dobie nowoczesności jest to ogromne ułatwienie, stąd apeluję, abyś niekiedy z niego skorzystała. Ponadto zdarza się Tobie mylić czasu. Najczęściej piszesz w przeszłym, jednak zdarza się, że stworzysz zdanie w teraźniejszym. Wiem, że zdarzają się przypadki, gdy można stosować takową konstrukcję. Sama kompletnie jej nie pojmuję, toteż zawsze - choćby się paliło i trzęsło - tworzę zdania w czasie przeszłym. Radziłabym Tobie również z tego korzystać, albowiem to łatwiejsza i myślę, że przyjemniejsza forma.
W porządku, skoro błędy wytknięte, przejdę do omówienia ostatnich rozdziałów. Od razu wspomnę, że jestem ogromną fanką istot nadprzyrodzonych, a przede wszystkim ukierunkowałam się na demony. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się ucieszyłam, gdy Wiktor wygłosił, iż jego ojciec to najprawdziwszy Szatan. A skoro naszego poczciwego białaska łączą więzy krwi z Jess, chyba mogę mieć nadzieję, że główna bohaterka również należy do wspaniałego grona Antychrystów? Pomimo miłości, jaką darzę diabły i im podobne stwory, wprost nie mogę ścierpieć bezczelności Wiktorka. Rozumiem, odnalazł siostrę, ale nie musi wtykać swojego szatańskiego nosa, gdzie chce. Poza tym, śmiem twierdzić, iż Lysander oraz Jessica powinni spędzać ze sobą więcej czasu. To absolutne i niepodważalne, albowiem są parą! Liczę, że ich relacje w niedługim czasie ewoluują z niewinnych buziaczków oraz ukrytych przytulasków w namiętne okazywanie sobie uczuć w każdej dogodnej sytuacji.
A skoro już wspomniałam o naszej poczciwej bohaterce, to bąknę (absolutnie nie bierz tego do siebie) o początkowej irytacji, jaka we mnie gościła, gdy każdy chłopiec zalecał się do niej. Kurczę, niemal wychodziłam z siebie, kiedy następny adorator niemal na kolanach przybył do Jessicki (nie mam pojęcia, czy dobrze to odmieniłam, ale niech tak zostanie). Raduję się, że teraz panowie nie okazuję nazbyt często swoich uczuć. No, wyjątek stanowi Kentinek, jednak on robi to w nad wyraz uroczy sposób.
Reasumując, Twoje opowiadanie jest bardzo dobre. Wiedz, że bloga będę namiętnie odwiedzać oraz komentować nowe rozdziały.
Ślę Tobie mnóstwo weny, pozytywnej energii, a przede wszystkim chęci i czasu. Pozdrawiam gorąco i z napięciem będę wyczekiwać nowego wpisu. Do zobaczenia!
A jeszcze tak na końcu, jeżeli będziesz się nudzić, to serdecznie zapraszam w me skromne progi. Jak się spodoba, to pozostaw drobny ślad. (^.^) http://kaciktworczypanienkikernit.blogspot.com/