Witam wszystkich! ♥ Chciałabym oficjalnie ogłosić wspólną zabawę. Polega ona, tak jak mówiłam, na zaprojektowaniu stroju dla Jess, w którym wystąpi na scenie. Forma jest dowolna, tylko mają być to wasze prace. Oczywiście wszystkie, które mi wyślecie wstawię na bloga oraz wybiorę moją ulubioną. Wy, moi wierni czytelnicy, też będziecie mogli oceniać, która z nich podbiła wasze serca. Zabawa będzie trwać do końca lutego. Wysyłajcie mi swoje pomysły na maila: natalianna172@gmail.com Mam nadzieję, że będzie Was dużo :) A może znacie kogoś, kto lubi projektować, ma do tego talent i chciałby się wykazać? Zapraszam! Nie zjem was przecież :D Jeśli prac będzie dużo, to w przyszłości pomyślę nad podobną zabawą. Powodzenia! ♥
----------------------------------------------------------------------------------
Oparta o barierkę, przymknęłam oczy. Na twarzy czułam delikatny powiew nocnej bryzy, która przyjemnie mnie orzeźwiała. Zastanawiałam się, co mam dalej robić. Wiem już prawie wszystko, czyż nie tego chciałam? I co mam zrobić z tą wiedzą? Na pewno nie siedzieć bezczynnie. Ale z drugiej strony, cokolwiek zrobię nie zmieni to teraźniejszości. Brakowało mi tylko jednego elementu układanki. Kim jest mój biologiczny ojciec?
- Nie myśl nad tym tyle - odezwał się Wiktor, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia - Nie mam żalu do matki, ty też nie powinnaś.- Nie masz? - zdziwiłam się - Przecież zostawiła cię. A co najlepsze, mogła z tym później swobodnie żyć wijąc pozornie szczęśliwe gniazdko z człowiekiem, którego nawet nie kocha! - nawet nie zauważyłam, kiedy ton mojego głosu się podniósł - I ty nie masz o to żalu? - spojrzałam na niego.
Wpatrywał się w dal, zdając się nie być obecny przy mnie, myślami był daleko. W świetle księżyca jego porcelanowa cera wydawała się trupio blada. Jedynie oczy błyszczały lekką czerwienią.
- Przez tyle lat zdążyłem się już pogodzić z prawdą - odezwał się po dłuższej chwili - Co mi da awanturowanie się i szukanie zemsty? Nic. Nie zachowała się jak matka, to prawda, ale to było lata temu. Cieszę się tylko, że to trafiło na mnie. Nie darowałbym jej, gdyby wszystko co ja przeszedłem musiało trafić się tobie. Byliśmy identyczni, o tym kto zostanie zdecydował tylko i wyłącznie przypadek - westchnął ciężko spuszczając wzrok tak, że białe kosmyki delikatnie opadły mu na twarz. Lekko ścisnęło mnie w sercu.
- A co przeszedłeś? - spytałam, dotykając delikatnie jego ramienia. Wtedy zdałam sobie sprawę, że właściwie nie wiem o nim nic. Gdzie mieszka, z kim, jak spędził te wszystkie lata. Kompletne zero.
- To bardzo długa historia - spojrzał na mnie spod białych kosmyków, lekko się uśmiechając - Historia mojego życia.
- Chciałabym o niej usłyszeć - zapewniłam, wracając spojrzeniem na jezioro.
- Kiedyś ci opowiem. Ale nie dzisiaj - odparł, wzdychając.
- Dlaczego?
- Dzisiaj już ktoś się o ciebie martwi i szuka. Niedługo cię znajdą. Nie powinniśmy dłużej tutaj być - powiedział, odchodząc od barierki w stronę motoru. Podążyłam za nim.
- A co z tobą? - spytałam. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się o niego martwić. Po raz pierwszy odkąd się spotkaliśmy, wyczułam między nami nikłą i delikatną nić porozumienia. Nadal chciałam się tak wiele o nim dowiedzieć. Skąd wiedział, że jestem jego siostrą? Dlaczego tu za mną przybył? Co teraz zamierza? Jakie ma plany? I jaką skrywa w sobie tajemnicę? Kim jest?
- Poradzę sobie - uśmiechnął się, wsiadając na pojazd - nie zadawaj sobie tak wielu pytań, bo będą cię dręczyły. Odpowiedzi przyjdą same w swoim czasie.
Usłyszałam ciche mruczenie silnika. Skąd on wiedział, że zadaję sobie w myślach tyle pytań?
- Zostań tutaj. Niedługo po ciebie przyjdą, są już niedaleko. Do zobaczenia, księżniczko moja - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek w stylu Kastiela. Po chwili motor ruszył z piskiem opon a ja zostałam sama wśród ciemnej nocy, sam na sam z wielkim, pełnym księżycem. Wróciłam do barierki i przymknęłam oczy starając się zrozumieć co się właśnie stało.
- Jessico! Jessica! - z oddali usłyszałam słodki głos mojego braciszka. Jeszcze nigdy nie ucieszyłam się tak bardzo na jego wołanie.
- Eric! Tu jestem! - odwróciłam się w stronę drogi. Niedługo zza drzew zobaczyłam znajome sylwetki. Najwyraźniej zorganizowali całą ekipę poszukiwawczą, co w tamtej chwili bardzo mnie rozczuliło. Zerwałam się biegiem w ich stronę i chwilę potem już tuliłam do siebie brata, który dobiegł do mnie jako pierwszy. Chwilę potem dołączyli do nas Kastiel i Lysander.
- Ty mała idiotko, kto to widział, żeby dzieci wychodziły z domu o tej porze? - powiedział Kastiel, rozczulając się nieco, a po chwili poczułam lekkie szturchnięcie w ramię.
- Przepraszam, że musieliście się martwić - odsunęłam się od brata i ocierając łzę wzruszenia rzuciłam się im obojgu na szyję. Martwili się o mnie. Ciepło, które rozlało się powoli po moim sercu jak najlepszy miód, było bardzo przyjemne.
- Jessico, co się stało? - spytał Lysander patrząc prosto w moje oczy.
***
Patrzyłem prosto w jej zielone, wystraszone oczy szukając jakiegokolwiek wyjaśnienia tej małej ucieczki. Jednak nic się nie dowiedziałem, gdyż przywarła całym swoim drobnym ciałkiem do mojego torsu, wtulając się mocno. Była przemarznięta i lekko drżała. Nawet nie umiałem się na nią złościć za to, że nie dawała znaku życia. W tamtej chwili byłem niewyobrażalnie szczęśliwy, że w końcu się znalazła. Jedyne czego teraz pragnąłem, to wziąć ją do domu, położyć na łóżku, szczelnie opatulić kołdrą by się zagrzała i czuwać przy niej do samego rana.
- Hej, ja też cię szukałem - zaśmiał się Kas - Może do mnie też byś się tak przytuliła, co?
Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę i dalej mnie nie puszczając, pokazała mu język, co wywołało wybuch śmiechu u mnie i Erica. Tylko buntownik nie podzielał naszego poczucia humoru.
- Kas, chyba musisz się z tym pogodzić - brat dziewczyny lekko szturchnął go w ramię - Dostałeś kosza.
- Spokojnie, to jeszcze nie koniec - uśmiechnął się złośliwie - Jeszcze żadna nie potrafiła oprzeć się temu boskiemu ciału - westchnął, odrzucając nonszalancko czerwone kosmyki.
- Więc będę pierwsza - uśmiechnęła się Jessica, odsuwając się lekko - Wracajmy do domu.
Złapała mnie pod ramię i tak w dość dobrych humorach odprowadziliśmy, jak to Katiel ujął, "zgubę", do domu. Buntownik swoimi docinkami jeszcze droczył się przez chwilę z Jessicą, a później wrócił do siebie. Też miałem wrócić, jednak wolałem zostać z nią dzisiaj.
- No już Lys, możesz iść do domu, zajmę się siostrą - powiedział Eric, opatulając siostrę ramieniem.
- Tak wiem, już idę - uśmiechnąłem się lekko i z żalem pożegnawszy się z tą dwójką, wróciłem do domu. Oczywiście Leo już spał kamiennym snem i nawet nie drgnął, gdy wszedłem do mieszkania. Powoli opłukałem twarz w chłodnej wodzie i ułożyłem się wygodnie na łóżku. Patrząc w okrągły księżyc, który jeszcze niedawno oświetlał nam drogę, zacząłem myśleć nad wydarzeniami ostatnich dni. Jessica na pewno miała jakiś problem, tylko jeszcze nie byłem do końca pewny o co chodzi. Coś w środku mnie było przekonane, że sprawa będzie dotyczyła tego całego Wiktorka. Nie jest on zwykłym człowiekiem. Zielonooka opowiadała mi o jego nagłych pojawianiach się w konkretnych miejscach i połyskujących czerwienią oczach. Z początku zwaliłem to na karb jej przemęczenia. Jednak z tym facetem jest murowanie coś nie tak. Przez całą drogę do domu dziewczyny czułem się obserwowany. Jeszcze ta jego wypowiedź o tym, że jest synem władcy piekieł. Może to była tylko przenośnia? Może jego ojciec jest przesiąknięty złem do szpiku kości, czyli jest mordercą lub działa w jakieś tajnej grupie satanistycznej? Osobiście uważam, że to co mówi ten człowiek nie będzie do końca prawdą, gdyż to czym uważa, że jest, wymarło lata temu.
Czy aby na pewno?
Miałem nadzieję, że jego słowa to tylko brednie niezrównoważonego człowieka. Jeśli okaże się inaczej...
... To Jessica byłaby w śmiertelnym niebezpieczeństwie.