Mój fanpage ♫

https://www.facebook.com/amoursucrette - jeśli ktoś chce być na bieżąco w sprawie nowych rozdziałów. Zapraszam ♥

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział XVIII

    Po chwili z łazienki dobiegł mnie odgłos wody lecącej z kranu. Westchnęłam i powoli podsniosłam się z klęczek. 
Podeszłam do łóżka i poprawiłam pościel. Zastanawiałam się, jak to wszystko dalej się potoczy. Z dołu dało się słyszeć odgłosy walki i krzyki, najwyraźniej Kastiel oglądał następny film. Spojrzałam na telefon, dochodziła jedynasta. Szybko ubrałam mój niebiesko-czarny podkoszulek większy o dwa rozmiary i moje ulubione czarne spodenki. Byłam strasznie zmęczona tą całą sytuacją, więc chciałam jak najszybciej znaleźć się pod kołdrą. No cóż, gdyby ciotka dowiedziała się że spałam w domu z dwoma chłopakami, to nie byłoby ciekawie. "Cholera, mogłam zaprosić Rozalię na noc! Nie czułabym się tak dziwnie" Opadłam zrezygnowana na łóżo, przykryłam się kocem i zamknęłam oczy. Leżałam tak przez dłuższą chwilę, starając się przy tym nie zasnąć. Cały czas myślami wracałam do Lysandra. Dlaczego w jego obecności moje serce gwałtownie przyspiesza? Nie dopuszczałam do siebie ewentualności zakochania się. To totalnie nie w moim stylu. Leżałam tak spokojnie rozmyślając, gdy nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi mojego pokoju. Nie odwróciłam się, nie miałam siły się ruszyć. Czułam się, jakbym przebiegła maraton. Po chwili poczułam, jak ktoś delikatnie siada obok mnie na łóżko. Zamarłam w bezruchu. To Kastiel, czy Lys? Z łazienki już nie lała się woda. A z telewizora ucichły krzyki. Leżałam tak dłuższą chwilę, lecz w końcu ciekawość wzięła górę. Powoli odwróciłam głowę. Na brzegu łóżka zobaczyłam Lysandra. Miał schowaną twarz w dłoniach, wyglądał na przybitego. Z jego włosów lała się jeszcze woda, a do mokrego ciała przylegał biały podkoszulek. Moje serce zaczęło mocniej bić, nie byłam w stanie oderwać od niego wzroku. Nagle podniósł głowę. Szybko odwróciłam się do ściany, przeklinając w myślach moją ciekawość. Miałam cichą nadzieję, że tego nie zauważył.
- Jesssico? - cholera. Zauważył.
- Tak? - spytałam cicho. Byłam na siebie wściekła.
- A więc jednak nie śpisz - odwróciłam się w jego stronę i usiadłam na łózku.
- Nie, ja tylko.. odpoczywałam.
- I słusznie, to był naprawdę długi dzień. Ale powinnaś się już położyć - uśmiechnął się
- Nie, jeszcze nie. Muszę jeszcze posprzątać na dole po wyczynach kulinarnych Kastiela. Jestem pewna, że sam nie posprząta
- Jesteś stanowczo za miła dla niego, Jessico. Jestem pewien, że posprząta po sobie. Osobiście tego dopilnuję.
Wygramoliłam się spod koca i usiadłam obok niego. Uśmiechnął się smutno. Jego wzrok był wbity w ścianę, byłam pewna że coś go trapi. Bardzo chciałabym się dowiedzieć, co.
- Dziękuje Lys. Mogłabym zadać ci jedno pytanie? - oderwał wzrok od ściany i spojrzał na mnie
- Oczywiście - odparł
- Nad czym myślisz? Czy... coś cię martwi? - wydusiłam z siebie
- Miałem nadzieję, że nie zauważysz - uśmiechnął się smutno - to nic takiego, naprawdę
Nie, to nie było nic takiego. Jeszcze nigdy nie widziałam smutnego Lysandra. Ale jeżeli nie chciał nic mówić, to widocznie nie chciał mnie martwić. Albo nie byłam godna jego zaufania. Tak, czy tak, bardzo mnie to bolało, ponieważ widziałam ile wysiłku wkłada w swój wymuszony uśmiech. Jednak nie nalegałam. Siedzieliśmy więc w ciszy. W pewnym momencie Kastiel krzyknął:
- Ej wy tam, ja ide spać. Jess, jak by co to możesz się przyłączyć. Łóżko jest dość duże - dało się słyszeć rozbawienie w jego głosie. Powoli podniosłam się z łóżka i wyszłam na korytarz zostawiając Lysandra sam na sam z myślami.
- Dzięki, nie skorzystam - odpowiedziałam. Kas podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie. Stałam oparta o poręcz schodów i patrzyłam prosto na niego.
- No, no - gwizdnął - z tej perpektywy wyglądasz dużo ciekawiej - zaśmiał się, patrząc na moje nogi.
- Zamknij się zboczeńcu! - wzięłam poduszkę, która leżała obok mnie i cisnęłam nią w Kastiela. Niestety, uniknął mojego ataku.
-Hej, spokojnie - uśmiech nie schodził mu z twarzy - mówię poważnie. No nie daj się prosić i zejdź tu na dół - zrobił minę zbitego psiaka
- Nie ma mowy! 
- No chodź, wiem, że chcesz - uśmiechnął się złowieszczo
- Nie mam najmniejszej ochoty - zaśmiałam się
- Lepiej tu zejdź - popatrzył na mnie uważnie
- Nie zejde - rzuciłam mu triumfalne spojrzenie i odwróciłam się by wejść do pokoju
- Chciałem po dobroci - powiedział i usłyszałam jak biegnie po schodach. Rzuciłam się do ucieczki i w ostatniej chwili wleciałam do pokoju. Rozbawiona, zamknęłam drzwi na klucz. Oboje z Kasem nie mogliśmy powstrzymać śmiechu
- Poczekam tu sobie, aż wyjdziesz - powiedział rozbawiony Kastiel
- Niedoczekanie - odpowiedziałam, dalej stojąc przy drwiach. Odwróciłam się i spojrzałam na Lysandra. Wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem. Zapomniałam kompletnie, że siedzi w moim pokoju.
- Przepraszam cię Lys, ale chwilowo jesteś tu uwięziony - zaśmiałam się
- Nie szkodzi, może to i lepiej - spojrzał na mnie tajemniczo. Moje serce znowu zaczęło szybko bić, ale starałam się to ukryć
- Szczęściarz z ciebie Lys - krzyknął Kastiel po drugiej stronie
- Zamknij się! I odejdź od moich drzwi - krzyknęłam
- Nie ma mowy - zaśmiał się
- Nie licz na to, że stąd wyjdę
- Wyjdziesz, wyjdziesz 
- Doprowadzasz mnie do rozpaczy - powiedziałam i usiadłam obok rozbawionego Lysandra.
- No cóż, nie jest tak źle - zaśmiał się białowłosy
- W sumie racja. Gdybym była zamknięta z Kastielem, byłoby gorzej
- Słyszałem! - krzyknął Kas
Wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Róbcie co tam chcecie, ja idę spać - powiedziałam i rzuciłam się na łóżko
- Dobranoc Jessico - zaśmiał się Lysander
Po chwili usłyszałam, jak Kas schodzi na dół po schodach. Jednak nie miałam siły żeby wygramolić się z łóżka i otworzyć drzwi Lysowi. Byłam pewna, że wstanie i sam sobie otworzy. Na pewno słyszał, jak czerwonowłosy schodzi na dół. Jednak zamiast wstać i otworzyć drzwi, poczułam jak delikatnie kładzie się obok mnie. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Miałam wrażenie, że Kastiel na samym dole słyszy moje serce, które biło niewyobrażalnie szybko.
- Jessico? - usłyszałam. Delikatnie się odwróciłam
- T-tak..? - wykrztusiłam 
- Przeszkadza ci to, że się tu położę? - spytał
- Nie.. - szepnęłam. Miałam kompletną pustkę w głowie. "Jezu, co ja robie?" - zdążyłam pomyśleć, zanim białowłosy powiedział:
- To dobrze - zbliżył się. Był tak blisko, że czułam jego ciepły oddech.
- Lys... - szepnęłam
- Jessico, wiesz, że jesteś wyjątkowa? - szepnął. Miał zamknięte oczy.
Nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam na niego. Chyba powoli zasypiał. 
- Jessico - nagle otworzył oczy.
- Tak? 
Nic nie odpowiedział, tylko powoli zamknął oczy i jeszcze bardziej zbliżył twarz do mnie. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli. Nagle poczułam przyjemne ciepło, które rozlało się po całym moim ciele. Pocałował mnie. Zamknęłam oczy. Jego usta były ciepłe i delikatne. O niczym nie myślałam, skupiłam się całkowicie na jego ustach. Nagle odchylił głowę i spojrzał na mnie uważnie.
- Przepraszam. To było silniejsze ode mnie - szepnął
- Rozumiem - tak. Naprawde go rozumiałam i wiem co czuł, ponieważ ja teraz czułam dokładnie to samo. Przynajmniej tak mi się zdawało. Nagle przytulił mnie mocno. W tej chwili widziałam tylko gwiazdy za oknem. Były piękne i migotały do mnie . Miałam wrażenie, że pytają "Czy teraz jesteś szczęśliwa?" 
Lysander w końcu mnie puścił i delikatnie zszedł z łóżka. Chciałam go zatrzymać, powiedzieć, żeby został, niestety nie mogłam. Bałam się. 
- Lysander...? - wydusiłam z siebie
- Tak? 
- Dziękuję za towarzystwo - uśmiechnęłam się
- Cała przyjemność po mojej stronie - odwzajemnił uśmiech i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział XVII

    Stałam tak sparaliżowana przez dłuższą chwilę. Nogi miałam jak z waty, myśli latały wokół osoby białowłosego. Za nic nie mogłam uchwycić choćby jednej z nich. Z dołu dobiegała cicha rozmowa pomiędzy Kastielem i Lysandrem. Jednak nie byłam w stanie rozróżnić poszczególnych słów. "Zaraz, chwila, co ja robię? Znowu podsłuchuję?" - wystraszyłam się. Nie chciałam słyszeć ich rozmowy, nie po tym, co przed chwilą tu zaszło. Powolnym krokiem ruszyłam w kierunku fioletowego fotela stojącego pod oknem, w którym zawsze relaksowała się moja ciotka. Gdy byłam mała często do niej jeździliśmy na wakacje, lub ferie. Wtedy często widywałam ją siedzącą właśnie w tym właśnie fotelu. Czytała swoje ulubione książki. Żadne tam romansidła typu "Morze utraconej miłości". O nie, to były kryminały, thrillery lub powieści detektywistyczne. Pamiętam, że gdy ciocia wychodziła z pokoju, podkradałam się tam i brałam te książki. Czytałam je po kryjomu do trzeciej nad ranem. Tak, to były piękne czasy. 
Zrezygnowana opadłam na fotel. Moje myśli latały, gdzie im się żywnie podobało. Dalej szumiało mi w uszach. Starałam się przypomnieć całą sytuację, jednak za każdym razem w głowie pojawiał mi się obraz białowłosego i tych jego przenikliwych oczu. W tym momencie otworzyły się drzwi do pokoju. Odwróciłam się gwałtownie. Kastiel wszedł do pokoju leniwym krokiem i usadowił się na stoliku przede mną.
- Przepraszam, że tak bez pukania - powiedział
- Nic się nie stało - wymamrotałam
Byłam jednak pewna, że nie było mu przykro. Odezwał się tylko po to, by zwrócić moją uwagę na siebie. Oderwałam spojrzenie od ściany i spojrzałam na niego. Miał na sobie luźny, czarny podkoszulek i stare dżinsy, trochę za duże na niego. "Więc zdążył się już przebrać" - pomyślałam. Czułam na sobie jego spojrzenie, badające z uwagą mój wyraz twarzy. Skrupulatnie unikałam patrzenia mu w twarz. 
- Coś nie tak? - spytał. W jego głosie dało się słyszeć nutę zaniepokojenia. 
- Nie, wszystko w porządku - dalej patrzyłam w podłogę - która godzina?
- Dziesiąta
- Lysander na dole?
- Tak, czyta jakąś książkę. Dlaczego pytasz?
- Z ciekawości.
Kastiel nie odrywał ode mnie wzroku. Jeśli Lysander mu nie powiedział, że usłyszałam ich rozmowę, to zaraz się tego sam tego domyśli po moim zachowaniu. Z trudem podniosłam głowę i popatrzyłam na niego. Wyglądał na zmartwionego. To coś nowego.
- O czym gadaliście z Lysem? - spuścił wzrok i lekko się zaczerwienił.
- O niczym - powiedziałam chyba zbyt szybko.
- O niczym? - zadrwił Kas - Nie ściemniaj. Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów, ale przynajmniej nie kłam - zdenerwował się
- Kastiel...?
Milczenie. Po dłuższej chwili jednak postanowił się odezwać. Lecz to nie było to, co chciałam usłyszeć.
- Co czujesz do Lysandra? - podniósł wzrok i popatrzył mi prosto w oczy. Teraz to ja zrobiłam się czerwona.
- Mam być z tobą szczera?
- Do bólu.
- Więc powiem ci: nie mam zielonego pojęcia. 
Chciałam dodać do tego jeszcze jakieś wyjaśnienie, jednak zdałam sobie sprawę, że im bardziej będę się tłumaczyć, tym bardziej mi nie uwierzy. Tłumaczą się winni, czyż nie?
- A co czujesz do mnie? - jego słowa od razu mnie orzeźwiły. Czułam, jak odpływa mi krew z twarzy.
- Strasznie zbladłaś - zauważył.
- To nic takiego, po prostu zaskoczyły mnie twoje słowa.
- Dobra, wycofuję je. Chwila słabości. Nie odpowiadaj - chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi - chodźmy na dół, ktoś musi przecież przygotować kolacje - popatrzył na mnie znacząco.
- Masz na myśli siebie? Nie znałam cię od tej strony - zaśmiałam się
- Oj, źle się zrozumieliśmy. Mam na myśli ciebie - uśmiechnął się. Westchnęłam.
- No cóż, warto mieć nadzieję - spojrzałam w sufit.
- Nie marudź, tylko chodź, bo głodny jestem. A wiesz, że potrafię być nieprzyjemny, gdy jestem głodny - uśmiechnął się złowieszczo. 
- W takim razie biedaku, chyba cały czas chodzisz głodny.
- Ej! - szturchnął mnie i zbliżył twarz do mojej twarzy - Jeszcze nie wiesz, jaki potrafię być wkurzający - powiedział cicho
- Zaczynam się bać.
- I powinnaś - dodał.
Zeszliśmy powoli po schodach. Lysander siedział na sofie trzymając w rękach jakąś książkę mojej ciotki. Gdy przechodziliśmy obok niego podniósł wzrok i uśmiechnął się tajemniczo. Usiadłam obok niego.
- Co chciałbyś na kolację? - spytałam. Ciągle czułam się nieswojo, mając w myślach naszą wcześniejszą rozmowę. Jednak starałam się to ukryć.
- Ja dziękuję, jadłem w domu - ten tajemniczy uśmiech nie schodził mu z twarzy - Robisz kolację?
- Taki mam zamiar.
- I tak już dużo ci zawdzięczamy. Przenocowanie nas u siebie stanowi przecież kłopot. Pozwól, że ja się zajmę kolacją w ramach podziękowania - patrzył mi w oczy.
- To nie musiałem ściągać cię z góry - zaśmiał się Kas
- Masz ochotę na coś konkretnego? - spytał Lys, nie komentując odzywki czerwonowłosego.
- Szczerze mówiąc, nie jestem aż taka głodna. Kastiel ściągnął mnie tutaj z tego powodu.
- A więc to tak - jego wzrok padł na Kastiela - w takim razie nigdzie nie idziemy, sam sobie znajdzie coś do jedzenia - zaśmiał się.
- Ej, to niesprawiedliwe! - oburzył się Kas
- Prawa natury - białowłosy wzruszył ramionami i wrócił do lektury. Kastiel jeszcze trochę ponarzekał, jednak po chwili wstał i ruszył w kierunku kuchni.
- Przepraszam za niego - westchnął Lys, kiedy czerwonowłosy zniknął w korytarzu.
- Nic się nie dzieje - uśmiechnęłam się
- Widzisz? Właśnie dlatego tu jestem - odwrócił się w moją stronę - Jessico, ja pójdę już do pokoju, który mi przygotowałaś.
- Jasne, nie ma problemu. Masz jakieś ciuchy do przebrania? 
- Ech... nie. Ale to nie problem, poradzę sobie.
- Nie ma mowy. Chodź. 
Powoli wstał i ruszył za mną. Weszliśmy do mojego pokoju. Lysander usiadł na łóżku, a ja zaczęłam grzebać w szafie. W końcu po długich poszukiwaniach znalazłam to, czego szukałam.
- Hej, orientuj się - zaśmiałam się i rzuciłam w jego stronę biały, męski podkoszulek z logo mojego ulubionego zespołu.
- Skąd masz męskie ubrania w swojej szafie? - popatrzył na mnie podejrzliwie
- Ta-je-mni-ca! - zaśmiałam się i rzuciłam do niego, również męskie, spodenki. 
- Dziękuję Jessico. Jednak mam nadzieję, że mi to wyjaśnisz
- Oczywiście - uśmiechnęłam się - a teraz idź się przebierz. Łazienka jest po lewej.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, a po chwili zniknął za białymi drzwiami mojej łazienki.   

czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział XVI

   Wyciągnęłam świeżą pościel z szafy i przygotowałam łóżko w pokoju gościnnym. Dokładnie rozłożyłam kołdrę i poprawiłam koc. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Natychmiast uderzyła mnie fala zimnego, wieczornego powietrza. Zaczęłam rozmyślać nad tym co usłyszałam. Czyżby to, co powiedział Lysander było prawdą? Czy Kastiel jest typem faceta, który "kolekcjonuje" dziewczyny? Jaka była jego ostatnia dziewczyna? Może tak robi, ponieważ kiedyś sam został zraniony? Miałam tyle pytań, na które nie było odpowiedzi. A co ja tak naprawdę czuję? Fakt, czerwonowłosy miał w sobie to "coś". Ale Lys... do niego czułam coś zupełnie innego. Te dwa uczucia, którymi darzyłam Kasa i Lysandra zupełnie się od siebie różniły. Ale co tak naprawdę do nich czułam? Lubiłam ich i to bardzo. Ale czy to coś więcej? Byłam zagubiona. Rozmyślałam nad słowami Lysa. Czy on nie powiedział, że jestem wyjątkowa? Ale w jakim sensie? Od tych wszystkich pytań zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o parapet. W tym momencie ktoś wszedł do pokoju. Najpierw zobaczyłam białe włosy, później dwukolorowe oczy. Te nieobecne, dwukolorowe oczy.
- Jessico, możemy porozmawiać? - jego głos był spokojny.
- Owszem, ale o czym? - nie miałam ochoty na rozmowę, nie byłam w nastroju. Jednak nie chciałam dzisiaj żadnemu z nich robić przykrości. Już i tak byli wystarczająco na mnie źli. Czułam to.
Nastała jednak chwila ciszy po moim pytaniu. Jego oczy wpatrzone były w podłogę. Minuty ciągnęły się w nieskończoność. 
- Słyszałaś? - w końcu cichy głos przerwał tą męczarnię. Jednak, to nie były słowa, które chciałam w tym momencie usłyszeć. Mimo wszystko, nie chciałam kłamać.
- T-tak.. - wydusiłam z siebie. Czułam się tym wszystkim zażenowana. Miałam świadomość tego, że robię się czerwona.
- Tak, jak przypuszczałem - rzekł
- Ale skąd..? - w końcu odważyłam się spojrzeć mu w oczy. 
- Kiedy tak szybko uciekłaś do kuchni.. w dodatku unikałaś mojego spojrzenia. Zachowywałaś się tak, jakbyś miała coś na sumieniu. Potem to już wszystko potoczyło się samo - prześwietlał mnie wzrokiem.
Boże, jeśli Lysander to zauważył to Kastiel również... O nie.
- A Kas..?
- On nie wie. Nie mówiłem mu o tym. Poza tym nie jest zbyt spostrzegawczy.
Nie mogłam już tam siedzieć. Czułam się z tym wszystkim źle. Usłyszałam coś, co nie było przeznaczone dla mnie. Ale przecież, nie jestem święta i mam swoje grzechy na sumieniu. Dlatego zdziwiło mnie to, że tak bardzo się tym przejęłam. Nie mogłam znieść tego uczucia.
- Przepraszam - szepnęłam i spróbowałam go wyminąć.Gdy byłam już przy drzwiach, poczułam że ktoś łapie mnie za rękę. Odwróciłam się. Lysander stał ze spuszczoną głową.
- Poczekaj - nie patrzył mi w oczy - Jessico, to co mówiłem...
- Spokojnie, zapomniałam już - nie chciałam, żeby czuł się zażenowany.
- Ja nie chcę, żebyś o tym zapominała. Chcę, żebyś pamiętała - w tym momencie popatrzył mi w oczy i lekko przyciągnął do siebie. Byłam tak zszokowana, że nie mogłam się ruszyć. Do czego on zmierzał?
- Lysander..? - wykrztusiłam.
Zbliżył się do mnie. Tylko minimetry dzieliły moją twarz od jego. Patrzył mi prosto w oczy. Moje serce zaczęło wariować, szumiało mi w uszach.
- Jessico, dla mnie jesteś wyjątkowa - szepnął i mocniej ścisnął moją dłoń - Naprawdę wyjątkowa - dodał cicho i wyszedł z pokoju.


wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział XV

    Lysander zjawił się po pół godzinie. Był zdyszany, na pewno biegł całą drogę. Usiadł w kuchni i patrzył w okno. Dałam mu szklankę z sokiem, ale chyba tego nie zauważył, tak bardzo był pochłonięty swoimi myślami. Kastiel dalej siedział w salonie i oglądał. Nie byłam pewna, ale intuicja podpowiadała mi, że są na siebie obrażeni. Tylko nie wiedziałam, dlaczego. Owszem, miałam swoje teorie. Jednakże, były to tylko przemyślenia.
- Lys, nie chciałbyś siąść z nami w salonie i oglądnąć film?
Nie odpowiedział. Chyba nawet nie usłyszał. Czułam się ignorowana.
- Lysander? Hej, obudź się! - pomachałam mu dłonią przed oczami. Poskutkowało.
- Och, wybacz mi Jessico - zmieszał się - ja po prostu... Nie ważne. Mówiłaś coś?
- Tak, pytałam się, czy nie chciałbyś usiąść z nami w salonie - uśmiechnęłam się
- Och, tak, zaraz do was dołączę - powiedział i znowu zapatrzył się w okno. Westchnęłam i poszłam usiąść obok Kastiela.
- A tobie co? - spytałam na widok nadąsanej miny czerwonowłosego.
- Po co go zapraszałaś? To miał być romantyczny wieczór we dwoje, a nie we troje!
- Aha! A więc o to ci chodzi. Czemu Lysander tak ci przeszkadza? Przecież to twój najlepszy przyjaciel - starałam się mówić szeptem, ponieważ białowłosy siedział obok w kuchni. Jednak jeśli jest tak strasznie zamyślony, to nawet krzyku nie usłyszy. Mimo wszystko szeptałam.
- To prawda, jest moim przyjacielem. I nie przeszkadzało by mi, gdybyśmy tutaj siedzieli w ciągu dnia. Ale on tu będzie całą noc! - schował twarz w dłoniach i wydawać się mogło, że jest tak zrozpaczony, jakby wybuchła III wojna światowa. Puściłam tą uwagę mimo uszu i udawałam, że ciekawi mnie film. Kastiel też nic nie mówił. Oparłam się o niego, bo tak było mi wygodniej. Oczywiście nie pozostawił tego bez komentarza.
- Myślałem, że nigdy tego nie zrobisz. Bałem się, że będziesz siedzieć jak kołek - zaśmiał się
- Nie rozumiem o czym mówisz - patrzyłam cały czas w telewizor.
Było bardzo przyjemnie. Cisza, spokój, Kastiel. Wtulona w niego, powoli zamknęłam oczy. Powoli odpływałam w sen. Nagle usłyszałam:
- Kastiel, co ty wyprawiasz? - szepnął Lysander. Najwidoczniej myślał, że śpię.
- Ciszej, stary - czerwonowłosy również. Postanowiłam nie wyprowadzać ich z błędu.
- Dobrze, ale powiedz mi co ty robisz? Chcesz zranić kolejną? To nie maraton - Mimo, że starał się mówić spokojnie, dało się słyszeć nutę zdenerwowania
- Wiedziałem, że się tego uczepisz. Spoko, nie zamierzam jej nic robić. Ale widać, że na mnie leci - miałam ochotę mu przywalić, co on sobie myślał? Zaczęło się we mnie gotować ze złości. Nie wiem jakim cudem, ale dalej leżałam spokojnie.
- Kastiel, posłuchaj. Jessica nie jest, jak te twoje poprzednie. Ona jest... inna. Wyjątkowa - czułam, że na mnie spojrzał. Moje serce zaczęło bardzo mocno bić. Bałam się, że w końcu zauważą że nie śpię.
- Lys, nie wal, że ci się podoba! Przecież ty się w nikim nie zakochujesz! - jego szept powoli przestawał być szeptem.
- T-to nie tak... Polubiłem ją i nie życzę sobie, żeby przez ciebie płakała, rozumiesz? - głos powoli mu się załamywał.
- To znaczy, że ci na niej zależy. A ja ją sobie zaklepałem! A tak w ogóle, po co tu przylazłeś? - zaczął się denerwować
- Kas, Jessica nie jest rzeczą, którą można sobie zaklepać, już ci to mówiłem. Też ma uczucia, nie sądzisz? Poza tym, znając twoje wybryki na pewno coś zrobisz. Dlatego chcę cię mieć na oku.
- Nie potrzebuję niańki! - krzyknął. Postanowiłam otworzyć oczy i to przerwać, zanim dojdzie do rękoczynów. Poza tym i tak już za dużo usłyszałam. Czułam, że powoli robię się czerwona.Nadal byłam wtulona w Kastiela, jednak chciałam żeby to był Lysander... Miałam nadzieję, że to uczucie minie.
- Czemu tak krzyczycie? - udawałam zaspaną i przetarłam oczy.
- Wybacz nam Jessico. Nie masz ochoty się już położyć u siebie? - spytał Lysander.
- Nie, dziękuję, może za jakąś godzinę - uśmiechnęłam się do niego i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nadal jestem oparta o Kastiela. Odskoczyłam jak oparzona.
- Co jest, nie podoba ci się? - zaśmiał się Kas
- Ani trochę - prychnęłam. Nie miałam ochoty go oglądać, po tym co powiedział. Myślałam, że jest inny, że pozory mylą. Jednak mocno się zawiodłam. Pomaszerowałam do kuchni nie oglądając się za siebie. Po chwili wszedł Lysander i oparł się o blat stołu. Stanęłam bez ruchu.
- Stało się coś? - spojrzał na mnie przenikliwie.
- Nie, nic.. - zmieszałam się. Chyba nie powinnam była stamtąd tak nagle wychodzić, przecież mogli się domyślić, że słyszałam. A tego nie chciałam.
- Jessico, popatrz na mnie - szepnął Lys.
Nie mogłam. Patrzyłam w podłogę i nie mogłam podnieść na niego wzroku. Czułam, że jak to zrobię, to domyśli się, że wszystko słyszałam. Więc stałam tam i omijałam go spojrzeniem.
- Jessico..?
- Wybacz, muszę iść przygotować ci łóżko - wyminęłam go, dalej nie patrząc mu w oczy. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.


niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział XIV

   Szliśmy powoli. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, jego promienie ogrzewały wszystko wokół. Delikatna poświata biła nam w oczy. Mimo to Kastielowi nie schodził uśmiech z twarzy. Drzewa, które nas otaczały miały kolorowe korony. Jedne delikatnie pomarańczowe, drugie żółte, przypominały ludziom o zbliżającej się jesieni. Mimo to było nadal ciepło. Zerknęłam na Kasa. Był wpatrzony w horyzont i całkowicie zatopiony w swoich myślach. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc szłam obok niego w milczeniu. Po paru minutach ujrzeliśmy mój dom. Wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi. 
- Zapraszam - uśmiechnęłam się
- Dzięki - wszedł i jak gdyby nigdy nic rozłożył się w salonie na sofie.
Nie skomentowałam tego, w końcu był "gościem". Weszłam do kuchni i nalałam nam trochę soku. Szklankę postawiłam przed nim na stoliku.
- Mam u ciebie dług - zaśmiał się - To co robimy? - spojrzał na mnie niewinnie.
- Możemy coś obejrzeć. Ciotka ma dość fajne filmy zgrane na płytach.
- Tylko tyle? Liczyłem na coś więcej - udawał obrażonego
Nie miałam ochoty tego komentować, więc tylko westchnęłam. Czerwonowłosy chwilę milczał, a gdy wpadł na to, że mu nie odpowiem, spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Dalej uparcie milczałam, więc zrezygnował i podszedł do półki z płytami.
- Pewnie same romansidła - wykonał gest, jakby go zemdliło. Przewróciłam oczami.
- Widać, że nie znasz mojej ciotki.
Obrócił się i zaczął czytać tytuły. W miarę jak czytał, coraz bardziej był zafascynowany
- Matko, twoja ciotka ogląda same horrory i filmy akcji! - ekscytował się - I to nie byle jakie - dodał z uznaniem.
- Same romansidła, hę? - zaśmiałam się
- Błagam, powiedz, że masz po niej ten gust do filmów - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- W tej rodzinie tylko ja i ciocia jesteśmy takimi "wyrzutkami", jeśli chodzi o filmy - odparłam rozbawiona.
- Dziękuje ci za nią, Boże - wzniósł ręce do nieba - chyba jesteś idealna - zwrócił się w moją stronę - Czuję coraz większą fascynację twoją osobą. Nie zepsuj tego.
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. 
- Lysander... - szepnęłam
- Co ty tam mamroczesz? Odbierz wreszcie - niecierpliwił się Kastiel. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale chyba tego nie zauważył. Albo udał, że nie widzi.
- Słucham?
- Witaj Jessico - usłyszałam ciepły głos Lysandra. Na ten dźwięk serce od razu zakołatało mi w piersiach.
- Cześć Lys - powiedziałam cicho.
- Jesteś w domu? Nie wróciłaś z nami autobusem, razem z Rozalią trochę się martwiliśmy.
- Spokojnie, postanowiłam się przejść. To miłe, że tak o mnie myślicie.
- Kto dzwoni? - Zadarł się Kastiel. Po prostu wspaniale.
- Zamknij się! - krzyknęłam do niego. W tym momencie uświadomiłam sobie, że cały czas trzymam telefon i musiałam krzyknąć Lysandrowi prosto do ucha.
- Wybacz, to nie było do ciebie.. - próbowałam się tłumaczyć
- Nic nie szkodzi. W każdym razie, płuca to ty masz niezłe - zaśmiał się - Kto jest u ciebie?
Wiedziałam, że spyta. Tylko nie wiem czemu tak się tego bałam.
- To tylko Kastiel.
- Jest u ciebie? - usłyszałam niepokój w głosie Lysandra - Nie mów mi, że zostaje u ciebie na noc - dodał.
Boże, skąd on to wie? Przecież nie jest jeszcze tak późno. Wpadłam w panikę, ale mimo wszystko nie chciałam kłamać. Nie Lysandrowi.
- Skąd to wiesz? 
- Jessico, Kastiel to mój najlepszy przyjaciel. Doskonale wiem, że jego rodzice przyjeżdżają na weekend i nie zamierza spać w domu. Tym bardziej, nie powinien spać u ciebie - był coraz bardziej zdenerwowany. To do niego nie pasowało.
- No to gdzie miał się podziać? Musiałam go przygarnąć, inaczej moje sumienie nie dałoby mi spokoju - próbowałam się tłumaczyć.
- Rozumiem cię. Chętnie ja bym to zrobił, niestety przyjechał do nas kuzyn i pokój gościnny jest zajęty. Poza tym już zaproponowałem Kasowi, że może spać u mnie w pokoju, a ja się położę na podłodze w jadalni, ale nie chciał mnie kompletnie słuchać.
- No to widzisz, miałby spać na ławce w parku?
- Masz dobre argumenty, Jessico - powiedział cicho - jednak jak na to nie spojrzeć, to nie jest najlepszy pomysł. A co na to twoja ciocia?
- No właśnie... nie ma jej - wypaliłam.
- Jak to: nie ma? To wy tam sami jesteście? - Teraz to już był bardzo zdenerwowany.
- Wiem, jak to wygląda Lys. Ale spokojnie, ja śpię na górze u siebie, a Kastiel wybierze sobie jakieś łóżko na dole.
- A ja wolę twoje łóżko! - zaśmiał się Kas
- Zamknij się! - krzyknęłam, tym razem odsuwając telefon.
- Jessico, wiem jak Kastiel potrafi się  zachowywać - powiedział Lysander - dlatego zmuszony jestem prosić o nocleg u ciebie. Chcę mieć na niego oko.
Jestem pewna, że Lysander był cały czerwony. Ale nie przeszkadzała mi jego propozycja. 
- Jasne, znajdzie się jeszcze jedno łóżko - odpowiedziałam.
- Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale tego naprawdę wymaga sytuacja. Zaraz tam będę - dodał i się rozłączył.
- Ileż można gadać? Film już się zaczął - powiedział Kastiel. Usiadłam obok niego na sofie.
- Będziemy mieć gościa - zaczęłam
- Kogo? - spojrzał na mnie
- Lysandra.
- O nie, nie potrzebuję niańki! Poza tym, chcę cię mieć tylko dla siebie.. - dodał cicho
- To tylko jedna noc, poza tym będziesz u mnie spał ze trzy noce - westchnęłam - No chyba, że pogodzisz się z rodzicami i wrócisz grzecznie do domu - dodałam z nadzieją
- Nie licz na to - uśmiechnął się złowieszczo
- Więc Lysander sprawdzi, jak się będziesz zachowywać. Jeżeli przejdziesz tą próbę, to nie będzie tu spał kolejnej nocy.
- Gorzej niż w wojsku. Dobra, jakoś to zniosę - powiedział obrażony.
Uśmiechnęłam się i zaczęliśmy oglądać.

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział XIII

   Następnego dnia ruszyłam do szkoły. Chętnie poleżałabym sobie jeszcze w domu, ale nie chciałam mieć za dużo zaległości. Przy życiu utrzymywała mnie jedna myśl: Dziś piątek! Przed wyjściem ciocia powiadomiła mnie, że wyjeżdża na weekend do swojej starej znajomej, która ją zaprosiła. A że mieszka ona godzinę drogi stąd, to ciocia postanowiła trochę u niej posiedzieć. Takim sposobem miałam wolną chatę przez cały weekend. Z tego, co mówiła, gdy przyjdę ze szkoły do domu, to już jej nie będzie. Wróci w poniedziałek po południu. Ścisnęłam mocniej klucz do domu, który dała mi przed wyjściem do szkoły. "Nie powinnam go zgubić. Lepiej schowam go do plecaka" - jak pomyślałam, tak zrobiłam. Spojrzałam na telefon. Do przyjazdu autobusu zostało mi całe pięć minut. Na przystanku nie było żywej duszy. Cóż, nic dziwnego, z tego co wiem, przystanki autobusowe stały praktycznie co paręnaście metrów. Czasami Lysander przychodził na ten przystanek, ale w pobliżu miał też drugi, więc mógł sobie wybrać, na który pójdzie. Tym razem chyba wybrał ten drugi. Siedziałam więc sama, pogrążona w moich myślach. 
Po chwili przyjechał autobus. Wskoczyłam do niego i podeszłam do Rozali.
- Cześć Jess! - wykrzyknęła, zanim zdążyłam usiąść obok niej.
- Cześć Rozalia! Jak leci? - uśmiechnęłam się.
- W porządku. Właśnie rozmawialiśmy o tobie - spojrzała w kierunku Lysa i Kastiela.
- Cześć wam - przywitałam się
- Siemasz Jess - wyszczerzył zęby Kastiel
- Witaj Jessico - Białowłosy uśmiechnął się tajemniczo. Chyba myślał o wczorajszej sytuacji. Nie da się ukryć, że ja także. Tyle razy przestudiowałam w myślach każdy wczorajszy moment, że chyba zostanie mi w pamięci na długo. 
- Ziemia do Jess! - Roza machała mi dłonią przed twarzą. Chyba musiałam się trochę zamyślić.
- Sorki Rozalio, zamyśliłam się trochę
- "Trochę"? - zaśmiała się - chyba za dużo czasu spędzasz z Lysandrem.
- Co? Nie, to nie przez to.. - próbowałam nie spojrzeć w kierunku białowłosego. 
- Czy ja o czymś nie wiem? - wtrącił Kas, spoglądając na mnie uważnie - bo jeżeli tak, to chcę mieć tu zaraz raporty i świadków!
- Uspokój się Kastiel - odezwał się Lys. Jego głos był bardzo opanowany i spokojny. Czego nie można było powiedzieć o moim.
- Spoko stary, ja jestem spokojny. Mam tylko wrażenie, że Jessica coś przede mną ukrywa.
- Nawet jeśli, to może ma ku temu swoje powody? - Lysander nie dawał za wygraną
- Nie może mieć przede mną tajemnic, skoro ma zostać moją dziewczyną - Kastiel wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu. Nie mogłam tego dłużej słuchać, postanowiłam się wtrącić. 
- Ciekawe czemu nic o tym nie wiem - próbowałam mówić spokojnym głosem, choć w środku się we mnie gotowało.
- Sądząc po jej minie jest pozytywnie do tego nastawiona - zignorował moją uwagę
- Masz jeszcze jakieś inne, durne odpowiedzi tego typu?
- Ktoś tu się buntuje? - zaśmiał się
- Przypominam ci, że zawsze taka byłam!
- Wiem. To jedyna rzecz, którą w tobie lubię.
- Co za ściema... - mruknęłam pod nosem
- Co ty tam gadasz sama do siebie? - czerwonowłosy spojrzał na mnie uważnie.
- Nic, nic - zaśmiałam się
Rozalia oczywiście nie mogła mnie wesprzeć, ponieważ skręcała się ze śmiechu obok mnie. Lysander, sądząc po jego minie, chyba nie był zadowolony takim rozwojem akcji. W takiej "przyjemnej" atmosferze dojechaliśmy pod szkołę.

Lekcje, jak to lekcje mijały wolno. Kiedy w końcu dobiegły końca, postanowiłam jeszcze nie wracać do domu. Przecież i tak nikt tam na mnie nie czekał, więc tym samym, nikt się nie martwił. Poza tym był piątek. Tym razem nie poszłam tak jak zwykle na busa. Postanowiłam zrobić sobie mały spacer. Chciała uprzedzić o tym Rozalię, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Szłam spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. W pobliżu parku ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się.
- Co mają znaczyć te spacery? Grzeczne dziewczynki jadą grzecznie od razu do domu - spojrzałam w szare oczy Kastiela
- A ty jak zwykle bezbłędnie spełniasz rolę nachalnego zboczeńca - uśmiechnęłam się
- To nie moja wina. Taki już mój los - spojrzał w niebo - więc? Czemu nie pojechałaś do domu? - wrócił do mnie spojrzeniem.
- Cóż, dziś piątek, nikt się o mnie nie będzie martwił, więc trzeba z tego jakoś skorzystać - Kastiel nagle spoważniał - a ty? Dlaczego nie wracasz?
- Nie musisz wiedzieć - odparł szorstko
- Świetnie, a więc ty masz prawo wszystko o mnie wiedzieć, a ja o tobie nie?
- Skoro tak bardzo ciekawi cię moja osoba, to na pewno dasz się skusić na lody - uśmiechnął się szarmancko - chyba, że wolisz porobić coś innego - wrócił szyderczy uśmiech
- Łaaał, Kastiel zaprasza na lody? Jednak cuda się zdarzają? 
- Na twoim miejscu zgodziłbym się, zanim się rozmyśle.
- Wiesz, a ja miałam trochę inne plany...
- Nie pytałem cię o zdanie - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w kierunku budki z lodami
- To się już zalicza jako porwanie - powiedziałam, kiedy stanęliśmy w kolejce
- Nie czepiaj się szczegółów - odparł z uśmiechem
Kupiliśmy lody i poszliśmy w kierunku parku. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się... Było naprawdę wspaniale. Kasiel jednak umie się normalnie zachowywać. Nim zdążyłam się zorientować, minęły dwie godziny i byłam już trochę zmęczona.
- Kastiel, było bardzo miło, jednak ja już będę wracać - zaczęłam
- Jasne, spoko - dobry humor chyba go opuścił - ja jeszcze się gdzieś przejdę
- Nie wracasz już do domu? - zdziwiłam się
- Dziś nie. Rodzice wrócili z jakiegoś tam wyjazdu służbowego. Nie mam zamiaru ich widzieć.
- To nie wracasz do domu na noc? 
- Czy ja mówię po chińsku? Oczywiście że nie! - zezłościł się
- To gdzie ty będziesz spał?
Milczenie.
Nie bardzo wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Długo się nad tym zastanawiałam. W końcu postanowiłam zaryzykować.
- Kastiel..? - zaczęłam niepewnie
- Nie chcę żadnych wyrazów współczucia, jasne? Robię to z własnej woli! - zaczął się na mnie wydzierać
- Nie, ja nie o tym... Pomyślałam, że może... no, przenocujesz u mnie?
Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki od filiżanek. Chyba takich słów się nie spodziewał. W sumie, sama nie byłam pewna, czy mówię serio. No ale miałam pozwolić, żeby spał w parku na ławce? 
- Żartujesz sobie ze mnie? 
- Nie, mówię poważnie. Ciotki nie ma przez cały weekend, więc jeśli masz ochotę... 
- No pewnie, że mam! Jess, jesteś wielka! - ścisnął mnie tak mocno, że przez chwilę zastanawiałam się, czy mam wszystkie kości całe.
- Nie ma za co - zaśmiałam się - chodźmy
Ruszyliśmy w kierunku domu.

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział XII

    Odebrał po drugim sygnale.
Słucham? - po drugiej stronie usłyszałam ciepły głos Lysandra
- Cześć Lys. To ja, Jessica.
- Ach, to ty - chyba się uśmiechnął - miło cię usłyszeć.
- Mi ciebie też. Posłuchaj, nie zostawiłeś przypadkiem u mnie czegoś?
- Hmmm... raczej nie, dlaczego pytasz?
- Znalazłam taki mały notatnik...
- Znalazłaś go? - przerwał mi rozgorączkowany - Matko, znowu go zgubiłem.. zaraz u ciebie będę - rozłączył się.
Chyba jest dla niego bardzo ważny, skoro tak zareagował. Słychać było, że jest bardzo poruszony. Mimo wszystko cieszyłam się, że znowu go zobaczę. Spojrzałam na notatnik. 
- Co ty w sobie masz, że tak zareagował? - powiedziałam na głos.
Chciałam go otworzyć i przeczytać. Bardzo mnie to kusiło. Już miałam go to zrobić, kiedy w ostatniej chwili oprzytomniałam. "Przecież to jego prywatne rzeczy. Nie powinnam do niego zaglądać, nie wiadomo, co on tam pisze" - pomyślałam odkładając notatnik na biurko.
Po piętnastu minutach usłyszałam pukanie do moich drzwi.
- Proszę - drzwi lekko się uchyliły - Cześć Lys - uśmiechnęłam się na jego widok.
- Witaj Jessico - odwzajemnił uśmiech - wybacz, że przeszkadzam
- Żaden problem. Trzymaj - podałam mu notatnik
- Wielkie dzięki. On naprawdę wiele dla mnie znaczy - oderwał wzrok z notatnika i spojrzał na mnie - pewnie go przeczytałaś.
Zwrócił się do mnie tak, jakbym rozpowiedziała wszystkie jego najwstydliwsze sekrety.
- No co ty, oczywiście, że nie. Przecież nie mam prawa przeglądać czyichś rzeczy - uśmiechnęłam się. Lysander popatrzył na mnie uważnie.
- Popatrz mi w oczy - powiedział cicho
Spojrzałam. Patrzył na mnie bardzo intensywnie, ale nie spuściłam wzroku. Wręcz przeciwnie, nie mogłam go oderwać od Lysa. Po chwili usłyszałam:
- Cenię sobie to, że tego nie zrobiłaś. Naprawdę, teraz bardzo trudno znaleźć kogoś takiego, jak ty
- Skąd ta pewność, że tego nie zrobiłam? Może cię okłamałam?
- Nie okłamałaś. Widzę to - uśmiechnął się
Dobrze, że jednak nie dałam się zwieść pokusie i go nie otworzyłam. Mimo tej satysfakcji, nadal byłam ciekawa, co jest tam napisane.
- Lysander..? - zaczęłam niepewnie
- Tak?
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, co tam jest w środku, skoro to jest dla ciebie takie ważne?
Białowłosy zamyślił się. Już miałam się wycofać, żeby jednak nie mówił, bo to jego sprawa, gdy usłyszałam:
- Zapisuję tam teksty moich piosenek - spuścił wzrok
Jego piosenek? To on pisze? Zaczęłam go podziwiać.
-Naprawdę? To niesamowite, o czym piszesz? W sensie, jakie to piosenki?
- Różne, to zależy od mojego nastroju
- Zaśpiewasz mi kiedyś jedną z nich? 
- Bardzo chętnie - uśmiechnął się - Jessico, ja...
W tym momencie do pokoju wparowała moja ciotka
- Jess, mogłabyś mi powiedzieć, co... - spojrzała na Lysandra i zrobiła się czerwona - oj, wybacz, nie wiedziałam, że ktoś u ciebie jest - "dyskretnie" wycofała się z pokoju.
Miałam ochotę ją udusić. Musiałam jak na razie, powstrzymać mordercze zapędy. Spojrzałam na Lysandra
- Wybacz, nie zauważyła mnie jak wchodziłem - zaśmiał się
- To ja przepraszam za nią - odparłam rozbawiona - więc, co chciałeś powiedzieć? - spytałam niepewnie
- Aaaa to.. już nieważne - poczuł się zakłopotany tym co powiedział i próbował szybko zmienić temat - może przy innej okazji. Będę już wracał, pewnie Leo już jest w domu - uśmiechnął się i szybko zbiegł na dół po swoje buty. Zeszłam za nim.
- Mam nadzieje, że kiedyś przydarzy się jeszcze taka okazja - uśmiechnęłam się smutno. Wiedziałam, że to było coś ważnego, tylko nie wiedziałam co. 
Wyszliśmy na zewnątrz. Świeciła piękna pełnia, dookoła latały świetliki. Postanowiłam trochę odprowadzić Lysa. Szliśmy cicho obok siebie. Noc była bardzo cicha. Nagle poczułam, że złapał mnie rękę. Poczułam przyjemne ciepło. Serce zakołatało mi w piersi. Nawet wstrzymałam oddech. Nie chciałam, żeby cokolwiek zburzyło tą chwilę. 
- Nie powinnaś już wracać? - spytał cicho i mnie puścił
- T-tak.. chyba tak - zarumieniłam się
- Więc dobranoc. Dziękuję, że dotrzymałaś mi towarzystwa - uśmiechnął się, patrząc mi w oczy.
- Dobranoc Lysander - odpowiedziałam i odwróciłam się, by odejść. W głowie miałam mętlik. Usłyszałam jeszcze ciche "dobranoc Jessico" i ruszyłam w kierunku domu nie oglądając się za siebie. W połowie drogi zaczęłam biec by trochę ochłonąć. O niczym nie myślałam. Po prostu biegłam. W końcu zobaczyłam dom. Szybko weszłam po schodach, krzyknęłam, że już jestem i wparowałam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko nie ściągając kurtki. W tym momencie uderzyły mnie wszystkie myśli, których nie dopuszczałam wcześniej. Boże, zakochałam się? Te motylki w brzuchu, tysiąc myśli na minutę, niepokój. Może jestem tylko zmęczona? Próbowałam sobie to wmówić. Jednak głupie serce nie dawało się tak łatwo przekonać.

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział XI

     W końcu dotarliśmy do supermarketu. Nie odzywaliśmy się do siebie. Tak, jak pierwszego dnia czułam, że słowa są niepotrzebne, że wystarczy sama obecność. Było mi z tym dobrze. Zero słów, zero nieporozumień. Podeszliśmy do półek ze słodyczami i sokami. W końcu niechętnie, musiałam przerwać milczenie.
- Więc? Co weźmiemy? - spytałam.
- Może jakąś wodę mineralną?
-  Smakową?
- Czemu nie? - uśmiechnął się - Ty jesteś gospodynią, ty wybierasz.
- Nie zostawiaj mnie z tym samej - odwzajemniłam uśmiech
Lysander jednak pomógł mi w zakupach. Dowiedziałam się, że lubi ciastka jagodowe. Tak samo, jak mój brat.
Po zakupach przeszliśmy znowu przez park do mojego domu. Cała droga powrotna upłynęła nam na rozmowie. Pod mieszkaniem natknęliśmy się na Rozalię i Kastiela. Nie zauważyli, jak podeszliśmy.
- Cześć Roza! - zawołałam tuż za jej plecami. Aż podskoczyła ze strachu.
- Jess, ty idiotko! Wystraszyłaś mnie! O mało na zawał nie zeszłam. - zaśmiała się
- Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.
Kastiel nawet się nie uśmiechnął.
- Gdzie się szlajaliście? - miał pokerową twarz. Kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Może coś nie tak w szkole?
- Byliśmy po prowiant - pokazałam mu siatki z zakupami - stało się coś?
- Nie, kompletnie nic - prychnął
- Niby nic, a jednak coś - mruknęłam. Może Rozalia mi to później wyjaśni.
- No to zapraszam! - uśmiechnęłam się i wskazałam ruchem ręki, żeby poszli za mną. Kas cały czas był na coś obrażony. Miałam cichą nadzieję, że mu to przejdzie.

- Witajcie w moim królestwie!
- No, no niezłe masz to królestwo - zaśmiała się Roza i ruszyła w kierunku mojej szafy - Zrobimy mały przegląd.
- ŻE CO? ROZALIA NIE!!! - rzuciłam się w jej kierunku i zamknęłam szybko szafkę z moją bielizną - Zrobisz to kiedy indziej - szybkim ruchem zatrzasnęłam szufladę. Rozalia chyba zorientowała się w sytuacji, bo popatrzyła dziwnym wzrokiem na chłopców.
- Oj no dobrze, ale obiecujesz?
- Obiecuje - odparłam z ulgą
Kastiel zwijał się ze śmiechu. No cóż, przynajmniej humor mu się poprawił. Lysander udawał, że niczego nie usłyszał, jednak zauważyłam na jego twarzy cień uśmiechu.
- Fajne masz łóżko, takie wygodne - powiedział rozbawiony Kastiel, rozkładając się na moim łóżku
- Co za idiota... - powiedział cicho Lysander i uderzył się w czoło.
- No co? - zaśmiał się - Jess, chyba nie powiesz, że tak nie jest? 
- Dobra, zostawmy temat mojego łóżka na inne okazje - chciałam dać Kastielowi do zrozumienia, że pora zmienić temat.
- To będą jakieś inne okazje? Nie mogę się doczekać - popatrzył na mnie zalotnie
- Jessico, przypomniało mi się, że miałem dać ci lekcje - Lys rzucił czerwonowłosemu ostrzegawcze spojrzenie i podał mi swój zeszyt
- Dziękuję Lys - spojrzałam w jego dwukolorowe oczy
- To żaden problem - uśmiechnął się
- No dobra, to opowiadajcie, co było dziś w szkole - chciałam zmienić temat, bo Kastiel znowu zaczął robić te swoje miny.
- Ja chcę opowiadać! - powiedziała Roza i zaczęła opowiadać.
Mimo jej słów każdy chciał wtrącić coś swojego w opowiadanie. Powstał totalny chaos i niewiele z tego zrozumiałam. Jednak dowiedziałam się dwóch rzeczy. Po pierwsze, do szkoły zapisali się bliźniacy. Jeden Armin, drugi.. chyba Alexy. Czułam, że będzie wesoło dzięki nim w szkole. Po drugie, szkoła coś szykuje dla uczniów. Peggy, nasza reporterka szkolnej gazetki i dziennikarka w jednym podejrzewa, że to będzie bieg na orientacje. Pierwszy raz słyszałam o czymś takim. Ciekawe, na czym to w ogóle polega. Jednak, kiedy Roza zaczęła mi to tłumaczyć, wtrącił się Kastiel, a zaraz potem Lysander i nic z tego nie zrozumiałam. Wiedziałam tylko, że to odbędzie się w lesie i trzeba dobrać się w pary.
- Zaklepuję Jess! - krzyknął Kastiel
- Jessica nie jest rzeczą, żeby można było ją "zaklepać". Poza tym, może ma coś przeciwko temu? - powiedział Lysander i spojrzał na mnie.
Byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nawet nie wiedziałam o co w tym chodzi.
- Dajcie jej spokój, nawet nie wiadomo jeszcze, czy to na pewno będzie bieg. Przecież powiedziała to Peggy, a nie dyrektorka.
- Może i masz racje, ale i tak jestem z Jess - czerwonowłosy nie dawał za wygraną. Lysander westchnął ciężko.

Nie mogliśmy się nagadać. Zapadał zmrok, a my dalej siedzieliśmy i rozmawialiśmy. W końcu Rozalia postanowiła już wracać, ponieważ umówiła się z Leo o ósmej.
- Kto to Leo? - pierwszy raz słyszałam o kimś takim.
- Nie opowiadałam ci? Wybacz, Leo to mój chłopak, pracuje w sklepie z ubraniami. Wiesz, ten duży, fioletowy sklep, obok supermarketu.
- A no tak, wiem który. I ten facet z czarnymi włosami, który mnie obsługiwał..?
- To był właśnie Leo, mój chłopak, a starszy brat Lysandra.
- Naprawdę? - spojrzałam na białowłosego - Czemu nie mówiłeś, że masz brata?
- Bo nie pytałaś - odparł z uśmiechem
No tak, mogłam się domyślić. Leo może i nie miał dwukolorowych oczu, jak jego brat, ale miał podobny styl ubierania się, oraz podobne rysy twarzy. 
Rozalia zaczęła się zbierać do wyjścia. Razem z nią Kastiel i Lysander.
- Było bardzo miło, może kiedyś jeszcze nas zaprosisz - powiedział cicho białowłosy, wpatrując się w moje oczy. Zrobiło mi się ciepło.
- Oczywiście, moje drzwi są zawsze dla was otwarte - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Okna też, jakbym chciał się włamać? - wyszczerzył zęby Kastiel.
- Jeśli ktoś nie wie, do czego służą drzwi, to mogę też okna otworzyć - odwzajemniłam szyderczy uśmiech
- Taka mała, a tak pyskuje.
- Nie jestem mała! Przypominam ci, że jeszcze "rosnę"
- Tak, oczywiście - zaśmiał się.
Odprowadziłam ich do wyjścia. Lysander wychodził ostatni. Zatrzymał się przed drzwiami i obrócił do mnie
- Do zobaczenia, Jessico - uśmiechnął się
- Do zobaczenia - pożegnałam się i zamknęłam drzwi. 
Wróciłam do pokoju. Nie było śladu, że ktoś tutaj był. Łóżko zaścielone, dywan poprawiony. Wszystko sprzątnął Lysander, kiedy weszłam do łazienki. Myślał, że nie zauważę. Byłam mu bardzo wdzięczna. Kątem oka dostrzegłam zeszyt z notatkami, który mi zostawił. Wzięłam się za przepisywanie wszystkiego do swojego zeszytu. Nie zajęło mi to długo, kiedy skończyłam było po ósmej. Rzuciłam się na łóżko. I wtedy go zobaczyłam. Mały notatnik, który leżał obok poduszki. Zajrzałam na pierwszą stronę i rozpoznałam pismo Lysandra. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam jego numer.

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział X

     Popatrzyłam na zegarek, dochodziła pierwsza. Lekcje powinny trwać jeszcze jakieś dwie godziny. Postanowiłam nadrobić trochę materiału z biologi. Otworzyłam podręcznik i właśnie w tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. "Niemożliwe, żeby tak szybko przyszli. Zostały jeszcze dwie lekcje" pomyślałam i próbowałam skupić się na temacie genetyki. Usłyszałam, jak ciocia otwiera komuś drzwi, ale nie obchodziło mnie, kto to. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę! - zdziwiło mnie to, że ciotka puka do mojego pokoju. Po chwili drzwi delikatnie się uchyliły.
- Jess, masz gościa - uśmiechnęła się i ruchem ręki wskazała na postać stojącą za nią.
- Witaj Jessico - spojrzałam w dwukolorowe oczy.
- Lysander! Co tu robisz tak wcześnie? - uśmiechnęłam się
- To ja jestem na dole, gdybyście czegoś potrzebowali - wtrąciła ciotka i cicho zamknęła za sobą drzwi. Po chwili dało się słyszeć, jak schodzi na dół po schodach.
Białowłosy niepewnie usiadł na łóżku obok mnie.
- Wiesz, ja... nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę. 
- A co na to Rozalia? I... Kastiel?
- Nie mieli nic przeciwko. Nataniel mnie zwolnił.
- Więc reszta przyjdzie za jakąś godzinę.
- Owszem - spojrzał na mnie - już się lepiej czujesz? - spytał z troską w głosie.
- Tak, już mi lepiej.
Lysander ciężko westchnął. Miałam wrażenie, że chce mi coś ważnego powiedzieć, ale zanim to powie musi rozważyć wszystkie za i przeciw. Jego wzrok przez chwilę był nieobecny. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc cicho siedziałam obok niego. W końcu się odezwał. 
- Może to trochę głupie, ale kiedy usłyszałem, że źle się poczułaś, naprawdę się wystraszyłem - uśmiechnął się smutno
- To nie jest głupie - popatrzyłam na niego - to bardzo miłe. Jeszcze nikt się o mnie tak nie martwił.
- Niemożliwe. A Ken? Przecież jest w tobie bardzo zakochany. 
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się
- Wiesz... to.. to widać bardzo wyraźnie. Ten chłopak naprawdę cię kocha.. - zmieszał się.
- Ale, jak widzisz, z nim jest inaczej. 
- Inaczej? 
- Tak. Trudno mi to wytłumaczyć.
Wydaje mi się, czy Lysander nagle... posmutniał? Dlaczego rozmawiamy o Kenie? Nie chciałam o nim rozmawiać.
- Lysander wszystko w porządku?
- Tak, ja tylko.. nie ważne.
- Wiesz, może przejdziemy się trochę? Pójdziemy do sklepu, pomożesz mi wybrać coś dobrego do jedzenia - nie chciałam, żeby znowu popadł w taką zadumę, jak wcześniej.
- Wspaniały pomysł. Może przejdziemy przez park? - w końcu się uśmiechnął
- Jasne - odwzajemniłam uśmiech - tylko daj mi chwilkę, przebiorę się.
- To może ja poczekam na ciebie na dole - zrobił się cały czerwony.
- Spokojnie, Lys. Przecież nie będę robiła przed tobą striptizu, przebiorę się w łazience obok - zaśmiałam się
- Kastielowi by to nie przeszkadzało 
- Ehhh, wiesz, jaki jest Kastiel. Daj mi pięć minut - powiedziałam i wzięłam turkusowy podkoszulek i czarne spodenki. Weszłam do łazienki. Szybko jakoś się ogarnęłam. Popatrzyłam na siebie w lusterku. Cóż, cudu nie będzie.  Nie chciałam się więcej gramolić, więc weszłam do pokoju. Lysander siedział na łóżku i wpatrzony był w "Telefon od Anioła" - świetną książkę, którą właśnie czytałam. Tak go wciągnęło, że nie zauważył jak weszłam do pokoju. Cicho podeszłam do niego.
- Podoba ci się? - spytałam.
Chyba nieźle go wystraszyłam, bo zrobił się cały blady.
- Och, to ty Jessico. Wybacz mi, nie mogłem się powstrzymać. Ma bardzo ciekawy tytuł - spojrzał na książkę
- To prawda - uśmiechnęłam się - ale dalej nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Podoba ci się?
- Tak, bardzo mnie zaciekawiła. Wypożyczyłaś ją z biblioteki?
- Nie, to moja książka. Chętnie ci ją pożyczę, jak skończę.
- Byłbym wdzięczny - odwzajemnił uśmiech - widzę, że jesteś już gotowa. Wychodzimy?
- Jasne, chodźmy.

Pogoda była naprawdę piękna. Dookoła szumiał lekki wiatr. Na niebie nie było widać żadnych chmur. Uwielbiam taką pogodę, wszystko się układało, żadnych problemów nie miałam. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Białowłosy spojrzał na mnie.
- Co cię tak rozbawiło? - spytał z uśmiechem
-  Po prostu wszystko jest wspaniale.
- Cóż za optymizm - zbliżył się - ja też się do tego przyczyniam? - dodał cicho
- Ty też, w większym stopniu - spuściłam wzrok
W tym momencie to sobie uświadomiłam. To Lysander wprawiał mnie w dobry nastrój. Jego obecność. Ciągłe myśli o jego dwukolorowych oczach. Mój dobry humor. Boże... czemu ja o tym myślę? Muszę natychmiast przestać! Starałam się wrócić myślami do pogody. Jednak mimo wszystko, było to bardzo trudne mając świadomość, że obok mnie idzie Lysander.  




poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział IX

   Rano obudził mnie krzyk ciotki.
- Jessica! Żyjesz?! Już dwadzieścia po siódmej!
Nie miałam większego wyboru. Wygramoliłam się z łóżka i zwlokłam na dół mało przytomna.
- Ciociu, nie najlepiej się dziś czuję. Wolałabym zostać dziś w domu.
W sumie to nawet nie udawałam. Potwornie bolała mnie głowa.
- Jasne, nie ma problemu. To ja skoczę po jakieś warzywka na bazar i może jeszcze do supermarketu zajrzę. Nie będzie mnie ze dwie godziny. Poradzisz sobie?
- Jasne ciociu, nie mam pięciu lat 
- Tylko się upewniam. To na razie!
Wyszła. Zostałam sama. Postanowiłam jednak się ubrać i zrobić jakieś śniadanie. Weszłam do pokoju i w tym momencie zadzwonił telefon, dzwoniła Rozalia.
- Cześć Roza
- Cześć Jess! Co ty, postanowiłaś się przespacerować? 
Nie myślałam, że tak szybko moja nieobecność zostanie zauważona. Już miałam odpowiedzieć, kiedy usłyszałam jakieś trzaski i w słuchawce rozległ się głos Kastiela.
- Jesteś okropna! Czemu nie powiedziałaś, że idziesz na piechotę? Dotrzymałbym ci towarzystwa.
W tle słychać było Lysandra, który wyrażał swoje niezadowolenie po słowach Kasa.
- Ech, ja nie idę dzisiaj do szkoły. Źle się czuję.
- Ej słyszycie? Jess jest chora - Czerwonowłosy przekazał informację.
- Daj mi ją! - rozkazał Lysander
- Spokojnie stary! Masz.
- Witaj Jessico, wszystko w porządku? - Lysander w końcu dostał się do telefonu.
- T-aak, w porządku - byłam zaskoczona jego troską
- Cieszy mnie to - w wyobraźni widziałam jak się uśmiecha
To irracjonalne, ale bardzo chciałam go teraz zobaczyć. 
- Nie przejmuj się tak - uśmiechnęłam się
- Jak mógłbym się tobą nie... ekhem, w każdym razie, nie miałabyś nic przeciwko, żebym po szkole wpadł do ciebie i przyniósł ci lekcje?
Chyba czytał mi w myślach.
- Oczywiście, że nie miałabym nic przeciwko. Moje drzwi są zawsze otwarte - byłam szczęśliwa
- Wspaniale. Nie mogę się już doczekać.
- Ja też przyjdę! - w tle dało się słyszeć głos Kastiela.
- I ja! - dołączyła się Rozalia.
- Wpadajcie - zaśmiałam się. 
Jestem szczęściarą, że mam tak wspaniałych przyjaciół. Tak, przyjaciół. W starej szkole zauważali dopiero po tygodniu, że jestem nieobecna. Jeśli w ogóle zauważali. Cóż, nie cieszyłam się zbytnią popularnością wśród znajomych. A tu proszę. Uśmiechnęłam się.
- To szykuj łóżko - zaśmiał się Kas.
Gdzieś z tyłu Lysander wygłaszał głośno swoją opinię na temat niestosownych słów Kastiela. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. 
- Jasne, wszystko przyszykuję - odparłam rozbawiona.
- Trzymamy cię za słowo - krzyknęła Rozalia.
- To do później!
- Do później! - odparli chórem i się rozłączyli.
Cały czas się uśmiechałam. Oni są wspaniali. Zaczęłam sprzątać pokój. Ścierałam kurze, układałam książki, trzepałam dywan. Nawet okna umyłam. Byłam pełna pozytywnej energii, w tle leciały moje ulubione piosenki. Pierwszy raz się tak czułam. Taka naprawdę szczęśliwa. 
Kiedy w końcu skończyłam dochodziła dwunasta.  
Z dołu usłyszałam głośny krzyk ciotki, która oznajmiała, że już wróciła. Zbiegłam na dół
- Co tak długo?
- Musiałam po drodze pozałatwiać parę spraw - spojrzała na mnie podejrzliwie - coś się stało?
- Nie, nic a nic - odparłam rozbawiona
- To skąd ten dobry humor? - uśmiechnęła się
- Czemu miałby być zły? Aha, ciociu, później wpadną do mnie znajomi. Nie masz nic przeciwko?
- Nie, no co ty. To nawet dobrze, nie myślałam, że tak szybko znajdziesz znajomych - uśmiechnęła się i weszła do kuchni rozpakować zakupy.
Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie wiem, dlaczego, ale nie mogłam oderwać myśli od Lysandra i tych jego oczu...